Śnieg prószył coraz mocniej. Warszawskie ulice pełne były
zasp. Przejeżdżając przez całe swoje osiedle obserwowała bawiące się dzieci i
gromady ludzi zmierzające do swoich domów- na spotkania z rodziną i
najbliższymi. Blado uśmiechała się na ten widok. Było jej najzwyczajniej
smutno. Była Wigilia, a ona zmierzała na nocny dyżur do szpitala. Dodatkowo
dobijał ją Piotr. Wrócili do siebie zaledwie 2 miesiące temu, po nie małych
perypetiach, a zdążyli już się pokłócić do tego stopnia, że już z dobry tydzień
nie mieli ze sobą kontaktu. Planowali te święta spędzić wspólnie. Oboje mieli
mieć wolne i chcieli się sobą nacieszyć, ale ich plany zaburzyło zaproszenie na
święta do Krakowa, które telefonicznie przekazała im matka chirurga.
Wystraszyła się. Ona- Hana Goldberg była przerażona perspektywą spotkania z
najbliższymi swojego ukochanego i
spędzenia z nimi tych kilku dni. Sama się sobie dziwiła, bo ostatecznie nigdy
nie miała takich problemów z nawiązywaniem nowych znajomości, ale chyba przerosło ją to, że ich związek
nabrałby poważnego charakteru. Nie była chyba jeszcze na to gotowa. Poza tym
martwiła się, czy zostanie zaakceptowana jako przyszła synowa. Rozumiała Piotra, że chce rodzinnie spędzić
ten czas, ale ona nie umiała się przełamać. Żałowała tylko teraz, że mu o tym
nie powiedziała, a doprowadziła do zbędnej awantury. Chyba jedynym plusem tej
sytuacji było to, że Darek może spędzić Boże Narodzenie z żoną, a nie w
szpitalu tak jak mówił grafik. Co prawda ona też nie musiała być na miejscu, bo
Stefan uznał, że wystarczy jeśli będzie pod telefonem, ale nie kusiło jej
samotne siedzenie w domu przed telewizorem oglądając kolejny raz
„Kevina…”. Latoszkowie pojechali do
matki Leny, a Przemek dzielnie pracował na misji, czyli jednym słowem nie miała
nawet, gdzie się zaszyć. Cały czas też myślała o Piotrze. Uznała, że pewnie
jednak pojechał do rodziców. Szkoda jej było, że nie wysłał nawet krótkich
życzeń. Ostatecznie mogła się spodziewać, że dalej był na nią zły i po jego
powrocie czeka ich poważna rozmowa, czy nawet rozstanie. Nagle poczuła, że jej
samochód nie jedzie tak jak powinien. Zatrzymała się na poboczu i wysiadła.
Zaklnęła pod nosem widząc przebitą tylną oponę swojego Suzuki. Spojrzała na
zegarek. Miała dosyć sporo szczęścia. Dochodziła dopiero 16.30, więc mogła z
tego lasu zrobić sobie spacer do szpitala. Zamknęła samochód uznając, że rano
wróci po niego i zmieni jakoś to koło. Ruszyła wzdłuż drogi w stronę Leśnej
Góry. Co chwilę ślizgała się na lodzie,
a utrzymaniu równowagi nie pomagały jej ukochane obcasy. Zdawała sobie sprawę, że kierowcy w mijanych
ją samochodach musieli mieć z niej niezły ubaw. Co jakiś czas ktoś na nią
trąbił wprawiając lekarkę w jeszcze większą wściekłość. Po przeszło 30 minutach
udało jej się dotrzeć bezpiecznie na przyszpitalny parking. Od razu zmieniła
swój krok na bardziej pewny. Jak się okazało los bywa przewrotny. Idąc już do drzwi wejściowych nie zauważyła
zamarzniętej kałuży i dość niefortunnie
stanęła. Poczuła jedynie, że traci grunt
pod nogami i z impetem runęła na ziemię. W momencie oblała się rumieńcem. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz zdarzyło
jej się fiknąć takiego kozła. Zdenerwowała się jeszcze bardziej na siebie
dzisiejszego dnia. Przypomniało jej się, że w dalszym ciągu leżała centralnie
przed drzwiami. Rozejrzała się dookoła. Na jej szczęście nikt jej nie widział.
