Hana i Piotr

Hana i Piotr

Gra o życie



Rozdział 1 "Krok do obłędu"

Zwykły, lipcowy poranek oznaczał dla nastolatków początek kolejnego, pełnego wakacyjnych przygód dnia. Przez okno wpadały do sypialni ciepłe promienie słoneczne, które rozjaśniały twarz młodej blondynki. Mimo młodego wyglądu i błogiego uśmiechu na twarzy nie należała jednak do grupy uczniaków, którzy rozpoczynają dwumiesięczne ferie letnie. Wręcz przeciwnie. Naukę w szkole miała już dawno za sobą. Akurat dzisiaj dziewczynie kończył się dwutygodniowy urlop. Wbrew pozorom dla niej nie był to czas odpoczynku. Nie musiała co prawda chodzić do pracy, ale cały ten czas myślała. Starała się uporządkować swoje życie. Nie było to jednak zadanie łatwe. To, co tą dziewczynę spotkało w tak krótkim czasie załamałoby każdego, zwykłego człowieka. Jeszcze dwa lata temu nie pomyślałaby, że po raz kolejny będzie musiała zbierać kawałki siebie i budować od nowa, to co osiągnęła. Wszystko zaczęło się od zwykłej pacjentki, którą bił mąż. Później ten sam facet niszczy jej karierę. Ostatecznie dzięki całej tej sprawie znalazła wsparcie i miłość. No właśnie-miłość, którą równie szybko mogła stracić. „Co byłoby, gdyby on wtedy zginął od tej cholernej kuli?”- takie pytanie nękało ją bardzo często. Pewnie nie pozbierałaby po tym wszystkim. Później kolejne chwile szczęścia, które ponownie życie brutalnie przerwało. Pojawienie się jej zmarłego męża, wypadek, strata dziecka i tajemnicze zniknięcie faceta, który drugi raz ją zranił. Właśnie dziecko, rodzina- tak bardzo o tym marzyła. „Jak to możliwe, że nic nie zauważyła? Przecież to było niemożliwe. Może, gdybym wiedziała to wszystko wyglądałoby teraz inaczej?”- kolejne pytania cisnęły się jej na usta. Tak bardzo potrzebowała wtedy Piotra. Chciała, żeby przy niej był, przytulił. Brakowało jej jego ciepła, dotyku, zapachu. Była wtedy gotowa zrzucić z siebie poczucie obowiązku względem Jamesa. Wiedziała od samego początku, że tylko to trzymało ją przy nim. Nie kochała go. Miejsce w jej sercu zajmował tylko Piotr. Była w szoku. Cała ta chora sytuacja ją przerosła. „Dlaczego? Dlaczego ja nie zawalczyłam? Dlaczego on wtedy odpuścił?”- takie myśli dręczyły ją od momentu rozstania z chirurgiem. Kolejna przeszkoda- Magda. Pojawienie się jej i Tosi, do tego ta rozmowa. Sama wiedziała, że musi się wycofać. Nie chciała zabierać małej ojca. Tym bardziej, że ją polubiła. Nie rozumiała jednak zachowania chirurga. Z jednej strony martwił się o nią po wybuchu bomby, a z drugiej nie odbierał od niej telefonów, ani nie oddzwaniał. „ A może to rzeczywiście intryga tej całej Soszyńskiej? Był strasznie przejęty, kiedy dowiedział się, że straciłam naszego dziecko. Może faktycznie nic ich ze sobą nie łączy? Nie! To już nie ważne. Dziecko musi mieć rodzinę, a ja nie będę stawać im na drodze.” Do tego jeszcze sytuacja z tą całą Paulą. Dała sobą manipulować jak małe dziecko. Jedynie on zachował czujność. Postanowił ją chronić. Pomógł jej kolejny raz. Mimo tych przykrych słów- Piotr był nadal przy niej. Napięta atmosfera panująca między nimi akurat w tamtym czasie bardzo wzrosła. Chciała go od siebie odsunąć- ostentacyjnie zaczęła umawiać się z Szymonem, ale najgorsze było to, że zrobiła coś, czego sama tak strasznie nienawidziła. „Czemu ja Go wtedy okłamałam? Jak mogłam mu powiedzieć, że Go nie kocham? Fakt- nie potrafiłam wyznać mu , jak bardzo go potrzebuję, pragnę, ile dla mnie znaczy; ale ten ból w jego oczach… Nie miałam i dalej nie mam prawa go tak traktować. Tyle dla mnie zrobił. On zasługuje na szczerość. Tylko czy my umiemy jeszcze ze sobą normalnie rozmawiać? Przecież sam powiedział, że wiele się między nami zdarzyło. Życie zmieniło nas oboje.” Od tej sytuacji z ucieczką Pauli minęły już ponad dwa miesiące, a oni dalej się mijają. Nawet wzajemne towarzystwo sprawia im ból, a to już nie umknęło uwadze jej najbliższym. Zarówno Lena, jak i Przemek powtarzali jej, że powinna z nim szczerze porozmawiać, wyjaśnić wszystko, co się działo- tak na spokojnie. Nawet Tretter i Wiki starali się im jakoś ulżyć, bo znali ich sytuację, ale na próżno. Doszła jedynie do wniosku, że to wszystko przez to, że nie potrafi być egoistką, pomyśleć o swoim szczęściu. Ma za dobre serce i łatwo ją zranić. Chociaż z zewnątrz jest bezkompromisową panią ginekolog, która walczy o pacjentki, to teraz, kiedy przychodzi jej bić się o siebie- nie ma siły. Przerasta ją ta sytuacja. „Cóż. Bóg zawsze daje nam na plecy tylko tyle, ile możemy udźwignąć. Muszę się jakoś pozbierać- nic innego mi nie pozostało.”
  Dochodziła godzina 6. Budzik jeszcze nie zadzwonił, aby wyrwać ze snu panią doktor. Lecz ona właśnie otwierała oczy. Nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka. Zdawała sobie sprawę, że kiedy przekroczy dzisiaj próg szpitala w Leśnej Górze to wszystkie problemy wrócą ze zdwojoną siłą. Jej zły humor dopełniała nieustannie boląca głowa i sen, który po raz kolejny tej nocy ją męczył. Ona, Piotr i dziecko oraz tysiące innych ważnych dla niej obrazów, które uciekały w czarną otchłań i ciągle, to samo zakończenie- jej imię wykrzyczane przez Piotra, huk wystrzału i czyjś płacz. Przetarła szybko oczy odganiając resztki snu z powiek. Spojrzała w okno. „Chociaż jeden pozytyw tego poranka”- pomyślała. Cóż kochała słońce i była to jedna z rzeczy, które potrafią poprawić jej nastrój. Przyjemne chwilę przerwał jej budzik przypominając o rzeczywistości. Wyłączyła do i niechętnie wygramoliła się z pościeli. Wybrała z szafy pierwsze, lepsze ubrania i zniknęła w łazience. Wypiła jeszcze szybką kawę i ruszyła w drogę do szpitala. Znowu całą drogę myślała. Nie miała apetytu, a do tego w ostatnim czasie gorzej się czuła, wszystko ją bolało. „ Muszę się w końcu ogarnąć, bo inaczej sama siebie wykończę. Podejdę do Leny. Może to zwykłe osłabienie.”. Szybko dojechała do szpitala, a do dyżuru została jej jeszcze godzina. Parkując samochód zauważyła Piotra wychodzącego z budynku. „Lepszego początku dnia nie mogłam sobie wymarzyć, ale przynajmniej nie będę musiała z Nim dzisiaj pracować.” Wysiadła z auta i ruszyła przed siebie. Minęła bez słowa stojącego Piotra. Nie obdarzyła go nawet spojrzeniem. Minęła drzwi i momentalnie zwolniła. Serce waliło jej jak oszalałe, a wszystko przez wołanie Piotra- „Ciekawe czego ode mnie chciał?”. Ruszyła powoli szpitalnym korytarzem. Głęboko oddychała. Czuła ten specyficzny zapach szpitala, który w większość ludzi wywoływał strach. Zawsze myślała, że to dziwne, ale on działał na nią uspokajająco. Dotarła do pokoju lekarskiego. Wchodząc do pomieszczenia zauważyła kobietę ubraną w kitel stojącą przodem do okna. Nie widziała jej w szpitalu przed swoim urlopem. „No tak. Skąd mogę wiedzieć, kim ona jest, skoro przez całe dwa tygodnie miałam wyłączony telefon? Najwidoczniej Stefan zatrudnił ją właśnie w tym czasie.”

-Dzień dobry!- przywitała się. Kobieta natychmiast odwróciła się w jej stronę. Hanę dosłownie zamurowało. Była zszokowana, ponieważ nie spodziewała się takiego spotkania akurat tutaj.


           W międzyczasie Piotr zdążył wrócić do domu. Z samego rana nie było korków na ulicach. Z tego faktu był niezmiernie zadowolony, bo zmęczenie po całonocnym, ciężkim dyżurze zaczynało dawać o sobie znać. W ciągu ostatnich kilku godzin przeprowadził bardzo trudną operację, a do tego na izbie panował straszny młyn. Czego jedynym pożytkiem było to, że nie myślał o Hanie. Cała ta sytuacja między nimi go dobijała. Nie potrafili ze sobą rozmawiać ani normalnie pracować. Przez cały czas Hana przed nim uciekała. To, co się działo ostatnio odsuwało ich od siebie i budowało jeszcze większy mur w ich relacjach. Siedział na sofie w salonie. Przymknął oczy- myślał. „Cholera! Czemu to się musi jeszcze bardziej komplikować? Przecież się kochamy i nie zmieni tego nic. Obojętnie jak bardzo Hana wmawiałaby mi co innego. Za dobrze ją znam- ona nie potrafi kłamać, a przynajmniej ja umiem bezbłędnie odczytać prawdę z jej oczu. Właśnie. Jej oczy. Od czasu naszego rozstania są takie przygaszone. Do tego kompletna obojętność z jej strony. No tak. Nie mam czemu się dziwić. Tyle przeszła- zmieniło ją to. Tyle razy ją zawiodłem i mogę mieć pretensje wyłącznie do siebie. Z mojej winy cierpi wyjątkowa kobieta. Tylko czy mogłem wtedy stawać między nią a jej męża? Teraz nie naprawię tego, nawet tym, że pomogłem jej przy Pauli. I jeszcze do tego ta ciągle wracająca przeszłość… James. Magda, Tosia. Los ewidentnie nie jest łaskawy, ale nie przestanę o nią walczyć. Nie tym razem. Poprzednio poddałem się emocjom i straciłem dwie osoby- Hanę i nasze dziecko. Odzyskam ją i nie przeszkodzi mi w tym żaden z naszych byłych partnerów, ani tym bardziej Szymon.” Z tą myślą wstał z kanapy i trochę się ogarnął. Położył się w końcu do łóżka. Przypominał sobie wszystkie chwile spędzone z Goldberg- ich pierwszą noc i każdą kolejną, wszystkie rozmowy i wspólne milczenie, każdy gest. Pamiętał dokładnie jej usta, spojrzenie i dotyk. Rozumieli się doskonale bez słów i znali się bardzo dobrze. Nawet przywołując przykre doświadczenia odnajdywał w nich coś pozytywnego, jakąś nadzieję. „Kurczę. Jak bardzo nasze życie jest zagmatwane- tyle bólu i szczęścia, które przeplatają się i wypływają jedno z drugiego.” Przypomniały mu się ich wspólne spacery, przekomarzania- sam widział jak bardzo zmienił się dla Hany. Przewartościował pewne priorytety i starał się- nikt inny wcześniej nie miał na niego takiego wpływu. „Jak taka delikatna kobieta potrafi działać na faceta? Jeszcze w ten wieczór, kiedy powiedziała, że chce mieć ze mną dziecko. Nigdy jeszcze tak strasznie się nie bałem. Czy byłbym dobrym ojcem? Nie wiedziałem… Fakt chciałem założyć z nią rodzinę, ale nie spodziewałem się , że to ona pierwsza wyjdzie z podobną inicjatywą. Widziałem jednak w jej oczach tą ufność, pewność wyboru i przede wszystkim miłość. Dzięki temu i ja poczułem, że damy sobie radę- wspólnie. Byłaby świetną matką- podziwiam ją jak dobrze zajęła się Tosią. Nie przelała na nią swojej niechęci do mnie i Magdy wręcz przeciwnie. Mała była nią zauroczona, bardzo ją polubiła i dużo później o niej mówiła.” Dochodziła już 9. Gawryło zamknął oczy i odpłynął. Śnił piękny sen o dwóch najważniejszych kobietach w jego życiu. Na razie był to dla niego sen. Czy wynikał on z nadmiaru myśli, które krążyły w jego głowie, a może jedynie to zostało mu z szczęśliwego życia? Czas pokaże…


           Dochodziła już 20, a pani doktor dalej tkwiła w szpitalu. Niby skończyła dyżur już przeszło dwie godziny temu, ale musiała zostać, żeby wypisać zaległe dokumenty. Przez te kilka godzin miała dosłownie urwanie głowy. Non stop przyjmowała kolejne pacjentki i nie miała na nic czasu- jednym słowem dzień pełen wrażeń. W sumie cieszyła się z tego powodu. Praca zaabsorbowała jej uwagę do tego stopnia, że nie myślała o niczym innym. Właśnie złożyła ostatni podpis na papierach. Była zmęczona, więc rozłożyła się wygodnie na krześle i przymknęła oczy. Po chwili w pokoju rozległo się pukanie i drzwi uchyliły się.

-Hej Hana! Cieszę się, że jeszcze Cię złapałam. Możesz mi skonsultować pacjentkę? Chciałabym się upewnić, czy leki , jakie jej podamy, będą bezpieczne dla niej i dziecka?- powiedziała nowa pani doktor.
-No hej! Jasne. Pokaż jej kartę.- odpowiedziała Goldberg. Rzuciła okiem na dokumenty- No wszystko powinno być w porządku, ale na wszelki wypadek jutro rano do niej zajrzę i zbadam, czy wszystko idzie bez zarzutu- odpowiedziała z uśmiechem.
-Wielkie dzięki i nie zatrzymuje dłużej. Pewnie w domu czekają, a Ty jeszcze zmęczona po dyżurze. Miałaś niezły kocioł.
- Musimy się umówić, żeby pogadać, ale faktycznie masz rację. Jestem dosłownie padnięta.- powiedziała kobieta zbierając swoje rzeczy.

         Wyszły razem z gabinetu i pożegnały się. Hana pognała do lekarskiego. Natomiast druga stała bez ruch, a gdy tylko Goldberg zniknęła za zakrętem, uśmiech zszedł z twarzy lekarki. Spojrzała na zegarek i dyskretnie się rozejrzała- „Cholera! Już czas.”. Pośpiesznie wyjęła z kieszeni spodni telefon. Włączyła go i napisała krótką wiadomość: „Wróciła”. Wysłała i poczekała na raport: „Dostarczono”. Szybko wyłączyła komórkę i schowała. W tym momencie ktoś ją zawołał. Ponownie uśmiech zagościł na jej twarzy i ruszyła na koniec korytarza, gdzie czekała na nią pielęgniarka. 
  Z wybiciem 21 Hana wkroczyła do swojego mieszkania. Szczęśliwa, że wreszcie jest w domu, opadła na kanapę w salonie. Dawno nie miała tak ciężkiego, pierwszego dnia po urlopie. Tak jakby wszystkie pacjentki zmówiły się akurat na ten termin. Jedyny plus to chyba poranne spotkanie z Marią w lekarskim. Minęło już tyle lat, odkąd się zaprzyjaźniły. Poznały się, gdy Hana była na kontrakcie w Nigerii. Wówczas jako młoda mężatka była szczęśliwa, pełna życia. Bardzo łatwo złapała wtedy kontakt z Marysią, z którą pracowała w jednym szpitalu. Ona jako ginekolog, a Szczawińska jako chirurg pochodząca z kraju ojca Goldberg. Dzięki niej dziewczyna dowiedziała się sporo na temat współczesnych realiów życia w Polsce, no i nieco podszkoliła język. Przypomniała sobie imprezy, na które chodziły i wieczorne pogaduchy przy winie. Zdążyły się bardzo dobrze poznać. Maria wyjechała kilka tygodni przez wszystkimi wydarzeniami z Jamesem. Od tamtego czasu bardzo rzadko kontaktowały się ze sobą, a tutaj nagle taka w sumie miła niespodzianka. Poprawił jej się trochę nastrój. Powoli wstała i udała się do łazienki. Wzięła długi, gorący prysznic. Krople wody zadziałały po prostu jak balsam na jej mięśnie- czuła, że jest strasznie spięta. Zjadła lekką kolację i poszła do sypialni. Zaczęła czytać, ale szybko zmógł ją sen.

          Piotr natomiast wstał o 19. Był niesamowicie wypoczęty. Tego wieczora umówił się z nową lekarką- Szczawińską. Znali się w sumie może z dwa tygodnie i całkiem dobrze dogadywali się. Jak na niego dosyć szybko otworzył się przed nią. Zwierzył się ze swoich problemów. Z resztą ona także opowiedziała mu trochę o sobie. Po studiach wyjechała za granicę. Miała podobne sercowe zawirowania- nieszczęśliwie zakochała się i musiała przed tym uciec, więc wróciła do Polski. Wiedział, że rozumiała go. Około 21 usłyszał dzwonek. Rzucił jeszcze raz okiem na swoje mieszkanie, które starał się ogarnąć przez ostatnią godzinę. Poszedł otworzyć drzwi. W progu stała oparta o futrynę średniego wzrostu kobieta o kruczoczarnych włosach i roześmianych, zielonych oczach.

-Hej Piotr!- przywitała się dziewczyna.
-No cześć Marysiu! Wchodź do środka.- odpowiedział z uśmiechem Piotr. Udali się do salonu.
-Napijesz się czegoś?- gościnnie zapytał mężczyzna.
-Nie, dzięki. Ja tylko na chwilę. Mówiłeś, że chcesz o czymś pogadać.- uśmiechnęła się do niego serdecznie.
-No tak. Chodzi mi o tą dziewczynę.
-Tą jedyną, którą kochasz?- Piotr przytaknął głową, więc kontynuowała- Rozmawiałeś z nią w końcu tak jak Ci radziłam?
-Nie. Hana po prostu mnie unika. Jest kompletnie zobojętniała.- odparł mężczyzna patrząc w podłogę.
-Hana? Jaka Hana?- zapytała zdziwiona Maria.
-No fakt. Nie wiesz, kto to, bo ona dopiero wróciła z urlopu. Pracuje z nami w Leśnej Górze na ginekologii.- wyjaśnił szybko.
-Zakochałeś się w Hanie Goldberg? No nie wierzę.
-Znasz ją?
-Tak. Stare, dobre czasy. Poznałyśmy się na kontrakcie, ale od czasu mojego powrotu do kraju rzadko rozmawiałyśmy. To ci szczęściara, ale że się nie pochwaliła- powiedziała kobieta delikatnie uśmiechając się.

           Czas minął im dosyć szybko. Rozmawiali jeszcze trochę. Kobieta kolejny raz namawiała go, żeby porozmawiał z Haną. Piotr postanowił sobie, że musi się jutro z nią rozmówić. Uwierzył, że jest w stanie przekonać ją. Pożegnali się i Marysia wyszła. Gawryło powrócił na swoją sofę i zaczął układać sobie w głowie to, co powie ukochanej. Uznał , że to ostatnia próba walki o ich związek.

           Maria po wyjściu od chirurga stanęła po drugiej stronie ulicy. Schowała się w cieniu i spojrzała w okno Piotra. „ Cholera jasna! Po co ja się zgodziłam? Ta dwójka nie zasługuje na to. Tyle dobrze, że on mi o wszystkim opowiedział.”- pomyślała dziewczyna. Hana to mimo wszystko jej przyjaciółka. Piotra też zdążyła polubić. Wiedziała, że musieli tworzyć świetną parę. Rzuciła okiem na zegarek. „Czas się zameldować.”- stwierdziła i wyjęła telefon. Włączyła go wsiadając do samochodu. Wybrała szybko odpowiedni numer. Po kilku sygnałach usłyszała głos po drugiej stronie:

-…
-Tak, tak. Właśnie wyszłam.
-…
Wszystko jest tak, jak ustaliśmy.
-…
-Przecież mówię Ci. Niczego się nie domyśla- ufa mi i na pewno się do niej nie zbliży.
-…
-Co? Ale dlaczego chcesz to przyspieszyć?
-…
- Ok, ok. Nie wściekaj się. To przecież Twój plan i tak, jak obiecałam będę ich trzymać od siebie z daleka.
-…
- Dobrze. Będę czekać na dalsze instrukcje.

            Kobieta rozłączyła się i wyłączyła telefon. Rzuciła nim na siedzenie pasażera i skrzyżowała ręce na kierownicy opierając o nie głowę. Strasznie była wściekła na siebie, że zgodziła się na to wszystko. Zaskoczyło ją to, co zastała na miejscu, bo z opowieści wynikało, że jest inaczej. „Oby wszystko poszło tak, jak powinno, bo sobie nie daruję. Zostało tak mało czasu, a ja muszę jeszcze załatwić tyle rzeczy.”- pomyślała snując wizję na najbliższe kilka dni albo nawet tygodni. Odpaliła silnik i ruszyła. Musiała się spieszyć.

       Goldberg i Gawryło natomiast spali w najlepsze- nieświadomi najbliższych wydarzeń. Śnili o sobie wzajemnie i być może dlatego każde miało lepszy humor niż zwykle. Oboje zaczynali dyżur o 9. Po trudnym poranku Hana dotarła do szpitala kilkadziesiąt minut przed dyżurem. Ruszyła do lekarskiego. Nikogo tam nie zastała, więc poszła się przebrać. Rozbierając się za parawanem usłyszała kroki, a następnie głosy Marii i Piotra.

-Cieszę się Piotr.- powiedziała wyraźnie zadowolona kobieta.
-Naprawdę dziękuję Ci za wczoraj- odparł Piotr.

         W tym samym momencie Hana wyszła zza parawanu. Momentalnie zatchnęło jej w gardle, a w sercu coś zakuło. Gawryło stał oparty o biurko, a Marysia była wtulona w niego. W Goldberg wprost gotowało się z zazdrości. Bolał ją ten widok, ale nic nie mogła poradzić. Rzuciła szybkie „Cześć” i wyszła z lekarskiego. Łzy cisnęły jej się do oczu. Postanowiła, że uspokoi się u siebie w gabinecie. Mężczyzna, kiedy tylko usłyszał ukochaną, puścił lekarkę i wybiegł za dziewczyną na korytarz. Próbował ją zatrzymać, wołał, ale zniknęła mu z oczu za drzwiami oddziału ginekologicznego. Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Spojrzał w oczy pani chirurg.

- Piotr, nie martw się. Porozmawiam z nią.- uśmiechnęła się do niego Marysia- przynajmniej masz pewność, że nie przestała Cię kochać. Jest zazdrosna.

         Mężczyzna przytaknął jedynie głową. Nie miał na nic innego siły. Przebrał się i poszedł na izbę, gdzie za 10 minut zaczynał swój dyżur Przez najbliższe kilka godzin oboje mieli nawał pracy- zero wytchnienia. Hana odebrała kilka porodów. Natomiast Piotr, oprócz kilkudziesięciu pacjentów na izbie przyjęć, wykonał dwa pilne zabiegi. Zbliżała się już 17 oznaczająca dla Goldberg koniec dyżuru. Siedziała w swoim gabinecie i wypełniała kartę ostatniej na dzisiaj pacjentki, która przed chwilą wyszła. Usłyszała pukanie, a do środka weszła Maria.

- Hej Hana. Masz chwilę? Chciałabym z Tobą porozmawiać- zapytała brunetka.
- Hej. Ja…- nie zdążyła odpowiedzieć, bo do gabinetu wpadła jedna z pielęgniarek.
- Pani doktor! Doktor Gawryło potrzebuje pilnej konsultacji ginekologicznej. Kobieta w zaawansowanej ciąży- stan zagrożenia życia. 
Goldberg bez słowa wybiegła z gabinetu. Nie potrzebowała nic więcej, aby wiedzieć, że sytuacja musi być poważna. Piotr bez podstawy nie prosiłyby jej o pomoc, a wezwałby Wójcika. Blondynka biegiem przemierzyła szpitalne korytarze i z impetem otwarła drzwi prowadzące do głównego gabinetu izby przyjęć. Zobaczyła bruneta rozmawiającego z pielęgniarką. Na kozetce leżała młoda kobieta. Na jej oko miała może dwadzieścia kilka lat, a pokaźny brzuch wskazywał, że niedługo miała rodzić. Dziewczyna była nieprzytomna. Została podłączona do respiratora i kroplówki. Ginekolog podeszła do kobiety.

-Co jej się stało? Masz już jakieś badania?- spytała Hana.
-Miała wypadek. Jechała wraz z mężem samochodem i uderzył w nich jakiś pijak czy coś takiego. Facet zginął na miejscu, a kobieta wypadła przez szybę. Zrobiliśmy podstawowe badania. Krew w normie. Wahania ciśnienia i szalejące EKG. Podejrzewam urazy wewnętrzne- wypowiedział jednym tchem Gawryło- Czekaliśmy na ciebie.

          Brunet spojrzał w tym momencie na panią doktor. Lekarka nakładała żel na brzuch pacjentki i zaczęła USG. W skupieniu sprawdzała stan dziecka. Maluch był bardzo silny, ale napierały na niego duże ilości krwi, przez które nie miała możliwości pełnego rozeznania sytuacji. Kobieta odwróciła wzrok od ekranu i trafiła na spojrzenie Piotra. Czytali w swoich oczach jak w otwartej księdze.

-Idę załatwić salę i dodatkową krew.- rzucił szybko Gawryło i wyszedł.

         Kolejne zdarzenia odbywały się w szaleńczym tempie- przygotowanie pacjentki do zabiegu, odbiór reszty badań i sama operacja. Adrenalina buzowała im w żyłach. Pracowali razem zupełnie zapominając o wszelkich niesnaskach. Rozumieli się doskonale- bez zbędnych słów. Na operacyjnej spędzili przeszło 6 godzin. Oboje byli już dawno po dyżurach. Hana stała oparta o umywalkę patrząc tępo w pusty już stół po drugiej stronie szyby. Była na siebie wściekłą. O ile udało jej się uratować życie dziecka to przez jej błąd jego matka mogła umrzeć. Wystarczyło, że pierwszy raz w karierze zadrżała jej dłoń. Delikatne draśnięcie tętnicy, a ta kobieta mogła się wykrwawić. Spuściła głowę i zamknęła oczy. Po jej policzkach spłynęło kilka łez. Jednego była w tym momencie pewna. Gdyby nie Gawryło to przez nią zmarłaby niewinna osoba.

-Hana..- zaczął Piotr oparty o ścianę dotąd obserwujący ukochaną. Wiedział jak bardzo dziewczyna angażuje się w swoją pracę i ile ją to kosztuje. Dotknął jej ramienia chcąc dodać otuchy.- nie ma sensu się obwiniać.

          Blondynka ominęła go i wyszła z bloku. Pokręcił na to tylko głową. Wypełnił niezbędne dokumenty i poszedł do lekarskiego. Potrzebował snu. Tym bardziej, że miała do niego przyjechać Tosia i chciał wykorzystać ten czas z córką jak najlepiej. Przebrany poszedł na OIOM upewnić się, czy z operowaną wszystko dobrze. Przemknął przez korytarze aż do sal pooperacyjnych. Pod drzwiami zobaczył ją. Hana patrzała przez szybę. Ewidentnie była zmęczona. Chirurg zbliżył się do kobiety. Stała z założonymi na piersiach rękami, na których przewieszony był jej kitel. Oddychała głęboko. W dalszym ciągu nie umiała się uspokoić. Kątem oka dostrzegła go.

-Hana..- usłyszała głos Piotra.

           Nie panowała nad sobą. Obróciła się gwałtownie i przylgnęła do niego. Wtuliła twarz w ramiona zaskoczonego mężczyzny. Rozkleiła się. Poczuła, że uścisk zawęża się. Chciał ją wesprzeć. Dobrą chwilę stali milczący z szybko bijącymi sercami. Oboje cenili sobie bardziej gesty niż słowa. W tym momencie było im dobrze.

-Przepraszam- rzuciła łamiącym się głosem blondynka i wyrwała się z objęć Piotra. Wyszła zostawiając go skołowanego.

             Wbiegła do swojego gabinetu. Wzięła swoje rzeczy i pośpiesznie opuściła szpital. Miała dość tego dnia. Dotarła do domu około 1 w nocy. Swoje kroki skierowała natychmiast do łazienki. Przelotnie spojrzała na swoje lustrzane odbicie. Wyglądała okropnie- rozmyty makijaż, opuchnięte oczy i zmęczone spojrzenie. Nie dziwiła się, że ludzie na szpitalnym korytarzu przyglądali się jej. Zrzuciła z siebie ubranie i wzięła prysznic. Poszła do łóżka. Szczelnie otuliła się kołdrą i skuliła się w kłębek. Nie umiała usnąć. Cały czas wracały do niej wspomnienia dzisiejszego dnia, a do tego wszystkiego Piotr. Sama siebie przestawała rozumieć. Zaczęła zachowywać się jak histeryczka. Daje mu nadzieję, chociaż nie powinna. Dalej czuła jego perfumy i ciepło, które w tym jednym uścisku jej dał. Wtedy pierwszy raz od bardzo dawna czuła się bezpieczna. Wierciła się jeszcze trochę, aż wreszcie odpłynęła do krainy Morfeusza. Rano obudził ją telefon. Dzwoniła Maria. Umówiła się z nią na 17 na ławce w parku. Dochodziła 10, więc miała jeszcze dużo czasu do spotkania z nią. Postanowiła trochę się ogarnąć. Zjadła, nieco posprzątała i wypełniła kilka zaległych dokumentów. Przed 14 zaczęła jej doskwierać nuda. Poszła się przebrać. Wybrała swoje ulubione łososiowe rurki, biały top i obowiązkowe czarne szpilki. Humor trochę się jej poprawił. „Jednak prawdą jest, że strój ma wpływ na nastrój człowieka.”- zaśmiała się w duszy lekarka. Wyszła z domu i ruszyła spacerem w stronę parku. Kroczyła kolejnymi jego alejkami delektując się letnią pogodą. Dzięki temu chociaż na moment mogła się poczuć jak na rozgrzanych izraelskich plażach. Usiadła na ławce przy stawie. Przymknęła oczy.

- Zobacz Pani Hana!- do uszu Goldberg dobiegł znajomy głos. Spojrzała w stronę, z której dochodził. Ujrzała biegnącą w jej stronę uśmiechniętą Tosię, a za nią zobaczyła idącego powoli Piotra. Wstała z ławki, ale zanim zdążyła zareagować obok niej stała już dziewczynka.
-Dzień dobry! Nakarmi Pani ze mną i tatą kaczki?- zapytała entuzjastycznie Soszyńska patrząc wnikliwie na kobietę. Miała identyczne oczy i spojrzenie jak jej ojciec.
-Witaj Tosiu.- odpowiedziała ginekolog klękając- Wybacz mi, ale nie ma czasu, żeby się z Wami teraz pobawić. Jestem pewna, że tata postara się, abyś miło spędziła z nim czas.- powiedziała dziewczyna jednocześnie szczerze uśmiechając się do dziecka. Wstała i rzuciła krótkie „Cześć” w stronę Piotra. Odeszła- nie odwracała się. Gawryło wpatrywał się odchodzącą postać ukochanej.
-Chodźmy bliżej stawu, bo kaczki nam w końcu uciekną.- mówiła rozbawiona dziewczynka ciągnąc ojca za rękę.
- Już idę.- odparł i rzucił ostatnie spojrzenie na blondynkę. Dochodziła już 17, więc Goldberg udała się na spotkanie. Musiała sama przed sobą przyznać, że mimo bólu jest zadowolona, że chirurg dalej zajmuje się swoją córką. Zleżało jej na tym, aby mała miała z nim normalny kontakt. Udało się i była z siebie zadowolona. Przysiadła na ławeczce w głębi parku. W oddali zobaczyła Marysię.

- Cześć Hana. Cieszę się, że możemy w końcu porozmawiać.- przywitała się brunetka.
-Szalom! Ja też. Przepraszam cię za wczoraj, ale sam a rozumiesz.
-Jasne, że rozumiem. Słyszałam wczoraj o tej operacji. Na szczęście pacjentka jest już cała i zdrowa. Badałam ją rano.
-Ulżyło mi. Nie wiem tylko, co by się stało, gdyby nie było tam Gawryły. Przeze mnie ta kobieta mogła się wykrwawić.
-Nie myśl już o tym Hana. Wiesz chciałabym z Tobą porozmawiać o Piotrze.- na dźwięk tego imienia blondynkę przeszedł dreszcz- Powinnam cię przeprosić za to w lekarskim, bo domyślam się jak to wyglądało.
-Po co mnie przepraszasz? Przecież oboje jesteście dorośli i możecie spotkać się z kim chcecie.
-Hana. Ona mi o wszystkim powiedział. Wiem, że byliście razem i czemu się rozstaliście.
-To nie jest łatwe. Ona ma dziecko i to nim powinien się zająć- odparła podenerwowana Hana.
- Rozumiem cię. Ja też kiedyś odpuściłam i teraz, po czasie wiem, że źle zrobiłam. Piotr cholernie mocno Cię kocha, a ty- oszukujesz i jego, i siebie. To widać. Sprawiacie sobie niepotrzebny ból. Sama też dobrze wiesz, że jego relacje z Tosią nie ucierpią przez wasz związek. Fakt zawsze byłaś strasznie dobroduszna, ale czasami trzeba zachować się egoistycznie. Zasłużyłaś na szczęście u jego boku.- powiedziała Maria chwytając przyjaciółkę za dłoń- Poza tym nigdy nie wiadomo, co jeszcze nas w życiu spotka. W każdej chwili możesz go bezpowrotnie stracić. Kochasz Piotra, więc bądźcie razem, bo możecie już nie mieć takiej szansy, a wasze drogi rozejdą się całkowicie.- mówiąc ostatnie zdanie spojrzała blondynce w oczy. Widziała w nich strach i zaskoczenie. Kontynuowała.- Lubię was oboje. Już za dużo wycierpieliście. Porozmawiaj z nim chociaż, bo zasłużyliście przynajmniej na szczerość.

            Hana siedziała jak zaczarowana. Nie spodziewała się tego usłyszeć akurat od niej. Maria uśmiechnęła się jedynie pokrzepiająco do ginekolog. Pożegnała się i odeszła. Goldberg została sama. Dalej siedziała na ławce i analizowała kolejny już raz słowa Marysi. Z oczu spłynęły jej łzy. Nie hamowała ich. Dziesiątki wspomnień wracały do jej głowy. Wstała i zaczęła biec w głąb parku. Głębiej i głębiej między drzewami. Straciła po jakimś czasie siły. Zdyszana oparła się o drzewo. Płakała jeszcze mocniej. Jej serce dosłownie rozrywało. Z jednej strony tęsknota za Piotrem, a z drugiej paniczny strach przed kolejnym zawodem. Uświadomiła sobie, jak bardzo przez te wydarzenia się zmieniła. Bardzo mocno się wycofała i nie potrafiła nic zrobić. Dalej łkała i myślała. Samotnie, zupełnie sama pośród drzew. Całkowicie bezbronna i krucha.

             Dochodziła już 22. Piotr wszedł do salonu. Udało mu się uśpić Tosię. Na samą myśl o tym, że spędzili wspólnie tak fantastyczny dzień, uśmiech pojawił się na jego twarzy. Był zadowolony, że córka dobrze się przy nim czuje. Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Niechętnie poszedł do przedpokoju. Otworzył drzwi i zobaczył w nich Hanę. Była kompletnie rozbita. Stała zapłakana i drżała. Wystraszył się. Było późno, a do tego ona w takim stanie. Goldberg weszła w głąb mieszkania. Oparła się o ścianę zwieszając przed sobą ręce i spuszczając głowę. Dopiero teraz zauważyła dziecięce buty. Mogła się domyślić, że nie jest sam. Miała ochotę pójść sobie stamtąd. Kolejny raz chciała uciec. Gawryło zareagował niemal natychmiast. Zagrodził jej przejście swoim ciałem na znak, że ma zostać. Uniósł jej głowę za podbródek. Patrzyli sobie w oczy.

-Przepraszam.- wyszeptała Hana.

             Przymknęła oczy. Poczuła jego ciepły oddech na swoich zapłakanych policzkach. Zapach jego perfum przyprawiał ją o zawroty głowy. Piotr patrzył na nią w dalszym ciągu lekko skołowany. Jego Hana stoi przed nim. Delikatna, piękna i szczera. Pocałował ją. Bardzo subtelnie dotknął ustami jej zimnych warg. Zadrżał pod jej dotykiem na policzkach. Kobieta przyciągnęła Piotra do siebie. Ponownie oparła się o ścianę i przylgnęła do niego jeszcze mocniej. Poczuła jak mężczyzna wplata lewą rękę w jej włosy, a prawą gładził policzek. Całowali się coraz szybciej, zachłanniej. Z każdą czułością wpijał się w jej usta coraz mocniej. Oboje tego potrzebowali. Czekali na to tyle miesięcy. Pragnęli się wzajemnie. Piotr zaczął przesuwać swoje pieszczoty na jej twarz. Zjechał niżej-powoli, delikatnie muskał wargami jej szyję. Dziewczyna wsparła się na jego barkach. Dłonie chirurga powędrowały na biodra blondynki. Dosłownie w jednej chwili po całym mieszkaniu rozległ się huk. 
  Piotr przestał ją całować i spojrzał na ziemię. Na panelach leżały resztki rozbitego wazonu, a prawa dłoń chirurga pulsowała. Hana nawet nie poruszyła się. Czuła się bezpiecznie, więc nawet nie otworzyła oczu. Ciężko oddychała. Pragnęła go. Przejechała opuszkami palców w górę po jego szyi aż do twarzy. Chwyciła go za głowę przyciągając go do siebie i mocno wpiła mu się w usta. Całowała go zapalczywie, tak jakby bała się go ponownie stracić. Błądziła dłońmi po jego karku, a językami toczyli bój. Drażnili wzajemnie sobie podniebienia. Emocje wyłączyły im zdrowe myślenie. Piotr gładził delikatnie talię kobiety. Przejechał po jej udzie zataczając palcami malutkie kółeczka. Zatrzymał się na kolanie, chwycił pewnie i podniósł ukochaną sadzając ją sobie na biodrach. Dziewczyna jedną ręką kurczowo się go trzymała, drugą zaś mierzwiła jego włosy. On nie pozostał jej dłużny. Wplótł swoją prawicę w jej blond kosmyki. Wdychał jej zapach i smakował malinowych ust. Działa na niego niezmiennie, tak jak wcześniej. Hana napierała całą sobą na niego. Przylgnęła do jego torsu i silnych ramion. Mężczyzn przytulił ją zaprzestając pocałunków i ruszył w stronę swojej sypialni. Czuł przyspieszony oddech blondynki, której twarz spoczęła na jego obojczyku. Przyglądał się jej. Zamknięte oczy, delikatna skóra i ślady wylanych łez sprawiły, że była w jego oczach bardzo krucha. Szedł po swoim mieszkaniu z ukochanym skarbem na rękach potykając się o wszystko po drodze. Obijał się o każdy możliwy mebel aż dotarli do sypialni. Wchodząc do niej zamknął kopnięciem drzwi. Posadził Goldberg na łóżku. Kobieta pierwszy raz od dłuższego czasu otworzyła oczy. Spojrzała w jego szarozielone źrenice. Błyszczały. Był rozmarzony. Piotr skradł jej subtelny pocałunek. Kobieta pogłębiła czułość. Przyciągnęła go do siebie kolejny już raz. Opadli na jej ulubioną, aksamitną pościel całując się coraz namiętniej. Czuła mrowienie w brzuchu. Pragnęła go mieć całego dla siebie. Tu i teraz. Chirurg oderwał się na moment od kobiety. Napotkał jej wzrok, który wyrażał dla niego tak wiele. Nie potrzebował już nic więcej. Wystarczyło nieme przyzwolenie wyczytane z jej oczu. Musnął jej usta i zjeżdżał wargami na jej policzek, szyję, wędrując aż do dekoltu. Hana poczuła w tym momencie ciepłe dłonie mężczyzny pod swoim topem. Zdjęła go powoli i rzuciła gdzieś za siebie. Kobieta nie pozostając mu dłużna sięgnęła do guzików jego błękitnej koszuli. Drążącymi palcami zaczęła je rozpinać. Gawryło jedynie uśmiechnął się na nieporadność blondynki i pomógł jej. Po chwili w ślad za śnieżnobiałą koszulką ginekolog powędrowała koszula mężczyzny. Spojrzała na jego umięśnione ciało. Dotknęła jego barków. Przejechała przez jego tors i brzuch. Chwyciła go mocno za pasek. Piotr się wzdrygnął. Zebrała w sobie wszystkie siły i przewróciła go na plecy. Usiadła na nim okrakiem. Górowała. Poczuła dotyk Piotra na swoich plecach. Pieścił je. Hana z błogim uśmiechem zniżyła się do jego twarzy. Pocałowała go gładząc jego umięśniony tors. Obsypywała całusami każdy fragment jego odkrytego ciała, a na szyi pozostawiła niewielką malinkę. Gawryło rozpiął jej stanik. Podniósł ją nieznacznie i ponownie mężczyzna leżał na niej. Ujął w dłonie jej piersi. Gładził je i delikatnie uciskał. Przymknęła oczy i cicho wzdychała. Poddała mu się. Poczuła ciepłe wargi zastępujące palce Piotra. Mężczyzna muskał delikatnie językiem jej skórę. Zaczęła szybciej oddychać, a westchnięcia stawały się coraz głośniejsze. Przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz podniecenia. Czuła nabrzmiałą męskość ukochanego. Nie odrywając się od niej Piotr zjechał do jej podbrzusza. Zdjął jej spodnie i delikatnie wsunął dłoń w jej figi. Drażnił palcami jej kobiecość. Hana przygryzła wargę odchylając głowę w tył. Cicho zaczęła jęczeć. Przymknęła oczy. Było jej dobrze. Poczuła w sobie palce mężczyzny. Najpierw jeden, później drugi. Poruszały się w niej rytmicznie sprawiając jej ból mieszający się z rozkoszą. Wiła się pod pieszczotą, która doprowadzała ją do szaleństwa. Skończył, a ona spojrzała niezadowolona w jego stronę. Roześmiał się widząc jej naburmuszoną minę, jak u dziecka, któremu zabrano zabawkę. Chirurg ściągnął swoje jeansy wraz z bokserkami. Był gotowy, a widok jego ukochanej pobudzał go jeszcze bardziej. Zawisnął nad nią i pocałował zsuwając jej bieliznę. Wszedł w nią stanowczo. Kobieta odchyliła się zostawiając paznokciami czerwone ślady na jego plecach. Ich ciała genialnie współgrały. Znalazły wspólny rytm niemal natychmiast tak jakby w ogóle go nie zapomniały. Zaczęli swój taniec namiętności w rytm niesłyszalnej muzyki. Najpierw szybko, drapieżnie, później delikatnie i powoli delektując się sobą. Po całej sypialni rozchodziły się ich jęki. Cudem nie obudziły one do tej pory smacznie śpiącej Tosi. Piotr przylgnął do jej twarzy. Stykali się czołem. Spletli swoje palce ponad głową i mocno ścisnęli. Nie mieli już siły. Przyspieszyli. Ich ciała wygięły się, a usta złączyły się w pocałunku. Szczytowali. Blondynkę przeszedł dreszcz. Poczuła przyjemne ciepło wypełniające ją od środka rozbijając jej wnętrze na miliony drobnych kawałeczków. Piotr opadł obok niej zmęczony. Oddychali bardzo ciężko. Patrzyli sobie w oczy. Obojgu błyszczały. Oboje czuli spełnienie. Brakowało im tego przez tyle miesięcy tęsknoty. Piotr pocałował ja i zagarnął Hanę w swoje ramiona. Kobieta leżała z głową na jego klatce piersiowej, która w dalszym ciągu nie unosiła się miarowo.