Jeszcze brakowało by docinków ze strony znajomych. Szybko, ale ostrożnie pozbierała się z ziemi.
Powoli weszła do szpitala i równie leniwie ruszyła korytarzami w stronę pokoju
lekarskiego. Pustka panowała w całym szpitalu. Praktycznie nikogo nie spotkała.
Podobnie było w lekarskim. Żadnej żywej duszy. Westchnęła cicho. Przebrała się
w kitel i zebrała swoje dokumenty z biurka. Nastawiła sobie ekspres na kawę i
podeszła do okna. Przyglądała się białemu puchowi, który otulał całą okolicę.
Mimo, że kochała lato to widok sypiący płatków śniegu, zwłaszcza w Polsce
sprawiał, że było jej cieplej na sercu. Przymknęła błękitne oczy. Rozmarzyła
się, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Jej myśli krążyły wokół Gawryły i ich
przyszłości. Już całkowicie zapomniała o złości. Miała w głębi siebie nadzieję,
że nie potraktował jej słów serio. Jednak nie powinna mówić mu, że żałuje ich
związku i nie widzi ich wspólnej przyszłości, bo w rzeczywistości tak przecież
nie było. Pragnęła zostać jego żoną i mieć z nim dzieci. Było jej teraz wstyd.
Zaczęła kombinować, jak udobruchać po tym wszystkim chirurga. Poczuła dłoń na
swoim ramieniu. Przez moment myślała, że to właśnie on jej dotyka. Odwróciła
się otwierając oczy.
-Cześć Hana.- przywitał się z nią Dryl.- Ty tutaj? Wigilia w
szpitalu?
-Hej Szymon.- spojrzała zawiedziona na bruneta.- No tak
jakoś wyszło, że nie miała planów, więc zamieniłam się z Darkiem dyżurami. A Ty
co tutaj jeszcze robisz? Myślałam, że psycholodzy mają wolne w Święta.
-No fakt. Mam wolne, ale po drodze do rodziców zajrzałem po
kilka papierków.- mężczyzna zbliżył się niebezpiecznie.- Słuchaj Hana, mam
propozycję. Skoro spędzasz sama ten czas to może pojedziesz ze mną, co?
Przynajmniej będziesz mieć towarzystwo.
Dziewczynę dosłownie zamurowało.Wiedziała, że ten facet jest bardzo
bezpośredni, ale jego bezczelny ton po prostu zbił ją z nóg. Dawno nie wściekła
się na nikogo tak bardzo. Jak on to sobie wyobraża? Mając faceta pojedzie z
innym zakochanym w niej po uszy gościu do jego rodziców i co? Będzie traktowana
jak jego koleżanka z pracy, która akurat nie miała nic do roboty w domu? Chyba
jednak zbyt dobrze znała takie zagrywki.
-Wiesz. Nie dzięki. Wolę popilnować moich pacjentek.-
rzuciła ginekolog powstrzymując swoje emocje, byleby tylko nie wybuchnąć.-
Przepraszam. Muszę iść. Cześć.
Blondynka starając się zachowywać jak najbardziej naturalnie
ominęła lekarza i porwała drżącą dłonią kubek z gorącą kawą. Kolejny pech jej
nie ominął dzisiejszego dnia. Narzuciła
sobie najwidoczniej zbyt duże tempo i cała zawartość naczynia wylała się na jej
jasny sweter pozostawiając na jego środku duży, ciemny ślad. Zaklnęła w głowie. Jedynym szczęściem było
to, że nie zalała dokumentacji trzymanej w ręce, bo tego by sobie nie
podarowała.
-Daj pomogę Ci.- zaoferował się natychmiast Szymon
rzucając się na pomoc z paczką
chusteczek higienicznych.- Ściągnij to. Im szybciej zapierzesz, tym mniejsza
plama zostanie.
-Dzięki za dobrą radę.- odparła wzburzona Goldberg spoglądając
na rozmówcę spod byka.-Poradzę sobie sama.