-Piotr -zaczęła blondynka- Przepraszam…
- Nie przepraszaj.-przerwał jej Gawryło.- Po prostu zostań już na zawsze. Zaufaj mi. Kocham Cię.
-Kocham Cię.- wyszeptała wzruszona Hana.

         Musnęła mężczyznę w policzek i wtuliła się w jego ramiona. Byli szczęśliwi. Chirurg otulił ich kołdrą i zasnęli. Śnili o swojej wspólnej przyszłości. Kobieta poczuła delikatne szarpnięcie za rękę. Przebudziła się i przetarła oczy. Spojrzała na stojącą obok łóżka Tosię.

-Tosiu, coś się stało? Czemu nie śpisz?- zapytała cicho nieco zmieszana Goldberg sięgając po koszulę Piotra leżącą najbliżej niej i ją ubrała.
-Miałam zły sen.- odpowiedziała dziewczynka przytulając mocniej misia.
-To wskakuj tutaj.- odparła ginekolog uśmiechając się szczerze robiąc miejsce małej u boku jej ojca. Dziewczynka wgramoliła się między parę i wtuliła się w tatę patrząc wielkimi oczami na kobietę.
- Kocha Go Pani?- spytała Soszyńska.
- Kocham.- odparła blondynka po chwili wahania. Dodała.- A on kocha i Ciebie i mnie. Zawsze będziesz dla niego ważna.

          Mała przytaknęła jedynie głową i wyciągnęła dłoń do lekarki. Dziewczyna uścisnęła ją i położyła na poduszce obok. Dziewczynka usnęła. Pani doktor wstała z łóżka i podeszła do okna. Obserwowała nocne niebo i gwiazdy. Przymknęła oczy. „Tym razem nic nas nie rozdzieli”- pomyślała. Odwróciła się spoglądając na Piotra i Tosię. Była pewna, że kiedyś tak będzie wyglądało jej życie – ona, Piotr i dziecko. Uśmiechnęła się i zobaczyła swoją dzwoniącą komórkę, która wypadała z kieszeni jej spodni. Podniosła ją z ziemi. Była prawie 3 nad ranem. Odebrała.

-Goldberg słucham.
-…
-Dobrze. Już jadę.

           Rozłączyła się i pośpiesznie ubrała. Ucałowała Piotra w czoło i pogłaskała po główce Soszyńską. Wychodząc spojrzała jeszcze raz na ukochanego. W salonie zostawiła mu kartkę i zamknęła drzwi. Wyszła przed klatkę schodową i ruszyła w stronę swojego samochodu. Chłodne nocne powietrze orzeźwiło ją i ochłonęła po wrażeniach dzisiejszego dnia. Nagle poczuła przeszywający ból z tyłu głowy. Przed oczami zrobiło jej się ciemno. Nie wiedziała, co się stało. Straciła przytomność. 
Piotr otworzył oczy. Spojrzał na przytuloną do niego Tosię. Uśmiechnął się, ale zdziwiło go, że nie ma w jego łóżku Hany. „Nie. To nie mógł być sen”- pomyślał i zaczął nasłuchiwać. W mieszkaniu panowała cisza. Odwrócił się i zerknął na zegarek stojący na szafce nocnej. Dochodziła już 7. Miał odwieźć dziewczynkę do szkoły dopiero o 9, więc postanowił, że sam ogarnie trochę dom i zrobi śniadanie. Niechętnie zwlókł się z łóżka. Był zawiedziony nieobecnością blondynki. Miał tylko nadzieję, że kobieta nic głupiego nie wymyśliła i po raz kolejny się nie rozstaną. Poszedł do salonu, gdzie chciał do niej zadzwonić. Zauważył na stolę kartkę:
Piotr!
Musiałam jechać do szpitala. Jakieś nagłe wezwanie. Nie chciałam Cię budzić. Zadzwonię jak tylko będę mogła. Kocham Cię! :*
Hana!

           Uśmiechnął się. Był zadowolony, bo wszystko wróciło do normy. W wyśmienitym humorze spędził poranek z córką i odwiózł małą do szkoły. Po drodze wpadł na pomysł, że zrobi ukochanej niespodziankę i odwiedzi ją w Leśnej Górze. Wstąpił do kwiaciarni, gdzie kupił kwiaty i ruszył w stronę szpitala.

           Hana obudziła się z ogromnym bólem głowy. Powoli otworzyła oczy. Rozejrzała się dookoła. W niewielkim pomieszczeniu panował półmrok, a w powietrzu czuć było wilgoć. Jedynym źródłem światła było malutkie okienko wpuszczające do środka delikatne promienie słoneczne. Czuła się nieswojo i dalej była lekko otumaniona . Ktoś musiał jej nieźle przyłożyć. Poczuła chłód na nadgarstkach. Spojrzała . Na jej rękach spoczywały ciasno zaciśnięte kajdanki. Spróbowała wstać. Wirowało jej w głowie i ledwo utrzymała równowagę. Nie wiedziała, co się stało. Chciała zorientować się, gdzie jest, więc ruszyła chwiejnym krokiem do ściany. Usłyszała zgrzyt zamka. Jej serce zamarło. Ogarnął ją niewyobrażalny strach. Sparaliżowało ją. Drzwi otwarły się tuż obok niej. Nie dowierzała temu, co zobaczyła.

-Obudziłaś się.- usłyszała dobrze znany jej głos.

          W tym samym momencie poczuła uderzenie w tylnej części ud i runęła na kolana. Mężczyzna powalił blondynkę na ziemię ciągnąc ją za włosy. Kolejne ciosy spadały na jej ciało. Każdy zadany z większą siłą. Kopał ją. Bił na oślep w brzuch, żebra i głowę. Zdała sobie sprawę, w jak beznadziejnym położeniu się znajduje. Była kompletnie bezbronna. Bała się. Zamroczyło ją. Stróżka krwi spływała jej przed oczami. Przeszedł po niej zimny dreszcz. Straciła przytomność.

          Piotr cały w skowronkach przekroczył próg szpitala i udał się natychmiast na ginekologię. Zapukał do gabinetu Goldberg i nie czekając na odpowiedź nacisnął klamkę. Drzwi były zamknięte. Niezrażony poszedł do lekarskiego zaglądając po drodze do sal na ginekologii. Nigdzie jej nie znalazł. Zrezygnowany opadł na sofę w pokoju lekarzy. Wyciągnął komórkę i wybrał numer dziewczyny. Po kilku sygnałach odezwała się poczta. „Może operuje.”- pomyślał . Do pomieszczenia weszła Maria wraz z Wiktorią i Wójcikiem.

- O hej Piotr. Czy ty nie miałeś mieć dzisiaj wolnego? Widzę kwiaty. Czyżbyś się zakochał?- rzuciła wesoło Wiki.
- Cześć Wam. Miałem mieć, ale przyjechałem do Hany. Dostała w nocy wezwanie i musiała jechać, bo jakiś nagły przypadek.- odpowiedział szybko Gawryło.
- Z tego co wiem na izbie nikt jej nie wzywał. Miałam dzisiaj nockę.- stwierdziła Maria.
- Na ginekologii był spokój i też do niej nie dzwoniłem.- wtrącił się Wójcik.
- Jak to?- odezwał się podenerwowany brunet.- Zostawiła mi kartkę.
- Wróciliście do siebie?- zapytała Consalida.
- Tak wczoraj.- odpowiedział mocno już zmartwiony mężczyzna.- Może coś jej się stało..
- Na pewno nie. – odparła natychmiast Ruda.- Może siedzi sobie teraz spokojnie u siebie w domu i obmyśla jakąś niespodziankę dla Ciebie. A no i gratuluję. Należy Wam się.
- Masz rację Wiki. Pojadę do niej. Cześć!- pożegnał się z przyjaciółmi i pospiesznie wyszedł.

           Błyskawicznie trafił do swojego samochodu i pomknął do mieszkania ukochanej. Dojechał dosyć szybko. Wpadł do klatki kobiety i po chwili stał już pod jej drzwiami. Zadzwonił raz, drugi, trzeci. Nikt nie otwierał. Do głowy przychodziły mu już najgorsze scenariusze.

-Dzień dobry Panie Piotrze. Widzę, że nasza Hana bardzo oblegana dzisiaj.- powiedziała schodząca z góry pani Genowefa.
-Dzień dobry!- przywitał się chirurg- Nie widziała jej Pani dzisiaj?
- Widziałam ją ostatni raz wczoraj jak gdzieś wychodziła. Obiecała, że do mnie rano zajrzy, ale niestety nie przyszła. Pewnie znowu taka zabiegana.
- No może, może. A mówiła Pani, że ktoś u niej był dzisiaj. Kojarzy go Pani?
- A tak. Brunet średniego wzrostu. Takie dłuższe włosy. Kilka razy już tutaj był wcześniej. Chyba też jest lekarzem, bo mówili o jakiś pacjentach. Tak jak Pan teraz dzwonił na daremnie. Nie otworzyła mu.
- No cóż. Telefonu nie odbiera. Może spróbuje jeszcze później. Dziękuję.

              Piotr pożegnał się i zbiegł po schodach. W drodze do domu próbował jeszcze kilka razy dodzwonić się do ukochanej. Znowu bez skutku. „Może wróciła do domu, a ja jak zwykle panikuje”- skarcił się w myślach próbując odgonić z serca troskę. Zaparkował samochód pod swoim domem i powoli szedł. Nie zauważył na parkingu samochodu ginekolog. Zaczął się mocno niepokoić. Takie zachowanie nie było do niej podobne. Dochodziła już 13, a oni nie mieli kontaktu. Pewien był jednego. Nie uciekła od niego, bo nie pisałaby mu, że się odezwie. Najdziwniejsze było jednak to, że nie było żadnego telefonu w nocy do Hany ze szpitala. Nikt jej nie wzywał. Z zamyślenia wyrwał go kobiecy głos.

- Witaj Piotrze!- przywitała się z nim Kinga, która mieszkała piętro nad nim- Dobrze, że Cię widzę.
- Hej. Coś się stało?- odpowiedział nieprzytomny Gawryło.
- No chciałam oddać Ci to.- powiedziała kobieta wyciągając przed sobą skórzaną, brązową torbę.- Poznajesz? To chyba twojej dziewczyny, bo dokumenty są w środku.
- No tak. To jest torba Hany. Skąd ją masz?- spojrzał na nią zdziwiony chirurg, a przez niego przeszedł dreszcz. Zbladł.
-Rano jak wychodziłam z psem to znalazłam ją na trawniku po drugiej stronie. Kojarzyłam, że widziałam parę razy Hanę właśnie z podobną torbą i zajrzałam do środka, żeby się upewnić.- wyjaśniła Kinga.- Wszystko gra Piotr? Coś się stało?
- Co? A nie nic. Wszystko dobrze. Dzięki wielkie za torbę. Muszę iść. Cześć.
           Mężczyzna ruszył przed siebie. Nawet już nie słuchał kobiety, która coś mu odpowiedziała. Był w transie. Dotarł do mieszkania i natychmiast opadł na kanapę w salonie. Był oszołomiony. Wyobraźnia podsuwała mu kolejne, czarne scenariusze przed oczy. Ocknął się. Musiał działać. Bał się o swoją kobietę. Wysypał zawartość jej torby na stolik. Telefon, kluczyki do samochodu i jej domu, portfel z pieniędzmi- wszystko nie naruszone. „Cholera. O co w tym chodzi i gdzie ona jest? Jak coś jej się stało? Przecież nikt od tak nie rzuca swoich rzeczy w krzaki i nie ucieka bez żadnej wiadomości.”- tysiące pytań cisnęły mu się na usta. Jednak nic nie mógł zrobić. Musiał czekać. Nie minęło jeszcze nawet 24 godziny od czasu, kiedy zniknęła. Nikt nie potraktowałby go poważnie. Tym bardziej, że Hana to dorosła kobieta. Nerwy dawały mu o sobie znać. Postanowił pochodzić po okolicy i trochę się uspokoić. Poniekąd liczył, że może znajdzie ją, gdzieś zamyśloną. Wrócił do domu późnym wieczorem. Nic nie znalazł. W jej mieszkaniu dalej nikogo nie było, a u niego też jej nie zastał. Zadzwonił do Leny. Starska też nie miała z nią żadnego kontaktu i to od prawie dwóch dni. Obiecali sobie, że jeśli któreś z nich czegoś się dowie, od razu daje znać drugiemu. Piotrowi na myśl przyszła jeszcze jedna osoba, która może coś o niej wiedzieć. Przemek wyjechał, więc może Szymon coś będzie wiedzieć. Z opisu sąsiadki Goldberg wynikało, że to on musiał u niej gościć w ostatnim czasie. Chirurg niechętnie wybrał numer psychiatry. Gdyby nie to, że chodzi o Hanę to nigdy by się z nim nie kontaktował. W końcu obaj rywalizowali o nią. Obaj ją kochali, ale w tej sytuacji nie liczyło się dla niego nic poza tym, że chciał się dowiedzieć, co się mogło stać. Szymon odebrał już po drugim sygnale.
- Cześć. Słuchaj, nie wiesz może co z Haną? Próbuję się z nią skontaktować.
-…
- Tak wiem, że też u niej dzisiaj byłeś. Umówiliście się może?
-…
-Czyli to coś pilnego?
-…
-Co takiego? Cholera jasna! Nikt nie ma z nią kontaktu od wczorajszej nocy. Przyjedź do mnie natychmiast! Znasz adres, prawda?
-…
- Czekam.
         Rozłączył się i rzucił wściekły telefonem. Schował twarz w dłoniach. Myślał, że eksploduje. Mieszały się w jego sercu strach, ból i nieokiełznana złość. Był podłamany. Nikt nic nie wiedział na pewno, poza jednym. Hana zniknęła i teraz grozi jej niebezpieczeństwo, a on nic nie może zrobić. Zmobilizował resztki świadomości. Zadzwonił do Leny i Marii. Obie obiecały, że przyjadą niedługo do niego. Były równie mocno zaskoczone rewelacjami Dryla, co Piotr. Chirurg czekał. Wiedział, że musieli zacząć działać jak najszybciej. Czas wlókł się niemiłosiernie wolno, a teraz był on bardziej cenny od złota. Koszmar znowu do nich wracał. Kolejny raz ktoś wywraca ich życie do góry nogami i to w momencie, w którym tak naprawdę dopiero co ponownie do siebie wrócili. Hana kiedyś powiedziała, że Pan Bóg nigdy nie daje nam na plecy więcej niż jesteśmy w stanie unieść. Teraz bardzo starał się wierzyć w prawdziwość tych słów. Ale czy rzeczywiście Goldberg miała rację w tym stwierdzeniu? 
Po niecałych trzydziestu minutach w mieszkaniu chirurga byli już wszyscy. Każdy w grobowym nastroju krążył myślami wokoło Hany. Kolejny raz przesłuchiwali nagranie przyniesione przez Szymona i przeglądali list, który był do niego dołączony.

- Szymon, ale powiedz jak to możliwe, że nie wiesz skąd ta płyta znalazła się u ciebie? – zapytała podenerwowana Lena.
-Mówiłem już, że nie wiem. Ktoś musiał podrzucić ją do mojego gabinetu wczoraj rano. Dzień wcześniej wieczorem, kiedy wychodziłem nic nie zostawiałem na biurku.- kolejny raz wytłumaczył Dryl.
-Hana mówiła mi, że wszystkie materiały dotyczące leczenia Jamesa zniknęły wraz z nim.
- No, bo tak było. Nie mam pojęcia, skąd ten ktoś zdobył to nagranie.
- Dlaczego nie powiedziałeś jej od razu po tej rozmowie z nim, że coś jej może grozić? Przecież dzięki temu wiedzielibyśmy natychmiast, że coś jest nie tak.- drążyła dalej Starska.
- Sama słyszysz, że on powiedział to w złości. Uznałem, że nie mówił tego poważnie, więc nie było potrzeby, żeby martwić Hanę. Ja jestem ciekaw, kto to podrzucił.
-Tak. Właśnie widać, że nie było potrzeby. Psychicznie chory mąż uprowadził ją od tak sobie, a można było temu zapobiec.- odparła z wyrzutem internistka.
-James musi mieć z tą osobą kontakt, bo zna jego zamiary. Widocznie wyrzuty sumienia się odezwały.
-Kochani- wtrąciła się słuchająca ich do tej pory Maria.- My na to nic nie poradzimy. Trzeba zadzwonić na policję. Mamy praktycznie dowody na to, że Hana od tak nie zniknęła tylko James ją porwał. Sami go nie znajdziemy.

        Lena i Szymon jedynie pokiwali twierdząco głową. Policjanci zjawili się po kilkudziesięciu minutach. Przyjęli zawiadomienie i zabezpieczyli nagranie. Trójka lekarzy złożyła zeznania. Jedynie Piotr cały czas siedział milczący. Nie zamienił z nikim ani słowa. Wyłączył się całkowicie z tego, co się wokoło niego dzieje. W uszach huczały mu dalej słowa Coldwella grożącego, że on i Hana pożałują, jeśli Goldberg go zostawi. W jego głosie wyczuł pewną desperację i agresję. Bał się, że ten facet wyrządzi jej jakąś krzywdę, o ile już tego nie zrobił. Poczuł dłoń na swoim ramieniu.

-Piotr wiem, że ci ciężko, ale Hana wróci do nas cała i zdrowa. Zobaczysz.- rzekła krzepiąco Lena.
-Idź już. Chciałbym zostać sam.- odparł Gawryło patrząc na nią nieprzytomnym głosem.

         Kobieta nic już nie powiedziała. Wyszła, a chirurg ponownie został sam. Łzy pociekły mu po policzku. Czuł się bezsilny, bezradny jak małe dziecko. Wyciągnął z barku butelkę i zaczął pić. Potrzebował jakiegoś znieczulenia. Chciał, żeby to wszystko okazało się tylko złym snem. Oczami wyobraźni widział ukochaną, która staje teraz w drzwiach jego mieszkania. Uśmiecha się i mówi, że tylko na chwilę wyszła i już wróciła. Wziąłby ją w ramiona i nigdy nie wypuszczał, ale rzeczywistość była brutalna.


          Hana powoli otwierała oczy. Wszystko ją bolało. Czuła specyficzny smak krwi w ustach, a do tego trudno jej było oddychać. Najwidoczniej musiała mieć mocno obite żebra. Tym razem nawet nie miała siły wstawać. Jedynie mimo bólu przewróciła się na plecy tak, żeby widzieć okienko. Była noc. Starała się zebrać myśli. Była pewna, że zaczęli jej już szukać. Minęło tyle czasu, że z pewnością Piotr zdążył wszystkich zaalarmować. Chciała być teraz przy nim. Miała nadzieję, że niedługo skończy się ten koszmar. Przymknęła oczy. Była zmęczona. Miała dość. Drzwi zaskrzypiały. Spojrzała w ich stronę.

-Trzymaj.- powiedział mężczyzna rzucając jej w twarz kromką chleba i stawiając przy twarzy miskę z wodą.- Musisz być w formie, bo mam wobec ciebie jeszcze dużo planów, kochanie.
-Czego ode mnie chcesz?- spytała Goldberg przeszywając go wzrokiem.-Zwariowałeś?- kończąc mówić poczuła kolejne już uderzenie w policzek.
-Nie mów tak do mnie.-zaczął szeptać trzymając mocno twarz lekarki przy sobie i patrząc jej w oczy.- Lepiej bądź grzeczna to może trochę szybciej się to skończy.

        Kobieta czuła oddech oprawcy na swojej skórze. Bała się. Widziała w jego oczach, że jest zdolny do wszystkiego. Nie puszczał jej twarzy. Pocałował ją zapalczywie wdzierając się w jej usta językiem. Zdębiała. Poczuła jego dłoń pod swoją bluzką.

-Jesteś idealna.- powiedział zrywając z kobiety koszulkę.
-Jesteś chory. Wypuść mnie!- krzyknęła przerażona Hana.
-Ci.- powiedział przystawiając jej palec do ust.- Będzie ci dobrze. Zobaczysz. Musisz się przyzwyczaić.

         Goldberg zebrała się w sobie i ostatkiem sił zaczęła się szarpać. Musiała walczyć. Chciała mu się wyrwać. Facet nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Wymierzył jej cios prosto w brzuch. Kobieta zgięła się w pół. Poddała się. Mężczyzna zerwał z niej pospiesznie ubranie. Czuła na sobie jego pożądliwy wzrok i dotyk na całym ciele, który sprawiał ból. Zacisnęła oczy i łzy popłynęły po jej policzku. „Proszę, zostaw mnie.”- szeptała kobieta łkając. Chciała, żeby to wszystko skończyło się jak najszybciej. Nie wiedziała, ile minęło od momentu, w którym wyszedł po zaspokojeniu siebie. Ona dalej leżała w tej sam pozycji, w której ją zostawił. Płakała. Zaczęła się modlić. Pierwszy raz od wielu lat. Błagała, żeby ktokolwiek jej pomógł.


            Następnego dnia Piotr musiał stawić się na komisariacie, aby złożyć zeznania w sprawie uprowadzenia lekarki. Skacowany spędził kilka godzin w pokoju przesłuchań, gdzie zadawali mu po kilka razy te same pytania. Pytali dosłownie o wszystko. Chcieli wiedzieć o całej jego znajomości z Haną, o feralnym dniu i nocy, kiedy zniknęła. Sprawdzali jego alibi. Miał wrażenie, że gra w jakiejś beznadziejnej farsie. Najwidoczniej podejrzewali go. Był poirytowany tą całą sytuacją. Na domiar złego Tretter wysłał go na przymusowy urlop, bo nie chciał go widzieć przy pacjentach, gdy głową jest zupełnie gdzieś indziej. Dni zaczęły uciekać mu w zastraszającym tempie. Od czasu zniknięcia Hany minął już przeszło tydzień, a policja dalej nie mała żadnych wieści na jej temat. Dzisiaj, podobnie jak każdego dnia ostatnio, siedział sam w mieszkaniu blondynki. Policjanci na samym początku potrzebowali go jako świadka przeszukania jej mieszkania. Co prawda, nic to nie pomogło w śledztwie, ale dzięki temu miał klucze i mógł przychodzić tutaj codziennie. To miejsce sprawiało, że czuł jakąś bliskość ukochanej. Podtrzymywał swoją nadzieję, że się odnajdzie. Z nikim nie rozmawiał. Odsunął się od przyjaciół. Chodził jedynie z kąta w kąt po całym domu pani doktor i myślał o niej cały czas. W pewnym momencie wychodząc z jej sypialni strącił na ziemię jakiś jej notatnik, który rozpadł się na ziemi. Schylił się by go pozbierać. Biorąc do ręki zwrócił uwagę, że na kilku stronach było napisane jego imię. Musiał to być jej pamiętnik. Mimo, że nie powinien , postanowił go przeczytać. Wziął do ręki zapiski i poszedł do salonu. Usiadł na kanapie i zaczął czytać. Jej notatki zaczynały się od momentu śmierci Jamesa. Z każdym przeczytanym słowem w gardle rosła mu gula. Poznawał jej emocje, uczucia, które towarzyszyły jej w Polsce, kiedy byli razem i kiedy się rozstali. Domyślał się, że Hana musi to mocno przeżywać, bo jest strasznie wrażliwa, ale nie wiedział, że do tego stopnia. Zwłaszcza wzruszyły go fragmenty dotyczące ich dziecka. Łzy cisnęły mu się do oczu. Jego uwagę zwrócił też wiersz napisany przez jego ukochaną. Nie wiedział, że pisze. Uderzyło go to trochę. Musi jej to wszystko wynagrodzić, jak wróci. Zadzwoniła jego komórka odrywając go od wspomnień. Rozmowa była krótka i zwięzła. Po niej ponownie rzucił okiem na kartkę ze słowami utworu napisanego przez Hanę. Czuł, że niedługo coś się zmieni.

O P.
Kochać to znaczy tęsknić.
Tęsknić za Jego bliskością.
Kochać to znaczy pragnąć.
Pragnąć zrozumienia przez Niego.
Pragnąć Jego zaufania.
Pragnąć Jego wierności.
Kochać to znaczy cierpieć.
Cierpieć po Jego stracie.
Kochać to zmieniać się
Na lepsze dla Niego.
Kochać to znaczy móc.
Móc przy Nim być sobą.
Kochać to znaczy chcieć.
Chcieć walczyć- przy Nim mogę.
Chcieć żyć- przy Nim mogę.
Kochać to znaczy oczekiwać.
Oczekuję ciepła- od Niego mogę.
Oczekuję bezpieczeństwa- od Niego mogę.
Oczekuję odpowiedzialności- od Niego mogę.
Nie mogę jednego…
Zbliżyć się do Niego.  
Hana leżała na zimnej podłodze. Czas dłużył jej się niemiłosiernie. Nie wiedziała, jak długo już jest przetrzymywana, bo po każdym pobiciu ból sprawiał, że traciła przytomność,. Każde kolejne uderzenie było silniejsze. Powoli zaczynała tracić nadzieję, że ktoś jej pomoże. Była strasznie słaba i kompletnie bezbronna. Zdana na łaskę i niełaskę chorego psychicznie faceta. Dodatkowo dobijał ją fakt, że praktycznie od początku traktuje ją jak dziwkę. Odkąd pierwszy raz ją zgwałcił, robił to niemal przy każdej okazji. Zimny dreszcz przeszył ją na samą myśl o tym. Było jej już w sumie obojętne, co się wydarzy. Nie płakała. Biernie poddawała się oprawcy. Chciała jedynie, aby cała ta chora sytuacja skończyła się, nawet jeśli miało by się to równać z jej śmiercią.
        Piotr w dalszym ciągu siedział na kanapie w mieszkaniu Goldberg. Czekał. Po kilkudziesięciu minutach usłyszał kroki dobiegające z przedpokoju i ktoś wszedł do salonu.

-Piotr- usłyszał głos Marii.- Porywacz się ze mną skontaktował….

       Chirurg wstał z miejsca nie spuszczając brunetki z oczu. Zszokowały go jej słowa.

-Jak to?- zdołał wydusić z siebie jedynie te słowa.
-Ma zadzwonić niedługo. Da nam instrukcję. Nic więcej nie wiem. Mamy nie wzywać policji.- odparła Szczawińska.
          Za oknem ściemniło się, a w pomieszczeniu, gdzie blondynka była przetrzymywana panował już całkowity mrok. Ten dzień był jednak inny od poprzednich. Od wczoraj miała spokój. Bała się jednak, że to tylko cisza przed burzą. Przetarła twarz dłońmi. Jedyny plus tego, że nie walczyła z nim był taki, że ściągnął jej kajdanki. Chociaż pręgi na nadgarstkach zostały. Charakterystycznie skrzypnięcie doszło do jej uszu. Serce mocniej jej zabiło. Światło z otwartych drzwi rozświetliło całe wnętrze zatęchłego pokoju.
-Wstawaj.- powiedział i rzucił jej ubrania.- Ubieraj się.

          Stał i patrzył na nią oczekując na jej reakcję. Goldberg kompletnie zbiło z tropu. Mimo to, spełniła jego prośbę. Poczuła przeszywający chłód kafelek pod stopami. Zachwiała się i podparła dłońmi o ścianę. Kręciło jej się w głowie. Powoli zaczęła się ubierać. Kiedy skończyła, facet szarpnął ją w swoją stronę. Patrzała mu w oczy, które niebezpiecznie błyszczały. Poczuła metal na skórze i ponownie nie mogła ruszyć rękoma.
-Nie martw się.- szepnął głaskając jej policzek.- Niedługo się to skończy. Obiecuję.

          Poczuła cios w brzuch i skuliła się. Miała przeczucie, że wydarzy się coś złego.
           Piotr wraz z Marią mknęli przez kolejne ulice nocnej Warszawy i wyjechali na obrzeża miasta. Nie odzywali się do siebie. Każde było pogrążone we własnych myślach. Zgodnie z instrukcjami wjechali w jedną z leśnych dróg. W głębi dostrzegli przed sobą zarys jakiegoś ogromnego budynku. Było już bardzo ciemno, a w reflektorach samochodu ledwie można było dostrzec ścieżkę, po której jechali. To było z pewnością jedno z tych miejsc, do których Piotr nigdy z własnej woli nie przyjechałby. Dróżka doprowadziła ich bezpośrednio do owego ogromnego budynku. Stanęli. Cisza zaczęła ich dręczyć. Chirurg otworzył drzwi.
-Uważaj na siebie.- na odchodne rzuciła mu Szczawińska.
           Mężczyzna wciągnął głęboko powietrze. Wysiadł i ruszył powoli w stronę miejsca spotkania. Może nie było to rozsądne rozwiązanie, że nikogo o tym nie powiadomili, ale teraz dla niego najważniejsze było życie Hany. Wszedł do wnętrza, a serce zaczęło mu bić jak oszalałe. Hala była ogromna, a na jej przeciwległym końcu dostrzegł oświetloną postać. Wytężył wzrok. To była ona. Chciał tam biec, ale powstrzymał się. Musiał zachować resztki ostrożności. Poszedł szybkim krokiem rozglądając się dookoła, ale jego wzrok wędrował jedynie w stronę ukochanej. Dziewczyna wisiała ze spuszczoną w dół głową na jakimś haku. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest osłabiona. Do tego widoczne rany i świeża krew na jej twarzy powodowały, że w Piotrze dosłownie gotowało się. Był jednocześnie wściekły i zmartwiony. Chciał rozszarpać tego, który ją skrzywdził.
-Witam.- Gawryło stanął i odwrócił głowę w miejsce, z którego dochodził ów głos.
-Czego chcesz? Po co ją porwałeś?- rzucił w ciemną przestrzeń chirurg.
Męska postać zaczęła ukazywać się jego oczom. Postawny i umięśniony mężczyzna trzymający broń w ręku. Lekarz szybko ocenił, że nie ma z nim najmniejszych szans. Byli w potrzasku.
-Czekaj!- usłyszał głos Marii.- Chcę być przy tym Chris.

       Piotr był już całkowicie skołowany. Stał dosłownie jak słup soli.
-O co w tym chodzi? Maria?- wydusił z siebie.
-Wybacz.- powiedziała brunetka wyjmując pistolet zza paska spodni.- Musiałam.
-Dobrze. Koniec tych pogawędek.- powiedział owy Chris i zwrócił się w stronę Piotra celując w niego.- Wiesz z jednej strony szczęście, a z drugiej pecha. Taka kobieta Ci się trafiła, a tak szybko musisz się z nią pożegnać.
-Mogę ja to zrobić?- zapytała kobieta stając między mężczyznami jednocześnie patrząc na Goldberg.
- Chcesz? Nie ma problemu- uśmiechnął się opuszczając dłoń.
- Wiesz dobrze, że nie toleruję zdrady. To najgorsze, co można w życiu zrobić. Zdradzić najbliższych. Tych, którzy nas kochają.- mówiąc to wymierzyła bronią w klatkę Piotra.
         On zamknął oczy. Wiedział, że to już koniec. Miał tylko do siebie pretensje, że dał się nabrać jak dziecko. Usłyszał strzały. Serce biło mu jak oszalałe. Nie poczuł bólu. Otworzył oczy. Zobaczył parę leżącą we krwi na ziemi. Ocknął się z szoku i podbiegł do Hany. Nie obchodziło go nic innego. Dotknął jej twarzy. Była blada, a jej wargi sine. Musnął je delikatnie i zdjął dziewczynę z haka. Goldberg miała pełną świadomość tego, co się działo w przeciągu ostatnich chwil. Cieszyła się, że Ją odnalazł. Miała nadzieję, że wyciągnie ich stąd. Nie miała tylko siły, by otworzyć oczy. To wszystko przypominało jej sen, który ją nawiedzał. Ponownie poczuła krew napływającą Jej do ust. Nie wiedziała, co się dzieje. Nagle w jej oczach zrobiło się ciemno i identycznie, jak w śnie, widziała całe swoje życie- rodzinę, przyjaciół, Piotra i Ich dziecko. Czuła przeszywający jej ciało ból. Pierwszy raz to czuła. Zaczęła słabnąć. Jak z oddali słyszała swoje imię wypowiadane przez Piotra i jego płacz. Zdawała sobie już sprawę, co się dzieję. Pogodziła się z tym. Oddychała coraz płycej. Gawryło trzymał Ją na swoich kolanach. Szeptał. Płakał chowając twarz w Jej włosach. Dłonie trzęsły Mu się ze strachu. Uciskał rany na brzuchu i piersiach kobiety. Jej klatka piersiowa ledwo poruszała się. Krew powoli spływała po Jego palcach. Jej strużki wypływały z ciała dziewczyny, a On czuł, że wraz nimi ucieka z niej życie. Przez palce uciekało Jego największe szczęście, Jego miłość, a On był kompletnie bezradny. Jej bezwładne ciało leżało na nim, a On przyciągnął je mocniej do siebie. Ból rozrywał go od środka. Nie hamował się. Chciało Mu się krzyczeć. Nic nie mógł zrobić. Jej serce przestało bić. Już nigdy nie będą razem. Zostały tylko wspomnienia. Życie jest brutalne, bardzo bolesne. Los zadaje Nam ciosy w momencie, kiedy najmniej się Ich spodziewamy. Szczęście przeplata się z dramatami- tak jak u Nich. I tak jak u Nich wszystko kończy dając początek czemuś nowemu. Znika wszystko, co dobre i co złe, poza jednym. Zostaje miłość. Taka ludzka. Bezgraniczna. To jedyne, co po Nas tutaj pozostaje.
Wszystko działo się szybko. Wyrwali Mu Ją z uścisku, a łzy dalej płynęły po Jego policzkach. Patrzył tępo na każdy ruch sanitariuszy, którzy nie wiadomo skąd się tam znaleźli. Zabrali ją. On natomiast pędził samochodem za karetką w stronę szpitala. Nie interesowało go, dlaczego pojawiła się policja, pogotowie, a już tym bardziej bez znaczenia był dla niego los Marii i tego porywacza. Wpadł na oddział ratunkowy i przez szybę patrzył, jak lekarze ratują jego ukochaną . Usłyszał głośny pisk, a na monitorze zobaczył prostą linię. Jej serce ponownie przestało bić. Próbowali ją reanimować. Czas mijał. Prawie pół godziny bezskutecznej pracy kilku lekarzy były dla Piotra męczarniami. Najchętniej sam by tam stanął, ale mógł tylko patrzeć na to z korytarza. Starał się nie wybuchnąć. Serce rozpadało mu się na kawałki. Jej już nie było. Siedział na korytarzu z twarzą w dłoniach. Stracił najbliższą sobie osobę. Nie myślał już o niczym. Po dopełnieniu formalności Gawryło mógł wejść pożegnać się z Nią. Przekroczył próg sali. Tyle razy widział już zmarłych, ale to go przerosło. Była blada z zamkniętymi oczami. Wyglądała jak anioł. Mimo to przeraził się, ale podszedł bliżej. Dotknął zimnej już dłoni Hany, a swoją drugą rękę przyłożył do jej policzka. Nie dowierzał, że to już koniec. Była całkowicie bezbronna, taka niewinna. Pocałował jej sine wargi najdelikatniej jak umiał. Łza spłynęła po jego twarzy. Otrząsnął się i wybiegł. Na korytarzu zobaczył wszystkich- rodziców Goldberg znanych mu do tej pory tylko z fotografii, Przemka i przyjaciół ze szpitala. Patrzyli na niego rozżalonym wzrokiem. Ewidentnie byli na niego wściekli. Musieli go obwiniać śmierć blondynki. Był osaczony. Zrobiło mu się gorąco, a przed oczami pojawiły się mroczki. Stracił przytomność. Miał tego dosyć i chciał pójść za nią…………




              Obudził się. Znowu usnął w pracy, co ostatnio zdarzało mu się często. Wspomnienia do niego wracały.  Siedział na kanapie w lekarskim. Spojrzał na zegarek nad drzwiami. Dochodziła już 21, która oznaczała koniec jego dyżuru. Przetarł twarz i poszedł się przebrać. Chociaż w pracy miał stosunkowy spokój to był zmęczony. Dodatkowo umówił się rano z Marią. Wyszedł ze szpitala równo z końcem zmiany i pojechał samochodem nad Wisłę. Miał się tam spotkać z kobietą. Nie widzieli się od czasu wydarzeń w lesie, czyli już prawie 2 tygodnie. Zdziwił się trochę jej porannym telefonem, ale uznał, że może Szczawińska potrzebuje z kimś porozmawiać. Prawdę powiedziawszy było mu trochę głupio, że wtedy niczym się nie zainteresował, ale miał ważniejsze sprawy na głowie. Dojechał na miejsce prawie po 10 minutach. Zaczął swój spacer brzegiem rzeki. Powiewał letni, ciepły wiatr. Był początek sierpnia. Obserwował wieczorną Warszawę na tle zachodzącego słońca. Poczuł dotyk na swoim ramieniu.

-Witaj Piotrze.- usłyszał głos kobiety- Miło Cię widzieć.
- Hej. O czym chciałaś porozmawiać?- zapytał Gawryło nieco oschłym tonem.
-Może usiądźmy na trawie?- powiedziała Maria równocześnie siadając na ziemi i dodała- Należą ci się wyjaśnienia całej tej sytuacji, która wydarzyła się niedawno.
-Masz rację. Słucham.- odparł chirurg czyniąc to samo, co brunetka.
- Nie wiem od czego zacząć.
-Najlepiej od początku.- rzucił mężczyzna wymuszając uśmiech.
-To jest strasznie skomplikowane. – zaczęła lekarka- Nie jestem do końca tym, za kogo mnie uważasz, ale od początku. Jak dobrze wiesz pracowałam z Haną na jej kontrakcie w Nigerii. Nie byłam tam tylko w charakterze lekarza. Pamiętasz, dlaczego James zniknął z życia Hany?
-No tak. Chciał ją chronić. Twierdził, że jest tajnym agentem.- zakpił Piotr.- Co to ma do rzeczy?
-Dosyć dużo. On nie kłamał. –zauważyła zdziwiony wzrok bruneta.- Nie patrz tak. On, ja i Chris tworzyliśmy grupę, która miała zdobyć tajne dokumenty Talibów w sprawie planowanych przez nich ataków. Sama akcja się powiodła. Niestety. Coś później poszło nie tak. Była jakaś wsypa i kazali nam uciekać. Udało się mnie i Chrisowi. Wróciłam do kraju i czekałam na dalsze instrukcje. Wiedziałam tylko, że Coldwell miał ukryć papiery i też zniknąć. Bałam się o niego. Pierwszy raz w życiu. Do tego wbrew wszelkim zasadą wpajanym nam na szkoleniach.
-To w nim się zakochałaś?- wprost zapytał mężczyzna.
-Tak. Pokochałam go tak jak Ty-Hanę. No, ale niestety nigdy mu tego nie powiedziałam. Nie miałam szansy na szczęście. – łzy pojawiły się w jej oczach.- Ale wróćmy lepiej do rzeczy. Złapali go i przetrzymywali. Innej grupie agentów udało się go uwolnić podczas transportu, ale żadnych szczegółów nie znałam. Wiedziałam tylko, co działo się z Haną. To, że upozorowali jego śmierć, aby była bardziej bezpieczna i że później wyjechała do Polski. Nasi szefowie po odbiciu Coldwella stwierdzili ostatecznie, że najbezpieczniejszy będzie właśnie w Polsce, bo nikt go tam nie będzie szukać, ale trochę się przeliczyli. Ludzie, którzy mieli go dostarczyć bezpiecznie do stolicy nawalili. Zaatakował ich kontrwywiad. Zabili trzech naszych i wyrzucili Jamesa z tego pociągu. Jedne szczęście polega na tym, że nie zdążyli go dobić, bo było zbyt dużo świadków. Resztę już poniekąd znasz. W czasie, kiedy zajmowałeś się nim w szpitalu podjęto kolejne decyzje. Wezwano mnie i Chrisa. Okazało się, że celem ataku nie był sam James, ale szukano dokumentów, które wykradliśmy. Problem polegał jednak na tym, że nie mieliśmy ich, a jedyna osoba, która wiedziała, gdzie są, leżała w szpitalu. Musieliśmy czekać. Nawiązaliśmy z nim kontakt za plecami Hany, tuż po tym, jak wyszedł ze szpitala. Z początku nie chciał nam pomóc. Bał się o nią, ale los okazał się nieco dla nas łaskawy. Ta bomba i jej wypadek pomogły nam przekonać go, że faktycznie coś im grozi i zgodził się. Wymyśliliśmy tą całą szopkę z zakładem psychiatrycznym, żeby nikt się nie zorientował. Podszyłam się pod jego siostrę i wyciągnęłam go stamtąd.
-No, ale po co mi to mówisz? Co to ma wspólnego z tym, że Chris ją porwał? To przecież ten sam, który z wami pracował. Jaki miał cel w tym wszystkim?
-Chris pomagał mi wraz z jeszcze jednym agentem ukryć Jamesa. Zatrzymaliśmy się w domku na Mazurach. Tam James opowiedział nam o wszystkim dokładnie. Nie chciał nam nic powiedzieć jedynie o tych papierach. Jakby się bał, że ktoś znowu sypnie. Powiedział jedynie, że Hana wie, gdzie może ich szukać.
-Hana? Przecież ona kompletnie była załamana. Skąd mogłaby wiedzieć, cokolwiek na ten temat?
-James pewnie zostawił jakieś wskazówki w rozmowach z nią. Tej nocy, kiedy rozmawialiśmy z nim na ten temat napadli na nas. Zranili mnie i Chrisa. Zamordowali Dana, który z nami był, a Jamesa zabrali. Po tej akcji ponownie odesłano nas do domu. Sprawa dziwnym trafem ucichła. Po powrocie do Warszawy w swoich rzeczach znalazłam kopertę. Był w niej list. James chyba czegoś się musiał domyślać i w prawdę chciał wtajemniczyć tylko mnie. Dał mi dokładne namiary na miejsce ukrycia walizki z dokumentami i napisał, że nikomu oprócz mnie tego nie powiedział. Poinformowałam szefostwo, a oni uznali, że mam to sama sprawdzić i nikogo nie wtajemniczać. Zrobiłam to. Okazało się, że skrytka jest pusta. Złożyłam meldunek, ale nikt nie był zbytnio zdziwiony. Wiedziałam, że coś musi być nie tak. Jakiś czas później zadzwonił Chris. Powiedział, że ma to, czego tak usilnie szukaliśmy. Byłam zdziwiona. Chciał się ze mną dodatkowo spotkać, bo miał sprawę. Coś mi w tym wszystkim nie pasowało, ale się zgodziłam. Na spotkaniu opowiedział mi o tym, że przypadkowo znalazł jakieś swoje stare mapy z miejscami kontaktu. Sprawdził je i udało się. Potrzebował jedynie kodu zabezpieczającego, który znał tylko Coldwell i Hana. Postanowił ją uprowadzić z moją pomocą, bo na cudowne odnalezienie naszego kolegi nie mogliśmy liczyć. Oprócz tego Chris chciał właśnie jego wrobić w to porwanie, stąd też moje włamanie do gabinetu Szymona z tym nagraniem. Potrzebowałam czasu, żeby to przemyśleć. Kolejny raz powiedziałam o wszystkim zarządowi. Nie spodziewałam się, że oni o wszystkim wiedzieli. To Chris sabotował wszystkie nasze działania. Nie umieli jednak dokładnie go namierzyć i zlikwidować, bo on mógłby zrobić wszystko. Kazali mi go wybadać.
-Czyli byliśmy w środku jakieś chorej szpiegowskiej intrygi? Nie ważne było czy nam coś się stanie tak?- zapytał skołowany Piotr.
-Nie do końca. Owszem. Chodziło o ten kod, ale ja go znałam. James mi go podał.
-Więc dlaczego od razu mu go nie dałaś?
-On po prostu miał w tym wszystkim jeszcze jeden cel. Myślałam nad tym od momentu, kiedy wspomniał mi o tym, że trzeba cię zlikwidować, bo jesteś z kontrwywiadu, Dla mnie był to absurd, bo wiem, że byłeś dokładnie sprawdzany. Później przypomniałam sobie jego wcześniejsze zachowanie wobec Hany i to, jak bardzo się o nią wypytywał. Poza tym musiał ją obserwować. Miał na jej punkcie obsesję, a ten kod to był tylko pretekst. Ostatecznie zgodziłam się. Wszystkie moje działania były skoordynowane z naszą agenturą. Miałam się wydobyć te cholerne papiery i wykonać po wszystkim wyrok na Chrisie. Dodatkowo byliśmy pewni, że wie, co z Jamesem. Wszystko szło według planu.
-No chyba jednak nie do końca.- odparł poirytowany Gawryło.
-Masz rację.- odpowiedziała Maria spuszczając głowę.-Chciałam wam jak najbardziej pomóc. Wbrew Chrisowi chciałam was ze sobą połączyć, co mi się udało. Reszta mojego działania niestety była pełną improwizacją uzależnioną od niego. Resztę już znasz. Porwanie i tak dalej. Chociaż tyle się udało, że w tak krótkim czasie zmobilizowałam pogotowie, które czekało w pełnej gotowości. Nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać.
-Nie tłumacz się.- odpowiedział chirurg wstając.- Nie chcę tego więcej słuchać.
-Poczekaj.- kobieta złapała go za ramię.-Przykro mi, że to wszystko tak się skończyło. Starałam się ze wszystkich sił, żeby nic wam się nie stało, ale musieliśmy coś poświęcić. Dla szefów najważniejsze jest to, że udało się odzyskać tą walizkę. Jeszcze jedno powinieneś wiedzieć. Znaleźliśmy ciało Jamesa. Był martwy praktycznie od momentu, kiedy ostatni raz go widziałam. Chris go zamordował. Kule pasowały do jego broni. Miałam rację, że chciał mieć Hanę tylko dla siebie i dlatego we wszystko cię wmieszał.
-Po co mi to mówisz?
-Uznałam, że to dla ciebie może być ważne.- uśmiechnęła się delikatnie.

              Piotr nic już nie odpowiedział. Było ciemno. Nie wiedział, ile czasu już minęło. Przeanalizował jeszcze raz słowa Marii. Miał kompletnie dość tego wszystkiego. Wstał.

-Dziękuję, że mnie wtedy zasłoniłaś i zabiłaś tego faceta.
-Nie masz za co. Musiałam się na nim zemścić.

            Gawryło odszedł w stronę samochodu. Nie odwrócił się nawet za siebie. Pojechał. Dalej był nieco zszokowany tym wszystkim. Chciało mu się śmiać, bo cała ta historia brzmiała absurdalnie, ale musiała być prawdziwa. Wszedł powoli do mieszkania. Chciał jedynie iść pod prysznic i położyć się spać. Głucha cisza panowała w całym domu. Po drodze do sypialni zdjął swoją koszulkę. Otworzył drzwi i oparł się o futrynę. W mroku dostrzegł skuloną na łóżku Hanę. Niespokojnie spała. Ciężko oddychała. Przypomniał sobie, jak wyglądała, gdy walczono o jej życie. Zdawał sobie w pełni sprawę, że wszystkie jej rany i siniaki jeszcze długo będą się goić. Dużo gorzej będzie z jej psychiką. Zamknęła się całkowicie na wszystkich. Z nikim nie rozmawiała. Było widać, że ten cały Chris musiał bardzo mocno ją skrzywdzić. Nie pozwalała się nawet dotknąć, bo od razu patrzyła wystraszonymi oczyma. Nie chciała żadnej pomocy. Ciągle miała koszmary. Piotr kompletnie nie wiedział, co zrobić. Mógł jedynie dać jej bezpieczeństwo i pewność, że może na niego liczyć. Chociaż był zdziwiony, że zgodziła się z nim zamieszkać. Zwłaszcza, że po podobnej propozycji Leny była bardzo wściekła. Miał nadzieję, że jakoś razem odzyskają wewnętrzny spokój. Obserwował dokładnie jej twarz w blasku księżyca. Była piękna.

-Zostaw mnie! Błagam nie dotykaj! Puść! Pomocy! Piotr! Pomóż mi, Piotr!- Goldberg krzyknęła.

              Chirurg natychmiast podszedł do łóżka i kucnął przy jej głowie. Kolejny koszmar, a on znowu był bezradny. Kobieta otworzyła oczy. Ich spojrzenia się spotkały. Widać było, że dziewczyna trochę się wystraszyła i niemal od razu uciekła wzorkiem.

-Przepraszam. Nie chciałem. Pójdę już. Śpij.- rzekł chirurg wstając i poszedł w stronę łazienki.
-Piotr.- usłyszał pierwszy raz od bardzo dawna swoje imię z jej ust.- Zostań. Przytul mnie.

               Odwrócił się w jej stronę. Dziewczyna patrzała na niego. Wiedział, że było to dla niej trudne. Doceniał to. Nie mógł się nie zgodzić. Przysiadł na brzegu łóżka. Nie chciał na nią naciskać. Czekał aż sama się do niego zbliży. Po chwili Hana niepewnie przysunęła się do niego i niezdarnie objęła jego brzuch ramionami wtulając twarz w jego tors. Zagarnął ją mocno do siebie. Poczuł, że z każdym jego dotykiem kobieta drży i jakby odskakuje od niego, ale sama dzielnie pokonała to. Był z niej dumny i strasznie szczęśliwy.

-Kocham Cię.- szepnął Piotr.

               W odpowiedzi poczuł tylko mocniejszy uścisk ze strony Hany. Jak na jej osłabienie, po tym wszystkim, musiał przyznać dosyć mocne. Okrył ich kołdrą i zaczął gładzić delikatnie ramiona pani doktor. Milczeli. Po chwili oboje odpłynęli w spokojny sen. Sen o przyszłości. Wspólnej przyszłości. 

Rozdział 2 "Wschód słońca"

  Od czasu, kiedy Hana pierwszy raz dopuściła do siebie Piotra minął już przeszło tydzień. Para mimo, że mieszkała ze sobą to jednak zaczęła się od siebie odsuwać. Ogromny wpływ miało na to zachowanie lekarki, która całkowicie odcięła się od świata. Całymi dniami przesiadywała w domu ograniczając się do bezczynnego leżenia w łóżku i wpatrywania się w błękit nieba za oknem.  Ciągle była na zwolnieniu lekarskim. Takie postępowanie ukochanej martwiło Piotra. Kompletnie jej nie poznawał. Dla niego to nie była ta sama doktor Goldberg, co kiedyś. Chociaż z drugiej strony rozumiał,  jak wielką musi przeżywać  traumę. Zastanawiał się, co ten psychopata musiał jej tam robić.  Jeszcze do tego nękające kobietę, co noc straszliwe  koszmary przypominające jej każdą chwilę porwania.

        Tego ranka, praktycznie jak co dzień, blondynka obserwowała wschód słońca za oknem. Dochodziła dopiero 4, a sny nie pozwalały jej spokojnie spać. Żałowała, że nie ma przy niej Gawryły, ale nie  umiała się względem niego przełamać. Jej zły nastrój spotęgowany bólem głowy, dodatkowo psuła perspektywa dzisiejszych badań u Sambora i Darka. Od nich zależało, kiedy wróci do względnie normalnego życia, za którym właściwie nie tęskniła. Szpital i jej praca, które dotychczas były dla niej priorytetem,  straciły całkowicie swoją ważność. Bała się ludzi, dlatego też najchętniej zostałaby na zawsze tutaj- w domu, w którym czuła się najbezpieczniej. Była pewna tylko jednego. To ze względu na Piotra i jego opiekę jest jej w tym miejscu dobrze. Z drugiej strony szalenie źle czuła się z tym, że brunet przejmował się nią i obwiniał się za całe zło, które ją spotkało. Wiedziała, że podświadomy lęk, który towarzyszy jej od czasu porwania, niszczy miłość będącą między nimi. Chciała to pokonać, ale nie umiała. Postanowiła, że znajdzie sposób, żeby to zmienić. Leniwie przeciągnęła się na łóżku kolejny raz ziewając. Wstawała z łóżka i poszła do łazienki. Nieustannie, z każdym ruchem towarzyszył jej ból- niemal we wszystkich częściach ciała. Wzięła szybki, orzeźwiający prysznic uważając na opatrunki. Wróciła do sypialni i z szafy wybrała najwygodniejszy zestaw ubrań. Przebrana w luźną  koszulkę z długim rękawem i granatowe jeansy ruszyła do kuchni chcąc zrobić śniadanie. Przechodząc przez salon rzucił jej się w oczy widok śpiącego mężczyzny na kanapie. Serce jej się krajało. Wiedziała, jak on bardzo  się dla niej poświęca. Leżał na wpół odkryty na niewygodnej sofie i jeszcze ani razu odkąd tak się dzieje nie narzekał na to. Pamiętała dokładnie,  jak bardzo nie lubił spać w salonie. Spuściła wzrok i poszła do kuchni. Krzątała się tam starając zachowywać jak najciszej. Prawie półgodziny później kończyła już przygotowywać posiłek. Nakładając ostatnie kanapki na talerze poczuła na swoim ramieniu dłoń.

-Cześć! Już nie śpisz?- usłyszała za sobą zaspany głos chirurga.
-Hej. Nie mogłam już wysiedzieć w łóżku, więc postanowiłam zrobić nam śniadanie.
-Wiesz, że nie musiałaś?
-Ale chciałam.- rzuciła kobieta odwracając się w jego stronę odwzajemniając delikatnie jego uśmiech.-Siadaj, bo kawa wystygnie.

        Mężczyzna wykonał posłusznie polecenie dziewczyny. Pozytywnie zaskoczył go ten ranek. Miał nadzieję, że to krok ku normalności. Chwilę później oboje już siedzieli i zajadali się kanapkami. Ukradkiem spoglądali na siebie.

-Pamiętasz, że masz dzisiaj badania?- zapytał Piotr.
-Tak. O 11.
-Chcesz, żebym był tam z Tobą?
-Nie obraź się, ale wolałabym być tam sama. Przecież i tak masz dyżur.
- Wiem, ale to nie problem.
-Nie Piotr. Będzie lepiej, jeśli zajmiesz się pacjentami.
-Jak chcesz. Później mi wszystko opowiesz?

          Hana nic na to nie odpowiedziała. Pokiwała jedynie twierdząco głową. Sprzątnęła naczynia. Mężczyzna obserwował każdy jej ruch. 

-Lepiej będzie jak się pospieszysz. Niedługo zaczynasz dyżur.- stwierdziła Goldberg.
-Cholera! Masz rację.- rzucił Gawryło i zerwał się,  by przygotować się do wyjścia.

            Kobieta oparta o kuchenny blat przyglądała się komicznemu widokowi Piotra, który starał się ogarnąć, by nie spóźnić się do pracy. Po niecałych 15 minutach została sama w mieszkaniu. Dochodziła już 8. Do wyjścia zostały jej przeszło 2 godziny. Blondynka próbowała znaleźć sobie jakieś zajęcie. Chodziła jednak cały czas  rozkojarzona, spięta. Bała się tych badań. Nie dość, że dalej miała fobię na punkcie ludzi to nie chciała, żeby coś się w jej życiu teraz zmieniło. Nie była na to gotowa. Miała nadzieję, że jeszcze dużo czasu minie zanim będzie zmuszona wrócić do rzeczywistości. Ostatecznie na takich rozmyślaniach spędziła cały czas. Krótko przed 10 wyszła z domu. Zmuszona była jechać swoim samochodem, który dotychczas stał nieużywany pod mieszkaniem Piotra. Bez pośpiechu wsiadła i ruszyła w stronę Leśnej Góry.  Dotarła na miejsce praktycznie w ekspresowym czasie. Już od parkingu wiedziała, że przykuwa wzrok każdej napotkanej osoby. Przez prawie godzinę przechodziła u Sambora wszelkie możliwe badania. Sama nie do końca rozumiała, po co, ale ostatecznie ucieszyło ją to, że dostała od lekarza kolejne zwolnienie. Ulżyło jej też z powodu tego, że nie spotkała Piotra. Nie chciała z nim rozmawiać przy świadkach. Zbyt bardzo zamknęła się w sobie. Cały czas krążyła jej po głowie pewna myśl. Ciągle wahała się, ale jednak coś ją podkusiło i swoje kroki skierowała w stronę oddziału ginekologicznego. Spełniając poranne –postanowienie.  Już od powrotu do domu bała się konsekwencji, które dla niej mógł nieść gwałt.  Tym razem jednak odważyła się to sprawdzić. Zapukała do gabinetu Wójcika. Usłyszała głośne „Proszę!” i niepewnie uchyliła drzwi.

-Hej Darek! Mogę zająć chwilę?
-Hana? Cześć! Jasne, oczywiście.- odpowiedział jej ginekolog.
-Mógłbyś mi zrobić badania? Chciałabym sprawdzić, czy wszystko jest ok.
-A coś się stało?- zapytał zaniepokojony mężczyzna.
-Nie. Nic się nie stało.- zaczęła wymyślać na poczekaniu Hana.- Po prostu chciałabym się upewnić, czy…
- Ok. O nic nie pytam.- przerwał jej lekarz uśmiechając się szeroko.- Mam nadzieję, że  Wam się ułoży.

           Kobieta nic już nie odpowiedziała. Pokiwała tylko twierdząco głową. Lepiej dla niej, że nie domyśla się prawdziwego powodu jej wizyty. Badania trwały dosyć długo. Widziała,  jak bardzo jej kolega się starał.  Przeprowadził z nią jeszcze standardowy wywiad i z plikiem wyników opuściła gabinet. W pośpiechu opuściła szpital.  Łzy stanęły jej w oczach. Odjechała natychmiast z parkingu.

            Dochodziła już 16. Piotr opadł zmęczony na kanapę w lekarskim. Praktycznie od rana miał urwanie głowy. Przy samym stole operacyjnym spędził dzisiaj prawie 5 godzin, co zdarza się rzadko w jednym ciągu. Myślami był jednak cały czas w domu. Martwił się trochę, że Hana nie dawała znaku życia. Nie widział jej w szpitalu i nie wiedział jak poszły badania. Nie chciał jednak jej sprawdzać. Ufał, że wszystkiego dowie się w domu. Przebrał się szybko w prywatne ubrania i starał się opuścić szpital w szybkim tempie. Oczywiście jak na złość przyczepiły się do niego przed samym wyjściem stażystki. Spędził z nimi przeszło pół godziny, co chwilę zerkając na zegarek.  W końcu zdenerwowany  skończył rozmowę i ruszył w podróż do domu. Przez naturalnie zakorkowane ulice Warszawy na miejsce dotarł prawie po godzinie. Otworzył drzwi mieszkania.  Wokół panował mrok. Swoje kroki skierował do sypialni. Myślała, że zastanie tam jak zawsze swoją ukochaną. Zdziwił się, że jej tam nie było. Zajrzał jeszcze do łazienki, a jego zdenerwowanie natychmiast wzrosło. Pomyślał, że Hana od niego uciekła. Poszedł pospiesznie do salonu i kątem oka zauważył ją. Stała odwrócona do niego tyłem w kuchni. Podszedł tam i oparł się o futrynę. Uwielbiał obserwować ją podczas takich prostych, codziennych czynności. Do jego nozdrzy doszedł smakowity zapach kolacji zmieszany z jej perfumami. Jak nikt potrafił doskonale rozróżnić jej zapach. Kobieta dodatkowo ubrana była w swoją ulubioną, szarą sukienkę sięgającą jej do połowy ud, a jej piękne blond włosy luźno spoczywały na jej ramionach. Była idealna. Nawet widoczne niewygojone jeszcze rany i  siniaki nie umiały zepsuć jej obrazu w jego oczach.

-Hej!- przywitał się Piotr kładąc kobiecie dłoń na ramieniu.
Dziewczyna gwałtownie odwróciła się w jego stronę wypuszczając z ręki trzymany przez nią nóż.
-Boże Piotr! Wiesz jak mnie wystraszyłeś?- rzuciła lekarka patrząc na niego wystraszonymi oczyma.
-Przepraszam. Nie chciałem. Byłaś taka zamyślona.
-Zaraz będzie kolacja, ale zdążysz jeszcze wziąć prysznic.- stwierdziła uspokojona trochę kobieta wracając do przerwanej czynności.
-Daj mi 15 minut.

           Została sama. Właściwie doszła teraz do wniosku, że chyba nie jest na tyle odważna, żeby mu powiedzieć o wszystkim tak jak zaplanowała. Musiała jednak mu jakoś podziękować za wszystko, co dla niej zrobił. Oddychała głęboko przyglądając się zapiekance w piekarniku, ale w głowie układała sobie rozmowę z mężczyzną. Jednak nie umiała nic wymyślić. Zapaliła na stole świeczki i ustawiła zastawę. Jeszcze raz spojrzała na efekt. Była z siebie dumna. W tym samym momencie w drzwiach pojawił się Gawryło. Ubrany w świeże ciuchy z widocznymi na włosach kroplami wody. Usiedli do posiłku. Żadne z nich się nie odzywało. Nie chcieli psuć sobie takiej miłej atmosfery.  Cisza panująca między nimi  zaczęła się dłużyć chirurgowi.  Widział, że kobietę coś trapiło. Jakby chciała mu o czymś ważnym powiedzieć.

-Hana, wszystko w porządku? Jak wypadły badania?- zapytał zatroskany.
-Wszystko w porządku.- kobieta zaczęła sprzątać po kolacji.
-Cieszę się.- odparł Piotr, ale dalej coś mu nie pasowało. Włączył muzykę z jej ulubionej płyty.- Może zatańczymy?
Blondynka spojrzała na niego niepewnie. Widziała w jego spojrzeniu nadzieję i miłość. Nie mogła zawieść jego, a przede wszystkim samej siebie. Dzisiejszy dzień dużo ją kosztował i nie mogła zaprzepaścić tej walki z lękami, którą rozpoczęła.
-Jasne.- odparła po chwili kobieta.

            Brunet bez słowa powoli zbliżył się do niej. Serce jej biło jak oszalałe. Delikatnie dotknęła jego barków. Piotr zagarnął ją w swoje ramiona i mocno przytulił. Zaczęli bujać się w rytm muzyki. Brakowało im tego. Wreszcie poczuli, że mają siebie. Czuli wzajemne wsparcie i zrozumienie. Nie wiedzieli nawet jak długo trwali w uścisku. Hana momentalnie oprzytomniała. Wiedziała, że jeśli nie teraz to już się nie zdecyduje. Oczy zaszkliły jej się i oderwała się od silnego ciała ukochanego. Spojrzała mu w oczy. Zadrżała.

-Piotr, ja muszę Ci coś…. Przepraszam.-rzuciła cicho dziewczyna. 

            Nie umiała pohamować emocji. Przerosło ją i uciekła w stronę sypialni. Mężczyzna stał osłupiały. Nie wiedział, co się dzieje. Kompletnie nie rozumiał zachowania Hany.  Poszedł w ślad za  ukochaną.
         Wszedł do sypialni. Dziewczyna leżała skulona na łóżku. Płakała, a jej ciało drżało. Wahał się, a serce rozrywał mu żal. Tak bardzo chciał jej pomóc. Z drugiej strony cholernie bał się skrzywdzić ją kolejny raz. Przysiadł jednak za nią i niepewnie dotknął jej ramienia. Hana pod jego ciepłym dotykiem wzdrygnęła się. Jej mózg podpowiadał kolejną ucieczkę, ale serce tym razem zadziałało mocniej. Cała zalana łzami powoli odwróciła się w jego stronę. Widziała w jego  oczach, jak bardzo jest zakłopotany całą tą sytuacją. Ona sama natomiast była wystraszona, ale potrzebowała go. Jej spojrzenie krzyczało o pomoc. Zrzuciła dłoń mężczyzny i podniosła się na łóżku. Nieśmiało przylgnęła do torsu Piotra chowając twarz w jego koszulę. Dalej łkała. Brunet przyciągnął kobietę mocno do siebie. Otulił ją. Przez długi czas Hana nie potrafiła się opanować.  Żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Kiedy blondynka była już względnie spokojna usadowiła się na kolanach Gawryły i przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Starała się zebrać myśli i ułożyć na nowo to, co chciała mu wyznać. Nie popędzał jej. Widział, jak dziewczyna intensywnie szuka słów. Czekał na nią i obserwował. Wiedział, że to musi być coś ważnego. Odpłynął swoimi myślami właśnie w tym kierunku. Zastanawiał się, o co może chodzić.


-Piotr…- usłyszał zachrypnięty głos ukochanej wyrywający go z zamyślenia.-Chciałabym, żebyś… Powinieneś…

-Spokojnie.-odparł mężczyzna ciepło uśmiechając się w jej stronę.

-Muszę Ci coś powiedzieć.-stwierdziła Hana odsuwając się nieco od niego. Klęknęła przed Piotrem.-Ale nie wiem, jak to zrobić. Od czego zacząć…

-Hana.- chirurg chwycił jej podbródek w dwa palce i podniósł jej dotychczas opuszczoną głowę ku górze tak, że Goldberg patrzyła mu w oczy.-Wiem, że to dla Ciebie trudne. Zależy mi na Tobie i nie chcę, aby coś między nami w dalszym ciągu stało i przeszkadzało w normalnym życiu. Pomogę Ci. Tylko powiedz od początku, co się stało.

-Wiem.- odpowiedziała wzruszona lekarka.- Ale to wszystko…

-Jeśli nie jesteś gotowa, to będę czekał dalej. Nic na siłę Hana.

-Nie! Nie mogę cały czas uciekać i bać się. Potrzebuję pomocy, a Ty jedyny sprawiasz, że czuję się bezpieczna.

-Pomogę Ci. Obiecuję.-powiedział mężczyzna.


       Hana patrzała w jego oczy pełne miłości, troski i bólu. Wahała się cały czas. Wzięła głęboki oddech.

-Piotr…- zaczęła niepewnie kobieta starając się uciec wzrokiem. Czuła na sobie jego spojrzenie.- Ja chciałabym o wszystkim zapomnieć, ale nie potrafię.

-O czym Hana?

-O tym wszystkim, co on mi zrobił. –odparła trzęsącym głosem blondynka.

-Nie denerwuj się.

-To jest silniejsze. Kiedy sobie przypomnę ten ból. Każdy jego cios. Bił mnie na oślep. Po prostu wszędzie. Wiesz ile razy traciłam przytomność? Sama nawet nie wiem. To jest nie do opisania.

-Wiem. Widziałem ile siniaków i ran miałaś, kiedy leżałaś w szpitalu.

-Do tego ten strach. Leżałam w jakiejś zatęchłej norze. Było zimno i ciemno. Bałam się za każdym razem, gdy on tam wchodził. Myślałam, że już nigdy się stamtąd nie wydostanę i nie zobaczę Ciebie.

- Wątpiłaś, że Cię znajdę?

-Wiesz, kiedy tam byłam, to miałam różne myśli. W pewnym momencie nawet sądziłam, że o mnie zapomniałeś. Wątpiłam we wszystko.  Miałam nadzieję, że to tylko zły sen i obudzę się z niego, przy Tobie.

-Hana- zaczął zdziwiony mężczyzna.- Tak mi przykro, że musiałaś przez to przejść. Uwierz mi, że robiłem wszystko, co mogłem.

-Wiem.- odparła kobieta, w której oczach ponownie zagościły łzy.- Jestem Ci za to wdzięczna.

-Fakt. Może nie wiem, co dokładnie wtedy czułaś, ale wiem, że na to nie zasłużyłaś.

-Wiesz, gdy zobaczyłam wtedy, że to Chris. To nawet myślałam, że nic mi się nie stanie, że to wszystko, to tylko jakaś gra. Sądziłam, że może James poprosił go, żeby zaaranżował moje porwanie, żeby mógł się ze mną spotkać. Wtedy uwierzyłam, że ta cała jego historia o byciu agentem może być prawdą.

-Bo była.

-Skąd wiesz?

-Rozmawiałem dzisiaj z Marią. Opowiedziała mi o tym, jak to wszystko było naprawdę.

-Co Ci powiedziała?- zainteresowała się Hana.

-Twój mąż był agentem wywiadu. Szukali jakiś dokumentów i przez to musiał uciekać. To Twoje porwanie też było poniekąd zaplanowane, ale miałaś posłużyć tylko jako klucz do walizki z tymi papierami.

-Ja? Nie rozumiem. Jak to kluczem?

-Podobno James mówił Ci coś o jakimś kodzie. Mniejsza o to. W każdym razie Chris uprowadził Cię, żeby go poznać.

-No, ale czemu Ciebie w to wmieszali?

-No i to jest właśnie drugi powód Twojego zniknięcia. On Cię kochał Hana i musiał pozbyć się kolejnej przeszkody w drodze do Ciebie.

-Co chcesz przez to powiedzieć?

-No tak. Pewnie nie za wiele pamiętasz z tego, jak się wydostałaś. Ten facet chciał mnie zabić, tak jak wcześniej Jamesa i pewnie by mu się udało, gdyby nie to, że wcześniej zastrzeliła go Twoja przyjaciółka.

-Co jak to? James? Nie żyje?- pytała jak w amoku kobieta.

-Tak. Zamordował go po jego zniknięciu z zakładu.- nic już nie mówiąc przytulił do siebie płaczącą dziewczynę.- Ciii. To już minęło.

-To był potwór.-stwierdziła przerywanym głosem kobieta.- A wiesz, co jest najgorsze?

-Co takiego?- zapytał zdezorientowany chirurg.

-On mnie gwałcił.- powiedziała cicho niemal niesłyszalnie.

-Co?

-Za każdym razem, kiedy do mnie przychodził. Gwałcił mnie. Rozumiesz? Gwałcił!- traciła powoli kontrolę nad sobą. Płakała.- To tak bolało. Czułam się jak dziwka. Był cholernie brutalny. Chciałam tylko, żeby to się skończyło. Miałam dość. Chciałam umrzeć.


            Piotr patrzał na nią jak zahipnotyzowany. Cała ta historia zaczęła mu się układać w jedną całość. Rozumiał w pełni jej teraźniejsze zachowanie. Jej oschłość wobec ludzi i trzymanie go na dystans.  To było dla niego chore. Nie dziwił się, że jest taka załamana.  Nie wiedział, jak się zachować, ani co powiedzieć. Słowa nic nie znaczyły. Przytulił ją kolejny raz do siebie. Jemu samemu chciało się płakać. Jemu Piotrowi Gawryle stanęły łzy w oczach.

-Hana… Ja nie wiem. Cholernie mi przykro. Obiecuję, że nikt nigdy już Cię nie skrzywdzi.

Kobieta bez słowa odsunęła się od niego. Czerwonymi od płaczu oczyma zatopiła się w jego spojrzeniu.  Był dla niej teraz wszystkim, co miała.

-Wiem.- powiedziała kobieta chwytając jego twarz w dłonie gładząc jego policzki.- Zrób dla mnie tylko jedno.

-Co takiego?

-Pocałuj mnie!- odparła pewnie Hana.


              Mężczyzna patrzył na nią trochę zdezorientowany. Niepewnie zbliżył się do niej. Czuli swoje oddechu na sobie. W ich nozdrza uderzały zapachy ich zmieszanych ze sobą perfum. Dotknął ustami jej warg. Poczuła jak przez jej ciało przechodzi dreszcz, a jednocześnie serce rozgrzewa się, tak jakby ciepło jego ust przeszywało ją na wskroś. Przymknęła oczy. Całowali się delikatnie, powoli. Nie śpieszyli się. Cieszyli się sobą nawzajem. Odzyskiwali coś, czego im brakowało. Kobieta przylgnęła do niego całą sobą.  Czuła się bezpiecznie w jego ramionach. Całkowicie zapomnieli o rzeczywistości; o tym, co działo się nie tak dawno temu w ich życiu. To kwintesencja ich miłości. Nigdy wcześniej nie byli dla siebie tak czuli, bliscy sobie i beztroscy. Te chwile brutalnie przerwał im telefon.  Niechętnie odsunęli się od siebie.


-Odbiorę.- zaoferował się Piotr i ułożył Hanę ponownie na łóżku.

   Spojrzał na wyświetlacz swojej komórki i niezadowolony odebrał połączenie.

-Tak Magda?- zapytał mężczyzna obserwując reakcję dziewczyny.

-….

-Chcesz, żeby Tosia przyjechała do nas w tym tygodniu?- brunet nie krył swojego zdziwienia.  Lekarka natomiast patrzyła na niego wzrokiem pełnym lęku.

-….

-Myślę, że to nie jest zbyt dobry moment.

-….

-Ale Magda dobrze wiesz, że kocham ją i zawsze będę mieć dla niej czas. Tylko po prostu teraz to nienajlepszy czas.

-…

-To jest nie fair, że stawiasz nas w takiej sytuacji.- powiedział wściekły.

-….

-Ok. Przyjadę jutro po nią do szkoły. Spakuj ją na cały ten tydzień.

-…

-Cześć!


          Niepewnie spojrzał na ukochaną. Z jej twarzy nic umiał wyczytać. Dawno nie miała tak kamiennej twarzy. Podszedł do niej i przysiadł u jej boku.

-Przepraszam, ale nie mogłem odmówić. Postawiła mnie pod ścianą.

-Piotr.- dziewczyna spojrzała w jego zielone oczy.- Nie tłumacz się. Tosia to Twoja córka i masz wobec nie obowiązki. W pełni to rozumiem.

-Nie jesteś zła?

-Nie.- pogładziła go po policzku.


         Piotr przytrzymał jej dłoń. Splótł ich palce ze sobą. Trochę bał się tego, jak Hana zareaguje na dziewczynkę. Mimo wszystko nie kontaktowała się z ludźmi przez ten czas. Podobne obawy miała lekarka. Strasznie bała się reakcji Soszyńskiej, bo zdawała sobie sprawę, że mała wszystko wyczuje, a tego nie chciała.


-Wiesz mam pewien pomysł.

-Tak?

-Widzisz jutro już piątek. Ja mam wolny cały weekend. Może byśmy gdzieś pojechali? Pamiętasz ten domek nad jeziorem? Myślę, że dobrze by nam zrobił taki odpoczynek?


           Kobieta była zmieszana. Kompletnie nie spodziewała się takiej propozycji z jego strony.  Jak on sobie wyobrażał taki wyjazd? Nie wiedziała, co mam mu odpowiedzieć.
              Następnego dnia, tak jak postanowił Piotr, wyruszyli wraz z Tosią na weekend do Nowego Miasta nad Pilicą. Hana była całkowicie niezadowolona z tego pomysłu, ale widząc, jak bardzo zależało na tym mężczyźnie to nie miała serca mu odmówić. W dalszym ciągu nie odstępowały jej obawy dotyczące reakcji dziewczynki na jej zachowanie.  Była z nimi już z dobrą godzinę i ostatecznie nie było najgorzej, ale to jednak był dopiero początek. Spoglądała zamyślona przez okno. Obserwowała mijające ich krajobrazy. Miała totalny mętlik w głowie. Bała się, że będzie skazana na całodzienne towarzystwo ukochanego. Traktowało to trochę jak test dla ich związku.  Od porwania nie przebywali ze sobą aż tak długo. Zastanawiała się, czy będzie  potrafiła dopuścić go blisko, do siebie.  Brunet zerkał chwilę na kobietę. Czuł napiętą atmosferę unoszącą się w samochodzie. Tosia grzecznie spała na tylnym siedzeniu. Martwił się jednak swoją ukochaną. Widział, że blondynkę coś cały czas trapiło. Chciał jej dodać za wszelką cenę otuchy, dlatego położył jej dłoń na kolanie. Dziewczyna wzdrygnęła się na jego gest, ale mimo oporów przykryła ją swoją ręką i splotła palce w mocnym uścisku. W ciszy przerywanej jedynie muzyką z radia dojechali na miejsce około 16.  Przejeżdżali przez urokliwe uliczki tej letniskowej miejscowości.  W Hanie zaczęły na nowo pojawiać się ich wspólne wspomnienia, z czasu ich ostatniego pobytu tutaj.  Pamiętała każdy moment. Byli w sobie mocno zakochani. Nie ukrywali przed sobą niczego. Westchnęła na to. Do jej serca powracały tamte emocje. Wyjechali na polną drogą prowadzącą do ich domku.  Niewielki, drewniany położony bezpośrednio przy linii lasu mający dostęp do jeziora. Był dla nich wymarzoną oazą. Wysiedli z samochodu. Piotr wyniósł śpiącą córkę z auta i zaniósł ją do środka. Natomiast kobieta stanęła oparta o maskę pojazdu. Podziwiała malowniczą okolicę skopaną w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca. Czuła ciepłe podmuchy wiatru na skórze. Przymknęła oczy. W tym samym momencie zrozumiała, dlaczego Piotr tak bardzo naciskał na ten wyjazd. Gawryło wyszedł na werandę. Na nim za każdym razem te widoki robiły niesamowite wrażenie. Spostrzegł zamyśloną kobietę. Podszedł w jej stronę i przysiadł obok niej. Hana odwróciła głowę w jego stronę.

-Dziękuję.-powiedziała po prostu kobieta.

             On jedynie uśmiechnął się. Nie potrzebował więcej jej słów by wiedzieć, o co chodzi. Objął ją swoim ramieniem  i przez dłuższą chwilę milczeli kontemplując przestrzeń. Jakiś czas później zabrali bagaże i ruszyli w stronę domu. Przekraczając drzwi  Hana od razu poczuła taką rodzinną atmosferę jak za pierwszym razem. Musiała sama przed sobą przyznać, że to miejsce niewiele się zmieniło. Pokoje były równie przytulne i urządzone, jak najbardziej komfortowo i nowocześnie.  Poczuła się swobodnie. Jednak niechęć pozostała. Nie miała większej ochoty na cokolwiek. Wzięła pośpiesznie swoją torbę i poszła do sypialni. Rzuciła rzeczy w kąt pokoju i padła twarzą na łóżko. Przymknęła oczy i praktycznie od razu odpłynęła tak jak Tosia w samochodzie.  Piotr zaglądnął tuż po Hanie do ich pokoju.  Kiedy tylko zobaczył śpiącą ukochaną, wycofał się do kuchni. Wypakował do lodówki prowiant, który ze sobą przywieźli. Zaczęło mu się niemiłosiernie nudzić. Próbował zabić czas grając na telefonie  i odpalając laptopa.  Dochodziła już 18. Dziewczyna leniwie przeciągnęła się na łóżku. Wystraszona odskoczyła, gdy tylko jej ręka napotkała przeszkodę. 