-Jak wolisz.- odpowiedział zrezygnowany mężczyzna.- Ja się
zbieram w takim razie. Jakby co to daj znać. Możesz wpaść do nas w każdej
chwili w Święta. Cześć!
-Zapamiętam.- rzuciła od niechcenia kobieta. Miała go dość.-
Cześć!
Kiedy tylko wyszedł Hana uderzyła rękoma z całej siły o blat
biurka obok, którego stała. Chciała jakoś odreagować ten dzisiejszy dzień. Chwilę tak trwała uspokajając nieregularny
oddech. Jednak adrenalina bardzo mocno na nią oddziaływała. Ostatecznie zdjęła pospiesznie kitel, a
następnie poplamione ubranie. Przez jej
ciało przeszedł dreszcz zimna. Nie było to jednak rozsądne ubierać cieniutką, luźną koszulkę nawet do
ogrzewanego szpitala. Odłożyła rzeczy na
biurko i ponownie nalała sobie kawy. Wiedziała, że inaczej zaśnie w połowie
pracy. Wzięła wszystko, co było jej potrzebne i poszła na swój oddział, po
drodze zahaczając o łazienkę w celu ratowania ukochanej odzieży. Dochodziła już 19. Tak jak myślała wcześniej
wszędzie panował spokój. Kompletnie nic się nie działo. Dodatkowo nie miała z kim porozmawiać. W
Leśnej Górze, oprócz ginekologii działała tylko Izba Przyjęć, na której
dyżurowała Agata, z którą nie miała w ogóle ochoty się widzieć. Zdążyła
wypełnić już wszystkie zaległe papierki, więc jedyne, co jej pozostawało to czekanie na jedyne szczęście
tego wieczora, czyli nagły poród. Tymczasem odjechała fotelem od swojego stołu
i zbliżyła się do okna. Wyciągnęła wygodnie nogi na parapecie i wpatrywała
się obraz za szybą. Widok zaśnieżonego
parkingu oświetlonego światłem latarni, a w oddali zasnutych mrokiem alei
otaczającego szpital parku, miały w sobie jakiś hipnotyczny urok i wprawiały
dziewczynę w niesamowity nastrój. Z
jednej strony niesamowicie jej się podobał i intrygował, a z drugiej bałaby się
sama zatopić w gąszcz tych drzew. Dopiła
zimną już kawę i dalej rozmyślała. W jej głowie ponownie zagościł Piotr. Bardzo
jej go brakowało. Zdawała sobie sprawę, że tylko z nim nie zawahałaby się i
weszła nocą w takie niebezpieczne miejsce. Czułaby się bezpieczna. Wzięła do
ręki swój telefon. W dalszym ciągu nie miała żadnych wiadomości od ukochanego.
Chciała spróbować jeszcze do niego zadzwonić, ale ostatecznie jej zamiar
odszedł równie szybko, jak przyszedł. Nie zauważyła nawet, kiedy powieki
zakryły jej oczy i odpłynęła w krainę snów. Nagle ocknęła się. Nie wiedziała, ile spała. Obudził ją dotyk,
ale dalej udawała, że śpi. Ktoś trzymał ją
za dłoń, a najwidoczniej drugą gładził policzek. Następnie przeniósł
swoje ruchy na jej kark. Serce biło jej jak oszalałe, ale poddawała się z
przyjemnością tym pieszczotom. Delikatny masaż rozluźnił ją i nerwy dzisiejszego
dnia odeszły gdzieś daleko. Niechętnie uniosła twarz nieco ku górze i
spojrzała. Oniemiała.
-Cześć.- rzekł Piotr uśmiechając się do niej najszczerzej
jak potrafił.
-Piotr? Co ty tutaj robisz?- oparła zaskoczona kobieta. W
odpowiedzi usłyszała tylko ciepły śmiech mężczyzny.- Dlaczego się śmiejesz?
-Z Ciebie. Wyglądasz co najmniej jakbyś ujrzała ducha.-
starał się opanować, ale mina Hany wcale mu w tym nie pomagała. Przekrzywił
głowę w bok.- Chyba nie myślałaś, że zostawię Cię samą dzisiaj w szpitalu?