-Piotr? Jezu. Jak mnie wystraszyłeś.- rzuciła jednym tchem kobieta.- Jak długo tu siedzisz?
-Noo już dobre pół godziny. Obserwuje jak śpisz, bo nudziło mi się. Tosia też jeszcze śpi.- widząc wrogą minę ukochanej dodał.- Coś nie tak w tym, że tu jestem?
-Ja…- nie dokończyła, ponieważ w drzwiach ujrzała dziewczynkę.
Czekający na odpowiedź ukochanej Piotr lekko zdezorientowany podążył za jej wzrokiem.
-Już nie śpisz?- zapytał Gawryło.
-Jestem głodna.
-No to zmykaj do kuchni, a my zaraz przyjdziemy.- odparł entuzjastycznie mężczyzna uśmiechając się ciepło do córki. Musiał przyznać, że miał bardzo rezolutne dziecko.
-To co idziesz zjeść z Nami?- zwrócił się do Hany.
-Nie. Nie jestem głodna.
-Musisz coś jeść, żeby wrócić do pełni sił.

           Blondynka nic nie odpowiedziała. Jedynie zgromiła spojrzeniem chirurga. Nie miała kompletnie ochoty wstawać z łóżkach. Jednak nie chciała wszczynać kłótni, bo wiedziała jak jej facetowi zależało na dobrych relacjach dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Nie zwracając na niego już większej uwagi poszła w ślad za Tosią czując na sobie wzrok kroczącego tuż za nią bruneta.  W kuchni zastali tryskającą życiem Soszyńską, która grzecznie siedziała na krześle i majtała nogami we wszystkie strony. Hana na jej widok chciała się momentalnie wycofać, ale gdy postawiła krok w tył poczuła na plecach opór i wpadła w ramiona lekarza.  Cała sytuacja doprowadziła do wybuchu śmiechu u dziewczynki.

-No to co jemy?- zapytał Piotr nie zwracając na wszystko większej uwagi.
-Zapiekanki!- wykrzyknęła w odpowiedzi córka Gawryły.

           We dwoje zabrali się do przygotowywania posiłku. Kobieta patrzała na nich nieobecnym wzrokiem.  Z jednej strony chciała teraz stanąć u boku ukochanego i razem wygłupiać się tak, jak do tej pory robili to Piotr i Tosia. Z drugiej jednak nie potrafiła zbliżyć się do dziecka. Cały czas miała wrażenie, że dziewczynka przypatruje jej się w każdej możliwej chwili i dokładnie wie, co niedawno wydarzyło się w życiu lekarki. Było to oczywiście totalnie niedorzeczne, ale głowa ginekolog pełna była takich podejrzeń wobec wszystkich. Nawet neutralne zachowanie mężczyzny wzbudzało u niej niejasne uczucie, którego nie do końca potrafiła opisać. Miała wrażenie, że był on wobec niej obojętny, czy nawet drwiący.  Nim się obejrzała na stole obok kobiety stał talerz wypełniony gorącym jeszcze jedzeniem. 

-Tato! Obejrzymy razem bajkę, a później w coś zagramy?- kolejne pytania wypadały z ust dziecka w stronę ojca.
-No, a kolacja? Byłaś przecież głodna.
-Zjedzmy w salonie przed telewizorem! Proszę.
-No nie wiem. Co o tym sądzisz Hana?- rzekł Piotr chcąc włączyć dziewczynę do rozmowy.
-Nie wiem. Obojętnie mi.- odparła beznamiętnie kobieta.
-No dobrze. To śmigaj do pokoju i szukaj jakiejś bajki.

           Po wyjściu małej brunet chwycił w rękę talerz, a drugą dłonią pociągnął w swoją stronę Goldberg. Ta z oporami wstała i poszła wraz z nim.  Rozsiedli się na dwóch krańcach niewielkiej kanapy. Kobieta za wszelką cenę chciała uniknąć większej bliskości Piotra. Miała szczęście, że między nich wskoczyła nieświadoma Tosia i przytuliła się to taty zajadając posiłek. Dzięki temu Hana mogła spokojnie skulić się w kłębek na swojej stronie sofy i odpłynąć myślami, co jakiś czas nadgryzając niechętnie zapiekanki.  Co chwilę spoglądała na Gawryłę i Soszyńską.  Po czasie mężczyzna wyszedł do kuchni z pustym naczyniem. Spowodowało to krępującą ciszę w salonie, który do tej pory był wypełniany przez rozmowy i gromki śmiech siedmiolatki. Dziewczyny zostały sam na sam.  Lekarka poczuła delikatne rączki, które obejmowały ją w talii. Wzdrygnęła się. Miała ogromną ochotę odrzucić małą od siebie i uciec jak najdalej stąd. Nie potrafiła odwzajemnić czułości. 

-Smakowało?- zapytała niewinnie dziewczynka.
-Tak. Bardzo.- odpowiedziała Hana pokonując nieco opory starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
-Zagramy w chińczyka?- nie dawała za wygraną.
-Yyyy. No nie wiem.- odpowiedziała dziewczyna szukając ratunku u wchodzącego Piotra.
-Jasne, że zagramy.- stwierdził mężczyzna tym samym zwracając na siebie uwagę córki.-Przynieś wszystko.
-Jasne. Ty też z nami zagrasz ciociu?
-Nie wybacz. Jestem strasznie zmęczona. Pójdę się położyć.- powiedziała Hana wstając z kanapy i wymusiła krzywy uśmiech na twarzy.

            Szybko opuściła pomieszczenie.  Kiedy tylko weszła do sypialni wybrała swoją piżamę z natłoku ubrań i poszła pod prysznic. Ciepłe krople wody rozluźniły ją. Chociaż w dalszym ciągu nieco drżała.  Następnie natychmiast wskoczyła pod kołdrę i otuliła się nią po samą szyję. Przyłożyła głowę do miękkiej poduszki.  Z pokoju obok cały czas dochodziły dźwięki zabawy. Przymknęła oczy i błagała o sen, który długo nie nadchodził.  Krótko przed 22 Piotr widząc zmęczenie na twarzy dziewczynki postanowił położyć ją spać. Opowiedział jej bajkę i mała od razu usnęła. Sam posprzątał jeszcze w salonie i udał się do sypialni. Szybko zdjął ubranie i położył się obok  kobiety. 

-Idź stąd. Proszę. Nie chcę, żebyś tutaj był. -  powiedziała Hana nie odwracając się w jego stronę usilnie zaciskając powieki.

          Piotr nie spodziewał się takiego zachowania z jej strony. Nie chcąc jednak prowokować niepotrzebnej zwady bez słowa wziął poduszkę i wyszedł. Położył się na kanapie. Dłuższy czas nie zasypiał.  Nad ranem obudził go krzyk ukochanej. Znowu miała koszmary. Jednak tym razem  nie mógł nic zrobić. Wiedział dokładnie, że zazwyczaj, kiedy budził z nich kobietę to nie było zbyt miło. Chciał tego oszczędzić Tosi. Poczekał aż Hana sama jakoś się uspokoi i dopiero wtedy ponownie zasnął.  Dochodziła prawie 8 rano. Mocne promienie słońca tańczyły na młodziutkiej twarzy Tosi. Dziewczynka wstała z zamiarem obudzenia reszty domowników, gdyż nikogo nie słyszała krzątającego się po domu.  Zeskoczyła zaspana z łóżka ściskając w ręku ukochanego, różowego jednorożca. Obudziły ją w nocy jakieś krzyki. Miała wrażenie, że była to jej ciocia. Ruszyła dzielnie do sypialni Hany i Piotra mając nadzieję, że wskoczy między nich i razem spędzą miły poranek. Kiedy tylko przekroczyła próg swojego pokoju zwróciła uwagę na swojego tatę, który praktycznie nie okryty spał na niewielkiej sofie w salonie.  Zaskoczył ją ten widok. Podeszła jednak śmiało do niego i wskoczyła mu w ramiona tuląc się z całych sił. 

-Cześć księżniczko. Jak się spało?- zapytał nieprzytomnie Piotr.
-Dobrze. Gdzie ciocia?
-W sypialni. Jak chcesz to możemy zrobić dla niej śniadanie-niespodziankę. Co ty na to?
-Tak!- wykrzyknęła zadowolona Soszyńska i stając na ziemi zaczęła ciągnąć ojca w stronę kuchni.

         Ciężko pracowali przygotowując kanapki dla ich trójki. Wszystko ustawili na tacy i ruszyli obudzić Goldberg. Dziewczynka od razu po przekroczeniu progu biegiem ruszyła do łóżka, na którym spała Hana i wskoczyła na nie z impetem. W jednej chwili lekarka obudziła się i wystraszona aż podskoczyła. Niewyspanym wzorkiem zaczęła oceniać sytuację.  Natknęła się na uważne spojrzenia Piotra i jego córki.

-Zrobiliśmy śniadanie. Skosztuj jakie dobre.- stwierdziła Tosia.
-Dobrze, ale najpierw pójdę do łazienki.

          Piotr ustawił wszystko na szafce nocnej. Spojrzał na zasmuconą córkę i przyciągnął ją do siebie. W tym czasie Hana wyszła z toalety. Jej również było strasznie żal dziewczynki. Serce jej się krajało, że z jej powodu musi cierpieć dziecko. Skarciła się w myślach za swoje zachowanie. 

-To co zrobicie mi koło siebie miejsce?- zapytała ginekolog blado uśmiechając się.

           Przysiadła u boku Gawryły. Soszyńska trochę rozchmurzyła się i wdrapała się na kolana kobiety. Ta nie wiedziała, jak ma się zachować. Nie chciała zrobić małej kolejnej przykrości, więc niepewnie położyła jej dłoń na ramieniu. Zjedli dosyć szybko.

-To co może wybierzemy się na spacer? Trzeba korzystać z ładnej pogody?- zaproponował chirurg.
-Idźcie sami. Ja nie najlepiej się czuję. Zostanę i trochę odpocznę.
-Co ci jest Hana?- zapytał zatroskany mężczyzna.
-Nic po prostu. Wszystko mnie boli. Nie mam siły się ruszyć z domu.
-To jak Tośka? Idźmy sami, a ciocia sobie poleży.
-Tak!- wykrzyknęła Soszyńska.
-To biegnij do pokoju się przebrać i zaraz wybywamy.
-Na pewno wszystko dobrze?- ponowił pytanie, gdy tylko dziecko wybiegło z pomieszczenia.-Mi możesz wszystko powiedzieć.
-Tak. Po prostu jest mi niedobrze. Mdli mnie.
-Jak chcesz to mam jakieś proszki na żołądek.
-Nie, dzięki. Lepiej będzie jeśli napiję się gorącej herbaty i wyleżę to.
-Jak chcesz. Nie zmuszam cię do niczego.- powiedział wstając i ubierając swoje ciuchy.

           Mężczyzna zbierał się już do wyjścia, a Hana rzuciła w jego stronę tylko krótkie „Dziękuję”. Odwrócił się jeszcze i na odchodne puścił jej buziaka w powietrze. Dziewczyna zmieszała się tylko i odpowiedziała jedynie uśmiechem.

           Zadowolony Piotr ruszył na spacer do lasu wraz z Tosią. Spacerowali i wygłupiali się już dłuższy czas. Dotarli do pobliskiego placu zabaw. Dziewczynka trochę pobawiła się na huśtawkach pod czujnym okiem taty. Nie liczyli czasu. Chirurg widział jednak, że cały czas małą coś trapiło. Zawołał ją do siebie na ławkę. Ta wskoczyła mu na kolana i przytuliła się do niego.

-Tosiu. Czemu jesteś taka smutna, co? Martwisz się czymś?- spytał z czułością córki.
-No, bo wiesz tatusiu dzisiaj w nocy słyszałam takie dziwne krzyki. Jakby cioci Hanie coś się stało.- odparła przygaszona siedmiolatka.- Poza tym ona mnie chyba już nie lubi. Tak dziwnie się zachowuje. Zawsze była dla mnie miła.

         Piotr nie spodziewał się, że ma tak wrażliwą córkę. Mała była doskonałym obserwatorem. Podrapał się po głowie. Sam nie wiedział dokładnie, co myśli sobie teraz Hana, więc nie za bardzo umiał powiedzieć coś Tosi. Nie miał pojęcia, jak jej to wszystko delikatnie wytłumaczyć, uświadomić w zaistniałej sytuacji.

-Wiesz Tosiu, to wszystko nie jest takie łatwe…

               Za oknem zaczęło robić się coraz ciemniej.  Hana tępo wpatrywała się w zakrywające niebo chmury.  W dalszym ciągu źle się czuła. Nie pomogła ani gorąca herbata, ani tabletki przeciwbólowe, które połknęła tuż po wyjściu Piotra i Tosi. Skuliła się mocniej na łóżku. Obserwowała coraz gęściej padający  na dworze deszcz.  Dziewczyna zaczęła się trochę martwić o ukochanego i jego córkę. Monotonnie lecące krople wody sprawiały, że co chwilę jej powieki opadały.  Zaczynała doskwierać jej samotność. Utwierdzała się jedynie w przekonaniu, że brakuje jej czyjejś bliskości.  Ostatecznie zmógł ją sen. Śniła o Piotrze. Chodzili razem nad brzegiem Wisły trzymając się za ręce.  Przystawali co jakiś czas. Przytulali się lub całowali. Byli tacy szczęśliwi. Zupełnie jak na początku ich związku. 

                Z impetem do salonu wpadł chirurg trzymając dziewczynkę na rękach. Byli cali mokrzy, ale śmiali się w niebo głosy. Słysząc hałasy z sąsiedniego pokoju Goldberg obudziła się. Nie do końca wiedziała, co się dzieje, ale przecierając twarz wstała leniwie z łóżka. Przekroczyła próg salonu.


-O Hana! Spałaś? Lepiej już się czujesz?- zapytał szybko Gawryło nie wypuszczając z ramion dziecka.
-Tak. Już jest ok. Jak spacer?- odparła blada kobieta uśmiechając się szczerze na widok mokrych najbliższych.
-No jak widzisz. Sucho nie było, ale daliśmy radę dobiec do domu.

              Niespodziewanie Hana wybiegła do łazienki. Piotr niewiele myśląc postawił Tosię na ziemi.

-Kochanie, idź się przebrać w suche rzeczy, bo będziesz chora.

               Mała kiwnęła tylko twierdząco głową i pobiegła do siebie. Mężczyzna ruszył w ślad za ukochaną. Zastał ją pochyloną nad toaletą. Podszedł do niej i uklęknął obok. Widział na jej twarzy krople potu mieszające się ze łzami. Było mu żal. Ewidentnie coś jej było. Odgarnął włosy z jej twarzy.

-Piotr.- zaczęła zachrypniętym głosem.- Ja nie wiem, co się ze mną dzieje.
-Lepiej się chociaż teraz poczułaś?
-Nie. Nic mi nie pomaga.
-No, ale byłaś na badaniach i mówiłaś, że wszystko jest w porządku.
-Bo jest.
-Słuchaj.-zaczął szukać odpowiednich słów.- Może jesteś w ciąży?
-W ciąży? Z kim?- odpowiedziała patrząc w jego zielone oczy.
-No nie wiem. Spaliśmy ze sobą raz, ale to może ten cały Chris?
-Może masz racje. Objawy pasują na ciąże, ale to nie…. To nie może być prawda. Po prostu nie może.- stwierdziła stanowczo kobieta, do której dopiero teraz docierały fakty, które wystraszyły ją.

                Dziewczyna kolejny już raz rozpłakała się. Piotr delikatnie objął ją ramieniem.  Minęło trochę czasu zanim blondynka uspokoiła się przy nim.  Trwali tak do momentu, gdy chirurg ujrzał w progu siedmiolatkę.

-Tato! Jestem głodna.
-Jesteś głodna mówisz? No to niestety trzeba jechać na zakupy. Zostaniesz z ciocią Haną sama na trochę?

            Lekarka spojrzała przerażona na Piotra. Dziewczynka również trochę zmieszała się, ale bez wahania pokiwała głową.

-No to dobrze. Ja się już zbieram i niedługo wrócę. –odparł szybko mężczyzna wstając z podłogi.
Lekarz wyszedł dosyć  pospiesznie z domku. Goldberg nie do końca wiedziała jak ma się zachować.
-Ciociu. Może pobawimy się?
- Tak.- powiedziała kobieta po chwili zastanowienia.- Jasne. Przynieś zabawki do salonu, a ja zaraz tam przyjdę. 

             Dziewczynka wybiegła, a Hana  podpierając się wstała. Cała drżała, ale doprowadziła się do porządku i chwiejnym krokiem po omacku  wyszła z łazienki. Poszła zaparzyć herbatę dla siebie i małej. Z szafki udało jej się jeszcze wygrzebać paczkę ciastek. Wzięła wszystko ze sobą i udała się do dziewczynki. Za oknem rozszalała się burza. Szyby co chwilę rozświetlały się kolejnymi błyskawicami, a ciszę przerywał huk grzmotów.  Postawiła kubki na stoliku, a sama przysiadła na kocu obok Tosi. Podkuliła nogi pod samą brodę i chwyciła do ręki jedną z lalek. Przekładała ją na różne strony będąc myślami zupełnie gdzieś indziej. Nie słuchała nawet, co mówi do niej dziewczynka.

-Ciociu, ciociu.- usłyszała cieniutki głos małej, która jednocześnie delikatnie szarpała jej łokieć.- A jak to jest z Tobą i tatą?
-Co? Co?  O co pytałaś?
-No pytałam, jak jest z Tobą i tatą? Bo w bajkach, jak ludzie się kochają to się całują, biorą ślub i mają swoje dzieci. Wy też tacy będziecie? Będę mieć kiedyś rodzeństwo?

           Hana na słowa dziewczynki zmieszała się. Kompletnie nie wiedziała, co ma jej odpowiedzieć. Patrzała na nią niepewnym wzrokiem.  Wszelka stanowczość już dawno z niej wyparowała.  Nie miała żadnych pewników w swoim życiu.

-No, bo chyba Wy się kochacie?- drążyła dalej  Soszyńska.
-Wiesz…- po długim namyśle odparła kobieta.

           Nagle w pomieszczeniu rozległ się hałas. Ktoś silnie uderzał w drzwi wejściowe. Goldberg spojrzał w tamtym kierunku. W oknie obok ujrzała sylwetkę postawnego mężczyzny. Zarysy przypominały jej  jego-Chrisa. Wszystko w niej się obudziło. Wpadła w niewyobrażalną panikę. Zgasiła światło w salonie. Miała nadzieję, że ten ktoś uzna, że  domek jest pusty i pójdzie sobie. Przesunęła się pod ścianę i zjechała plecami aż do ziemi.  Łzy ciekły jej po twarzy. Bała się, że historia zatoczy koło. Nie kontrolowała się. Była jak w amoku. Trzęsła się. Cały czas obserwowała ją Tosia. Mała nie do końca zdawała sobie sprawę z tak poważnego  stanu kobiety. Tak jak ona wpatrywała się w okno. Już dawno nikogo tam nie było, ale  lekarka dalej nie spuszczała z tego miejsca swojego wzroku. Siedmiolatka  podeszła powoli do niej i przytuliła ją drobnymi ramionami.  Było jej żal. Hana ocknęła się. Nie wiedziała, co się w około dzieje. Czuła tylko czyjeś ciepło na skórze. Starała się jakoś opanować. Spoglądała na dziewczynkę oczyma pełnymi łez. Nie odsunęła się jednak. Pozwoliła małej usiąść sobie na kolanach i mocniej przyciągnęła ją do siebie.

-Ciociu.  Nie bój się, bo tam już nikogo nie ma. Jesteśmy same i nikt nas tutaj nie skrzywdzi.
-Przepraszam Cię.  Tak jakoś wyszło.- powiedziała drżącym głosem kobieta.
-Nie martw się tata mi o wszystkim opowiedział. 

Siedzieli w parku na ławce delektując się pogodą i obserwowali gołębie.
-Wiesz Tosiu to wszystkie nie jest takie łatwe.
-Tato! Jestem już duża. Co nie jest łatwe?
-Ciocię Hanę ostatnio spotkało wiele przykrych rzeczy. Pamiętasz jak ostatnio nocowała u niego?
-Tak. Pamiętam. Ciocia też.
-No, więc wtedy, kiedy jej rano nie było to miała pojechać do pracy, ale taki zły  pan zabrał ją wtedy spod naszego domu. Nie było jej bardzo długo.
-Co się z nią wtedy działo?
-Ten pan trzymał ją w takim brzydkim miejscu w lesie. Była tam całkiem sama.
-Czy ten pan jej coś zrobił?
-Czemu tak myślisz?
-No, bo cioci coś złego w nocy musiało się śnić, bo strasznie krzyczała. Poza tym dziwnie się zachowuje wobec mnie.
-Masz rację mała. Ten pan zrobił jej coś bardzo złego i ona nie może o tym teraz zapomnieć. Nie bierz do siebie tego jak ona się teraz względem nas zachowuje. Po prostu musi minąć trochę czasu zanim to wszystko wróci do normy. Pamiętaj tylko, że ciocia cały czas cię kocha, tak samo jak ja.
-Ja też Was kocham.- szepnęła uśmiechając się dziewczynka.- Cieszę się, że Was mam.
Przytuliła się mocno do Piotra, a on przyciągnął ją mocno  do siebie.

-Mówił, że jakiś pan zrobił Ci krzywdę i możesz robić dziwne rzeczy.  Płakać albo uciekać, ale na pewno to  Ci przejdzie.
-Tak na pewno.- uśmiechnęła się nieco Hana.- Co jeszcze tata Ci powiedział?
-Dużo rzeczy. Mówił, że bardzo długo byłaś u tego pana całkiem sama i dlatego teraz nie umiesz być blisko z nami. Wiem, że kochasz mnie tak samo jak tata Ciebie i mnie. Chociaż mi smutno to będę czekać tak jak tatuś aż będę mogła się do Ciebie przyjść i po prostu przytulić. Pewnie w nocy śnił Ci się ten pan i dlatego tak krzyczałaś. Wiesz mnie zawsze  jak mam złe sny to przychodzi mama i mnie budzi. Mówi wtedy, że mam się nie martwić, bo  to się  nigdy nie spełni, że ona i tata nie pozwolą mi zrobić krzywdy.  Tatuś też tak robi? Wtedy jest mi zawsze lepiej i już te złe sny nie wracają.

          Goldberg w skupieniu słuchała Soszyńskiej. Nie spodziewała się, że takie proste słowa dziecka mogą zrobić na niej aż takie wrażenie. Wzruszyła się. Tosia była naprawdę mądrą dziewczynką i bardzo dużo rozumiała. Czuła na sobie cały czas jej wzrok. Mała wyczekiwała na jakąś odpowiedź z jej strony.
-Tak. Masz rację. Dziękuję Ci, że mi to powiedziałaś. Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś. Twój tata powiedział Ci prawdę. Kocham Cię równie mocno jak on, nawet teraz jeśli zachowuję się inaczej.  Też mi jest bardzo przykro, kiedy widzę, że jesteś smutna, ale nie potrafię inaczej. Kiedy mam złe sny to twojemu tacie też jest przykro. Zawsze przy mnie czuwa i pociesza., ale nic nie może poradzić. Tak to chyba już jest, że jak się człowiek czegoś boi  to potrzebuje w kimś oparcia. Potrzebuje, żeby ktoś go przytulił. 

           Tosia uśmiechnęła się szeroko przez, co i Hanie zrobiło się cieplej na sercu.  Obie milczały, a mała wtulała się w lekarkę. Tę chwilę szczerości przerwało niespodziewane pukanie do drzwi.  Goldberg poczuła uderzającą falę gorąca. Obie równocześnie spojrzały w tamtą stronę. Ujrzały uchylające się drzwi…
              Drzwi  otwarły się na oścież. W progu stanął nieświadomy niczego Piotr.


-Cześć! Już wróciłem. Straszna burza na dworze. Minąłem się z naszym gospodarzem. Przyszedł sprawdzić, czy wszystko u nas ok. A czemu wy jesteście  wystraszone?- zapytał zdziwiony mężczyzna.


              Tosia jedynie spojrzała na Hanę. Dziewczyna dała znak ukochanemu, że nie ma ochoty teraz o tym rozmawiać. Soszyńska pobiegła do taty i pomogła mu zanieść zakupy do kuchni. Lekarka wstała z ziemi. Otarła policzki z zaschniętych łez i poszła w ślad za nimi. Stanęła w progu i wpatrywała się w Gawryłę oraz Tosię. Przełknęła głośno ślinę i przełamała opory.


-To jak Tosiu. Może my zrobimy kolację, a tata się przebierze w suche ubrania i odpocznie?

-Dacie sobie radę same?- do rozmowy włączył się Piotr.

-Tato! Ja nie jestem już małym dzieckiem. Spokojnie ogarniemy wszystko razem z ciocią.

-Hana. Na pewno?- upewnił się chirurg.

-Tak. Zmykaj już, bo nam przeszkadzasz.-odparła z mocno bijącym sercem kobieta.

-Dobra, dobra. Już mnie tutaj nie ma. Tylko zostawcie kuchnię w jednym kawałku.- zaśmiał się brunet i zaskoczony opuścił dziewczyny.

-Zobacz, co tata kupił dobrego i zadecydujemy, co ugotujemy.


               Siedmiolatka powoli rozpakowywała ostanie torby. Wykładała kolejno produkty obok kobiety. Ostatecznie uznały, że zrobią spaghetti. Przez przeszło godzinę czasu zajmowały się krojeniem wszelkich składników i gotowaniem makaronu. Nie obyło się bez gromkich salw śmiechu. W końcu nakryły do stołu. Tosia pobiegła po tatę, a Hana zaczęła nakładać posiłek. Chwilę później dziewczynka przyprowadziła do stołu zaspanego Piotra, który obudził się na sam zapach domowej kolacji. Nie umiał w dalszym ciągu wyjść z szoku spowodowanego tak nagłą zmianą zachowania u blondynki.


-Widzę, że się postarałyście. Ciekawe, czy równie dobrze smakuje jak pachnie i wygląda.- zażartował mężczyzna.

-No przekonasz się jak spróbujesz, ale wydaje mi się, że niczego trującego ci nie dosypałyśmy.- odparła Hana puszczając do niego oko.

-No. Ciocia świetnie gotuje.- pochwaliła jedzenie dziewczynka.

-No bez ciebie to bym jednak nie dała rady. Niemało mi pomogłaś, i dlatego to jest takie pyszne.- odparła uśmiechnięta ginekolog.

-No to rośnie nam tutaj mała kucharka.- zawtórował jej chirurg.


                Resztę posiłku spędzili w równie miłej atmosferze. Szybko po nim posprzątali i późnym wieczorem zasiedli wspólnie w salonie oglądając ulubione kreskówki Tosi. Dziewczynka cały czas przytulała się do blondynki, z którą prowadziła ożywione rozmowy na temat głównej postaci z bajki, którą akurat oglądali. Piotr przyglądał się im z niemałym uśmiechem.


-To jak dziewczyny, co robimy jutro?- zapytał Gawryło zawracając na siebie uwagę.- Może pójdziemy na kajaki?

-Tak! Pójdziemy prawda ciociu?


            W pierwszej chwili Hana chciała odmówić. Bała się w dalszym ciągu wychodzić do tłumu, ale widząc entuzjazm małej to nie miała serca jej odmówić. Z wahaniem spojrzała na ukochanego.


-Co sądzisz o tym, Hana? Jeśli nie chcesz to pójdziemy sami, a ty możesz sobie dalej odpoczywać.

-No w sumie czemu by nie.- odpowiedziała po długiej ciszy kobieta.- Skoro ci na tym zależy to pójdziemy.

-Świetnie dziękuję.- wykrzyknęła dziewczynka całującą obojga w policzki.

-No to skoro jutro musimy wcześnie wstać to śmigaj szybko się umyć i do łóżka. Zaraz do ciebie przyjdę i przeczytam ci bajkę na dobranoc.- stwierdził brunet.

-Dobrze. Dobranoc ciociu!- powiedziała dziewczynka ostatni raz przytulając się do kobiety.

-Dobranoc kochanie.- powiedziała uśmiechając się i odwzajemniając uścisk blondynka.-Ja też pójdę się już położyć.

-Hana zaczekaj na mnie w sypialni. Myślę, że powinniśmy porozmawiać.  Uśpię tylko małą i do ciebie przyjdę.

-Dobrze.- powiedziała kobieta znikając za drzwiami łazienki. 


             Gdy z niej wyszła od razu udała się do swojej sypialni. W salonie było już ciemno, z czego wywnioskowała, że Piotr musi już czytać do snu córce.  Pod drodze zajrzała do pokoju Soszyńskiej. Zobaczyła, jak jej ukochany zajmuje się dziewczynką. Był dla niej  naprawdę opiekuńczy. Uśmiechnęła się i teraz była już pewna, że jeśli miałaby mieć w przyszłości dzieci to tylko z nim. Przymknęła drzwi i po cichu przemknęła do sypialni. Położyła się na łóżku i przykryła szczelnie kołdrą. W dalszym ciągu wszystko ją bolało i mdliło, ale w porównaniu z porankiem mogła powiedzieć, że czuje się dużo lepiej.  Po jakimś czasie do pomieszczenia wkroczył Piotr. Przysiadł bez słowa obok kobiety.


-I jak Hana? Przeszły już ci te bóle?

-Nie do końca, ale już lepiej.- uśmiechnęła się do niego delikatnie.

-No to dobrze.- powiedział chwytając ją za dłoń.- Powiesz mi, co się takiego stało, że byłaś taka wystraszona, gdy wróciłem z zakupami?

-Nie. Nic się nie stało.- oburzyła się kobieta.

-No po twoim tonie wywnioskowałem raczej coś innego. Wiesz dobrze, że mnie nie oszukasz.

-Po prostu wystraszyłam się naszego gospodarza. Była taka burza, a za oknem ciemno, że nie widziałam jego twarzy i myślałam, że to ktoś inny.

-Myślałaś, że to ten facet albo ktoś inny, który chce wam zrobić krzywdę?

-Tak. Po prostu jakoś wszystko wróciło, ale opanowałyśmy z Tosią sytuację.- wyszeptała kobieta.

-Przykro mi, że nie było mnie przy was. Nie pomyślałem, że aż tak to wszystko na ciebie działa. W przeciwnym razie nie zostawiłbym was samych.

-Piotr. Przestań. Nie masz o co się obwiniać. Muszę w końcu przestać się bać, bo nasze życie nigdy nie będzie normalne.

-Dobrze. Teraz już nie masz się, czym martwić. Jestem tutaj przy tobie i Tosi. Chodźmy już lepiej spać, bo nie wstaniemy.

-No przy twoim talencie to do południa się nie wyrobimy.- zaśmiała się Goldberg.

-Dobra, dobra. Już sobie ze mnie tak nie żartuj.- powiedział Gawryło.- Dobranoc.


                  Brunet wstał i udał się w stronę drzwi. Za sobą usłyszał jedynie szybkie „Dobranoc”. Przebrał się szybko i wyszykował posłanie na niewygodnej kanapie. Dla niego zapowiadała się kolejna nieprzespana noc. Późną nocą, praktycznie jak co dzień, obudził go krzyk. Nawet nie otwierał swoich oczu, ponieważ uznał, że Hanę znowu męczą koszmary. Obrócił się na drugi bok i zmęczony zasnął kolejny raz. Tymczasem Tosia przebudziła się. Śniło jej się, że widziała jakiegoś mężczyznę, który próbuje wyciągnąć z domu Hanę. Były tam same, a ona jedynie płakała. Bała się o swoją ciocię. Wzięła do ręki swojego ukochanego, różowego jednorożca. Przytuliła się do niego, ale nie umiała się uspokoić. Chyba zbyt duże wrażenie na niej zrobiła historia opowiedziana przez tatę. Wyskoczyła z łóżka i po cichu weszła do salonu. Gdy podeszła do kanapy i dotknęła ramienia chirurga to, ten nawet nie zareagował. Po omacku doszła do drzwi i udała się do sypialni. Powoli otworzyła drzwi i wdrapała się ze swoją przytulanką do łóżka Goldberg. Nie chcąc jej obudzić weszła pod kołdrę i objęła od tyłu kobietę. Ta jednak czując na sobie czyjś dotyk natychmiast otworzyła oczy. Odwróciła się i zobaczyła Soszyńską.


-Czemu nie śpisz kochanie?- wyszeptała do niej blondynka.

-Śniło mi się, że jakiś pan chciał cię zabrać.- odpowiedziała smutno dziewczynka.

-Spokojnie. To tylko zły sen. Twój tata nie pozwoli na to, żeby coś nam się stało. Chodź przytul się i spróbuj zasnąć.


                  Tosia skinęła tylko głową i wgramoliła się cała na Hanę przytulając się do niej mocno. Dziewczyna ucałowało ją w czoło i poczekała aż mała zaśnie. Później sama przymknęła oczy i odpłynęła. Pierwszy raz od dłuższego czasu miała spokojny sen. Nie dręczyły ją żadne koszmary. Być może był to efekt tego,  że miała przy sobie kogoś bliskiego. Z samego rana wstali i przygotowali całą wyprawę. Koło 9 szli już krętymi, leśnymi dróżkami w stronę rzeki. Przez cały czas śmiali się i wygłupiali. Na miejscu Piotr poszedł załatwić spływ, a dziewczyny rozłożyły się wygodnie na trawie. Hana obserwowała malowniczy obraz lasu łączącego się z błękitem wody.  Obróciła głowę w stronę ukochanego i ujrzała go rozmawiającego z jakąś kobietą. Brunetka na pierwszy rzut oka nie spodobała jej się. Była równie wysoka jak Gawryło, do tego strasznie chuda. Ewidentnie chciała poderwać mężczyznę, dzięki dużemu biustowi  falującemu pod jej koszulką. W Goldberg po prostu zaczęło się gotować. Musiała przyznać, że tamta kobieta mogła robić wrażenie na facetach, nie to co ona- filigranowa blondynka z małymi piersiami, która straciła swój dawny blask i urok. W tej jednej chwili zdała sobie sprawę, w jakim niekorzystnym znajduje się położeniu, a do tego zżerała ją zazdrość o Piotra. Patrzała na nich dobre 5 minut do momentu, w którym nie ruszyli w jej kierunku. Gdy byli już blisko ginekolog wstała.


-Hana. Poznaj to jest Kinga. Pomoże nam z tym kajakiem. Kinga to jest właśnie Hana- moja dziewczyna i Tosia- moja córka.

-Miło mi was poznać.- powiedziała kobieta podając rękę blondynce, która niechętnie odwzajemniła uścisk.

-To Pani z nami będzie tutaj pływać?- zapytała Soszyńska włączając się do rozmowy.

-Nie. Ja wam tylko pokaże jak macie się zachować i nic więcej.- odparła brunetka głaszcząc małą po głowie.- Myślę, że twój tata jest równie dobrze obeznany w pływaniu, jak w niektórych innych sprawach.- dodała puszczając oko w kierunku mężczyzny kładąc jednocześnie dłoń na jego pośladek.

-Oj obeznany i to bardzo. Nawet nie wiesz, jakie te ręce potrafią czynić cuda.- odpowiedział brunet wybuchając gromkim śmiechem.


               W Hanie jednak coś pękło. Nie potrafiła patrzeć na Piotra flirtującego z inną kobietą. Poczuła się upokorzona. Nie zważając na nic odwróciła się i pobiegła przed siebie. Wpadła na ścieżkę leśną i dalej biegła w głąb lasu. Poruszała się kompletnie na oślep.  Widok zasłaniała jej ściana łez. Nie kontrolowała ich. Ciekły swobodnie po jej twarzy.  Nie spodziewała się takiego zachowania u ukochanego. Obijała się o kolejne drzewa. Pozwoliła wchłonąć się temu gąszczu. W końcu straciła siły i upadła na ziemię. Skuliła się przy jednym z konarów. Szlochała w dalszym ciągu. Nie wiedziała sama, co ma myśleć. Z jednej strony kochała tak człowieka, którego uczuć względem siebie już nie była pewna, a z drugiej wewnętrzny egoizm nie pozwalał jej go wypuścić z rąk. Ten dzień dla niej miał być przełomowy. Nic jednak nie zapowiadało, że akurat w tą negatywną stronę wszystko się potoczy. Miała już dość ciągłego płaczu, ale nie miała siły tego pokonać. Musiała chyba pogodzić się już z tą swoją huśtawką nastrojów.  Nie zwracała najmniejszej uwagi na otoczenie. Jedyne co ją w tej chwili obchodziło to rozrywający jej wnętrze ból. Poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
-Zostaw mnie!- krzyknęła wystraszona Hana odskakując w bok.

-Ciociu! To ja. Nie bój się.-powiedziała zdyszana Tosia.

-Przepraszam.- odparła chrypiąc blondynka patrząc na dziewczynkę przepełnionymi łzami błękitnymi oczyma.-Musiałaś się wystraszyć.


             Soszyńska tylko nieśmiało uśmiechnęła się do Goldberg i przysiadła na trawie obok niej.


-Pobiegłaś za mną? Dlaczego?- zapytała wprost ginekolog ocierając rękawem mokre policzki.

-Uciekłam tacie, bo chciał Cię później sam poszukać. Powiedział, że musisz mieć czas, żeby sobie pomyśleć i uspokoić.

-Miał rację. Poza tym to niebezpieczne, żebyś sama chodziła po lesie. To nie jest miejsce dla dziecka.

-To chodź! Wrócimy razem do taty albo do domku.

-Tosiu- zwróciła się do dziewczynki chwytając jej twarz w obie dłonie.- Ta cała sytuacja jest bardzo trudna. Wiesz, co działo się jeszcze jakiś czas temu w moim życiu. Sama widzisz, że nie jestem już taka, jak wtedy, gdy się poznałyśmy.

-No i co z tego? Przecież i tak cię kochamy.

-Wiem, wiem o tym.- wyszeptała wzruszona. Kontynuowała  starając się opanować emocje.- Udowadniacie mi to cały czas. Tylko, że ja już nie potrafię dać Wam tego samego. Jedynie sprawiam Wam przykrość.

-Wcale nie. Tata jest przy Tobie taki uśmiechnięty.

-To tylko pozór. Ma ze mną sporo problemów. Powiedziałam wiele przykrych słów i zrobiłam mu dużo złych rzeczy.- powiedziała kręcąc przecząco głową.- To zostaje niestety na zawsze tutaj, w sercu.- kończąc położyła Tosi dłoń na klatce piersiowej.

-Wstawaj. Odprowadzę Cię na miejsce.


                Goldberg wstała z ziemi i wyciągnęła rękę w stronę małej. Leniwie ruszyły w stronę skraju lasu. Przez cały czas milczały.


-Hana, Tosia!- usłyszały po dobrych 10 minutach marszu.- Gdzie wyście były? Szukałem Was i się martwiłem.


                 W ich stronę biegł Piotr. Widać było na jego twarzy zdenerwowanie mieszające się ze strachem.


-Nic Wam się nie stało? Wszystko ok?

-Jak widzisz wszystko dobrze.- odpowiedziała Hana przerywając tym samym wywód mężczyzny.- No to Tosiu wracaj z tatą na te kajaki, a ja wracam do domku.

-Co? Ty chyba zwariowałaś, jeśli myślisz, że puszczę Cię teraz samą przez ten las. Będzie jeszcze kiedyś okazja, żeby tu przyjechać i popływać.

-Właśnie. Tata ma rację. Poza tym i tak nie mam już ochoty na te kajaki.

-Jak chcecie.- odparła obojętnie dziewczyna. Dodając cicho do Piotra.- Tylko jakoś wcześniej nie przeszkadzało Ci to, że sama wybiegłam do tego lasu. Byłeś zajęty tą cizią od łódek.


             Gawryło zmieszał się całkowicie na słowa ukochanej. W tym czasie Tosia szła już przed parą w stronę przystani. Poszli za nią. Atmosfera między nimi w dalszym ciągu była napięta. Nie odzywali się do siebie. Pierwszy nie wytrzymał chirurg.


-Możesz wreszcie przestać. Zachowujesz się jak dziecko.- powiedział chwytając ją w łokciu.

-Puść mnie. Poza tym nie mam zamiaru o tym z Tobą rozmawiać, a już na pewno nie przy Tosi.- stwierdziła ucinając ginekolog wyrywając rękę z jego uścisku. 


              Maszerowali ponad 30 minut. Dziewczynka starała się jakoś załagodzić sytuację widząc, że zarówno Hana, jak i Piotr są w nie najlepszych humorach. Co chwilę starała się ich oboje wciągnąć w rozmowę, ale nie wychodziło jej to. Gdy już dotarli na miejsce każde z nich zajęło się sobą. Tosia z Haną zaczęły przygotowywać na szybko jakiś posiłek, a Piotr w tym czasie pakował ich rzeczy. Gdy zjedli uporządkowali do końca domek i wpakowali bagaże do samochodu. Zdali stancje i udali się w podróż do Warszawy. Soszyńska podobnie jak w poprzednią stronę szybko usnęła. Lekarka ciągle wpatrywała się w boczną szybę. Brunet natomiast skupił się na jeździe samochodem. Ciszę przerwało tylko grające radio. Gdy już dojeżdżali do stolicy rozdzwonił się telefon lekarza. Pospiesznie zaczął szukać komórki w kieszeniach. W końcu wyciągnął ją i spojrzał na wyświetlacz. 


-Hana mogłabyś?- zwrócił się błagalnie do kobiety.


            Ta tylko przewróciła oczami i wzięła telefon od mężczyzny. 


-Cześć Magda. Piotr prowadzi i nie mógł sam odebrać.

-….

-No tak. Już wracamy do Warszawy. Powinniśmy być jakoś do godziny na miejscu.

-….

-No to dobrze. Może umówimy się tam w kawiarni koło ciebie?

-…

-Dobrze. Zadzwonimy jak już będziemy i zaczekamy na ciebie.

-….

-Cześć.


              Blondynka skończyła dosyć szybko rozmowę. Musiała przyznać, że była kochanka jej faceta była dla niej dziwnie miła. Może jednak się zmieniła. 

-Magda prosiła, żebyśmy przywieźli od razu Tosię, bo jej rodzice przyjeżdżają w odwiedziny wieczorem i chce, żeby mała już była w domu.


-No to ok. Mamy przyjechać tam do niej tak?

-Tak. Do tej kawiarni na osiedlu. O 17 powinna po nią być.- powiedziała dziewczyna wrzucając telefon do schowka i wróciła do swojej przerwanej czynności.


              Już godzinę później byli już lodziarni. Usiedli przy stoliku.


-To co macie na coś ochotę?- zapytał mężczyzna.

-Kupisz mi lody?- odparła Tosia.

-To leć sobie wybrać i zaraz przyjdę. A Ty coś chcesz?- zwrócił się do Hany.

-Nie dzięki.- odpowiedziała nie patrząc nawet na niego.


            Zrezygnowany poszedł w  ślad za córką. Dziewczyna została sama przy stoliku. Była zmęczona tym wszystkim. Po chwili Piotr z małą wrócili ze swoimi zamówieniami.  Usiedli obok niej i zajęli się jedzeniem. Żartowali  i rozmawiali przy okazji. Hana wyłączyła się całkowicie i przez okno wypatrywała Magdy. Zastanawiała  przy okazji nad tym, jak będzie teraz wyglądało jej życie. Nie umiała dojść do żadnych nowych wniosków. Nie miała obecnie żadnego celu. Straciła sens życia. 


-Ciociu, kiedy będę mogła znowu do Was przyjechać? Ten weekend był świetny.- Hanę z transu wyrwał roześmiany głos siedmiolatki.

-Słucham? To zależy od Twoich rodziców.- odparła krzywo uśmiechając się do dziewczynki.

-Pewnie znowu niedługo się zobaczymy.- obiecał Piotr.


             W oddali zobaczyli zbliżającą się matkę Tosi. Na jej twarzy gościł serdeczny uśmiech.  W jej przypadku było to strasznie dziwne. Młoda Soszyńska natychmiast pobiegła i wtuliła się w ramiona brunetki. Widać było, że stęskniła się za nią. Po krótkiej wymianie grzeczności i rozmowie na temat wyjazdu przyszedł czas na pożegnania. Tosia najpierw wskoczyła na Piotra i mocno go wyściskała dziękując mu za wyjazd. Następnie ku zdziwieniu zebranych to samo spotkało Hanę. Mała mocno się do niej przytuliła i ucałowała w policzek.


-Wiem, że naprawdę kochasz mojego tatę. Mam nadzieję, że się Wam ułoży i będziecie szczęśliwi, tak jak wcześniej. Bardzo bym tego chciała.- wyszeptała dziewczynka do ucha lekarki.


           Goldberg wmurowało. Patrzała tylko na oddalające się postacie Soszyńskich analizując słowa Tosi. 


-Jedziemy do domu?- zapytał Piotr ściskając delikatnie dłoń kobiety wyrywając ją tym samym z zamyślenia.

-Tak.- rzuciła krótką odpowiedziedź i ruszyła do samochodu.


              W ślad za nią udał się Gawryło. Dotarli do mieszkania chirurga. Cały czas nie wypowiedzieli do siebie żadnego słowa. Chociaż oboje strasznie ta cisza denerwowała to nie chcieli pierwsi wyciągać ręki. Jednak w dalszym ciągu wzajemnie byli na siebie wściekli za całą tą wcześniejszą sytuację. Każde z nich zamknęło się w osobnym pokoju. Hana zaszyła się w sypialni, a Piotr siedziała w swoim gabinecie nad papierami. Tak samotnie minęło im całe popołudnie. Wieczorem Goldberg zrobiła kanapki dla siebie i mężczyzny. Jednak nie chciała z nim spotkać, więc szybko wróciła do siebie.  Po kolacji jedynie przebrała się w piżamę i wskoczyła pod kołdrę. Była strasznie zmęczona. Słyszała jeszcze krzątającego się po mieszkaniu Gawryłę i po krótkim czasie usnęła. 


         Dookoła było ciemno, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny. Leżała na zimnej podłodze. Była naga. Jej ręce były skute kajdankami.  Nad nią stał On. Zapinał pasek swoich spodni. Cały czas płakała. Nie dowierzała w to, co przed chwilą się stało. Chris niebezpiecznie nachylił się nad nią i uśmiechał się szyderczo. 

-Już nigdy o tym nie zapomnisz. Do końca życia będziesz z tym żyć dziwko.- zaśmiał się tubalnie.


                Otworzyła oczy. Kolejny raz miała ten sam sen. Przetarła dłońmi twarz. Bała się, że słowa tego faceta będą prorocze i już nigdy się od tego nie uwolni. Drżała. Tym razem jednak coś poczuła. Jakby impuls, który spowodował, że musiała coś zrobić. Jakoś zadziałać. Musiała w końcu wziąć się w garść i unormować swoje życie na nowo.  Musiała po raz kolejny ułożyć swoje rozbite na kawałki serce w jedną całość.  Musiała spróbować jeszcze raz.  Wstała szybko z łóżka i niepewnie wyszła z sypialni. Po omacku dotarła do salonu. Na kanapie ujrzała śpiącego Piotra. Wyglądał na równie zmęczonego tym wszystkim, co ona.  Podeszła powoli w jego stronę i kucnęła u jego boku. Oparła swoje czoło o jego ramię, a dłonią pogładziła policzek, który następnie ucałowała. 


-Czemu nie śpisz?- usłyszała zaspany głos mężczyzny.

-Kochaj mnie.- wyszeptała Hana.

-Co?- zapytał patrząc jej w oczy zdziwiony  prośbą płynącą z jej ust.

-Kochaj mnie- powtórzyła niemal niesłyszalnie kobieta.- Pragnę Cię tu i teraz.


                 Nie pozwoliła mu nawet dojść do słowa. Goldberg nachyliła się nad jego twarzą i wpatrując się w jego zielone oczy musnęła delikatnie jego usta. Był zszokowany jej pocałunkiem. Dziewczyna nie widząc z jego strony reakcji ponownie go pocałowała. Tym razem już bardziej namiętnie. Odwzajemnił jej pieszczotę. Przyciągnął ją mocno do siebie.  Wgramoliła się na niego niezdarnie i usiadła na nim okrakiem. Ponownie przylgnęła ustami do niego. Ich języki zaczęły toczyć zacięty bój.  Piotr wplótł obie dłonie w jej włosy i przyciągnął ją maksymalnie do siebie. Kobiecie dosłownie spadł jakiś kamień z serca. Poczuła jego bliskość. Zaczęła totalnie odpływać. Zapomniała o wszystkim. Tego właśnie potrzebowała. Zrozumiała jak tęskniła za jego obecnością. Czując na sobie jego dotyk przypomniał jej się każdy, wspólnie spędzony moment. Wróciły do niej dawne uczucia. Zaczęła nabierać pewności względem niego.  Z każdym gestem przypominała sobie kolejny fragment jego ciała. Zjechała ze swoimi pocałunkami na policzek i dalej ścieżką przez szyję zatrzymując się na jego nieosłoniętym torsie. Jego ręce błądziły po jej delikatnych plecach.  Całych czas wzdrygała się pod jego dotykiem, ale właśnie tego pragnęła.  Gawryło ponownie przyciągnął jej twarz ku sobie. Wpił się w jej usta jednocześnie siadając.  Tym samym Goldberg wylądowała na jego kolanach. Mężczyzna przesunął swoje pieszczoty na jej szyję. Kobieta przymknęła oczy. Oddała mu się całkowicie we władanie. Zdjął z niej luźną koszulkę.  Zjechał ponownie niżej. Pieścił każdą pierś blondynki. Wzmagało się w nich pożądanie.  Ponownie poczuła język ukochanego na swoim obojczyku. Dłonie chirurga zawędrowały  na jej  pośladki. Chwilę później uniosła się w górę. Otworzyła oczy. Zorientowała się, że Piotr trzyma ją na rękach i idzie z nią do sypialni. Uśmiechnęła się jedynie na to i zaczęła delikatnie muskać palcami jego mięśnie na ramionach. Ustami natomiast całowała jego tors. W sypialni opadli na łóżko.  Lekarz położył się na niej. Wgniótł ją swoim ciężarem  w materac. Zsunął powoli z niej spodenki. Zaprzestał wszystkiego. Jej oczy były  całkowicie nieobecne.  Pogładził jej policzek i  patrzył na nią zamglonymi oczyma. Obserwował każdy jej ruch.  Nie był pewny, czy to wszystko idzie w odpowiednią stronę.  Hana oprzytomniała.


-Zrób to.- wyszeptała nieśmiało kobieta.


             Piotr uśmiechnął się ciepło w jej stronę. Wstał i zdjął z siebie bokserki.  Ponownie położył się na dziewczynie. Pocałowali się. Byli gotowi. Poczuła, jak powoli wsuwa się w nią. Zabolało ją, czego wyrazem był grymas na twarzy. Jej ciało nie było przyzwyczajone, a wydarzenia ostatniego czasu dawały o sobie znać. Widocznie wszystko jeszcze nie było wygojone. Strużka krwi popłynęła po jej udzie. Zacisnęła dłonie na jego umięśnionych plecach.  On delikatnie ścisnął jej ramiona i przejechał wzdłuż jej rąk. Przesunął je nad jej głowę i splótł ze sobą ich palce. Poruszali się niespiesznie. Delektowali się sobą po tak długim czasie. Ich ruchy były płynne. Ciche jęki wyrywały się im z ust, a oddechy z każdą chwilą przyspieszały. Krótko później zaczęli szczytować tłumiąc okrzyk spełnienia w pocałunku.  Opadł zmęczony u jej boku. Położyła się tyłem do niego, a mężczyzna niewiele myśląc zagarnął ją do siebie. Wtulił się w jej plecy normując oddech. 

-Dziękuję.- cicho wyszeptała Hana.


            W odpowiedzi Piotr jedynie pocałował jej obojczyk i po chwili zasnął. Jego dłoń spoczęła na jej brzuchu. Goldberg nakryła ją swoją i mocno do siebie przycisnęła. Była bardzo zmęczona, ale szczęśliwa i spełniona.  W jej życiu nastąpił jakiś przełom. Dostała nadzieję, że jest coś w jej życiu, co pomoże jej zapomnieć o wszystkich przykrościach, których doświadczyła. Tosia miała w pełni rację.  Kochają się i potrzebują. Niezależnie od wszystkiego.

Rozdział 3 "Błędne koło"

           Promienie słońca głaskały przyjemnie twarz chirurga. Leżał tak z zamkniętymi oczyma, bo wcale nie miał ochoty wychodzić dzisiaj z łóżka. Jednak obowiązki nie mogły dłużej czekać. Na oślep starał się wymacać na łóżku swoją kobietę. Otworzył oczy i nigdzie jej nie zauważył.  Trochę go to zdziwiło, ale do jego uszu dobiegły szmery. Uśmiechnął się mimowolnie i przetarł twarz dłońmi. Musiał przyznać, że po ostatniej nocy był jednak lekko obolały. Chyba się odzwyczaił od takich wrażeń. Podniósł się z łóżka. Nie miał nawet ochoty się ubierać. Skierował się do swojej dziewczyny.  Ujrzał ją stojącą przy blacie kuchennym. Blondynka odziana w jego białą koszulę ledwo zakrywającą jej jędrne pośladki kroiła zacięcie kolejne warzywa na kanapki. Oparł się o futrynę krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Przyglądał się jej zgrabnym ruchom i falującym blond włosom.  Spojrzał na jej wyrzeźbione nogi, które dalej były pokryte warstwą starych ran i siniaków.  Aż dziwne, że jeszcze się nie wygoiły. Teraz już doskonale rozumiał, co Hana przeżywała od tamtego czasu. Przypomniała mu się cała ich nocna rozmowa.

            Poczuł na swojej dłoni delikatne muśnięcia. Domyślił się, że Goldberg opuszkami palców kreśli na jego skórze niewielkie serduszka. Uśmiechnął się na samą myśl, że ma ją teraz przy sobie. 

-Czemu nie śpisz?- wyszeptał Piotr otwierając oczy i całując kobietę w szyję.
-Nie mogę usnąć. Cały czasu myślę.- odparła obracając się w jego stronę.
-O czym tak myślisz?- zapytał zatroskany mocno przytulając ją do siebie.- Znowu wszystko do Ciebie wraca?
-Nie. Tym razem nie.- powiedziała uśmiechając się do niego.-Po prostu myślę o tym, jaka ostatnio byłam głupia.
-Dlaczego?
-Bo Ty cały czas przy mnie byłeś. Nie odpuściłeś chociaż miałeś ku temu już tyle okazji. Byłam dla Ciebie strasznie okropna, ale teraz wiem, jak Cię to krzywdziło. Kochasz mnie i teraz jestem już pewna, że też Cię kocham. Nie pozwolę już, żeby coś Nas rozdzieliło. Te ostatnie wydarzenia chyba wiele mi uświadomiło.
-Wiesz Hana. Nie tylko Tobie. Wielokrotnie, zwłaszcza ostatnio, towarzyszyły mi takie myśl, żeby odpuścić. Rzucić to wszystko w cholerę i poddać się. Nie widziałem sensu dalszej walki, ale kiedy obserwowałem , jak zmieniłaś swoje zachowanie względem Tosi, kiedy przestałaś być taka oschła dla niej to przypomniałaś mi dawną siebie. Nabrałem znowu nadzieję, że wszystko wróci do normy.
-Obiecuję Ci, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby tak się stało. Za dużo złego już Nas spotkało. Nie pozwolę sobie na to, żebyśmy znowu się rozstali. Nie przeżyłabym tego.- szeptała wzruszona kobieta.- Dziękuję Ci, że nie odpuściłeś. Będę Ci wdzięczna za tą walkę do końca życia. Jeszcze nikt tyle dla mnie nie poświęcił. Nie zawiedziesz się już na mnie. Odwdzięczę Ci się za to najlepiej jak potrafię.
-Kocham Cię.- powiedział Piotr.

               Przyciągnął dziewczynę do siebie i pocałował. Drobny gest przepełniony czystym uczuciem dowodził szczerości, jaka zapanowała w nich w tym momencie. Blondynka przylgnęła do niego całym swoim drobnym ciałem. W końcu byli w odpowiednim miejscu i z odpowiednią osobą u boku. Hana oparła swoje czoło o głowę partnera i wyszeptało ledwo słyszalnie „Kocham Cię.”. Rozmawiali ze sobą jeszcze bardzo długo. Musieli przebrnąć w końcu przez trudne tematy, które ich rozdzieliły w jakikolwiek sposób. Wyjaśnili sobie wszystko począwszy od powrotu Jamesa i ich rozstania, przez pojawienie się Soszyńskich, aż po porwanie. Atmosfera między nimi oczyściła się. Poznali swoje wzajemne uczucia i nie obyło się bez kilku łez. Człowiek powinien znać wszystkie swoje emocje. Teraz dokładnie wiedzieli na, co mogą sobie pozwolić, jakie mieć względem siebie oczekiwania. Zasnęli w swoich objęciach dopiero nad ranem.

               Gawryło otrząsnął się ze wspomnień. Z uśmiechem na twarzy stwierdził, że jego kobieta chyba już kończy przygotowywać śniadanie. Był głodny jak wilk. Podszedł do niej od tyłu i wtulił się w jej plecy.  Jego dłonie spoczęły na brzuchu blondynki. Przyciągnął ją mocno do siebie. Hana cicho zaśmiała się z tego.

-Hej. Obudził się już śpiący królewicz?- zapytała tryskając humorem kobieta i nakryła swoją ręką jego palce.
-Hej.- odparł całując ją w skroń.- Obudził się tylko szkoda, że samotnie w takim wielkim łóżku.
-No wybacz, ale ktoś musiał Ci zrobić śniadanie. Lepiej się pośpiesz, bo dochodzi 8, a zaczynasz dyżur o 9. Jak zwykle wyjdziesz spóźniony.
-Noo oczywiście. Z Twojego powodu zawsze chętnie się spóźnię.- powiedział puszczając do niej oczko i zjechał niżej rękoma.
-Zapomnij! Teraz jedz i marsz do pracy.
-Tak jest szefowo!- odparł grzecznie mężczyzna salutując ukochanej.
-Ale może zacznij od prysznica i weź się ubierz świntuchu.- powiedziała wybuchając śmiechem.
-Masz coś do mojego nagiego wyglądu? W nocy jakoś Ci to nie przeszkadzało.
-Noo i mnie dalej nie przeszkadza, aczkolwiek wolałabym, żeby żadna kobieta w szpitalu nie oglądała mojego faceta w naturze.
-Masz rację. Ten widok jest zarezerwowany wyłącznie dla Ciebie.- powiedział brunet całując dziewczynę w policzek i podrygując wesoło wyszedł z kuchni.

               Kobieta tylko z niedowierzaniem pokręciła głową. W dalszym ciągu nie wierzyła, że ma u swojego boku takiego wariata i do tego kocha go całą sobą. Uwielbia każdy milimetr jego ciała, jego fantastyczny charakter. Usiadła do stołu i zaczęła jeść. Po chwili dołączył do niej Piotr, który już był całkowicie ubrany i wypachniony. Jedli i cały czas się wygłupiali. Humory ewidentnie im dopisywały. Po czułym pożegnaniu Gawryło około 8.30 opuścił dziewczynę i udał się do pracy.  Hana sprzątnęła po śniadaniu. Zajrzała przy okazji do lodówki. Miała plany na wieczór. Chciała zrobić swojemu mężczyźnie niespodziankę i ugotować coś specjalnego na kolację. Jednak w ich kuchni świeciły pustki. Chociaż w sumie nie mogła się spodziewać niczego po tym ich weekendzie. Musiała iść sama do sklepu. Na tę myśl przeszedł ją dreszcz. Mimo wszystko dalej miała opory przed samodzielnym wychodzeniem z domu. Nigdzie nie wychodziła jeszcze do ludzi bez chirurga. Wzięła głęboki oddech i postanowiła zawalczyć ze swoim strachem. Szybko udała się do sypialni i narzuciła na siebie luźny podkoszulek i spodnie z dresu. Nie chciała wzbudzać żadnego zainteresowania wśród sąsiadów.  Chwyciła do ręki portfel  i wybiegła zamykając mieszkanie. Ciepłe powietrze uderzyło w jej nozdrza.  Przemierzała  spokojnie kolejne metry dzielące ją od osiedlowego hipermarketu. Weszła do środka.  W sklepie nie było zbyt dużego ruchu, co niezmiernie ją ucieszyło. Szybko przeszła przez alejki zgarniając potrzebne produkty.  Nie zwracała uwagi na otoczenie. Zapłaciła przy kasie za zakupy i pospiesznie wyszła. Szła obładowana  torbami. Myślami odpłynęła do dzisiejszego wieczora. Musiała dopracować  do perfekcji plan działania. Po chwili z zamyślenia wyrwał ją dotyk, który poczuła na swojej dłoni. Serce zabiło jej szybciej. Obróciła się w tamtą stronę i ujrzała dziewczynkę w wieku Tosi. Kojarzyła ją.  Mała brunetka była córką sąsiadów Piotra. Miała na imię Julia i pamiętała, że często bawiła się na podwórku z Soszyńską. Obserwowała je z okna sypialni, kiedy córka Gawryły odwiedzała go tuż po jej porwaniu. Widziała, że dziewczynki miały ze sobą dosyć dobry kontakt.

-Dzień dobry!
-A witaj.- odparła ciepło Hana na przywitanie.
-Przepraszam, że tak Panią zaczepiam, ale chciałam się dowiedzieć, kiedy będzie u Państwa Tosia.
-Wiesz no właśnie wczoraj wróciła do domu. Byliśmy w weekend nad jeziorem. Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia, kiedy znowu nas odwiedzi.
-A to szkoda. Miałam nadzieję, że się znowu razem pobawimy.  Wie Pani są wakacje, a ja tak cały czas w domu i nudzi mi się strasznie.
-No , ale niedługo do szkoły. Nie cieszysz się, że znowu zobaczysz koleżanki?- zapytała kobieta uśmiechając się do dziewczynki.
-Cieszę się, ale to nie to samo.
Hana zaśmiała się lekko. Pamiętała, że będąc w tym wieku, co ta mała myślała identycznie, kiedy wakacje się kończyły.
- No wiem, wiem dokładnie jak się czujesz. Miałam tak samo, jak chodziłam do szkoły.
-Naprawdę. Pani to jeszcze pamięta?
-Noo oczywiście. Mieszkałam w Izraelu i tam jest zupełnie inny klimat niż tutaj. Tam jest o tej porze roku jeszcze cieplej. Z koleżankami najchętniej spędzałyśmy ten czas kąpiąc się w jeziorze, a nie siedząc w szkolnej ławce.
-Jak fajnie. Jeszcze cieplej jest? Chciałabym tam  kiedyś pojechać. Opowie mi Pani coś jeszcze?
- No jasne. Co chciałabyś wiedzieć?

                 Rozmawiając doszły pod sam blok, w którym mieszkały.  Pożegnały się. Hana dała małej swojego ulubionego batonika na drugie śniadanie. Dziewczynka szybko pobiegła na plac zabaw, a lekarka poszła do domu. Rozpakowywała torby i cały czas myślała o tej Julce, z którą dzisiaj tak długo rozmawiała. Musiała przyznać, że to bardzo pogodne dziecko. Przypominała jej siebie z dawnych lat. Z takimi rozmyśleniami zaczęła przygotowywać kolację dla ukochanego.

                  Dochodziła już powoli 18. Piotr szedł właśnie korytarzem w stronę lekarskiego. Przecierał twarz dłońmi. Był bardzo zmęczony. Miał ciężki dyżur. Został dzisiaj sam na chirurgii, co po wolnym weekendzie nie było szczytem jego marzeń. Chciał teraz jedynie wrócić do domu i odespać zaległe godziny. Wszedł wreszcie do pokoju lekarzy. Za biurkiem ujrzał Lenę.

-Hej Piotr.- przywitała się z nim Starska.- Jak tam?
-Cześć! No wiesz zależy o co pytasz. Dyżur ciężki, a reszta jak reszta.
-No domyślam się, że nie jest łatwo. A jak z Haną?
-Wiesz no niby jest dobrze, ale nadal nie mam pewności, czy wszystko będzie wracać do normy.
-No tyle już czasu minęło. Zmieniło się coś w jej zachowaniu?- dopytywała zatroskana internistka.
-No w stosunku do mnie przełamała się. Byliśmy na weekendzie z Tosią i chyba jakoś jej udało się dotrzeć do Hany, bo wobec małej też zaczęła się normalniej zachowywać.
-Tosi? Ale jak? Przecież to właściwie jeszcze dziecko.
-No ja też jestem zdziwiony, ale wiesz, że dla dzieci wiele rzeczy wydaje się bardziej oczywistych niż dla dorosłych. Prawdę mówiąc nie wiem, co mogła jej powiedzieć. Żadna z nich nie chciała mi powiedzieć. Może po prostu Tosia dała jej jakieś inne spojrzenie na to wszystko.
-No to chociaż tyle dobrze. Może z czasem faktycznie nabierze większego zaufania.
-Oby, bo naprawdę ostatnio nie wyglądało to zbyt kolorowo. Mam nadzieję, że to jakiś przełom.
-Kurczę, że też ona wtedy nie chciała niczyjej pomocy. Aż dziwne, że pozwoliła na to Tobie.
-Nie wiem do tej pory, dlaczego. Ale wiesz w sumie mam pewien pomysł. Skoro Hana przełamała się do Tośki to może też  Tobie udałoby się do niej dotrzeć?
-Tak sądzisz? W sumie może masz rację.
-No warto na pewno spróbować. Może wpadnij do niej jakoś. Ja mam na razie cały tydzień dyżury tak, więc Hana cały dzień siedzi sama w domu. Miałybyście czas, żeby na spokojnie ze sobą porozmawiać.
-To nie jest głupi pomysł. Wpadnę do niej jutro. Może mnie nie wyrzuci.
-No oby, bo mnie się kończą pomysły. Widzę, jak ona się męczy, a sama sobie nie da rady. Potrzebuje ewidentnie pomocy.
-Ok. Postaram się z nią jakoś dogadać. Może coś do niej trafi.
-Dobra. Ja muszę lecieć, bo padam na twarz.

                  Przebrał się szybko za parawanem. Wychodząc rzucił szybkie „Cześć” w stronę Leny. Udał się na parking i ruszył do domu.
     Wszedł powoli do mieszkania. Odłożył rzeczy w przedpokoju. Wszędzie panował mrok. Już z dołu, gdy podjeżdżał pod blok widział, że światło jest powyłączane. W powietrzu unosił się jednak zapach pieczonego kurczaka, który przyjemnie podrażniał jego kubki smakowe. W tej chwili poczuł ogromny głód. Zajrzał do salonu. Zastał tam gustownie przystrojony stół. Wszędzie porozstawiane były świece. Uśmiechnął się. Jednak musiał przyznać, że Hana  zmieniła się diametralnie w tak krótkim czasie.



-O, już jesteś.- usłyszał głos kobiety wchodzącej właśnie do pokoju.



     Jego wzrok powędrował w jej stronę.  Miała na sobie swoją ulubioną szarą sukienkę przed kolano i lekko pofalowane blond włosy luźno opadające na jej ramiona. Do tego czarne szpilki wydłużające jej i tak długie nogi. Pięknego widoku nie zmąciły nawet widoczne ślady po porwaniu. 



-No nareszcie udało mi się wydostać z tego kotła.- uśmiechnął się błogo.- A widzę, że całe szczęście, bo inaczej dużo by mnie ominęło.

-No masz rację.- odparła z uśmiechem kobieta.



      Chirurg podszedł do niej i  odgarnął niesforne kosmyki włosów z jej twarzy. Pocałował ją czule na powitanie.



-Jesteś idealna, wiesz?- zapytał brunet, gdy się od siebie oderwali.



         Słowa mężczyzny wywołały gigantyczny rumieniec na jej twarzy.



-Idź się lepiej wyszykować, bo mam dla Ciebie też inne atrakcje.

-No to idę.



       Kobieta, gdy jej ukochany zniknął za drzwiami sypialni, przyszykowała całą resztę. Wyciągnęła gorący posiłek na talerze i przyniosła wino.  Usiadła do stołu i czekała na niego.  Krótko później dołączył do niej mężczyzna. Był już odświeżony. Ubrał nawet specjalnie dla niej błękitną koszulę, za którą wprost szalała. Do tego zniewalający zapach jego perfum, który przyprawiał ją o zawrót głowy. Zaczęli jeść. Dziewczyna jednak kompletnie nie umiała się skupić na niczym. Była bardzo rozkojarzona. Nie do końca zdawała sobie sprawę, co się z nią dzieje. Niby słuchała o czym jej facet opowiadał, ale tak naprawdę myślała tylko o tym,  żeby skończyć już te gadaninę i przejść do konkretów. Miała na niego niesamowitą ochotę. Nie poznawała siebie.  Jej ciało wprost krzyczało. Potrzebowała go. Z ulgą stwierdziła, że Gawryło  właśnie przełykał ostatni kęs dania. Uśmiechnęła się szeroko i wstała od stołu zgarniając brudne naczynia.



-Dawno nie jadłem czegoś tak dobrego.

-Teraz mogę Ci obiecać, że postaram się jak najczęściej gotować.



        Wyszła pospiesznie do kuchni i wrzuciła wszystko do zlewu. „Zmywanie może poczekać. Teraz jest Twój czas Goldberg. Tylko tak zapomnisz.”- pomyślała biorąc głęboki oddech wsparta o kuchenny blat. Wypuściła głośno powietrze i odwróciła się. Jej oczom ukazała się sylwetka Piotra. Stał tak oparty o ścianę z lampką niedopitego wina w dłoni. Przyglądał się jej. Poczuła przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Na jej ustach pojawił się zalotny uśmiech. Tak właśnie działał na nią chirurg. Nie potrafiła się mu oprzeć. Wyglądał po prostu aż nazbyt pociągająco,  przynajmniej jak dla niej.  Był najzwyczajniej w świecie bardzo męski. Postawił kieliszek na stole. Blondynka nieświadomie pobudzała jego zmysły. Przygryzła dolną wargę i palcem przywołała go do siebie.  Zdziwiła go jej śmiałość, ale w tej chwili mógł poddać się każdemu jej rozkazowi. Wyglądała uroczo i niewinnie, a zarazem niesamowicie seksownie i  stanowczo. Podszedł w jej stronę. Stanęli naprzeciw siebie. Patrzyli sobie w oczy. Oboje płonęli, czego dowodem były iść roziskrzone spojrzenia.  Ich twarze dzieliły milimetry. Gawryło nie wytrzymał i pierwszy wpił się w jej usta. Całował ją zachłannie, ale z gracją. Pogłębiał maksymalnie pieszczotę drażniąc językiem jej podniebienie. Uniósł jej nogę ku górze, a ona oplotła  go w pasie. Chwycił ją mocno i posadził sobie na biodrach. Wsunął obie dłonie pod materiał sukienki. Przeszedł przez jej ciało przyjemny dreszcz. Poczuła jego ciepło na swoich pośladkach.  Po chwili wylądowała na chłodnym blacie. Zadrżała. Sprawnymi ruchami palców rozpięła jego koszulę , która po chwili leżała już na ziemi. Przejechała po jego nagim torsie i zatrzymała się na pasku u jego spodni. Nie umiała sobie z nim zbytnio poradzić, ale krótko później jeansy powędrowały  w ślad za jego koszulą. Pocałowała go namiętnie i kolanem ocierała się o jego nabrzmiałą męskość.  Prowokowała go. Przyciągnęła go z całej siły do siebie. Błądził rękoma po jej plecach. Rozpiął jej sukienkę odsłaniając jej jędrne piersi zakryte koronkowym, czarnym stanikiem. Gładził delikatnie jej plecy od łopatek przejeżdżając wzdłuż kręgosłupa.  Przyprawiało ją to  gęsią skórkę.  Chwilę później Piotr pieścił już nagi biust blondynki pozbawiony bielizny, która również wylądowała na ziemi.  Powoli ugniatał każdą z nich, a z jej ust wydobywały się ciche pomrukiwania przyjemności. Garwyło mimowolnie uśmiechnął się. Jej zachowanie motywowało go do działania.  Zsunął z jej bioder sukienkę. Przejechał rękoma po jej rozgrzanych udach.  Zatopił się z pocałunkami  w jej szyi. Było jej tak dobrze, że przymknęła oczy. Jednak oprzytomniała.



-Chodźmy do sypialni.- powiedziała chcąc zejść z blatu.



         Mężczyzna był szybszy i  dziewczyna wylądowała w jego ramionach. Pocałowali się kolejny już raz. Hana wtuliła się w jego biceps. Czuła się w pełni zadowolona. Byli teraz tylko i wyłącznie dla siebie.  Chirurg wypiął dumnie pierś i kroczył ze swoją kobietą na rękach w stronę sypialni. Gdy weszli położył ją na łóżku  kładąc się na niej.  Złączyli się ponownie w pocałunku.  Blondynka po omacku zdjęła bokserki Piotra. Był gotowy. Na jej policzkach widniały rumieńce. Było jej naprawdę gorąco.  Wyczuł to. Pozbył się ostatniej części jej garderoby.  Delikatnie napierał na nią. Obdarowywał pieszczotami całą powierzchnię jej ciała. Całował twarz przejeżdżając aż do dekoltu. Ona nie pozostała mu dłużna. Masowała jego barki i kark. Szeptała jego imię cicho wzdychając. Przygryzała nieznacznie płatki jego uszu. Nie potrafiła już wytrzymać.



-Piotr. Kochaj się ze mną!- wymamrotała.



         Więcej słów nie potrzebował. Pogładził czule jej uda i rozłożył jej nogi. Umiejscowił się wygodnie między nimi, aby być jak najbliżej lekarki. Goldberg poczuła, jak wchodzi w nią. Przeszył ją ból. Jednak z każdym jego powolnym i stanowczym ruchem ustępował. Poruszał biodrami niespiesznie i miarowo. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Oboje mieli przymknięte oczy. Wsparł swą głowę na jej ramieniu.  Kobieta obejmowała go swoimi drobnymi rękoma i przyciągała maksymalnie ku sobie. Co chwilę cicho pojękiwali.  Zbliżali się ku końcowi. Przyspieszyli. Fala przyjemności wypełniła ich ciała rozrywając wnętrze dziewczyny na miliony kawałeczków.. Ciało blondynki wygięło się niczym łuk.  Piotr splótł ich dłonie ze sobą i spojrzał na jej twarz. Znowu byłą dla niego tą kruchą kobietą, w której się zakochał.  Otworzyła oczy. Ich spojrzenia się spotkały. Czuli totalną satysfakcję. Opadł zmęczony u jej boku. Leżeli wpatrując się w sufit i normowali oddechy. Blondynka wdrapała się na niego przerzucając nogę przez jego biodro. Wtuliła się w jego ramiona wdychając jego perfumy. Ucałował ją w czubek głowy i zatopił się w jej gęstych blond włosach.



-Kocham Cię.- wyszeptała ginekolog rysując na jego brzuchu niezrozumiałe kształty.



        Przysypiała już. Miała zamknięte oczy. Było jej dobrze, ale nie miała siły na więcej.



-Wyjdziesz za mnie?- zapytał niespodziewanie Gawryło.

-Słucham?- odparła dziewczyna  analizując słowa ukochanego, które natychmiast oddaliły od niej jakiekolwiek zmęczenie.

-Chcę,  żebyś została moją żoną. – stwierdził pewnie mężczyzna.



         Pani doktor długo milczała. Była zmieszana tak nagłą propozycją. Odsunęła się od niego. Serce waliło jej jak oszalałe.



-Wiesz dobrze, że Cię kocham.-zaczęła kobieta niepewnie.-  Ale to nie jest dla mnie łatwe. To jeszcze nie ten czas, nie ten moment. Ja muszę to poczuć. Muszę być pewna. Teraz mamy zbyt wiele rzeczy wspólnie do poukładania. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz.

-Poczekam. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.- powiedział uśmiechając się szeroko.



          Przysunął się w jej stronę i mocno do niej się przytulił. Pocałowali się i zamknął oczy. Zasnął niemal od razu. Hana natomiast mierzwiła ciemne włosy mężczyzny. Myślała nad jego propozycją, ale jednak zmęczenie i ją pokonało. Usnęła w ślad za swoim facetem. Nagle poczuła, że Piotr wstaje z łóżka. Musiał już być ranek. Nie miała jednak ochoty otwierać oczu. Przekręciła się tylko na drugi bok. Pamiętała jedynie, że Gawryło pocałował  ją w czoła i trzask drzwi wyjściowych. Otuliła się kołdrą i znowu odpłynęła. Obudził ją dręczący sygnał dzwonka jej komórki.  Zaspana spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił Przemek.



-Hej braciszku.- przywitała się Goldberg odbierając telefon.- Jak tam w tych twoich ciepłych krajach?

-….

-U mnie? No jak to u mnie. Wszystko dobrze. Idzie do przodu. W szpitalu straszny młyn i nie mam czasu na nic innego. Dzisiaj akurat mam wolne to mogę trochę odespać.

-…

-Nie no. Co ty mówisz? Nie przeszkadzasz. I tak miałam już wstawać.

-…

-Co słychać u innych? No Wiki zaczyna zdobywać coraz więcej pacjentów. Razem z Adamem starają się rozgryźć takiego faceta, który trafił jakiś czas pod skrzydła Falkowicza, ale nie umieją sobie jakoś poradzić. Agata zdała jednak ten egzamin i wróciła na internę do Marka. A u reszty po staremu.

-…

-No, ale opowiadaj jak u ciebie? Kiedy planujesz wrócić?

-…

-No to pamiętaj, że wszyscy tutaj na ciebie czekają i nie daj się tam zabić. Tęsknię braciszku. Pa.

-…



            Po rozmowie blondynka niechętnie podniosła się łóżka. Udała się do łazienki w celu dokonania porannej toalety. W odbiciu lustrzanym dostrzegła zmęczenie, ale jak sama musiała przyznać promieniała. Jednak seks to dobra metoda na odreagowanie dla niej. Gdy już się ogarnęła poszła do kuchni. Na stole stały kanapki i liścik od Piotra.



 „Smacznego! Kocham! P.”



             Niby dwa słowa, a jej sprawiły tyle przyjemności. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Leniwie zaczęła jeść.  Gdy kończyła kolejną już kromkę usłyszała dzwonek do drzwi. Zdziwiła się bardzo, bo ostatnio nikt ich nie odwiedzał, a już tym bardziej ona z nikim się nie umawiała. Poszła jednak do drzwi. Trochę się bała. Spojrzała przez wizjer i bez wahania otworzyła drzwi.



-Cześć Hana. Mogę na chwilę?-  powiedziała stojąca w progu Starska.

-Hej. Jasne. Wchodź.- odparła blondynka robiąc miejsc przyjaciółce.- Mam nadzieję, że wybaczysz mi bałagan, ale nie spodziewałam się gości.



            Kobiety skierowały swoje kroki do kuchni. Hana jak gdyby nigdy nic zasiadła ponownie do stołu i zaczęła kończyć  posiłek. Lena  stanęła jak wryta widząc na kuchennej ziemi rozrzucone ubrania swoich przyjaciół.  Zmieszała się i usiadła koło blondynki przy stole. Dziewczyna właśnie skończyła jeść i wstała chcąc odłożyć talerz do zlewu. Brunetka nie wiedziała, od czego zacząć i jak dobrać słowa.



-Napijesz się czegoś?- z zamyślenia wyrwał ją głos Goldberg,

-Tak. Chętnie. Kawę.- odpowiedziała szybko.- Widzę, że dosyć dobrze dzieje się między Wami. Jak rozumiem wszystko wraca do normy?- stwierdziła wskazując na leżące obok  rzeczy.



           Ginekolog trochę zmieszała się. Na wspomnienie wczorajszego wieczoru na jej policzkach zagościły rumieńce.

-Bardzo dobrze.  Dawno już tak się nie czułam. – odpowiedziała stawiając czajnik z wodą i sypiąc do kubków kawę.- Co Cię do mnie sprowadza?

-Martwię się o Ciebie.  Dawno się nie widziałyśmy i chciałam dowiedzieć się, jak sobie radzisz.

-Mogłaś zapytać Piotra.

-Tak mogłam. Rozmawiałam z nim nawet, ale chyba sama doskonale zdajesz sobie sprawę, że on nie wie o wszystkim.  Wiem, że nie mówisz mu całej prawdy.

-Ty to mnie jednak za dobrze znasz.-uśmiechnęła się pod nosem  blondynka.

-No, więc mów.

-Dużo tego w sumie i nie wiem od czego zacząć.

-To może powiesz mi, co takiego zrobiła Tosia, że tak nagle się zmieniłaś?

-Dzieci mają inne spojrzenie na świat. Dla nich wiele rzeczy jest zwyczajnie prostszych. Ona mi jedynie uświadomiła to, że sama to wszystko komplikuje, że łatwiej zapomnę o tych wszystkich wydarzeniach sprzed tygodni, jeśli będę mieć przy sobie bliskich.

-Czyli jak rozumiem wróciłaś na stałe do Piotra?

-Wychodzi na to, że tak. On mi się nawet oświadczył.

-To wspaniale. Kiedy mam się szykować na ślub? Bo chyba będę waszą świadkową, prawda?

-Nie wiem. Poprosiłam go o czas.

-Nie zgodziłaś się od razu?

-Lena. Ja nie jestem jeszcze gotowa po tym wszystkim. Sama do końca nie wiem, jak ja tratuję to, co jest między nami.- powiedziała stawiając na stole kubki z gorącymi napojami siadając naprzeciw niej.

-Rozumiem Cię. Po tym, co Ci ten facet zrobił na pewno nie jest Ci łatwo zaufać żadnemu facetowi.