-Bardzo zabawne. Szczerze? To tak właśnie myślałam. Nie
mieliśmy ze sobą kontaktu od czasu wyprowadzki. Uznałam, że jednak wyjechałeś.
-Daj spokój. Było minęło. Jak widzisz jestem przy Tobie i
nigdzie się nie wybieram.- powiedział tym razem już całkiem poważnie Gawryło
chwytając panią doktor za dłonie i pociągając je, aby zmusić ją do wstania.
Dziewczyna bez słowa spełniła życzenie ukochanego. Myślała,
że zaraz zacznie skakać z radości. Stanęła naprzeciw niego. Nie musiała długo
czekać na jego reakcję. Zagarnął ją w swoje ramiona. Wtuliła się w niego.
-Dobrze. Koniec tego dobrego. Zbieraj się.
-Co? Ja mam nockę.- zapytała kobieta, jakby znajdowała się w
jakimś letargu.
-Z tego co wiem to masz być pod telefonem. Wcale nie musisz
tutaj siedzieć. No ubieraj się i zabieraj swoje rzeczy. Mam coś dla Ciebie i
musimy już jechać.- podał jej płaszcz.-A za ten brak swetra to się policzymy
później.
Goldberg spojrzała jedynie na niego z mieszaniną złości i
zdziwienia. Słuchała go jednak bez żadnego
sprzeciwu. Po chwili szli już trzymając się za ręce wzdłuż korytarzy w kierunku
wyjścia. Przekroczyli próg szpitala, a
ich twarzy uderzyło mroźne, wieczorne powietrze. Napięcie między nimi rosło. Zaczęli biec.
Kobieta ponownie zaczęła się ślizgać. Piotr niewiele myśląc podniósł ją na ręce
i okręcił się kilka razy wokół własnej
osi. Zaczęli się śmiać.
-Wariat!- krzyknęła Hana oplatając rękoma jego szyję.-
Przewrócisz się.
Widziała, że jej uwagi nie zrobiły na nim najmniejszego
wrażenia. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem i zamilkła. Dopiero, gdy musiał otworzyć samochód,
postawił ją na ziemię. Wpuścił dziewczynę do środka, a sam w mig zasiadł po
stronie kierowcy.
-Swoją drogą to, gdzie jest Twój samochód? Przyjechałaś
taksówką?
-Nie pytaj lepiej.-odparła bez zastanowienia.- Powiedz mi.
Gdzie mnie porywasz?
-Nic nie powiem. To ma być niespodzianka. Chyba, że mi nie
ufasz?- rzekł prowokacyjnie mężczyzna z nonszalanckim uśmiechem.
-Tobie? No oczywiście.- zapewniła lekarka całując go w
policzek, a następnie wtuliła się w jego ramię.
Musiała przyznać, że jednak poczuła ulgę, że o niej nie
zapomniał ot tak. O nic więcej nie pytała. Cieszyła się tylko tym, że są razem.
Po niecałych trzydziestu minutach wyjechali z miasta, a Piotr skręcił w jedną z
leśnych ścieżek. Nie jechali jednak zbyt długo. Jej oczom ukazał się niewielki
domek stojący samotnie na wielkiej polanie. Była trochę zaskoczona. Opowiadała kiedyś chirurgowi, że chciałaby
kiedyś w takie miejsce jechać, ale nie sądziła, że będzie o tym pamiętał. Zaparkował na podjeździe i wysiedli z
samochodu. Czuła na sobie badawczy wzrok
mężczyzny. Nie zwracała jednak na to uwagi.
Ramię w ramię przeszli przez podwórze i werandę. Przekroczyli próg domu.
W środku było ciepło, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu zmieszany z nutą
wanilii. W przedpokoju trochę na oślep zdjęli swoje kurtki i buty. Jak sądziła
Hana, z salonu wydobywało się jedyne światło w całym domu. Tam też poprowadził
ją chirurg. W centralnej części
pomieszczenia stał kominek, w którym strzelały przyjemnie iskierki ognia. Nieco
w rogu stała niewielka choinka. Na stoliku znajdowała się miska z przeróżnymi i,
jak na jej oko, domowymi ciastkami oraz piernikami, a obok niej dzbanek z
parującym napojem i dwoma kubkami. Na
ziemi pod kominkiem leżał rozłożony koc, a co jakiś czas porozstawiane były
malutkie świece. Łzy stanęły jej w
oczach. Całe wnętrze, które było bardzo przytulne i panująca atmosfera
sprawiły, że wzruszyła się. Objął ją ramieniem i rzucił krótkie „Chodź.” . Nie opierała mu się.
Poprowadził ją praktycznie na sam środek pomieszczania. Wziął ze stołu
wcześniej niezauważony przez nią opłatek. Przełamał go na pół i podał jej
kawałek.
-Hana. Wiem, że może nie tak wyobrażałaś sobie nasze Święta,
ale zadaję sobie sprawę, że trochę za mocno na Ciebie naciskałem. Przepraszam. Co mógłbym nam życzyć? Chyba
jednego, żebyśmy wytrwali ze sobą. Wszystko inne uda nam się wspólnie pokonać.
-Nie obwiniaj się. Oboje zbyt bardzo chcieliśmy postawić na
swoim. Ale dobrze to ująłeś. Jeśli tylko będziemy razem, to wszystko będzie
dobrze. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
Połamali się opłatkiem i mocno przytulili się do
siebie. Delikatnie i czule pocałowali
się. Piotr odłożył wszystko z powrotem na miejsce. Hana nachyliła się w jego
stronę.
-Nie chce mi się jeść.- powiedziała widząc, że mężczyzna
sięga po przygotowane przez niego słodycze.
-Doprawdy?
Dziewczyna tym razem nic nie opowiedziała. Pociągnęła go
niezbyt mocno w swoją stronę. Pocałowała go dość dosadnie. Pragnęła go tu i teraz. Stał naprzeciw niej i
przyciągnął ją w talii. Zarzuciła mu ręce na szyje. Musnął jej ust. Jego miękkie wargi
rozgrzewały ją jeszcze mocniej. Napięcie między nimi zaczęło rosnąć. Z początku
nieśmiałe i badawcze pieszczoty zaczęły nabierać większej namiętności. Całowali
się szybko, a ich języki toczyły ze sobą walkę. Przymknęła oczy, gdy Piotr
zaczął obdarowywać czułościami jej szyję
i ramiona. Wplótł dłonie w jej blond włosy. Błądziła rękoma po jego torsie i niezgrabnie
odpinała guziki błękitnej koszuli. Zsunęła ją z niego i rzuciła gdzieś za siebie. Przejęła inicjatywę. Wpiła się w jego usta drażniąc jednocześnie językiem
jego podniebienie. Przejechała na jego policzki i od nich ścieżką przez kark
przeszła na ramiona i klatkę piersiową. Czuła, że z każdą pieszczotą jej
mężczyzna wzdryga się. Po prostu wiedziała, że uwielbia to i zaczyna powoli
odpływać. Nie chciała mu jednak na to za
szybko pozwolić. Popchnęła go lekko dając znak, żeby wylądował na ziemi. Dopiero teraz zauważyła, że on również, jak
uprzednio ona miał zamknięte oczy. Spojrzała teraz w ich błękit. Błyszczały.
Płonęły niemal identycznym jak te iskierki ognia w kominku. Uśmiechnęła się uwodzicielsko,
a on prawie padł na koc. Zaśmiała się, gdy pociągnął ją za sobą. Nie pozwoliła
mu jednak na nic innego. Szybko musnęła jego warg. Poczuła jego dłonie pod
swoją koszulką, która po chwili zawędrowała w ślad za koszulą Piotra. Nachyliła się ponownie nad nim. Opuszkami
palców gładziła jego ledwie zarysowane mięśnie na brzuchu. Wiedziała, że nie jest typem pakera, ale za
każdym razem przyjemniej jej było, gdy widziała napinające się pod jej dotykiem
ciało ukochanego. Palce zastąpiła ustami. Delikatnie drażniła jego rozgrzaną
skórę językiem. Przejechała mu ręką po
rozporku i bez wstępów rozpięła spodnie chirurga. Zdjęła je. Rzuciła mu
prowokacyjny wzrok. Łobuzerski uśmiech zagościł na jego twarzy. Podniósł ją w
swoim ramionach tak by, to teraz ona leżała. Zawisnął nad nią. Komunikowali się
bez słów. Jego dłonie spoczęły na jej piersiach. Drażnił je przez materiał
koronkowego czarnego stanika. Całował jej dekolt. Ugniatał starannie każdą pierś. Miała
wrażenie, że jej ciche, niekontrolowane jęki działały na niego jak płachta na
byka. Zawsze była ciekawa, czy tak była
też prawda, bo czuła jakby nakręcał się tym. Nim się obejrzała czuła jego dotyk
na swoim rozgrzanym, nagim udzie.