-Masz rację. To jego ciągłe bicie. Do tej pory zostały mi ślady.

-Hana doskonale wiesz, że nie to mam na myśli.-  odparła Lena patrząc jej prosto w oczy.- Obie wiemy, co ten facet Ci robił. Jestem lekarzem. Pamiętaj o tym. Poza tym mnie  nie oszukasz. Nie wierzyłam, gdy zaprzeczałaś. Innych możesz okłamywać, bo Ci uwierzyli, ale nie mnie.

-Proszę. Chcę o tym zapomnieć.- powiedziała łamiącym się głosem. W oczach Hany stanęły łzy. Spuściła głowę.

-Pomożemy Ci, szczególnie Piotr. Nie mam zamiaru do tego wracać. Będzie dobrze.

-Dziękuję.- powiedziała  Goldberg hamując płacz.- Wiesz jednak, co jest najgorsze? Czuję się jakbym traktowała go jak przedmiot. Tak jak ten facet mnie, gdy mnie gwałcił. Jestem egoistką. Potrzebuję seksu z Piotrem tylko po to, aby zapomnieć o tym wszystkim, żeby się wyłączyć, ale kompletnie nie wiem, czy coś poza tym nas łączy.

-Tylko tak Ci się wydaje. Ułoży się Wam. Zobaczysz. To wszystko jest jeszcze świeże. Musisz dać sobie pomóc.

-A co u Ciebie i Witka?- zapytała kobieta zmieniając temat ocierając łzy z policzków.



           Zaczęły długą rozmowę o tym, co ostatnio działo się u Latoszków. Musiały nadrobić trochę straconego czasu. Nim się obejrzały dochodziła 18. Starska musiała wracać do domu. Pożegnały się i Hana ponownie została sama. Zrobiła obiad i czekała na ukochanego. Kilkadziesiąt minut później mężczyzna pojawił się w domu. Czule przywitali się i zjedli wspólnie posiłek. Dzielili się wrażeniami dzisiejszego dnia.  Posprzątali i zasiedli przed telewizorem oglądając  jakiś beznadziejny film. Bardziej byli skupieni na sobie niż na oglądaniu. Dziewczyna leżała z głową na jego kolanach, a on gładził jej włosy. W końcu nachylił się i pocałował ją. Blondynka pogłębiła pieszczotę.



-Powtórka z wczoraj?- zapytał odrywając się od niej.

-Z Tobą? Oczywiście.- powiedziała z uśmiechem przyciągając go ponownie do siebie.
             Jesienna aura panowała za oknem. Hana obserwowała  spadające krople deszczu.  Była już połowa września, a nad Warszawą szalała kolejna już burza. Silny wiatr szarpał gałęzie drzew na ulicy. Szarówka powodowała, że nieprzyjemne uczucie dobijało i ją. Patrząc na opadające na chodnik liście analizowała ostatnie tygodnie swojego życia. Siedziała na parapecie i szczelniej okryła się kocem. Jej życie w ostatnim czasie było strasznie monotonne. Niby powinna się cieszyć, bo z Piotrem można powiedzieć, że układało się.  Dla niej jednak były to pozory. Czuła, że go wykorzystuje.  Sama widziała, że ich związek opiera się w ostatnim czasie na seksie. Praktycznie każdą wspólną chwilę spędzali w łóżku. Traktowała go bardzo egoistycznie. Może i w tej chwili nie przeszkadzało mu to, ale na dłuższą metę zdawała sobie doskonalę sprawę, że wypali to uczucie, jakie jest między nimi. W efekcie czego rozstaną się. Jednak nie potrafiła z tym walczyć. Na domiar złego Gawryło chyba rzeczywiście jakby zapomniał o niej, bo cały czas brał dodatkowe dyżury. Miała wrażenie, że zaczął uciekać w pracę. Nawet do domu wracał z kolejnymi, wielkimi plikami papierów do uzupełnienia. Przez to wszystko również temat zaręczyn i ślubu rozmył się. Dręczyło ją to, bo w dalszym ciągu nie wiedziała, co zrobić. Miała nadzieję, że razem to przedyskutują na spokojnie, ale najwidoczniej mężczyzna  wziął sobie do serca obietnicę czasu do namysłu, którą jej złożył.  Poza tym, jeszcze jest to, o czym nie wie, a może zaważyć to na ich przyszłości. Jeśli mu o tym nie powie, a chirurg dowie się o tym po zaręczynach to może być z tego powodu niezła awantura.  Sprawa przecież nie była bagatelna, mało ważna.  Sama bała się i miała swoje obawy.  Kiedyś marzyła o tym, aby mieć dzieci i szczęśliwą rodzinę. Teraz, gdy przez te wydarzenia być może nigdy nie będą one realne to nawet nie chciałby ich spełnić.  Obawiała się reakcji ukochanego. Miała psychicznie dość tego wszystkiego. Sama przed sobą musiała się przyznać, że nie jest już tą Haną Goldberg, którą była i nawet, jeśli bardzo będzie się starać wrócić do tamtej siebie, to tego nie dokona. Nie będzie już tą ciepłą i empatyczną panią doktor. Ba. Teraz nawet nie jest w stanie wrócić do pracy. Żyje jakby zawieszona w przestrzeni i nie potrafi zrobić samodzielnie żadnego ruchy w swoim życiu. Wiedziała, że już nic nie będzie normalne. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Niechętnie zeszła z parapetu. Mocniej okryła swe ramiona kocem i poszła otworzyć drzwi.



-Dzień dobry! Mogę wejść?- oczom Hany ukazała się postać Julki, która ostatnimi czasu dosyć często ją odwiedzała.

-Witaj! Jasne, że możesz.- wpuściła małą do środka.

-Pomoże mi Pani zrobić lekcje?

-No oczywiście. Chodź do salonu i pokazuj, co tam masz.



                 Dziewczynka posłusznie poszła we wskazane miejsce i usiadła na kanapie wyciągając książki. Hana poszła do kuchni i nalała im do kubków gorącej herbaty, żeby dziewczynka jakoś się zagrzała, bo była cała przemoczona. Najwidoczniej przyszła ona do niej wprost z dworu.  Chwilę później siedziały już wspólnie przy stoliku i rozwiązywały kolejne zadania z matematyki. Nie była to pierwsza wizyta małej u nich. Lekarka zdążyła już trochę poznać ją i jej historię. Trochę dziwiło ją, że Julka woli spędzać czas tutaj niż we własnym domu. Zachowywała się trochę tak, jakby u siebie nikt nie zwracał na nią większej uwagi.  Nawet kilkukrotnie wspominała jej o tym, ale młoda Kowalska szybko uciekała od tematu, tak jakby bała się, że i tak za dużo powiedziała.  Jak na ośmiolatkę była bardzo spokojna  i dużo rozumiała. Na jej oko była bardzo rezolutnym dzieckiem i chyba nie sprawiała rodzicom większych problemów. Właśnie kończyły kolejne już zadanie, tym razem z przyrody, którą Goldberg lubiła najbardziej. Od zawsze jej konikiem była biologia, a i geografia czy chemia nie sprawiały jej problemów, dlatego też z taką przyjemnością opowiadała brunetce o kolejnych ciekawostkach nie związanych już dawno z samą pracą domową. Z resztą musiała trafić na równie zainteresowanego słuchacza, bo dziewczynka nie spuszczała z niej swojego ciekawego wzroku i uważnie wyłapywała każde jej słowo. Usłyszały dźwięk przekręcanego klucza w zamku, a po chwili do pokoju wszedł Gawryło.  Mężczyzna zdziwił się na widok sąsiadki towarzyszącej Hanie.



-Ooo witam. Nie wiedziałem, że mamy dzisiaj gości.- powiedział uśmiechnięty.

-No hej. Jak widzisz Julka nas odwiedziła i robiłyśmy razem zadanie.

-No, no. I jak skończyłyście już, czy zostawiłyście coś dla mnie?

-Nie proszę Pana. Już skończyłyśmy i Pani Hana opowiadała mi jeszcze o tym, jakich fajnych rzeczy ona uczyła się w szkole, jak była w moim wieku.- do rozmowy włączyła się Kowalska.

-I mówisz, że ona to jeszcze pamięta?- zapytał Piotr puszczając do niej oczko.

-No w porównaniu z Tobą to jestem dużo młodsza i mam lepszą pamięć.

-No popatrz. Nie powiedziałbym.- odparł niewzruszony, a w jego kierunku poleciała z kanapy poduszka, która trafiła chirurga prosto w twarz.

Hana wraz z Julką zaczęły śmiać się z jego naburmuszonej miny.

-Ja Wam dam, się ze mnie śmiać.- rzucił poważnie i ruszył w ich kierunku.



                 Dziewczynka bez oporów wskoczyła lekarce na kolana, a Gawryło w jednej chwili dopadł do nich. Zaczął obie łaskotać tak, że brakowało im tchu. On jednak nie przestawał. Po całym mieszkaniu roznosił się donośny śmiech. Chyba dawno już nie panował tutaj taki gwar. W końcu jednak, i chirurg opadł z sił i odpuścił.



-No to teraz macie za swoje. Mam nadzieję, że odechce Wam się ze mnie śmiać.-powiedział siadając obok blondynki zarzucając jej rękę na ramię.

Mała w dalszym ciągu siedziała wtulona delikatnie w kobietę i wpatrywała się w ich oboje. Była wyraźnie zachwycona nimi.

-Muszę już wracać do domu. Mama będzie się martwić, gdzie tak długo jestem.- stwierdziła dziewczynka wyraźnie zasmucona zeskakując pani doktor z nóg.



               Kowalska szybko spakowała swoje rzeczy do  plecaka i chwyciła do ręki kurtkę. Goldberg poszła odprowadzić ją do drzwi.



-Dziękuję za pomoc i za miło spędzony czas.- powiedziała dziewczynka w progu drzwi. Krzyknęła jeszcze tak, żeby usłyszał ją Piotr.- Do widzenia!



              Dziewczyna zamknęła drzwi i uśmiechnęła się do siebie. Polubiła Julkę. Mała ostatnio dużo czasu spędzała u nich i dosyć dobrze się dogadywały. Śmiało mogła powiedzieć, że mają na siebie wzajemnie dobry wpływ. Jak na oko pani doktor, Kowalska i Tosia są do siebie bardzo podobne. Może wynika to  z tego, że są w podobnym wieku? No nic. Pora zająć się Piotrem. Spojrzała w lustro wiszące na ścianie w przedpokoju. Oceniła swój wygląd. Wypadło dosyć przyzwoicie. Poprawiła fryzurę i wróciła do salonu. Jej mężczyzna siedział na kanapie z odchyloną w tył głową. Miał przymknięte oczy. Najwidoczniej odpoczywał po kolejnym, ciężkim dniu. Zbliżyła się z uśmiechem na twarzy w jego stronę i usiadła mu na kolanach.  Zarzuciła mu ręce wokoło szyi i delikatnie ucałowała go w policzek. Zjechała z pocałunkami aż do jego karku.



-Jak minął dzień w szpitalu?- zapytała blondynka między pieszczotami.

-Jak zwykle ciężki.- odparł czując na sobie usta Hany. Odsunął ją od siebie i zapytał.- Co jest na obiad? Jestem strasznie głodny.

              Lekarka jednak niewzruszenie wróciła do przerwanej czynności ponownie zbliżając się do ukochanego.  Jednak brunet zrzucił ją sobie z kolan i wstał z sofy.

-To jak z tym obiadem?- dopytał.

-W piekarniku jest zapiekanka. Możesz sobie odgrzać.

-No i bardzo dobrze.- powiedział wesoło mężczyzna i skierował się do kuchni.

-Piotr! Dlaczego to zrobiłeś?- zapytała poirytowana kobieta zatrzymując tym samym chirurga w pół kroku.

-Ale, co takiego?

-No, dlaczego mnie od siebie odsunąłeś?- postawiła kolejne pytanie nie kryjąc zdenerwowania.- A może już Ci się nie podobam? Nie kochasz mnie? Masz już kogoś na boku? No fakt. Kto by chciał taką histeryczkę po przejściach.

-No co Ty gadasz za brednie? Jak możesz myśleć, że mam kogoś innego, że Cię zdradzam?

-A co mam sobie pomyśleć, gdy facet nie chce uprawiać seksu ze swoją kobietą?- wykrzyczała kipiąc złością.

-A może ja po prostu nie wyrabiam? Jestem zmęczony i głodny. Nie mam ochoty i siły na to, żeby jeszcze się z Tobą kochać.- wyrzucił z siebie równie wzburzony.

-Chcesz przez to powiedzieć, że mi się nudzi? Że dlatego, że nie pracuję to mam nadmiar energii? Chyba sam doskonale rozumiesz, z jakiego powodu siedzę w domu?- chciała coś jeszcze dodać, ale Gawryło przerwał jej.

-Nie Hana. Ja wszystko to rozumiem, ale tym razem to Ty musisz zrozumieć mnie. Cały świat nie kręci się wokoło Ciebie i zapamiętaj sobie, że ja też mam swoje zdanie, swoje obawy i potrzeby. I czy Ci się to podoba, czy też nie to musisz to uszanować.- stwierdził pewnie starając się opanować emocje.



                Dziewczyna patrzała na niego jak w transie. Dosłownie gotowało się w niej. Z impetem wstała i bez słowa wyszła do sypialni. Była na niego wściekła. Zamknęła za sobą drzwi na klucz.  Padła na łóżko. Musiała się jakoś uspokoić. Myślała, że Piotr za chwilę przyjdzie do niej skruszony i zacznie dobijać się do pokoju. Będzie chciał przeprosić. Jednak bardzo się pomyliła. Zamiast pukania do sypialni, usłyszała jedynie głośny trzask drzwi wyjściowych. 
           Po tej sprzeczce para bardzo się od siebie odsunęła. Od tamtego czasu minęły prawie dwa tygodnie, a oni nieustannie się mijali. Bardzo ciężko budowali relacje między sobą, a praktycznie przez jedną głupotę wszystko pękło jak bańka mydlana. Hana całe dnie spędzała w domu i niezbyt często wychodziła z sypialni. Jakoś głupio jej było to tej rozmowie pokazać się swojemu facetowi  na oczy. Zauważyła też, że jego coraz częściej nie było w domu. Poza tym sypiał w salonie, więc ich kontakt był praktycznie niemożliwy.  Kobieta, jak co dzień rano stała w łazience i patrzała na swoje odbicie. Znowu nie wyglądała zbyt dobrze. Dzisiejszej nocy ponownie nie spała, a płakała z powodu całej tej sytuacji. Wyrzucała sobie, że tak przedmiotowo traktowała Piotra. Nie umiała jednak znaleźć wyjścia z tego całego impasu. Schlapała twarz zimną wodą, żeby jakoś się otrzeźwić. Miała chociaż tyle szczęścia, że Gawryły znowu nie było w domu. Nie musiała przynajmniej stawać z nim twarzą w twarz. Z zamyślenia wyrwało ją głośne walenie do drzwi. Aż podskoczyła. Trochę się bała, ale poszła sprawdzić, co się dzieje. Spojrzała przez judasza na korytarz. Właściwie panował tam spokój, ale gdy bardziej się przypatrzyła to zauważyła znajome brązowe kędziorki. Bez większego wahania otworzyła drzwi. Na ziemi siedziała skulona Julka. Była cała zapłakana. Trzęsła się strasznie. Hana  od razu klęknęła obok niej i delikatnie dotknęła jej ramienia. Mała nie zareagowała, więc blondynka wzięła ją na ręce i mocno do siebie przytuliła. Chciała, żeby się jakoś uspokoiła. Wzięła ją do mieszkania i zamknęła. Usiadła z nią w salonie na kanapie i kołysała delikatnie w ramionach. Nie chciała naciskać. Miała nadzieję, że Kowalska sama ponownie otworzy się przed nią.  Minęła dłuższa chwila aż dziewczyna przestała zalewać się łzami. Lekarka spojrzała na nią badawczym wzorkiem. 


-Julka, powiem mi, dlaczego płaczesz?- zapytała delikatnie dziewczyna.

-No, bo mój tata… Strasznie krzyczała i… Rzucał wszystkim dookoła.- wyznała przerywając.

-Czy on Ci coś zrobił?- dopytywała łagodnie ginekolog.

-Tym razem nie. Zdążyłam uciec do Pani.- odparła drżącym głosem.- Ale wcześniej- tak.

-Powiesz co takiego?- pani doktor nie dawała za wygraną.

-Tata zawsze denerwował się o jakieś błahostki. Parę razy mnie uderzył, ale najczęściej mama stawała między nami i to ją bił. Zawsze wtedy uciekałam do swojego pokoju. Zamykałam się i płakałam. Słyszałam tylko krzyki i płacz mamy. To było straszne.- oczy brunetki ponownie zaszkliły się łzami.

-Czy on teraz też coś chciał Ci zrobić?- drążyła z bólem serca. Nie chciała, żeby mała ponownie przez to przechodziła.

-Tak. Uderzył mnie aż upadłam na ziemię, ale weszła mama i tata mnie zostawił. Nie wiem, czy coś jej zrobił, bo od razu tutaj przybiegłam.

-Nie bój się. Tutaj krzywda Ci się nie stanie.- zapewniła Goldberg obejmując ośmiolatkę mocniej.-  Poczekasz tutaj na mnie chwilkę? Zrobię Ci herbaty i się uspokoisz, a później pomyślimy, co dalej.


           Dziewczynka tylko pokiwała twierdząco główką i posłusznie zsunęła się z kolan kobiety. Wtuliła się w poduszki. Hana zerwała się z sofy i szybkim krokiem wyszła do kuchni. Nastawiła czajnik z wodą i wzięła do ręki telefon. Wahała się przez moment, gdzie powinna szukać pomocy. Ostatecznie wybrała numer Piotra. Nie odbierał. Spróbowała ponownie z takim samym efektem. Zalała kubek gorącą wodą i jeszcze raz zadzwoniła. Mężczyzna jednak uparcie nie odbierał jej połączenia. Wróciła do salonu i zastała Julię, która musiała ze zmęczenia zasnąć. Odstawiła naczynie na stolik i pogłaskała ją po głowie. Dziewczynka nawet nie poruszyła się. Kobieta patrzała tak na nią i zastanawiała się, co zrobić. Może powinna iść sprawdzić, czy jej matce nic się nie stało, czy jest już tam spokój. Na pewno nie mogła patrzeć tak bezczynnie na całą tą sytuację. Musiała coś zrobić. Bała się, bo była kompletnie sama.  Nie była dawno w takiej sytuacji. Kiedyś w wojsku widziała wiele rzeczy, ale nie miała styczności z ofiarą przemocy domowej. Poza tym ta sprawa z porwaniem sprawiła, że już nie była taka odważna jak dawniej. Ostatecznie zmobilizowała się. Wzięła do ręki telefon i zadzwoniła. Tym razem bezpośrednio do Leśnej Góry, na oddział ratunkowy. Poprosiła, aby wezwali karetkę i policję. Podała adres sąsiadów. Mieli przyjechać, jak najszybciej. Sama obudziła Julkę i poprosiła, żeby tutaj na nią zaczekała. Obiecała wrócić po nią, jak najszybciej i zapewniła kolejny raz, że tutaj jest całkowicie bezpieczna. Wyszła na korytarz zatrzaskując za sobą mieszkanie. Wchodziła powoli do góry obserwując ruch na schodach.  Gdy była na pół piętrze,  zauważyła otwarte na oścież drzwi do domu Kowalskich. Przełknęła głośniej ślinę, a serce jej zadrżało. Pokonała ostatnie schodki dzielące ją od wnętrza. Niepewnie przekroczyła próg. Było cicho. Nie słyszała nawet najmniejszego szmeru. Zbliżyła się do ściany i uważnie przyglądała się otoczeniu. Chyba jej umiejętności wojskowe zaczęły do niej wracać. Rozglądała się. Wszędzie panował bałagan. Rzeczy leżały porozwalane na ziemi. Wazon strącony najwyraźniej z szafki na buty i kałuża rozlanej wody. Zaczęła iść w głąb pomieszczeń, w stronę jak jej się wydawało salonu. Starała się niczego nie dotykać. Mogłaby zatrzeć jakieś ślady, a na to nie mogła pozwolić. Najwidoczniej nikogo tutaj już nie było, więc wszystko mogło pomóc ustalić wydarzenia ostatniego czasu. Zajrzała do pokoju i zobaczyła leżącą na ziemi kobietę. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że ciąża już jest bardzo zaawansowana. Około 30-letnia rudowłosa leżała nieprzytomna na samym środku śnieżnobiałego dywanu.  Z rozcięć na wargach i głowie sączyła się krew.  Hana w jednej chwili zapomniała o swoich obawach. W tym momencie poczuła się na nowo jak lekarz. Bez wahania, zapominając o wszelkiej ostrożności podeszła do Kowalskiej i klęknęła, aby sprawdzić puls. Był słabo wyczuwalny. „Ale żyje. To jest najważniejsze. Nie ma krwawienia, więc może z dzieckiem wszystko dobrze. Oby..”- pomyślała Goldberg. Nie miała zbyt wiele możliwości. Musiała poczekać na karetkę i monitorować stan kobiety.  Usiłowała ją ocucić, ale niestety bez rezultatów. Ułożyła ją w pozycji bezpiecznej i czekała.  Poczuła silne dłonie na swoich barkach i ktoś mocno szarpnął ją w tył.


-Co Ty tutaj, kur…, robisz dziw…?- usłyszała złowieszczy szept, a do jej nozdrzy dotarła woń alkoholu. 


              Zemdliło ją. Przeszedł ją dreszcz. Milczała jak zaklęta. Analizowała w jak beznadziejnym położeniu się znalazła. Chyba trochę zbyt pewnie wszystko robiła i zbyt łatwo zapomniała o niebezpieczeństwie. Potrząsnął nią. Dalej nie reagowała. Pchnął ją. Blondynka wylądowała na ziemi uderzając mocno o panele.  Przymknęła oczy. Dotknęła swojej głowy. Cholernie ją bolała. Poczuła, że facet usiadł na niej okrakiem.  Ścisnął jej ręce w nadgarstkach.


-Po coś tu przylazła?- wycedził przez zęby wściekły. 


              Bierność lekarki jedynie potęgowała jego złość.  Powtórzył swoje pytanie. Gdy ponownie nie uzyskał odpowiedzi, uderzył ją w twarz.  Ciężar ustąpił z jej brzucha. Wstał. Spojrzała na niego. Jego oczy niebezpiecznie błyszczały.  Miał zaciętą minę. Nie wróżyło to nic dobrego. W jednej sekundzie mężczyzna wybuchnął. Zaczął na nią wrzeszczeć. Wyzywał ją zadając jej kolejne ciosy pięściami. Kopnął ją ostatecznie w brzuch. Dziewczyna skuliła się. Zacisnęła mocno powieki hamując łzy. Tym razem ból promieniował po całym jej organizmie. Nie umiała się ruszyć. Przestał. Drżała. Szarpnął ją. Wylądowała ponownie na plecach. Szamotała się. Próbowała jakoś wyswobodzić się. Na próżno. Znowu poczuła, jak facet siada na niej. Przygniótł ją swoim ciężarem. Znowu poczuła jego ohydny oddech. Znowu ją zemdliło. Czuła ten zapach potu wymieszanego z alkoholem praktycznie tuż nad twarzą. Musiał się nad nią nachylić. Zaśmiał się.


-Masz ostatnią szansę. Po co tutaj przylazłaś?– powiedział zaciskając  na jej szyi dłoń.


               Robił to coraz silniej. Brakowało jej tchu. Nawet, jakby chciała, to nie miałaby szansy się odezwać. Starała się odciągnąć jego rękę, ale nie miała siły.  Wszystko ją bolało. Nie dość, że miała teraz świeże ślady pobicia na ciele to dawały o sobie znać poprzednie urazy. Miała nadzieję, że uprzednio pęknięte żebro przyjęło uderzenia i się nie złamało. Nie potrafiła rozeznać już, co tak naprawdę w tej chwili jej dolega. Facet nie odpuszczał. Rozpaczliwie starała się łapać hausty powietrza. Puścił.


-Mam lepszy pomysł.- kontynuował.-Skoro już tutaj trafiłaś to może będzie z Ciebie większy pożytek niż z niej.- stwierdził kiwając w kierunku poturbowanej żony.


                Położył jej dłoń na policzku, a drugą zbliżył do jej dekoltu. W głowie Hany zaczęło się kotłować tysiące myśli. Wiedziała, do czego to zmierza. Miała jakieś cholerne Deja Vu. Czy ona naprawdę nie mogła mieć spokoju? Facet chce ją zgwałcić. Ba. Był to kolejny, który chce to zrobić, a ona nie ma siły. Jest bezbronna. Znowu. To chyba jakieś fatum.  Dotykał jej. Był obrzydliwy. Wstrzymała oddech. Pod powiekami ponownie zbierały jej się łzy. Chciała wyć z rozpaczy. Myślała o jego żonie, która leżała trochę dalej od niej. O dziecku, które ta kobieta nosi pod sercem. Nie wiedziała, w jak ciężkim są stanie.  Zaczął ją rozbierać. Włożył dłoń w jej spodnie. Tego było zbyt wiele. Coś w niej pękło.  Przestała się bać. W jednym momencie poczuła niewyobrażalną siłę. Otworzyła oczy. Spojrzała oprawcy w twarz. Jego bezczelny uśmiech.  Zagotowało się w niej. Nie wiedziała, czy to akt desperacji z jej strony, czy cokolwiek innego, ale zebrała siły, jakie miała w sobie. Odepchnęła go. Skutecznie. Zrzuciła go z siebie. Wylądował zdezorientowany na ziemi. Niewiele myśląc wstała.  Działała jak w jakimś transie. Nic nie czuła. Chyba adrenalina dobrze na nią zadziała. Zbliżyła się do kobiety i sprawdziła puls. Nadal był. 


-Chcesz skończyć tak jak ona?- krzyknął jej wprost do ucha ciągnąc ją za blond włosy.- Lepiej bądź grzeczna, bo inaczej…

-Bo inaczej co?- odzyskała głos.


                    Ponownie go odepchnęła. Patrzała na niego złowrogo. Była pewna siebie, jak dawna ona. Rozjuszyła go. Rzucił się na nią. Zaczęli się szarpać. Biła go na oślep, ale skutecznie.  Musiał być zaskoczony jej oporem. Przewróciła go na plecy. Czuła jak po jej  wardze kapie strużka krwi. Nie obchodziło ją to. Musiała z nim walczyć. Musiała zrobić coś, aby nie przeszkodził jej kolejny raz. Zaczęła tracić siły. Każdy jej cios był słabszy. Dyszała.  Wyczuł chwilę i ponownie zaatakował. Powalił ją na kolana.  Nie umiała już się bronić. 


-Zapłacisz mi za to.- syknął.


                  Oplótł dłońmi jej szyję. Zacisnął je z całej siły. Była pewna, że to nie skończy się dobrze. Słaniała się na nogach. Traciła oddech. Zamroczyło ją. Z każdą chwilą przed oczami robiło jej się ciemniej.  Uścisk tego faceta nie słabł. Poczuła jak ląduje na ziemi. Nie miała siły. Zamknęła mimowolnie oczy. Zaczęła odpływać. Miała świadomość, że to już jej koniec. Starała się jak tylko mogła. Chciała się przemóc, ale to było za dużo. Jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Modliła się o cud. Wydarzenia sprzed kilu tygodni znowu wróciły. Było identycznie, jak wtedy. Jedyną różnicą było to, że teraz nic już nie mogło jej uratować.
         Wyszedł z bloku operacyjnego. Miał dzisiaj ciężki dyżur. Praktycznie nie odchodził od stołu. Był bardzo zmęczony. Przeciągnął się leniwie. Na szczęście jego dyżur dobiegał końca i mógł z czystym sumieniem wrócić do domu i odpocząć. Chociaż po ostatnich spięciach z Haną, nie był do końca pewny, czy będzie mieć tam spokój. Odruchowo wyjął z kieszeni telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Zdziwił się. Miał kilka nieodebranych połączeń od Goldberg. Zmartwił się. Gdyby coś poważnego się nie wydarzyło to lekarka nie zadzwoniłaby do niego. Postanowił jednak nie oddzwaniać. Szybko ruszył do lekarskiego, skąd zabrał swoje rzeczy i równie pośpiesznie udał się w drogę do domu. Po niecałych 20 minutach dojechał na parking. Pozostawił samochód na swoim stałym miejscu i poszedł do klatki. Wspinał się schodach aż na swoje piętro. Włożył klucz do zamka i chciał go otworzyć. Jak się okazało, drzwi były niezamknięte. Przez myśl przeszły mu najczarniejsze scenariusze. Niepewnie nacisnął klamkę i drzwi puściły. Zajrzał do środka. Nic nie wzbudziło jego podejrzeń. Był spokój. Wszedł do mieszkania. Rozejrzał się z przedpokoju i na kanapie ujrzał dziewczynkę. Najwidoczniej swoim wejściem narobił sporo hałasu, gdyż mała odwróciła się w jego stronę nieco wystraszona.


-Cześć Julka! Jesteś sama? Gdzie Hana?- zapytał lekko zaniepokojony, ponieważ nie słyszał żadnych odgłosów dochodzących z pozostałych pomieszczeń.

-Dzień dobry! Pani Hana poszła do mnie do domu, na górę. Chciała zobaczyć, czy coś się stało mojej mamusi.- na te słowa dziewczynka wyraźnie posmutniała, ale uspokoiła się.- Miała niedługo wrócić, ale dalej jej nie ma.
-Aha. A mniej więcej, ile czasu temu tam poszła?

-Nie wiem, ale najpierw do kogoś dzwoniła, ale nikt nie odebrał. Później zadzwoniła po pogotowie.

-Dobrze. To poczekaj tutaj na Nas. Zaraz wrócimy. Nie ruszaj się stąd.- powiedział zmartwiony Piotr, który w jednej chwili ułożył sobie nieodebrane połączenia ze zniknięciem ukochanej.


               Niemal wybiegł z domu. Zamknął za sobą drzwi i podobnie jak Hana jakiś czas temu wspinał się po schodach do mieszkania Kowalskich.  Drzwi dalej były otwarte na oścież. Z bijącym sercem wszedł do środka. Znał rozkład takich mieszkań,, gdyż czasami pomagał sąsiadce mieszkającej obok nich. Jej mieszkanie było identyczne. Instynkt podpowiedział mu, że powinien pierwsze kroki skierować do salonu. Sądząc po całym bałaganie, na który trafił po drodze musiał to być dobry trop.  Gdy stanął w progu największego z pomieszczeń dosłownie zamarł. To, co ujrzał wprawiło go w niesłychaną wściekłość. Oto jakiś facet stał nad jego kobietą i próbował ją rozebrać. Zrozumiał w tym momencie, co czuła, gdy tamten facet wtedy ją zgwałcił. Nie mógł dopuścić, aby przytrafiło się jej to samo. Widać było na ciele Goldberg ślady walki. Musiała się bronić przed napastnikiem. Teraz jednak leżała nieprzytomna. Musiał działać. Wystarczył jeden impuls. Doskoczył do faceta. Ten był kompletnie zdezorientowany. Dał się obezwładnić. Gawryło położył go jednym ruchem na ziemię. Gdy minął pierwszy szok Kowalski zaczął się rzucać.  Wyrwał się chirurgowi i zrzucił go z siebie.  Lekarz jednak nie dał za wygraną. Zaczęli się szamotać. W przypływie adrenaliny Piotr uderzył przeciwnika z całej siły. Mężczyzna ponownie rozłożył się jak długi.  Nie miał siły wstać. Chyba uszedł z niego cały bojowy nastrój. Brunet nie przejmując się nim, czym prędzej zbliżył się do Hany. Sprawdził jej puls. Był dosyć mocny, ale niezbyt dobrze wyglądała. Zaczął ją cucić.  Jednak bez efektów. Kątem oka zauważył leżącą nieopodal drugą kobietę w zaawansowanej ciąży. Był dumny, że Goldberg odważyła się tutaj przyjść sama i udzieliła w nerwach aż tak fachowej pomocy. Nie był jednak w stanie skupić się na stanie rudej. Interesowała go tylko blondynka. Usłyszał szmery dochodzące z korytarza. Chwilę później w drzwiach pokoju stanęli sanitariusze wraz z lekarką.


-Piotr? Co ty tutaj robisz?-  zapytała szybko Agata.

-Nie ważne. Zajmijcie się nimi. Nie wiem dokładnie, co tutaj zaszło.- odparł szybko.

-Piotr…- do jego uszu dobiegł ciszy zachrypiały głos.

-Spokojnie jesteś już bezpieczna.- powiedziała patrząc na nią zatroskany. 
Dalej nie otwierała oczu, ale pewne było, że nic nie zagraża jej życiu.


               Cała reszta działa się szybko. Nie zwracał najmniejszej uwagi na nic, co działo się dookoła. Zarejestrował jedynie, że na noszach wyniesiono Kowalską, a jej pożal się Boże męża zabrała zaalarmowana policja, która przyjechała kilka minut po kartce. Gawryło sam zajął się Haną. Niewiele jednak mógł zrobić na miejscu. Musiał zawieźć ją do szpitala. Delikatnie podniósł dziewczynę i zniósł po schodach do samochodu. Położył ją na tylnym siedzeniu. Przypomniał sobie o Julce, która czekała na nich w ich mieszkaniu. Pobiegł tam i wziął ją ze sobą. Jakieś 15 minut później był już w szpitalu. Poprosił pielęgniarkę, aby zajęła się dzieckiem, a sam wziął Goldberg w ramiona i zaniósł do jednego z zabiegowych. Położył na kozetce i zaczął przygotowywać się do zaopatrzenia ran. W tym czasie ginekolog odzyskała przytomność. Była w pełni świadoma, co się z nią dzieje. Obserwowała Piotra krzątającego się koło niej. 


-Piotr.- zaczęła chrypiąc. Miała ochotę zatłuc tego faceta za to, że ją tak przydusił, że nie potrafiła teraz normalnie nic powiedzieć.

- Widzę, że się obudziłaś.- powiedział uśmiechając się w jej stronę.- Lepiej może pomilcz to wtedy szybciej odzyskasz głos.

-Nie. Muszę Cię przeprosić za to, co ostatnio się działo.- odparła skruszona.

-Później.- stwierdził chłodno.- Teraz trzeba Cię opatrzyć i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Więc pozwól mi działać i milcz.


                Kończąc zdanie puścił jej oczko i szczerze się uśmiechnął. Przystąpił do działania. Goldberg nie miała nawet najmniej ochoty patrzeć na igłę i nić w jego rękach. Przymknęła oczy.  Lubiła mu się czasami tak poddać, być taka Jego. Czuła się teraz przy Nim w pełni bezpieczna. Zastanawiała się, jak naprawić niedawne błędy. W rozmyślaniu nie przerywał jej nawet ból i miejscowe szarpanie skóry przez igłę. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzała tam. Równocześnie Gawryło odwrócił się w tamtą stronę. W progu stał Wójcik.


-Piotr mogę Cię prosić? Ta pobita kobieta w ciąży jest w ciężkim stanie. Nie wiemy, co tam się dzieje, ale wszystkie parametry szaleją. Musimy ją wziąć na blok.

-Darek chętnie, ale sam widzisz. Hana też nieźle oberwała. Muszę się nią zająć.

-Piotr, proszę Cię. Nie ma żadnego wolnego chirurga. Wszyscy są na salach i operują. Nie prosiłbym Cię o to, bo wiem, że jesteś już po dyżurze.

-Nie mogę. Poza tym i tak się na tym nie znam.- starał się wybrnąć Gawryło.

-Ja pójdę- rzuciła Goldberg podnosząc się z kozetki.

-Hana, to wykluczone. Jesteś pobita i też nie wiadomo, w jakim stanie. To, że teraz dobrze się czujesz nie oznacza, że nic Ci nie dolega. Sama dobrze wiesz.- zaoponował  Piotr.

-Jestem neonatologiem. Przydam się na sali. Nic mi nie będzie. Zobaczysz. Poza tym chyba już skończyłeś mnie zszywać.- odparła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Chyba znowu trochę za ostro go potraktowała.

-Jak chcesz.- powiedział obojętnie.

-Zajrzyj do Julki. Pewnie mała jest wystraszona.- stwierdziła blondynka stając chwiejnie na nogach.- Poczekajcie na mnie.

-Jesteś pewna Hana?- zapytał Wójcik, który chyba nie dowierzał w tak nierozsądne zachowanie młodszej koleżanki.

-Jestem. Daj mi wyniki i idziemy na blok.- powiedziała pewnie i wyszła z pokoju.


                  Piotr jedynie kręcił głową z niedowierzania. Jego Hana była faktycznie szalona i całkowicie pozbawiona rozsądku. Nie potrafiła na trzeźwo ocenić sytuacji. Miał tylko nadzieję, że nie będzie jej musiał zbierać z podłogi, kiedy przewróci się z wysiłku. Zgodnie z jej prośbą poszedł do lekarskiego, gdzie była młoda Kowalska. W napięciu czekał na wieści z operacyjnej. Nie mógł jednocześnie pozwolić, aby mała wyczuła jakiekolwiek zagrożenie. Zabieg przedłużał się w nieskończoność. Julka w tym czasie usnęła na kanapie. Musiała być bardzo zmęczona wrażeniami dzisiejszego dnia. Do pomieszczenia wpadła pielęgniarka.


-Doktorze, doktor Wójcik kazał przekazać, że operacja już się skończyła, a pacjentka została przewieziona na OIOM.

-Dobrze. Dziękuję.- odparł uspokojony. Hana była harda. To trzeba było jej przyznać.

W międzyczasie dziewczynka się obudziła.

-Mogę wejść do mamy?- spojrzenia obecnych skupiły się na małej.

-Pani Jolu, mogłaby pani zabrać ją na chwilę do mamy? Dziewczynka będzie spokojniejsza.

-Wie pan jakie są zasady? Nie wolno wpuszczać postronnych osób do Sali pooperacyjnej.

-Tak wiem, ale to wyjątkowa sytuacja. Proszę dać jej trochę czasu, a później sam po nią przyjdę i zabiorę ją do domu.


                  Pielęgniarka bez szemrania wzięła małą. Chirurg został sam. Usiadł na kanapie. Postanowił poczekać tutaj na ukochaną. Goldberg weszła do pomieszczenia kilka minut później. Na jej twarzy malowało się zmęczenie i ból. Piotr patrząc na nią był pewien, że skutki pobicia dają się jej mocno we znaki,  ale znając ją pewnie powie, że wszystko jest ok. Blondynka opadła u jego boku i wsparła głowę na jego ramieniu.


-I jak poszło?- zapytał.

-Dobrze. Dziecko na szczęście jest całe i zdrowe. Na tyle była to wysoka ciąża, że bez problemu powinno  samodzielnie funkcjonować, nawet jeśli urodzi się jeszcze przed terminem. Matka jest bardzo pobita, ale wszystko powinno być z nią dobrze. Musi odpocząć, żeby zregenerować się i donosić malucha.

-No to bardzo dobrze. A ty jak?

-Jak widzisz żyję, ale wszystko mnie boli. Chyba to jednak nie był zbyt mądry pomysł, ale Darek nie dałby sobie sam rady. Były komplikacje, z którymi byś sobie nie poradził. Musiałam tam być.


              Gawryło zdziwił się, że ginekolog przyznała się do własnego braku racjonalności. Nie skomentował tego jednak. Objął ją i mocno przytulił.


-Wracamy do domu?- powiedziała bardziej stwierdzając niż pytając kobieta.

-Jasne. Chodź. Musimy wziąć jeszcze Julkę z OIOM-u. Lepiej będzie, jeśli zostanie u nas.

-Masz rację.- powiedziała wstając i zdejmując swój kitel.-Jestem strasznie wykończona.


             Chirurg poszedł w jej ślady. Wyszli z lekarskiego i swoje pierwsze kroki skierowali na sale pooperacyjne. Wyciągnęli stamtąd Kowalską. Z każdym krokiem widać było, jak bardzo obolała jest Hana. Starała się jednak po sobie tego nie pokazać. Udawała twardą. Znowu.  Szybko dotarli do samochodu i pojechali do domu. W drodze na tylnym siedzeniu dziewczynka usnęła. Gawryło wziął ją jedną ręką, a druga podtrzymywał lekarkę. Weszli do mieszkania. Brunet położył Julkę w salonie i przykrył ją kocem. Zdjął swoją bluzę i odwiesił na oparcie fotela. Zwrócił się w stronę przedpokoju. Sylwetka blondynki majaczyła mu w ciemności. Był pewien, że kobieta już dawno zamknęła się w sypialni.  Poszedł tam. Miał zamiar zdjąć buty i pójść pod prysznic. Ten dzień był bardzo ciężki. Gdy zbliżył się do niej, Hana niespodziewanie podniosła głowę. Spojrzała mu w oczy. Bez wahania wpiła się w jego usta. Nie było w tym jednak ani krzty zapalczywości. To był pocałunek pełen miłości i czułości. Zdał sobie sprawę, jak bardzo oboje za sobą tęsknili. Nie potrafili bez siebie żyć. Nie zmieniły tego żadne wydarzenia.  Był pewny, że teraz ich życie wróci do normy. Nawet druga próba gwałtu nie zmieniła jej nastawienia do mężczyzn. Kochała go. Czuł to. Przyciągnął ją do siebie i podniósł do góry. Wylądowała na jego biodrach. Ruszył w stronę sypialni. Miał świadomość, że tej nocy nie będą spać, a czas odpoczynku będzie później.