Podrażnił opuszkami jej kobiecość.
Spojrzała karcąco na niego. Widziała jaką dziką radość sprawia mu takie
droczenie się z nią. Piotr klęknął przed nią. Hana patrzyła na niego kompletnie
rozkojarzona. Usiadła naprzeciw niego. Kolejny pocałunek powędrował na jej spierzchnięte
usta. Zdjął jej stanik i gładził jej biust. Obdarował każdą z jej
piersi pocałunkiem. Ona natomiast odchyliła delikatnie głowę do tyłu i przymknęła
oczy. Na oślep błądziła rękoma po jego bokserkach. Jej wnętrze krzyczało. Nie
potrafiła dłużej czekać. Musiała go poczuć.
W końcu udało jej się zdjąć z niego zbędną garderobę. Nie musiała
nawet patrzeć by wiedzieć, że mężczyzna czuje to samo, co ona. Uniósł ją
delikatnie do góry. Teraz oboje byli nadzy. Posadził ją sobie na udach jednocześnie
powoli w nią wchodząc. Spojrzeli sobie w oczy. Obejmowała go starając się być
możliwie blisko niego. Błądził dłońmi po jej plecach. Ich ciała szybko znalazły
wspólny rytm. Poruszali się niespiesznie. Cieszyli się sobą. Dziewczyna odchyliła nieco głowę i zaczęła
coś mamrotać. Chyba nieświadomie
powróciła do języka hebrajskiego. Piotr wsparł swoje czoło na jej brodzie. Przytuliła jego głowę do siebie.
-Piotr. Kończmy to.- jedynie tyle udało się kobiecie
wychrypieć przez zaschnięte gardło.
Przyspieszył swoje ruchy, a głośniejsze jęki zaczęły
rozchodził się po pomieszczeniu. Nie
musieli się tutaj kontrolować.
Praktycznie w tym samym momencie ich ciała zesztywniały. Ciepło rozlało
jej wnętrze, a jednocześnie każda cząstka jej rozbijała się na jeszcze mniejsze
kawałeczki. Jednocześnie opadli z sił. Położyli się na ziemi. Próbowali uspokoić
swoje oddechy, co nie było zbyt łatwe. Dziewczyna leżała na nim twarzą zwrócona
w płomienie kominka. Gładziła jego bark. Nie miała nawet siły z niego zejść. On
natomiast zataczał jakieś niezrozumiałe kształty na jej zgrabnych plecach.
-Zaszaleliśmy.- zaczął, kiedy już mógł w miarę normalnie
oddychać.
-Zaszaleliśmy.- przyznała Hana nie odrywając twarzy od jego
rozgrzanego jeszcze ciała.
-Musimy się chyba częściej kłócić, jeśli za każdym razem
będziemy się tak godzić.
-Obiecuję Ci, że następnym razem tak łatwo nie będzie.-
odparła śmiejąc się kobieta.
Nagle mężczyzna przeniósł ją z siebie na podłogę i okrył
kocem. Spojrzała na niego lekko
zdezorientowana i obserwowała jego ruchy.
Piotr w skupieniu zaczął szukać czegoś w kieszeni spodni. W reszcie
wyciągnął, czego szukał i zwrócił się do niej kładąc głowę tuż przy jej twarzy.
-Hana.- zaczął poważnie tak, że Goldberg niemal serce
stanęło w gardle.- Wiesz, że nie jestem zbyt dobrym oratorem. Już tym bardziej,
jeśli chodzi o uczucia. Myślałem przeszło tydzień nad tym, co mam Ci powiedzieć
i nic nie wymyśliłem. Dlatego najlepiej będzie wprost. Kocham Cię i chcę,
abyśmy byli już zawsze razem. Wyjdziesz za mnie?
Widziała w jego oczach chyba każdą możliwą emocję od
zażenowania i wstydu, przez zdenerwowanie i niepewność, po nadzieję. Wyglądał
trochę, jak mały zagubiony chłopiec zamknięty w ciele dorosłego mężczyzny, co
było dla niej bardzo urocze. Musiała
sama przed sobą przyznać, że ten facet był dla niej przez cały czas zagadką,
którą kochała z każdym gestem, słowem, momentem odkrywać. Uśmiechnęła się do niego siadając. W ślad za nią to samo uczynił Piotr.
Wyczekiwał jej reakcji. Wzięła z jego
ręki malutkie czerwone pudełeczko, które do tej pory mężczyzna ściskał z całych
sił. Nawet go nie otworzyła, a jedynie przyglądała mu się. Przeniosła swój wzrok na niego. Napięcie na
jego twarzy było coraz bardziej widoczne. Nachyliła się nad nim i czule
pocałowała.
-Niepotrzebnie kupowałeś ten pierścionek, bo i tak bym za
Ciebie wyszła.- wyszeptała, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
Widziała jak twarz ukochanego zmienia swój wyraz. Ulżyło mu.
Był szczęśliwy. Pogładziła go po policzku i kolejny raz ucałowała. Zastanawiała się, jak musi wyglądać teraz w
jego oczach, bo przyglądał się jej bardzo intensywnie. Ona na tle płomieni. Aż
zaśmiała się w duszy na to, co jej narzeczony musi teraz myśleć.
-Nie otworzysz?- zapytał sprowadzając ją ponownie na ziemię.
Zobaczyła jedynie, że Piotr wyjmuje z pudełeczka malutką
błyskotkę i zakłada ją na jej serdeczny palec. Jakoś mało interesowało ją to,
co jej dał. Dla niej było ważne, co symbolizuje, ale siłą rzeczy spojrzała na
dłoń. Widniał na niej pierścionek z
białego złota przypominający obrączkę z trzema niewielkimi diamencikami. Nic poza uśmiechem nie potrafiła w tym
momencie zrobić.
-Ja też coś mam dla Ciebie.- przemówiła wreszcie kobieta.-
Mógłbyś mi podać torbę z kanapy?
Piotr posłusznie podał ukochanej to, o co prosiła. Wyjęła z
niej niewielki kartonik i mu go podała.
-Zajrzyj do środka.- powiedziała kobieta wpatrując się w
niego.
Czekała na jego reakcję, której trochę się bała. Owinęła się
szczelniej kocem. Bez zbędnych oporów podniósł wieczko i zajrzał do środka.
Były w nim niemowlęce buciki. Wyjął je i spojrzał nieco zdziwiony na Hanę.
-Będziesz tatą, Piotr.- wyszeptała kobieta spuszczając wzrok
i zaczęła bawić się biżuterią.- Jestem w 7 tygodniu ciąży. W środku masz też
USG. Jeśli się nie…
-Kocham Cię. Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie w
tej chwili.- stwierdził przyciągając ukochaną do siebie i przytulił z całych
sił.- To najlepsze Święta, jakie do tej pory miałem.
Dziewczyna nic nie powiedziała. Wtuliła się w jego ramiona.
Myśleli i czuli identycznie. Uśmiechnęła się na myśl, że jednak im się ułoży.
Była pewna, że oboje tego pragnęli i zrobią wszystko by tak się stało.
Przymknęła oczy i zadurzyła się jego zapachem. Kolejny raz odpłynęła czując na
swojej szyi pocałunek. Z zadowoleniem stwierdziła, że jednak nawet największy
pech może przekuć się w coś pięknego.
Uwielbiam! <3
OdpowiedzUsuńCudne! :**
OdpowiedzUsuń