Rozdział 4 "W mroku dnia"

 

              Tydzień minął im w nadspodziewanie szybkim tempie.  Hana zdążyła już na stałe wrócić do szpitala. Mimo, że dalej odczuwała skutki ostatnich wydarzeń w swoim życiu to spokojnie mogła pełnić dyżury i przyjmować pacjentki.  W zasadzie mogła powiedzieć, że jej życie wróciło do normy.  Nie stawiała się już w pozycji ofiary gwałtu. Nie była aż tak zdystansowana od świata jak wcześniej. Poruszała się dosyć swobodnie wśród tak dobrze znanych jej ludzi. Oczywiście najbliższy jej był Piotr. Jako jedyny wiedział dokładnie, co przeżywała. Cała reszta traktowała ją jak najbardziej normalnie, ale ona sama nie chciała póki co dopuszczać ich do siebie, poza niezbędnym do pracy minimum. Dodatkowo spadła na nich opieka nad Julką. Jej matka w dalszym ciągu leżała w szpitalu. Nie zanosiło się, aby szybko z niego wyszła. Goldberg przewidywała, że kobieta najpewniej będzie musiała pozostać w Leśnej Górze aż do rozwiązania, a zważywszy na to, iż Kowalska nie miała tutaj bliższej rodziny to poprosiła ich, aby do tego czasu zajęli się jej córką. Mała była równie kontaktowa jak Tosia. Z tego faktu lekarka cieszyła się najbardziej, gdyż nie musieli jej aż tak bardzo tłumaczyć całej tej sytuacji. Owszem dziewczynka bardzo często pytała o mamę. Widać  było, że bardzo się o nią martwiła i tęskniła. Jednak nie chciała sprowadzać jej na głowę kolejnych problemów. Plusem tej sytuacji było również to, że praktycznie stałym gościem w ich domu stała się młoda Soszyńska. Dziewczynki doskonale razem się dogadywały. Miały wspólne zabawy i potrafiły się zająć sobą tak, aby Julka nie wracała do przeszłości. W tym wszystkim martwiła ją jednak nieco postawa Gawryły. On coraz częściej starał się ich rozmowy skierować na posiadanie dzieci. Ona natomiast unikała tego tematu jak ognia. Bała się powiedzieć mu prawdę. Nie wiedziała, jak mężczyzna zareaguje na jej słowa.  Zwłaszcza teraz, gdy ponownie miała stały kontakt z ciężarnymi to utwierdzała się w przekonaniu, że nie chce mieć dzieci. Z jednej strony niby to było piękne przeżycie-zostać matką, ale z drugiej przerażała ją  świadomość, że jej dziecko mogłoby urodzić się chore lub co gorsza, mogło nie pojawić się wcale, a wszystko przez jednego, psychicznie chorego faceta.  Sama nie wiedziała, jak powinna to wyjaśnij ukochanemu, ale wiedziała, że prędzej czy później taka poważna rozmowa ich czeka. W końcu dotyczyło to ich wspólnej przyszłości.

            Lekarka wychodziła właśnie ze szpitala po kolejnym ciężkim dniu. Dzisiaj wyjątkowo miała nawał pracy. Z resztą nie tylko ona. Gawryło musiał zostać dłużej, gdyż krótko przed końcem dyżuru został wezwany do pilnej reoperacji, która dodatkowo skomplikowała się. Zaczerpnęła w płuca powietrze. Była zmęczona, a musiała jeszcze pojechać po Julkę do szkoły. Mała pewnie już czekała na nią w świetlicy. Wsiadła do samochodu i po kilkudziesięciu minutach znalazła się już w szkole. Odebrała dziewczynkę i pojechała do domu. Po drodze rozmawiały ze sobą wymieniając wrażenia dnia dzisiejszego.


-No i jak tam dzisiaj było w szkole?- zapytała blondynka.

-Super ciociu!

-Dzisiaj Tosia do Nas nie przyjdzie.

-A czemu? Miałam nadzieję, że dzisiaj też się pobawimy.

-Musiała pojechać do lekarza, ale jutro na pewno do Nas przyjedzie. Dziś jednak będziesz musiała zadowolić się zabawą ze mną lub z wujkiem.


             Julka kiwnęła tylko przytakująco głową, ale widać było, że zasmuciła się. Odwróciła głowę w szybę i przyglądała się mijanym krajobrazom.  Hana wcale nie dziwiła się takiemu zachowaniu dziewczynki. Zdawała sobie sprawę, że mała ich lubi, ale jednak zbyt dobrymi kompanami do zabawy żadne z nich nie było.  W końcu przyjechały do domu. Goldberg zrobiła szybki obiad, a Julia odrabiała spokojnie lekcje w pokoju. Czas wlókł się niemiłosiernie.  Było już około 17, kiedy zjadły obiad. Lekarka posprzątała po posiłku. Dziewczynka zaszyła się sama w pokoju Tosi, który tymczasowo zajmowała. Tłumaczyła, że musi jeszcze przeczytać książkę do szkoły.  Kobiecie było to na rękę. Sama położyła się w salonie i przerzucała kanały w telewizji. Piotra nie było w dalszym ciągu. Dochodziła już prawie 20, gdy mężczyzna stanął w progu salonu. 


-Cześć Hana.- przywitał się na wstępie z ukochaną.

-Hej. Ciężki dzień. Nie wyglądasz zbyt dobrze.- stwierdziła mierząc go od stóp do głów.

-Ano masz rację.- westchnął.- Te operacje chyba kiedyś mnie wykończą. Normalnie nie czuję rąk.

-Idź myć ręce, a ja nałożę Ci obiad.- odparła lekarka.

-Jesteś aniołem.- powiedziała uśmiechając się do kobiety najszczerzej jak potrafił i zniknął w łazience.


            Dziewczyna poszła do kuchni. Przygotowała mu posiłek i postawiła talerz na stole, a sama ze szklanką soku usiadła naprzeciw. Po chwili Piotr zajął swoje miejsce i w pośpiechu zajadał danie. Kobieta mogłaby sobie rękę uciąć, że jej facet od rana nie miał nic do jedzenia w ustach. Z pełną buzią starał się jej zrelacjonować swój dzisiejszy dzień. Słuchała go z uwagą, co jakiś czas przytakując mu skinieniem głowy. Gdy tylko skończył wstała, aby pozbierać brudne naczynia. Zgarnęła wszystko ze stołu i wrzuciła do zlewu. Gdy tak stała przy blacie poczuła na swoich biodrach jego dłonie. Musnął ustami jej szyję. Poddała się przyjemności i przymknęła oczy.


-No posiłek był pyszny. To jak wykorzystamy tak pięknie rozpoczęty wieczór?- zapytał szarmancko.

-Masz jakieś propozycje?- odparła.

-No wiesz mam ich sporo.- stwierdził przesuwając ręce na jej talię, a ustami całując obojczyk.

-Na przykład?- zaczęła się z nim droczyć.

-No wiesz skoro mamy teraz trochę czasu dla siebie, bo Julka pewnie już zasnęła, to może postaralibyśmy się o małe Gawrylątko?- zapytał jak, gdyby nigdy nic.


            W głowie lekarki w jednej chwili spełnił się najczarniejszy scenariusz. Nie myślała, że akurat dzisiaj przyjdzie mu to do głowy. Natychmiast wyrwała się mu i wyszła do salonu. Chirurg patrzała na nią zdezorientowany. Nie miał bladego pojęcia, co powiedział nie tak. Był pewny, że Hana cały czas marzyła o dziecku, ale najwidoczniej bardzo się pomylił albo o czymś nie wiedział. Poszedł w ślad za nią. Siedziała podenerwowana na kanapie. Oparł się o futrynę i obserwował ją. Nie chciał pierwszy wychodzić z inicjatywą, żeby jeszcze bardziej jej nie zdenerwować. 


-Co Ty sobie w ogóle wyobrażasz?- zapytała wściekle.- Czyżbyś nie brał mojego zdania pod uwagę? Może powinieneś najpierw zapytać mnie o to, co myślę o posiadaniu dzieci, a nie wyskakiwać jak Filip z konopi z takimi propozycjami?

-Z tego, co pamiętam, to jeszcze całkiem niedawno sama mówiłaś mi, że chcesz mieć ze mną dziecko.- odparł spokojnie.- Myślałem, że dalej tego chcesz. No chyba, że coś się  zmieniło.

-Jakbyś nie zauważył to od tamtego momentu minął już prawie rok.- wybuchnęła wściekłością. -Nie raczyłeś pomyśleć, że wydarzyło się od tamtego czasu w naszym życiu bardzo wiele, co miało wpływ na naszą przyszłość?

-Co takiego masz na myśli?- zapytał lekko zszokowany nie do końca wiedząc, o co jej chodzi.

-Piotr! Nie każ mi do tego znowu wracać. Dobrze wiesz, że chce zapomnieć o przeszłości i żyć dalej.

-No, ale sama do tego teraz wracasz, a ja właśnie chcę tworzyć naszą wspólną przyszłość- powiedział ugodowo.

-Może nasza wspólna przyszłość wcale nie będzie taka, jaką sobie wyobrażasz?- stwierdziła przez zaciśnięte zęby.

-Co masz na myśli?- rzucił zaniepokojony.

-Nie chcę o tym teraz z Tobą rozmawiać. Dla mnie temat ciąży, posiadania dzieci jest zamknięty. Jeśli tego nie zaakceptujesz to może lepiej, jeśli się rozstaniemy. Nikt nikogo nie będzie do niczego zmuszać. W każdej chwili możesz mnie zostawić. Nie będę Cię na siłę zatrzymywać.- wykrzyczała.- Pewnie nie jedna będzie chciała się Tobą zaopiekować. Magda na pewno przygarnie Cię z otwartymi ramionami- dodała.


          Gawryło nic nie odpowiedział. Zmierzył ją wzorkiem. Jej słowa bardzo go zabolały. Nie przypuszczał, że po tak wielu przejściach usłyszy z jej ust coś takiego. Musiał ochłonąć. Ruszył do wyjścia. Zgarnął po drodze bluzę z wieszaka i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Została sama. Powiedziała za dużo. Po raz kolejny. Wpatrywała się błędnym spojrzeniem w przestrzeń za oknem. Tyle razy w myślach przechodziła przez tą rozmowę, a teraz najzwyczajniej wściekła na niego.  Nie miała nawet siły płakać. 


-Ciociu, co się stało?- usłyszała za sobą zaspany głos Julki przywołujący ją do rzeczywistości.


         Była pewna, że nie miała postąpić tak ostro. Mogła porozmawiać z nim na spokojnie, a teraz z każdą chwilą obawiała się coraz bardziej, że może go stracić.

             Po wyjściu mężczyzny Hana pozbierała się w sobie i poszła opowiedzieć Julce bajkę na dobranoc. Dziewczynka zasnęła krótko później wtulona w nią. Goldberg gładziła małą po głowie. Rozmyślała o tym, co niedawno wydarzyło się między nią a Piotrem. Jeszcze kilka dni temu przeżywali jedne z najpiękniejszych chwil w życiu, a teraz tkwili w niewiadomym punkcie w ich wzajemnych relacjach.


              Stała sama w ciemnym przedpokoju. Obserwowała Gawryłę, który czule zajął się Julką, prawie jak własnym dzieckiem.  Zaniósł śpiącą dziewczynkę do salonu i przykrył ją. Sam zdjął bluzę. W mroku zarysowały się przed jej oczyma męskie barki i umięśnione ramiona bruneta. Jej zmysły zaczęły szaleć.  Niesamowicie pragnęła go w tym momencie. Spuściła głowę chcąc opanować się jakoś, ale z każdą chwilą pożądanie w niej rosło. Szedł w jej stronę. Kiedy tylko zbliżył się do niej to w jej nozdrzach zagości zapach jego perfum. Straciła pełną kontrolę nad sobą. Pocałowała go z całą siłą, na jaką mogła sobie pozwolić. Jego dłonie spoczęły na jej pośladkach. Podniósł ją do góry. Całując się poszli do wspólnej sypialni.  Położył ją na łóżku. Zniecierpliwiony zdjął swój t-shirt. Opadł na nią. Wpił się w jej usta. Gładził opuszkami palców jej szyję. Przejechał na jej dekolt i zawędrował w dół aż do jej kobiecości. Pieścił ją. Następnie obdarowywał pocałunkami jej szyję i obojczyk. Wsunął jej ręce pod bluzkę i szybko odsłonił jej ciało. Odrzucił za siebie koszulkę Hany.  Zadrżała czując dotyk mężczyzny na swoich piersiach.  Zrobiło się jej strasznie gorąco. Zakręciło się w głowie. Zawzięła się w sobie. Oplotła nogami go w pasie i odepchnęła się z całej siły od łóżka. Przewróciła go na plecy i usiadła na nim okrakiem.  Nachyliła się i językiem zaczęła pieścić jego tors. Wargami muskała jego skórę. Rozpięła na oślep pasek jego spodni i zdjęła je z niego.  Czuła na swoim  udzie jego nabrzmiałą męskość.  Nie pozostawał jej dłużny.  Mierzwił jej blond włosy. Gładził jej łopatki. Później przejechał wzdłuż kręgosłupa.  Odpinał powoli pasek. Zsunął  ubranie z jej bioder. Jej ciało po prostu gotowało się. Serce biło jak oszalałe. Jej ukochany dokładnie wiedział, jak doprowadzić ją takiego stanu.  Poddawał się mu. Nawet nie zauważyła, gdy on ponownie leżał na niej. Jej mózg nie rejestrował niczego, poza rosnącą w niej rozkoszą.  Pozbył się jej stanika.  Ugniatał każdą z jej piersi. Całował je delikatnie. Przeszedł przez nią dreszcz.  Z jej ust wydobywało się ciche pomrukiwanie, które przerodziło się w pojedyncze hebrajskie słowa. Nie panowała nad tym. Gdy poczuła jego oddech na swojej twarzy i  głaszczące jej policzek palce Piotra spojrzała na niego dotychczas zamkniętymi oczyma. Patrzał na nią zaniepokojony. Pewnie nic nie zrozumiał, z tego, co mówiła. Musiał się martwić, że odczuwa jakiś ból związany z pobiciem. Miała jednak na ciele dużo siniaków.



-Hana, boli Cię coś? Może nie powinniśmy?- zapytał szeptem wprost do ucha całując jej policzek.

-Wszystko dobrze.  Chcę być teraz Twoją.- odparła zahipnotyzowana jego głosem.



             Ich wargi złączyły się w czułym pocałunku. Nie odzywali się już do siebie.  Piotr zdjął swoje bokserki i to samo uczył z bielizną blondynki. Patrzała w skupieniu na niego. Jego mięśnie napinały się w każdym ruchu. Położył się ponownie na niej.  Przyciągnęła go maksymalnie do siebie. Spojrzał jej w oczy. Jego zielone źrenice płonęły.  Kocham Cię- wyszeptał. W tym samym momencie poczuła, jak wchodzi w nią.  Zrobił to najdelikatniej jak tylko potrafił.  Zacisnęła palce na prześcieradle, ale po chwili przeniosła je na jego barki. Wtuliła twarz w jego tors. Poruszali niespiesznie biodrami. Jej oddech przyspieszał. Dochodzili do szczytu. Czuła jak coś w niej pęka. Ciepło wypełniło całe jej ciało. Zdyszany opadł na nią wgniatając ją swoim ciężarem w chłodną pościel. Gdy minęło pierwsze zmęczenie przesunął się na bok. Wsparł się na łokciu i obserwował ją. Jej oddech dawno już wrócił do normy. Odgarnął nieposłuszny kosmyk włosów z jej czoła.



-Nie mam słów, aby opisać to, jak bardzo Cię kocham.- powiedziała poruszona Hana.



Gawryło uśmiechnął się tylko do niej. Objął ją i przyciągnął do siebie. Przytulił ją z całej siły.  Nie minęło jednak dużo czasu, gdy mężczyzna wypuścił ją z uścisku i wstał. Nie wiedziała, co się dzieje.



-Piotr, co robisz? Coś się stało?- spytała zdezorientowana.



              On jednak milczał. W spokoju szukał czegoś po omacku na ziemi. Dziewczyna owinęła się kołdrą i usiadła.  Denerwowała się nie wiedząc, o co chodzi. Blade światło księżyca oświetlało jej faceta.  Zauważyła, że usilnie przegrzebywał kieszenie swoich spodni. Wyjął coś i uśmiechnął się tajemniczo wykrzykując zadowolony „ Mam!”.  Zbliżył się do niej. Nie spuszczała z niego wzroku. Na jego twarzy malował się lekki stres. Uklęknął przed nią. Domyślała się, co może się zaraz stać, ale jakby sama w to nie wierzyła.



-Hano Goldberg wiesz dobrze, jak bardzo Cię kocham. Zależy mi na Tobie od pierwszej chwili, gdy Cię ujrzałem. Nie wyobrażam sobie, abym mógł z kimś innym niż Ty ułożyć sobie przyszłość. Chcę zasypiać i budzić się przy Tobie. Mieć się do kogo przytulić i pocałować. Chcę mieć w Tobie oparcie i ufać Ci bez granicznie tak jak do tej pory. Nie wiem, jak mógłbym inaczej zapytać, więc zrobię to prosto. Zostaniesz moją żoną?- powiedział niemal jednym tchem.



            Smugi światła księżycowego rozświetlały jego twarz.  Szczerze poruszyło ją jego wyznanie.



-Tak!- wykrzyknęła po chwili nie chcąc trzymać go dłużej w napięciu i chwyciła jego twarz w dłonie gładząc kciukami jego zarośnięte policzki.

-Naprawdę za mnie wyjdziesz?- zapytał szczęśliwy.

-No oczywiście, głuptasie.- odparła uśmiechnięta całując go w usta.



          Uniósł ją w górę w swoich ramionach. Zaczął się kręcić nie wypuszczając jej z objęć. Widać było gołym okiem, jak ogromna radość wypełnia ich oboje.  Opadli ponownie na łóżko. Zaśmiała się cicho. Wtuliła się w niego całą sobą. Piotr wsunął jej na serdeczny palec niewielki pierścionek, który dotychczas kurczowo ściskał w dłoni. Rozmawiali tej nocy jeszcze długo. Miała wrażenie, że te oświadczyny były już strasznie długo odkładane w czasie, a dzisiaj były one bardzo spontaniczne.  Zasnęli bardzo późno.


        Bawiła się teraz tym pierścionkiem. Mimo sprzeczek, które były przez te kilka dni między nimi aż po ta dzisiejszą włącznie to nawet przez myśl nie przeszło jej, że mogłaby się z nim faktycznie rozstać albo zrezygnować z ich małżeństwa. To było dla niej zbyt ważne. Nie mogła wiecznie tłumaczyć się trudnymi przejściami, bo jego również to wszystko wiele kosztowało. Stała się bezwzględna, egoistyczna i pozbawiona uczuć względem niego. Karciła się za to cały czas. Nie potrafiła jednak wymyślić jakiegoś rozsądnego sposobu wyjścia z tej sytuacji.  Wstała w końcu z łóżka Julki i poszła do swojej sypialni. Położyła się zmęczona po tym dniu, ale nie umiała zasnąć. Rano musiała jechać na dyżur do szpitala. Odwiozła dziewczynkę do szkoły. Martwiło ją, że Piotr nie wrócił do domu. W pracy szybko odegnała od siebie troski związane z jej związkiem. Okazało się, że po przyjęciu kilku pacjentek pielęgniarka wezwała ją do sali pani Kowalskiej.  Kobieta skarżyła się na silne bóle w podbrzuszu. Do tego zaczęła krwawić. Hana wykonała jej niezbędne badania. Postawiła sobie za cel, że uratuje i ją i dziecko- za wszelką cenę.  Aby tego dokonać, musiała przeprowadzić zabieg i kontrolować sytuację lekami.  Monitorowała stan kobiety.  Nie było żadnej poprawy. Wzięła ją na salę operacyjną.  Stała za stołem prawie 3 godziny, ale mogła być z siebie dumna, gdy później siedziała w bufecie. Chciała jakoś się posilić, bo wiedziała, że będzie musiała tutaj zostać, aby cały czas kontrolować sytuację. Gdy tak siedziała samotnie przy stoliku popijając czarną, mocną kawę, dosiadła się do niej Lena.



-Cześć Hana. Jak tam? Ciężki dyżur?- zapytała internistka.

-Hej Lena.- przywitała się pochmurnie.- Dyżur jak to dyżur. Ciężki jak zawsze.

-Coś się stało?- zapytała brunetka wyczuwając problemy przyjaciółki.

-Wszystko się sypie.- odpowiedziała cicho ginekolog.

-Chcesz o tym pogadać?- spytała nieśmiało, na co blondynka zmierzyła ją smutnym wzorkiem.

-Właściwie to nie ma o czym.- stwierdziła zmartwiona.-  Ale może powinnyśmy porozmawiać, ale nie tutaj. Chodźmy na spacer, jeśli masz chwilę.

-Jasne. Chodź.



              Po niecałych 10 minutach chodziły alejkami parku otaczającego szpital.  Hana bała się sama zacząć rozmowę,  a Starska nie wiedziała w sumie, o co zapytać.



-Nie układa nam się z Piotrem.-przełamała się.

-Mogłam się domyślić, że się pokłóciliście. O co Wam poszło?

-Mamy inne wizje naszej wspólnej przyszłości.

-No wiesz Hana zawsze myślałam, że akurat w tym to jesteście zgodni. Wiesz ślub, wspólny, duży dom z ogródkiem, dzieci….

-To się myliłaś.- stwierdziła Goldberg.

-Myliłam? Przecież to  z Tobą wiele razy o tym rozmawiałam. Oboje chcieliście założyć rodzinę, więc w czym rzecz.

-Ja nie chce mieć dzieci Lena.- powiedziała pewnie nieco ściszając przy tym głos, jakby mówiła o jakieś zbrodni, którą popełniła.

-Nie chcesz mieć dzieci?- zapytała zszokowana.- Zawsze powtarzałaś, że to najcenniejsze, co w życiu można mieć.

-Ja nie chce mieć dzieci.- powtórzyła.- Poza tym Darek stwierdził, że najpewniej mieć ich już nie mogę, a nawet jeśli zaszłabym w ciążę to albo poronię albo dziecko urodzi się chore.

-Ale nie rozumiem. Dlaczego? Czemu tak myślisz? Na jakiej podstawie?- dopytywała Lena.

-Jestem ginekologiem, więc wiem, jakie może nieść z sobą konsekwencje gwałt, już nie mówiąc o tym, jak bardzo brutalny. To jak mój organizm wyglądał na zewnątrz po tym wszystko to nic w porównaniu z tym, co stało się wewnątrz.

-Czyli jednak miałam rację, że ten facet nie tylko Cię bił.- odparła.- Rozmawiałaś o tym z Piotrem?

-Tak, miałaś rację. Najgorsze jest to, że wszystko jeszcze nie wróciło do normy. – dodała po chwili milczenia.- Nie. Nie rozmawiałam z nim.

-Jak to nie rozmawiałaś? On powinien o tym wiedzieć. To od tego zależy wasza przyszłość. Właściwie to nie wiem, co Ci doradzić. To jest trudna sytuacja. Nie wiem, czy z Witkiem poradzilibyśmy sobie  z tym.

-Wiem Lena. Boję się jednak tego jak on na to wszystko zareaguje. Po prostu obawiam się jego reakcji. Chociaż po wczorajszej kłótni, kiedy powiedziałam mu, że nie chce mieć z nim dzieci, dosłownie wybuchłam i zrobiłam mu awanturę o nic, bo przecież jest nieświadomy, to  nie wiem, co mam zrobić, jak z nim rozmawiać i czy jeszcze mamy szansę to odbudować. Na dodatek kazałam mu sobie pójść do innej, bo pierwsza lepsza pewnie chciałaby mieć go dla siebie.- powiedziała skruszona.

-Wiesz, że przesadziłaś?

-Tak wiem, ale teraz pewnie już za późno.

-Nie martw się. Jestem pewna, że przetrwacie i to. Między wami jest zbyt silne uczucie, żeby móc je zniszczyć. On na pewno wszystko zrozumie tylko musicie naprawdę szczerze z sobą porozmawiać. Bez żadnych kłótni, awantur. Macie już za sobą tyle problemów, że nie warto stwarzać samemu nowych. Postaw na szczerość i wszystko będzie dobrze.

-Obyś miała rację.- powiedziała Hana patrząc w niebo.



              Zachodziło akurat słońce. Musiały wracać do pracy. Przyszłość była niepewna, ale może Lena faktycznie miała rację? Może uda się im naprawić wszystko i pogodzić?

           Dochodziła już 21. Hana stała przed oknem sali noworodków.  Dzisiejszy dzień był bardzo szalony i sama przed sobą musiała przyznać, że zdarzył się  niemal cud. 


           Wróciły do szpitala. Już od progu zaczepiły ją pielęgniarki. Wzywały ją do pani Kowalskiej, której stan diametralnie się pogorszył. Przeprosiła natychmiast Lenę i pobiegła do jej sali. Jak się okazało kobieta dostała ponownie  krwotoku, a do tego miała silne skurcze porodowe i chwilę wcześniej odeszły jej wody. Goldberg była pewna, że kobieta nie da rady urodzić naturalnie. Nie miała na tyle siły.  Lekarka zrobiła jej USG. Sytuacja skomplikowała się dodatkowo, bo dziecko owinięte było pępowiną.  Wpadła w jakiś amok. Adrenalina podskoczyła jej do góry. Kazała pielęgniarce monitorować tętno płodu. Jednak sama nie potrafiła podjąć żadnej decyzji. Miała świadomość, że na niej spoczywa obowiązek ratowania ich życia, ale czuła się jakby trochę bezradna. Wahała się dobrych kilkadziesiąt minut. Przerażona zbierając kolejne wyniki badań kobiety. Nastąpił moment krytyczny. Tętno dziecka spadło od poziomu, który bez interwencji utrzymujący się dłuższy czas mógł spowodować jego śmierć.



-Proszę przygotować pacjentkę na cito do cesarskiego cięcia.- rzuciła podenerwowana blondynka i sama pobiegła na blok.



           Po niecałych 3 godzinach na świat przyszła córka pani Kowalskiej.  Mała nie płakała.  Pielęgniarka, która odbierała ją z rąk Hany, chciała już zdecydować, iż dziecko urodziło się martwe. Pani doktor aż zakręciło się w głowie. Bała się o tego malucha. Walczyła o życie dziewczynki przez przeszło dwie godziny i miała nadzieję, że walka była wygrana. Udało jej się odwinąć ją ze ścisło przylegającej pępowiny, a stan jej matki był stabilny. Teraz stała i zdenerwowana starała się ją zszyć. Za jej plecami o życie małej Kowalskiej toczyły bój położne. Wreszcie, gdy ona skończyła swoją pracę usłyszała głośny płacz dziecka. Wzruszyła się. Cieszyła się, że udało jej się uratować życie dwóch osób.


           Teraz patrząc na umytą i owiniętą w szpitalną pościel dziewczynkę zastanawiała się, jak ma porozmawiać z Piotrem. Może to, że udało się jej jakoś dokonać prawie niemożliwego w przypadku ich sąsiadki jest znakiem, że między nimi też jest szansa na pogodzenie. Lena miała rację. Musiała szczerze powiedzieć mu, co czuje i myśli, jaka jest jej wizja przyszłości i opowiedzieć mu dokładnie, co działo się z nią od dłuższego czasu. Układała sobie w głowię tą rozmowę. Widok uśmiechniętego malca działał na nią motywująco, a zarazem uspokajająco.

           Wszedł do mieszkania. Zastała go głucha cisza i ciemność. Żadne światło w mieszkaniu nie było zapalone.  Sprawdził dokładnie wszystkie pomieszczenia i nigdzie nie zastał blondynki.  Usiadł zmęczony na kanapie. Sporo myślał nad tym wszystkim. Chciał się z nią pogodzić, ale ona najwyraźniej zdecydowała za niego, że muszą się rozstać.  Przetarł twarz dłońmi. Nie wierzył, że to wszystko między nimi tak może się skończyć.  Za pewne Hana wyprowadziła się i wróciła do starego mieszkania. Postanowił działać. Musiał chociaż spróbować to naprawić. Nie mógł jechać jednak do niej, bo i tak by go nie wpuściła. Ostatnią deską ratunku była wizyta w szpitalu w nadziei, że właśnie tam ją zastanie. Niewiele myśląc wyszedł zamykając mieszkanie i ruszył do pracy. Na miejsce dotarł bardzo szybko. Przeszedł przez prawie wszystkie możliwe pomieszczenia od pokoju lekarskiego, przez izbę przyjęć po jej gabinet i nie umiał jej znaleźć. W zasadzie, kiedy sprawdził na grafiku, czy w ogóle była w pracy to miała rozpisany dyżur, który skończył się kilka godzin prędzej. Nie wiedział właściwie, czemu później szukał dalej, ale czuł, że ona jednak musi tutaj być tylko nie miał pojęcia gdzie.  Usiadł na jednym z tych niewygodnych szpitalnych krzesełek i próbował zebrać myśli. Stwierdził, że może dziewczyna wybrała się na spacer do pobliskiego parku. Wstając wpadł na kogoś.



-O hej Piotr.  A co Ty taki nieobecny? Ludzi jeszcze pozabijasz.- zaśmiała się Wiki.

-Cześć. Nie widziałaś może Hany?- zapytał nie zważając na docinki koleżanki.

-No miała dzisiaj operacje i to nawet dwie. Podobno bardzo ciężki przypadek. Wiesz to chyba ta kobieta z pobicia. Może urodziła.

-Mówisz o Kowalskiej?

-No tak. Chyba tak. Czemu jej szukasz? Co Ty taki zdenerwowany?- zapytała zaintrygowana.

-Nie ważne. Nie wiesz, czy jesteś jeszcze w szpitalu?

-No, a co takie gołąbeczki gruchające i nie wiesz, gdzie Twoja połowica?

-Daruj sobie Wiki. Widziałaś ją?- powiedział poirytowany.

-No ok, ale za wami to się chyba nie nadąży.- stwierdziła dodając po chwili zastanowienia.- Nie jestem pewna, ale powinna się chyba jeszcze gdzieś krzątać po oddziale. Wiesz sam dobrze, że ona nie zostawia pacjentek bez nadzoru, a Darka chyba jeszcze nie ma.

-Dzięki.- rzuciła na odchodne i bez pożegnania pobiegł w stronę sal pooperacyjnych.



              Sprawdził to miejsce, ale również tam jej nie zastał.  Przypomniało mu się, że Consalida wspominała coś o porodzie. Z resztkami nadziei udał się w kierunku oddziału dla noworodków. Przeszedł przez jego próg i rzuciła mu się w oczy znajoma sylwetka odwrócona tyłem do drzwi. Kobieta wpatrywała się w któreś z łóżeczek z niemowlętami.  Ulżyło mu, że ją zobaczył. Niepewnie podszedł do niej. Cała przemowa, którą wcześniej sobie ułożył jakoś nagle uleciała mu z głowy. Stanął tuż obok niej i skierował swój wzrok w ten sam punkt, co ona. Chwycił ją mimowolnie za rękę. Nie wyrwała mu jej. Zdziwił się trochę, bo mimo wszystko dalej byli ze sobą skłóceni.



-Udało Ci się uratować ich życie.- stwierdził z dumą w głosie.

-To cud Piotr. Tutaj nie ma mojej zasługi, gdybym zwlekała jeszcze chwilę to tego malucha by nie było.- powiedziała przekornie.

-Ale to Ty podjęłaś w końcu decyzję. Miałaś tą odwagę, żeby wziąć cudze życie na swoje barki.- odparł.

               Oparła się o niego i przytuliła twarz w jego ramię nie odrywając spojrzenia od dziewczynki.



-Wyprowadziłaś się?- zebrał się w sobie i zadał nurtujące go pytanie.

-Nie. Skąd Ci to przyszło do głowy?- zapytała zdziwiona.

-Bo mieszkanie było praktycznie puste i nie było nigdzie Twoich rzeczy na wierzchu.- odpowiedział szczerze.

-Myślałam o tym, ale stwierdziłam, że jednak nie.

-Dlaczego jednak zostałaś?- drążył.

-Wracajmy do domu. Miałam ciężki dzień.- powiedziała ignorując jego pytanie, na które nie wiedziała dokładnie, jak odpowiedzieć.



             Chciała zyskać na czasie. Odwróciła się do wyjścia i pociągnęła Piotra za sobą.  Poszli w milczeniu do lekarskiego, gdzie Hana szybko się przebrała i zabrała swoja torbę.  Wyszli ze szpitala i ruszyli w drogę do domu. W samochodzie blondynka myślała cały czas nad wyjściem z tej sytuacji.  Co ona mu ma powiedzieć? Jak się zachować? Czy postawić wszystko na jedną kartę? Czy potrafi z nim być naprawdę szczęśliwa? Czy będą umieli stworzyć wspólnie udany związek? A może jednak lepiej byłoby się rozstać i stracić to wszystko, co już zyskała? Tysiące pytań pojawiały się w jej głowie, a nie otrzymywała na niej żadnej odpowiedzi.
-Piotr! Zatrzymaj się tutaj!- powiedziała stanowczo Hana zbierając się wreszcie na odwagę, aby postawić się na jedną kartę.
-Ale czemu?- zapytał brunet nie wiedząc, o co chodzi kobiecie spoglądając na nią zdezorientowany.
-Po prostu zaufaj i się zatrzymaj.- nakazał.

            Mężczyzna nieco wahał się, ale ostatnie zawierzył się. Przejechał jeszcze kawałek dalej i zatrzymał się na miejscu parkingowym. Goldberg wysiadła bez słowa z samochodu. Gawryło bezwiednie uczynił to samo i już po chwili szli przed siebie. Zeszli powoli w dół w stronę rzeki. Wisła wieczorem była pięknie oświetlona przez dosięgające z ulicy latarnie. Warszawa nocą jest jednym z najpiękniejszy miast. Tak tajemnicza i intrygująca. Spacerowali brzegiem. W pewnym momencie chirurg chwycił ją za rękę. Ona w odpowiedzi wzmocniła jedynie uścisk.  Powietrze otrzeźwiło ich oboje. Dawno już nigdzie ot tak nie chodzili. Mieli teraz siebie. Byli z sobą blisko. Wytworzyła się wkoło nich jakaś magiczna, romantyczna atmosfera. Chłód przyjemnie pieścił ich skórę. Byli tutaj sami. Szli powoli nie martwiąc się niczym. Każde pogrążone we własnych myślach. W końcu Hana nabrała powietrza w płuca. „Teraz albo nigdy.”- pomyślała.

-Boję się o nas, Piotr.- wyznała.
-Czego się boisz?- zapytał szczerze zatroskany mężczyzna.
-My cały czas kłócimy się ze sobą. Nie rozumiemy. To wszystko mnie przerasta.
-Wiesz dobrze, że ze wszystkim poradzimy sobie razem. Pokonywaliśmy już niejedno.
-Ale teraz Piotr to nie jest taka błahostka. To nie jest taki zwykły kryzys.
-Hana, czy Ty sądzisz, że jestem taki głupi i nie wiem, że czegoś mi nie mówisz? Że cały czas coś Cię gryzie i nie umiesz sama sobie z tym poradzić?
-Boję się, że jeśli Ci powiem to nie zrozumiesz i Cię stracę.- powiedziała spuszczając głowę i hamując napływające do oczu łzy.
-Związek właśnie na tym polega.- odparł biorąc jej twarz w dłonie i zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy.- Ludzi są po to razem, aby się wspierać, żeby starać się zrozumieć. Jestem przy Tobie właśnie po to, aby Ci pomagać, doradzać, kiedy tego potrzebujesz. Tylko musisz mi ufać. Pomogę Ci w każdej nawet najtrudniejszej sprawie tylko musisz mi o wszystkim mówić. Nie możemy mieć przed sobą tajemnic. Żadnych.
-Mówiłam Ci już, że mamy inne wizje wspólnej przyszłości, a to jest sprawa zasadnicza.- wypaliła łamiącym się głosem.
-Hana tylko proszę Cię. Uspokój się i powiedz mi wszystko po kolei. To przecież dotyczy naszego wspólnego życia.
-Ja nie mogę mieć dzieci, Piotr.- powiedziała stanowczo.- Nie mogę i nie chcę.
-Ale jak to? Przecież mówiłaś, że wszystko w porządku. A jeszcze niedawno sama chciałaś, żebyśmy zostali rodzicami.- stwierdził zszokowany jej wyznaniem.
-Sam dobrze wiesz, że od tamtego czasu wydarzyło się wiele w naszym życiu. Myślałam, że to już za nami, ale to cały czas we mnie jakoś siedzi i już na zawsze pozostanie. Mogę o tym zapomnieć, ale skutki tego będą się za nami ciągnąć.

            Stanął na środku ścieżki jak wryty. Nie potrafił wydusić z siebie słowa.  Nie poznał jej. Ona tak bardzo się zmieniła w ciągu ostatniego roku. Faktycznie nie była już tą samą kobietą, która pojawiła się tutaj jakiś czas temu. Stała teraz przy nim taka pokiereszowana przez los i odarta z marzeń.  Dopiero teraz to dostrzegł. Mówiła zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy poznawali się.  Wyrwała mu dłoń i poszła przed siebie. Niewiele myśląc pobiegł za nią.

-Stój!- zawołał i gdy tylko się do niej zbliżył wziął ją w swoje ramiona i mocno przytulił.
Zaczęła łkać. Emocje wzięły nad nią górę. Do Piotra dotarło, co chwilę wcześniej próbowała mu przekazać.
-Jeśli naprawdę chcesz mieć dzieci to odejdź ode mnie. Zrozumiem to.- stwierdziła, gdy trochę się uspokoiła, ale dalej mocno się w niego wtulała.
-Nie zostawię Cię. Jesteś dla mnie najważniejsza. Ty i Tosia zawładnęłyście moim życiem i nic tego nie zmieni.- odparł gładząc jej blond włosy.- Powiesz mi coś jeszcze?
-Co mam Ci powiedzieć?- zapytała patrząc na niego zaszklonymi od łez oczyma.
-Wiem, że to dla Ciebie jest trudne. Co tam dokładnie się wydarzyło, Hana? Wiem, że to, co teraz się dzieje ma swoje źródło w tym porwaniu.
-Piotr mówiłam Ci, że ten facet mnie gwałcił.- odpowiedziała nabierając powietrza.- Robił to tak brutalnie. Z czasem zaczęłam sobie wyobrażać, że to Ty jesteś na jego miejscu.
-Ja? Myślisz, że mógłbym…
-Nie. Wiem, że byś mnie nie skrzywdził, ale po prostu myśl, że to z Tobą uprawiam seks pomagała mi nie czuć tak bardzo tego bólu. Później, kiedy trafiłam do szpitala to ubłagałam Darka, aby nikomu nic nie mówił. Chris i tak już nie żył, więc nie poniósł by za to kary, a ja nie chciałam widzieć tego współczucia.
-No, ale skąd pomysł, że nie chcesz mieć dzieci? Jaki tutaj związek między tym wszystkim?
-Otóż taki, że jakiś czas później, gdy byłam na badań u Michała to poszła też do Darka. Zaraz po tym, jak przywieziono mnie do Leśnej Góry po uwolnieniu, poprosiłam Wójcika o to, aby mnie zbadał. To wszystko było porozrywane w środku i bolało. Miałam nadzieję, że się zrośnie i wszystko będzie dobrze, ale właśnie, kiedy po czasie przyszłam do niego znowu to powiedział mi, że rany nie goją się prawidłowo. Jest jasne, że najpewniej nie będę mogła mieć dzieci, a nawet jeśli zdarzyłby się cud i zaszłabym w ciążę to mogłabym jej nie donosić albo dziecko urodziło by się bardzo chore. Tego po prostu bym nie chciała, bo nie przeżyłabym kolejnej straty.
-Ale jest jakaś szansa, że dziecko urodziłoby się zdrowe?
-Niewielka.
-Ale jest. Skoro jest szansa to może warto o to walczyć.
-Nie chcę mieć dziecka, bo boję się, że byłoby narażone na podobne przeżycia do naszych, a na to z natury rzeczy bezbronne dziecko nie zasługuje.
-Dlaczego zakładasz taki pesymistyczny scenariusz? Damy sobie radę. Nasze dziecko będzie zdrowe i szczęśliwe. Zobaczysz. Tylko musimy zaryzykować.
-Proszę Cię. Nie naciskaj na mnie tylko to zrozum.- odparła błagalnie.
-Dobrze. W takim razie temat dziecka jest między nami zamknięty.- powiedział przyciągając ją ponownie do siebie i czule całując.
Ulżyło jej. Stali tak dobrą chwilę delektując się pieszczotami. Każdy ich pocałunek był przepełniony miłością. W końcu kobiecie zrobiło się zimno.
-Wracamy do domu?- zapytał Gawryło wyczuwając drżenie partnerki.
-Tak.- odparła.

            Niespodziewanie lekarz wziął ją na ręce i w pośpiechu zaczął biec do samochodu. Odeszli spory kawałek i w połowie drogi złapał ich deszcz. Biegł tak ze swoją kobieta na rękach. Śmiali się jak para świeżo zakochanych  nastolatków.  Po chwili dopadli do drzwi samochodu.  Uśmiechy nie schodziły im z twarzy, mimo, iż byli przemoczeni do suchej nitki. Od domu dzieliło ich może 20 minut jazdy.  Dzisiaj jednak byli tam dużo szybciej. Ulewa rozszalała się na dobre. Do tego doszły grzmoty i błyskawice.  Pod domem szybko zaparkowali i pędem ruszyli do mieszkania. Nie zwalniając tempa pokonywali kolejne schody na klatce. Piotr otworzył drzwi. Było im zimno. Hana zaczęła już drżeć. Przekraczając próg mieszkania w jednej chwili nieco się ogrzali. Z ich ubrań kapały krople wody, które spływały powoli po ich ciałach. Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia. Od momentu, w którym Gawryło zamknął za nimi drzwi patrzyli sobie w oczy. Obojgu świeciły się. Blondynka zaczęła powoli zdejmować z siebie mokre ciuchy. Podobnie postąpił Piotr. Stali naprzeciw siebie niemal nadzy. Pożądanie wzięło górę. Wpiła mu się w usta przyciskając mężczyznę do ściany.  Jego dłonie zawędrowały na jej jędrne pośladki.  Ona natomiast palcami gładziła jego tors i muskała ustami szyję.  Przymknęła oczy. Brunet  zaczął pieścić jej szyję, a jego ręce przemieściły się ku górze. Szybko pozbył się jej stanika.  W tej samej chwili obrócił ich tak, aby to ona stał do niej przodem.  Napierał na nią. Całował jej dekolt i językiem drażnił jej skórę. Z jej ust wydobywały się ciche pomruki przyjemności.  Uwielbiała to.  Następnie jednym ruchem zsunął pozostałą część jej garderoby z bioder.  Dziewczyna przyciągnęła go mocniej do siebie i uczyniła toż samo z jego bokserkami.  Podciągnął jej lewą nogę ku górze i wszedł w nią stanowczo.  Głośno jęknęli oboje. Poruszał miarowo biodrami. Z każdą chwilą rosło w nich podniecenie. Dochodzili do tej cienkiej granicy. Patrzyli sobie cały czas w oczy. Kochali się tak bardzo mocno. Kolejne dreszcze podniecenia wstrząsały ich ciałami. Było im tak gorąco, że zapomnieli już dawno o chłodzie, który czuli po wejściu do domu. Hana wbiła mu paznokcie w barki i odchyliła głowę w tył. On natomiast wsparł swoją na jej ramieniu. Chwilę później poczuła wypełniające jej wnętrze ciepło, które rozbijało jej wnętrze na miliony kawałków.  Zapomniała o wszelkim bólu. Opadli zmęczeni na podłogę. Piotr siedział oparty o ścianę i nie wypuszczał jej ze swoich ramion. Ciężko oddychali. Wyjątkowo długo trwało to zanim ich ciała wróciły do normy.  Pierwsza odzyskała siły blondynka. Wyswobodziła się z jego uścisku i położyła się na ziemi kładąc mu głowę na udach. Patrzała na jego twarz. Położył je dłoń na brzuchu, a drugą gładził jej aksamitne włosy. Chwyciła jego rękę i mocniej przycisnęła ją do siebie. Było jej dobrze i jemu zapewne również. Przymknęła podobnie jak mężczyzna oczy. Po chwili odpłynęła w spokojny sen. Była szczęśliwa i miała nadzieję, że wreszcie ich  życie się ułoży.

               Tegoroczna zima zapowiadała się bardzo mroźnie i śnieżnie. Warszawskie ulice stawały się jeszcze bardziej zakorkowane niż ma to miejsce zazwyczaj.  Wszechobecne zaspy powodowały niemałe utrudnienia zarówno dla kierowców jak i pieszych. W jednym z korków stała właśnie Hana. Wszyscy dookoła pieklili się niesamowicie to na ciągle czerwone światło, a to na współuczestników ruchu, którzy akurat w tej chwili otrzymali prawo jazdy i niekoniecznie potrafią poradzić sobie w takich warunkach atmosferycznych. Jej jednak w tej chwili to nie interesowało. Życie dr Goldberg nabrało nowego tempa. Od ponad dwóch miesięcy cieszyła się spokojem u boku Piotra. Liczyła się dla nich teraz tylko chwila, każdy wspólny moment.  Wszystko im się układało. Była szczęśliwa. Dogadywali się ze sobą nad wyraz dobrze. Wszelkie sprzeczki i problemy poszły jakby w niepamięć. Podobnie jak wydarzenia, które do niedawna nie pozwalały Hanie o sobie zapomnieć i w jej głowie wracały niczym bumerang. Wszystko się wyciszyło.  Jechała właśnie z dyżuru do domu. Dzisiaj z Gawryłą miała ustalić, w której restauracji urządzą skromny poczęstunek z okazji ich ślubu. Krótko po jej powrocie do szpitala zdecydowali się na ustalenie daty ślubu. Termin przypadł im dosyć szybko, gdyż akurat jedna z par zrezygnowała i wskoczyli w jej miejsce. Sakramentalne „tak” mieli powiedzieć sobie w ostatnią sobotę przed Bożym Narodzeniem.  Jej myśli krążyły właśnie wokoło tego tematu. 


              Dojeżdżała właśnie pod ich blok. Za oknem była już szarówka. Zamknęła drzwi samochodu i spojrzała w górę. Ujrzała zapalone światło. „Pewnie Piotr wrócił już do domu.”- pomyślała i skierowała swoje kroki do mieszkania. 10 minut później po uporaniu się z wyjątkowo złośliwą sąsiadką w windzie ściągała w przedpokoju buty i płaszcz.


-Cześć Piotr!- krzyknęła w progu salonu.


        Odpowiedziała jej cisza. Weszła głębiej i ujrzała swoje faceta śpiącego na kanapie z pilotem w ręce. Wyglądał uroczo z rozczochraną czupryną i specyficznym grymasem na twarzy. Roześmiała się w duchu i podeszdł do niego. Cicho usiadła u jego boku i delikatnie musnęła jego wargi. W mgnieniu oka poczuła na plecach jego dłoń i w jeden chwili znalazła się na jego kolanach. Z zamkniętymi oczami całował ją dalej. Blondynka prawie zaśmiała się na głos.


-Przestań! Co Ty robisz?- próbowała się wyswobodzić z jego ramion.- Czy Ty jesteś całkiem normalny? Dopiero wróciłam do domu, a Tobie zbiera się na amory?

-No tyle czekania to muszę sobie jakoś wynagrodzić.- powiedział otwierają oczy, ale mimo to nie puścił jej.

-No ja rozumiem, że po nocnej zmianie to Ty już jesteś wyspany, ale może chociaż dasz mi się napić i coś zjeść, bo padam totalnie.

-Pozwolę, pozwolę. W kuchni jest obiad.

-To ja może pójdę i zrobię sobie herbaty, a Ty poszukaj czegoś w TV.

-Wiesz ja mam lepsze propozycje niż oglądanie TV, ale może lepiej faktycznie sobie pojedz i czegoś się napij, bo nie będziesz miała siły.- stwierdził puszczając jej oczko. 


          Rozbawił ja całkowicie. Wstała z miejsca i ruszyła do kuchni. Szybko zgarnęła posiłek i wróciła do narzeczonego.  Usiadła na brzegu sofy i wcisnęła swoje nogi wprost na brzuch bruneta. Musiała się jakoś odprężyć. Wygodniej usadowiła się w rogu. Zaczęli rozmawiać o zbliżającym się ślubie.  Gawryło od rana przeszukiwał Internet w nadziei, że uda mu się znaleźć jakąś knajpkę blisko Pałacu Ślubów w dosyć przystępnej cenie. Miał kilka typów. Opowiedziała mniej więcej o tych miejscach i ustalili, że gdy tylko oboje będę mieć wolne to zrobią sobie po nich objazd i zarezerwują któreś z nich.  Lekarkę zaczął morzyć sen. Położyli się wcześniej spać. 


        Na przygotowaniach mijały im kolejne dni. Hana mając kilka dni wolnego zdążyła kupić już sukienkę na ślub. Wybrała skromną przed kolano sukienkę z długim rękawem o delikatnym kolorze ecru. Dodatkowo wypisała i wysłała zaproszenia do rodziny i znajomych, z których część z nich zapowiedziała już swój przyjazd. Ludzi nie miało być dużo. Może 25- 30 osób. 


        Był właśnie piątek. Tego ranka Piotr musiał wyjść wcześniej na dyżur. Była sama w domu. Obudziła się gwałtownie. Było jej strasznie niedobrze. Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Z dobre 10 minut później siedziała na zimnych kafelkach zlana potem. Bardzo ją mdliło. Kolejny z resztą już raz. Musiała chwilę ochłonąć. W głowie zaczęła jej świtać pewna myśl. Z czego do końca nie była zadowolona. Wstała powoli i sięgnęła na półkę z lekami. Wciągnęła spomiędzy nich pudełko. Wysypała zawartość na blat i analizowała sens swojego postępowania. Te 15 minut ciągnęło się dla niej niemiłosiernie. Siedziała na krawędzi wanny i obserwowała trzy wykonane testy. W jej oczach stanęły jej łzy, gdy zorientowała się, że na płytkach testów pojawiają się po dwie czerwone kreski. Była przerażona. Nie chciała mieć dziecka, a teraz jest w ciąży.


        Zachowywała się  jak w transie. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w domu. Żadnego absorbującego zajęcia, które pomogło by jej zapomnieć o maleństwu, które rozwijało się w niej, ani o rozmowie z Piotrem, którą musiała jak najszybciej przebyć.  Zastanawiała się cały czas co zrobić. Wiedziała jedno, że nie chce i nie będzie matką dla tego dziecka. Za dużo miała obaw, które w dalszym ciągu, choć uśpione to jednak się w niej tliły. Poszła do pracy. Dyżur nie należał do łatwych.  Miała całe tabuny pacjentek, które wymagały natychmiastowej pomocy. Unikała Gawryły przez cały czas w szpitalu. Nie potrafiła spojrzeć mu w tej chwili w oczy. Punkt 17 czekała pod szpitalem. Para miała razem wrócić do domu. Siedziała na ławce i obserwowała bawiące się nieopodal na placu zabaw dzieciaki. Brunet po chwili przyszedł. Patrzał uważnie na nią. Nie zwróciła najmniejszej uwagi na jego obecność. Pociągnął ją delikatnie za rękę w stronę samochodu. Nie wypuszczał jej dłoni. Była jakaś nieswoja. Milcząca. Pod skórą czuł, że ma jakiś problem, o którym trudno jej rozmawiać. Bał się, że znowu skończy się to dla nich źle. Wrócili do domu. Blondynka całą drogę do mieszkania pogrążona była w swoich myślach. Starał się jakoś nawiązać z nią rozmowę, ale ona nie zwracała na niego uwagi. Nie słuchała go. Podobna atmosfera towarzyszyła im również w mieszkaniu. Miotali się z kąta w kąt. Późnym wieczorem kobieta zebrała się na odwagę. Uznała, że faktycznie nie może przemilczeć tego swojego zachowania. Poza tym obiecali sobie szczerość,  a on zna jej obawy, więc nie powinna bać się przynajmniej jego. Siedział w salonie. Przeglądał coś w laptopie. Przysiadła u jego boku.


-Piotr?- zapytała nieśmiało.- Możemy porozmawiać?

-Jasne!- odparł odkładając komputer na stolik i obrócił się w jej stronę opierając głowę na swoim ramieniu przykładając dłoń do jej policzka.- Coś się stało? Cały dzień zachowujesz się jakoś inaczej.

-Nie wiem jak mam Ci to powiedzieć.- zaczęła zmieszana.- Jestem w ciąży. Będziemy mieć dziecko. Będziemy rodzicami.

-To wspaniale!- wykrzyknął entuzjastycznie.- To doskonała wiadomość. Nie cieszysz się? Będziemy mieć pełną rodzinę. Damy sobie radę.

-Mówiłam Ci, że ja nie chcę mieć dziecka. Nic się w tej kwestii nie zmieniło.

-Więc, co w tej sytuacji zrobimy? To jest nasze dziecko. Chyba nie chcesz…?- dodał uważnie ją obserwując.

-Nie wiem, Piotr. Muszę to przemyśleć. Musimy razem podjąć jakąś decyzję. – ucięła temat i mocno wtuliła się w niego.


      Objął ją. Nic już nie mówił. Uciekli myślami w przyszłość. Mieli przed sobą trudny czas.


Rozdział V „Nadzieja świtu”


    
      Goldberg z duszą na ramieniu w poniedziałek poszła do Wójcika upewnić się, czy rzeczywiście jest w ciąży. Przez cały weekend chodziła po domu najeżona. Nie wiedziała, co tak naprawdę ma zdecydować. Pewna była chyba tylko jednego. Pozwoli temu maluchowi żyć. W pierwszej chwili faktycznie przeszło jej przez myśl, że może aborcja byłaby rozwiązaniem problemu, ale teraz patrzała trzeźwo. Emocje z piątku opadły.  Może i nie była tą samą Haną, co wcześniej, ale sumienie, wewnętrzne zasady moralne nie zmieniły się jej do takiego stopnia, aby mogła świadomie skrzywdzić, pozbawić życia niewinne dziecko.  W tej sytuacji nie umiała postawić się jako wyroczni. Nie chciała być panią życia i śmierci, chociaż zawód, który wybrała, czasami się z tym wiązał. Dzięki niemu też miała styczność z różnymi kobietami, różnymi sytuacjami życiowymi.  Obserwowała często dramatyczne wybory zmieniające ich życie. Nigdy nie była konserwatystką. Wręcz przeciwnie.  Była głęboko tolerancyjna.  Wiele bulwersujących sytuacji miała okazję już zobaczyć. Starała się wtedy postawić się w miejscu kobiet i rozważała, jak ona sama by postąpiła. Nigdy ich samych nie oceniała. Nawet, gdy czuła, że coś jest wewnętrznie sprzeczne z jej systemem wartości. Jest osobą szczerą, nieraz wręcz do bólu i jasno daje do zrozumienia, że coś jej nie odpowiada, ale nigdy nie podważała kompetencji ani prawa do własnej decyzji. 
      W tym momencie nad tym właśnie myślała. Nie mogła podjąć decyzji arbitralne. Musiała wziąć pod uwagę Piotra. Miał w pełni prawo do współdecydowania o ich przyszłości.  Była świadoma, że z jednej strony ogromnie zależy mu na niej, ale z drugiej bycie rodzicem również stanowiło dla niego coś bardzo ważnego. Nie mogła go przymusić do tego, aby podjął pod wpływem jakiegoś szantażu decyzję wbrew sobie.  Obawiała się wieczora i jego powrotu do domu. Miała wolna sobotę i praktycznie nie ruszyła się z łóżka. Spędziła w nim pół dnia zastanawiając się, czy dojdą wspólnie do jakiegoś sensownego wniosku, bo sama w tym momencie nic nie umiała wymyślić.
    Po powrocie do domu Gawryło jakoś nie chciał być jakoś uciążliwy ze swoją obecnością.  Zajrzał do niej tuż po wejściu. Udawała, że śpi. Pocałował ją na powitanie i wyszedł. Jakiś czas później ponownie opuścił mieszkanie. Nie liczyła nawet, ile czasu go nie było.  W zasadzie ulżyło jej trochę, że nie było go.  Wrócił może przed 21. Morzył ją już sen, ale tym razem obróciła się w stronę wejścia do sypialni, w których po kilku minutach stanął chirurg. Trzymał w ręku torbę sportową, z której wystawała rakieta do squasha. Sam on był zmęczony. Musiał ostro pograć, bo w dalszym ciągu miał czerwoną twarz.
-Nie śpisz?- zapytał uśmiechając się kierunku narzeczonej.
-Nie chciało mi się spać. Wolałam poczekać na Ciebie.- opowiedziała nieco niepewnie.
-Padam Hana. Pójdę pod prysznic i przyjdę się położyć do Ciebie.- stwierdził odkładając rzeczy.
     Zdjął sweter i koszulkę pokonując drogę do toalety. Nie spuszczała z niego wzroku.  Przystojny, postawny brunet. Marzenie niejednej kobiety, a on był jej. Jej narzeczony i ojciec jej dziecka.  Gdy był już przy drzwiach, odwrócił się niespodziewanie i szybkim krokiem pokonał dystans dzielący łazienkę od łóżka, na którym leżała. Nachylił się nad nią i pocałował dosadnie w usta. Poczym uśmiechnął się i ponownie zwrócił się w przeciwną stronę.  Odebrała tą pieszczotę jako dobry prognostyk. Po niedługiej chwili znowu Piotr pojawił się w sypialni.  Włosy miał jeszcze mokre od wody.
-Jak w szpitalu?- starała się zacząć rozmowę na jakiś dość neutralny temat.
-Dobrze. Dużo pacjentów dzisiaj mieliśmy na izbie, ale ogólnie bywały już gorsze dyżury. Wiki n a szczęście ogarnia całe to zamieszanie na chirurgii, więc  jest chociaż tam jakiś porządek. – streścił krótko lekarz przeglądając swój notes.
-No to chociaż tyle.- odparła bez entuzjazmu skupiając spojrzenie na mężczyźnie, który usiadł tuż obok niej.
- Twój dzień to raczej cały w łóżku, prawda? Przesypiasz troski.- jego ciepły, pozbawiony wyrzutu ton kompletnie ją rozbroił i jedynie pokiwała twierdząco głową. Kontynuował.- No to akurat jutro nie będzie Ci się nudzić. Mamy wolne, więc musimy w końcu jechać zarezerwować lokal na wesele.  Mamy coraz mniej czasu.
    Uśmiechnęła się blado. Ślub był ostatnią rzeczą, o którą akurat w tej chwili się martwiła. Nie chciała mu oczywiście robić przykrości, ale jakoś nie żyła tą chwilą. Świadomość zostania panią Gawryło w ogólnie nie zagościła w jej umyśle.
-Hana, a jeśli chodzi o..- zaczął niepewnie.- To uszanuję każdą Twoją decyzję, choćby nie wiem, jak była bolesna, ale nie pozwolę Ci usunąć tego dziecka. Poczekajmy chociaż do czasu aż się urodzi. Niech ma szansę żyć.
    Pokiwała głową. Był nadzwyczaj wyrozumiałym facetem. Na jego miejscu sama sobie zrobiłaby siarczystą awanturę, bo zachowywała się zbyt egoistycznie. On natomiast drapał się po głowie i wyglądał jakby popełnił jakąś zbrodnię. Chyba stał się zbyt wyczulony na jej wybuchy.
-Piotr, przepraszam.   Nie musisz być wobec mnie aż tak delikatny. Masz w pełni rację. Ten maluch nie jest niczemu winny. Nie mogę go obarczać własnymi obawami. Wczoraj panikowałam. Dzisiaj obiektywnie  na to patrząc, jeśli rzeczywiście jestem w ciąży to je urodzę.- zrobiła pauzę jakby rozważała, czy naprawdę chce to powiedzieć i po chwili dodała.- A później oddamy je do adopcji.
   Kiedy wypowiadała każde słowo obserwowała uważnie jego reakcje. Twarz lekarza początkowo wyrażała nutę zadowolenia. Musiał ucieszyć się, że zmieniła zdanie. Jednak słowo „adopcja” wyraźnie pozbawiło go tej nadziei. Było mu rzeczywiście przykro, ale doszedł do wniosku, że nie będzie naciskać na nią. Mieli jeszcze dużo czasu na to, aby przedyskutować tą sytuację. Obiecał sobie, że nie skapituluje tak łatwo. Wiedziała dokładnie, że w przyszłości podjęta decyzja o oddaniu dziecka wróci do nich i będzie boleć, zwłaszcza Hanę, dla której może to być jedyna szansa na zostanie matką. Nie wierzył w to, chociaż usilnie go zapewniała, że nie chce nią już zostać.
-Ok Hana. Na razie musimy dowiedzieć się, czy stówę będziemy mieć dziecko. Później będziemy decydować. –uśmiechnął się dodając.- A teraz się przesuń łaskawie i idziemy spać. Padnę jutro jak się nie wyśpię, a czeka nas spory objazd.
    Blondynka niechętnie ruszyła się z miejsca. Jednak, kiedy Gawryło zajął jej miejsce i przytulił ją jakoś jej to zrekompensowało. Zasnęła dość szybko.  On z resztą również. W niedzielę tak jak zapowiedział wieczorem mężczyzna  ruszyli w miasto w poszukiwaniu restauracji na ich wesele.  Dobiegał już wieczór, a oni objeździli prawie całą Warszawę i nie umieli dojść do kompromisu, które miejsce będzie najlepsze. Ostatecznie wybór padł na Moonsferę. Odwiedzili ją jako ostatnią i chyba właśnie to sprawiło, że akurat na nią się zdecydowali. Kiedy już trafili na sam szczyt budynku Centrum Olimpijskiego  położonego nad Wisłą obsługa z chęcią zajęła się rozmową z Piotrem. Dzięki temu mogła swobodnie zwiedzić wnętrze. Na jej oko przytulne, dobrze urządzone. Jej uwagę jednak najbardziej przykuły dwa tarasy. Wyszła na pierwszy i prawie oniemiała. Uwielbiała nocną Stolicę. Miała swój urok. Była tajemnicza. Z tego miejsca rozpościerał się widok praktycznie na nią całą. Przysypana śniegiem, oświetlona blaskiem latarni.  To był jej koronny argument, co do wyboru miejsca.  Urzekło ją totalnie to, co zobaczyła. Gawryło chyba również był zadowolony, że oboje zgodzili się. Na nim wyraźnie również lokal zrobił wrażenie.
     Do domu wrócili późnym wieczorem. Oboje mieli jutro udać się do szpitala. Z rana zaczynali dyżury.  Poza tym czekał na nich jeden z ważniejszych dni w ich życiu. Po pracy Hana umówiła się z Darkiem na badania.  Praca bardzo skutecznie zajęła jej myśli. Nie miała ani wolnej chwili. Gdy dochodziła już 18 lekarka kończyła akurat podpisywać ostatnie dokumenty. Była zmęczona. Najchętniej w tym momencie  pojechałaby do domu odpocząć, ale musiała iść do swojego ordynatora.  Z duszą na ramieniu zebrała swoje rzeczy i zrzuciła kitel. Wzięła głębszy oddech i poszła do Wójcika.
    Niecałą godzinę później siedziała już na ławce w parku obok szpitala.  Wpatrywała się w wydruk z USG. Czarno-biały obrazek dla przeciętnego laika nie mówił by zbyt wiele, ale ona jednak nie była tym przeciętniakiem.  Jako lekarka dokładnie widziała na nim dziecko. 9 tydzień ciąży. Nie płakała. Aż dziwne. Powinna być załamana, że jej obawy jednak się sprawdziły.  Może była spokojna tylko, dlatego że maluch był zdrowy. Będzie mógł normalnie żyć. Zmuszona jest jednak zmienić swoje życie, aż do czasu porodu. Darek już teraz wpisał ją jedynie na dyżury w przychodni i konsultacje. Miała unormowane godziny pracy, a z upływem czasu miała przejść na macierzyński. Nie zdenerwowała się tym tak jak się spodziewała. Całkowicie zobojętniała. Powiedziała sobie, że ten czas potraktuje jako zwykły urlop. Musiała jeszcze zakomunikować wszystko Piotrowi. Udało jej się uniknąć wspólnej wizyty u Wójcika. Gawryło po dyżurze miał wrócić do domu, a ona miała pojechać taksówką. Musiał się już martwić. Wykręciła numer korporacji i schowała zdjęcie do torby. W domu była około 20. Kiedy tylko zajrzała do salonu skupiła na sobie wzrok chirurga. Nic nie powiedział, ale w napięciu obserwował ją. Bez słowa usiadła obok niego na sofie. Zastanawiała się nad doborem słów.
-Jestem w ciąży Piotr.- powiedziała prosto z mostu.
-Wiedziałem.- odparł uśmiechając się blado i przytulił ją do siebie.
    Nic więcej nie umiał powiedzieć. Jakaś gula urosła mu w gardle. Emocje odebrały mu głos. Z jednej strony był cholernie szczęśliwy, ale z drugiej przypominało mu się, że Hana nie chce tego dziecka.
    Od tamtego wieczoru ich życie zamieniło się w rutynę. Pracowali stosunkowo normalnie, a wzajemne relacje nie odbiegały jakoś od normy. Nie poruszali tematu ciąży, adopcji. Odwołali jedynie ślub. Doszli do wniosku, że lepiej będzie jeśli odbędzie się on po porodzie. Jego termin Darek wyznaczył na przełom czerwca i lipca przyszłego roku.  Na macierzyński miała pójść wraz z początkiem marca. Boże Narodzenie spędzili w gronie najbliższych. Rodzice Piotra przyjechali do nich do Warszawy. Dodatkowo zjawił się u nich Przemek.  Na Sylwestra i Nowy Rok mieli odwiedzić rodziców lekarki, ale ze względu na ciąże to rodzice dziewczyny przylecieli do Polski.
   Zarówno Hana, jak i Piotr na każdym kroku odbierali gratulacje. Sami nie wiedzieli jak na to reagować, zwłaszcza, gdy były one od ich rodzin. Nie mieli sumienia mówić im o swojej sytuacji. Byłaby dla nich niemałym szokiem. Sam Piotr liczył, że kobieta zmieni jeszcze zdanie. Bardzo tego chciał.  Nie umiał jednak poruszyć z nią drażliwego tematu. 
    Była już końcówka maja. Goldberg stała przed witryną sklepu z zabawkami w Galerii Mokotów.  Wracała właśnie z Leśnej Góry. Była na kolejnych już badaniach kontrolnych. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Według Wójcika był to niemal cud, że przy takiej kondycji jej organizmu dziecko rozwija się bardzo dobrze. Sama była tym nieco zdziwiona. Przede wszystkim skrupulatnie stosowała się do wszelkich zaleceń starszego lekarza. Dbała o siebie. Od pewnego czasu towarzyszyły jej wątpliwości, które wróciły na widok akcesoriów dziecięcych. Zastanawiała się, czy może jej obawy rzeczywiście nie były zbyt przesadzone. W końcu maleństwo było zdrowe. Z Piotrem układało się nawet dobrze. Wiedziała, że trudno mu jest w tej sytuacji i tylko dlatego między nimi postawał mały mur. Liczyła jednak, że był do sforsowania. Ceniła, że był przez cały czas tak wyrozumiały dla niej i dla jej wybryków.  Odruchowo przyłożyła dłoń do brzucha. Maluch akurat zaczął kopać. Uśmiechnęła się mimowolnie.  Były wieczory, kiedy leżeli we dwoje w łóżku i podobnie jak teraz ich dziecko dawało o sobie znać.  Gawryło wtedy wyglądał na wniebowziętego.  Uśmiechał się wtedy i gładził jej brzuch wyczuwając kopnięcia.  Przywiązał się do tego malucha. Magda odebrała mu szansę obserwowania jak Tosia dorasta. Dla niego ta sytuacja jest nowością. Miał okazję towarzyszyć  swojemu dziecku i przyglądać się jak rozwija się.  Chyba sama musiała się przyznać, że jej zachowanie będzie tak samo okrutne jak Soszyńskiej. Może nawet bardziej.  Ona mu odbierze dziecko, o którego istnieniu będzie mieć pełną świadomość.  Zaboli.  Odwróciła wzrok. Ruszyła przed siebie.
   W jednej chwili usłyszała hałas i poczuła szarpnięcie w tył. Metaliczny chłód na skroni przeraził ją.
-Odsuńcie się, bo ją zabiję.- usłyszała głos młodego chłopaczka, który przystawiał do jej głowy jak mniemała pistolet.
  Otoczył ich tłum. Zasłonił się nią i przesuwał wzdłuż ściany. Nie rejestrowała praktycznie tego, co się działo. Było jej słabo.  Bała się. Chłopak musiał być zdesperowany i raczej był to jego pierwszy napad. Otworzył drzwi do jednego z pomieszczeń i wciągnął ją do środka.  Natychmiast wycofała się pod ścianę i obserwowała uważnie jego ruchy. Nie spuszczał jej celownika. Jedną ręką starając się zabarykadować drzwi.  Wolała milczeć. Tak bardzo chciała zachować zimną krew i wymyślić jakiś sposób, aby się wydostać.  Nie mogła pozwolić na to, aby coś stało się dziecko.  Gdyby nie pokaźnych rozmiarów brzuch miała by spokojną przewagę nad małolatem straszącym ją bronią. Wojskowe sztuczki cały czas potrafiła spokojnie wykonać. Teraz jednak nie mogła szarżować.
  Osunęła się na ziemię siadając pod ścianą. Napastnik spojrzał na nią.
-Wstawaj! Już!- krzyknął przerażony.
-Jestem w ciąży. Słabo mi. Wypuść mnie.- zablefowała widząc, że jej mały teatrzyk przyniósł efekt.
-Nie. Chcę tylko wyjść spokojnie z centrum, a Ty mi w tym pomożesz.
-Słuchaj. Jeśli coś mi się stanie to zapewniam Cię, że konsekwencje będą dla Ciebie poważniejsze niż tylko za napad i przetrzymywanie zakładników.
   Jakby na potwierdzenie jej słów drzwiami wstrząsnęło silne uderzenie. Chwile później odezwał się głos zza drzwi.
-Wypuść tą kobietę i poddaj się dobrowolnie. Policja już jedzie. Jeśli oni wkroczą to będziesz mieć większe tarapaty szczeniaku.
-Sam widzisz, że masz jeszcze szansę. Zastanów się dobrze.-kontynuowała.
   Młody blondyn rozważał jej słowa. Był bardzo zdenerwowany. Sam nie spodziewał się widocznie, że coś pójdzie nie po jego myśli. Nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać.  Stało się coś nieoczekiwanego.  Opuścił broń i podszedł do niej. Uklęknął koło niej. Miał łzy w oczach.
-Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Mama pracowała w jednym z tych sklepów. Oskarżyli ją o kradzież i nie wypłacili pensji za ostatnie trzy miesiące. Koleżanka ją wrobiła. Dowiedzieli się, ale nie wypłacili pieniędzy, a tamtą zwolnili. Ona sama wychowuje mnie i chorego brata. Chciałem tylko odzyskać te pieniądze.- kończąc chłopak rozpłakał się na dobre.
   Nie wiedziała jak zareagować. Objęła go tylko i pozwoliła mu się przytulić. Potrzebował zrozumienia. Akt desperacji. Tej samej chwili drzwi wypadły z hukiem z zawiasów. Dwóch ochroniarzy wpadło do pomieszczenia. Padł strzał. Poczuła ból.
       Kilkadziesiąt minut później leżała na kozetce Leśno górskiego szpitala. Piotr, który miał dzisiaj dyżur na Izbie kończył zszywać niewielką ranę na jej lewym ramieniu. Ślad po kuli. Niezbyt głęboki.
-Że też nie byłem tam z Tobą. Zatłukł bym gołymi rękami tego szczeniaka.
-Daj spokój, Piotr. Przecież to nie on strzelił tylko Ci ochroniarze nie umieli wymierzyć w niego. Im byś musiał zrobić krzywdę.- stwierdziła śmiejąc się, chociaż w uprzedniej sytuacji nie było jej zbyt do śmiechu.
- Im to swoją drogą, ale to ten małolat Cię zamknął. Przecież nie możesz się denerwować.
-Ale już jest wszystko ok. To jest najważniejsze. Darek też już Ci to powiedział.
-Całe szczęście. Dobra skończyłem.- stwierdził sprawdzając szczelność bandaża elastycznego, którym owinął jej ramię.
-Dziękuję, Panie Doktorze.- rzuciła uśmiechają się ciepło.
-Dobra. Poczekaj na mnie. Pójdę się przebrać i pojedziemy do domu. Dość wrażeń na dziś.- powiedział i nachylił się całując ją.
     Szybko dotarli do mieszkania. Lekarka była bardzo zmęczona. Poszła się położyć. Gawryło w tym czasie zrobił kilka kanapek. Zjedli i usnęła. Późną nocą obudziły ją silne skurcze. Bolało. Nie były to jednak skurcze porodowe. Nie odeszły jej wody.
-Piotr!- wysyczała próbując obudzić narzeczonego.- Piotr! Proszę obudź się.
  Mężczyzna czując szarpnięcia powoli otwierał oczy.
-Co jest, Hana?- odezwał się zaspany.
  Zobaczył jednak, że coś się dzieje. Stanął na równe nogi.
-Zaczyna się?- zapytał przerażony.
-Nie. To nie to. Zawieź mnie do szpitala. Szybko. – rzuciła hasłowo podczas, gdy jej ciałem  wstrząsały kolejne fale skurczy.
    Kilkanaście minut później ponownie zagościli w Leśnej Górze. Wójcik robił właśnie kobiecie USG i badał tętno płodu. Bała się. Podobnie jak wcześniej czuła, że życie jej dziecka jest zagrożone. Zacisnęła wargi i oczy hamując cisnące się łzy. Dostała leki rozkurczowe, które powinny przynieść ulgę.
-Z dzieckiem wszystko dobrze Hana. Naprawdę. Jedynie niewielkie skoki ciśnienia. Za dużo nerwów dziś miałaś i  jednak odbiło się to na dziecku. Zostaniesz kilka dni na obserwacji i jestem pewny, że wszystko wróci do normy.- powiedział kolega chcąc ją jakoś uspokoić.
-Możesz poprosić tutaj Piotra?- odparła nie patrząc nawet na niego.
-Dopiero jak będziesz na sali. Siostro, proszę przewieźć doktor Goldberg na ginekologię. – powiedział i zwrócił się do blondynki.- Wiem jak bardzo lubisz leżenie w szpitalu, ale jak mus to mus. Pójdę uspokoić Piotra. Zobaczycie się niedługo.
   Rzeczywiście po kilku minutach tuliła się w ramiona chirurga. Wystraszyła się. On też. Musiała przyznać, że teraz już w pełni rozumiała swoje pacjentki. Takie niuanse nie były łatwe.  Gdyby nie miała teraz przy sobie Piotra najpewniej mogłoby skończyć się gorzej.  Uspokoiła się dopiero nad ranem.
   Zgodnie z przewidywaniem Wójcika sytuacja wróciła do normy już po kilku dniach. Przyjmowała niewielkie dawki leków rozkurczowych. Codziennie towarzystwa dotrzymywał jej Gawryło, Lena albo wpadał ktoś z reszty personelu. Hana była lubiana wśród nich, więc na brak zajęć nie mogła tutaj narzekać. Opuściła szpital i do czasu rozwiązania zobowiązała się, że będzie odpoczywać w domu. Nie narażając się na większy stres. Była to idealna terapia dla niej na jej pracoholizm.  Z przyjemnością wracała do porzuconych książek, których nie zdążyła wcześniej doczytać. 
    Był już 28 czerwca. Leżała już w łóżku. Czekała na Piotra, który właśnie brał prysznic. Wrócił dziś późno. Przez kilka dni był na konferencji. Wyjeżdżał niechętnie tym bardziej cieszył się na powrót.
-Piotr!- krzyknęła.
-Co się dzieje?- zapytał wystawiając głowę przez drzwi z łazienki.
-Ubieraj się! Musimy jechać do szpitala.
Jego mina była bezcenna. Zobaczył mokrą plamę n a łóżku i zrozumiał w mig o co chodzi. Zaczął się krzątać nie wiedząc do końca, co ma robić. Zasypywał ją setka pytań, czy na pewno dobrze się czuje, czy coś jeszcze ma ze sobą wziąć, czy też nie. Śmiała się z niego w duchu. Na zewnątrz próbując zachować powagę. Po odejściu wód mieli spokojnie jeszcze trochę czasu. Był ewidentnie bardziej przerażony niż ona, a chyba powinno być odwrotnie. W końcu to ją czeka niedługo małe piekiełko, sporo bólu.  Powoli zaczęła podnosić się z łóżka. Jej facet wręcz z rozpędu jakby zapomniał, że to ją powinien wziąć na czele stał w przedpokoju i uważnie przyglądał się torbie z rzeczami.
-Siedź tam!- usłyszała po chwili, gdy już postawiła stopu na ziemi.- Zaniosę to do auta i wrócę po Ciebie.
    Chwilę później już go nie było. Zaśmiała się w głos. Czuła się jak w kabarecie. Ale jednak o niej nie zapomniał.
   Kilka godzin później leżała już na Sali poporodowej. Dochodziła 4 rano 29 czerwca.  Obok niej na łóżku leżał mały chłopczyk. Była wycieńczona. Wszystko trwało mniej niż przypuszczała. Jeszcze na porodówce powtarzała Piotrowi, że będzie cholernie zadowolona, gdy oddadzą to dziecko.  Kiedy usłyszała jednak jego płacz cała złość i obawy uszły. Nastał spokój w jej umyśle, duszy, sercu.
  Teraz leżał koło niej taki bezbronny malec, którego pokochała całym sercem. Wpatrywała się w niego mimo braku sił. Ściskał palce w piąstki. Był uroczy. Przypomniała sobie zdjęcia Gawryły z dzieciństwa. Ich syn był podobny całkowicie do niego. Praktycznie identyczny.   Przeklinała się w głowie, że tak długi czas wmawiała sobie, że go nie chce. Żałowałaby. Gładziła delikatnie palcem jego policzek i ucałowała w czoło.  Była szczęśliwa. Całkowicie.
  Drzwi do Sali otworzyły się. Gawryło nieśmiało podszedł w kierunku łóżka blondynki.
-Hana.- zaczął ze spuszczoną głową.- Nie pozwolę oddać Ci naszego syna do adopcji…
 -Cicho!- rzuciła niemal szeptem.
  Usłyszał ją i uniósł głowę.  Zobaczył coś, czego wcześniej nie zauważył. Dziewczyna trzymała malucha możliwie blisko siebie i uśmiechała się cały czas spoglądając to na niego, to na Piotra. Zaśmiał się cicho spuszczając głowę. Podobnie ona. Mieli naprawdę dziwne życie. Trzeba to było przyznać.  Usiadła koło niej. Ucałował ją w ramię i pogłaskał syna po głowie.
-Czyli …
Tak.- powiedziała nie pozwalając mu skończyć.
   Wymienili się uśmiechami. Pocałowali się. Ich życie od tej chwili nabrało głębszego sensu.  Mieli przed sobą przyszłość. Wspólną. Pełną obaw i trosk. Problemów i radości. Jednak liczyło się to, że będą razem.

Epilog
Kołysali się w rytm muzyki. Wtuliła się w niego z całej siły.
-Gorzko, gorzko!
 Zaśmiali się. Musnęła wargi Piotra.
-Co tak słabo państwo ordynatorstwo!!- przez tłum gości przebijał się głos Zapały.
   Pocałowali się dosadniej. Gawryło podniósł ją delikatnie do góry i okręcił się dookoła. Zaczęła się śmiać. Kiedy stanęła na ziemi niemal natychmiast do jej nóg przytulił się Mikołaj. Miał już prawie dwa lata.  Spojrzała na niego, a mały wyciągnął w jej kierunku ręce. Schyliła się, żeby go podnieść. Ubiegł ją jednak Jej mąż. Tak. Od kilku godzin była już Panią Gawryło. Może nie do końca odbyło się tak jak zaplanowali, bo wyszło im całe wesele na dodatek później niż pierwotnie, ale w głębi oboje twierdzili, że najważniejsze jest dla nich to, że zostali małżeństwem, a okoliczności są nieważne.
   Miki przytulił się do rodziców. Musiał dobrze bawić się w gronie cioć i wujków, ale ciągnął przede wszystkim do nich.  Gdy goście zaczęli już skupiać się przede wszystkim na sobie czmychnęli na taras. Usiedli na ławce wraz z synkiem, który wtulił się w mamę. Był środek lata. Ciepły wieczór.
-Dobrze, że zostaliśmy przy tej restauracji.
-Masz rację. Zabójczy widok. Ale nie tylko restauracja się nie zmieniła.
-Tak. Całe szczęście, że nie zostało mi za dużo kilogramów po ciąży. Szkoda byłoby tej sukienki.
-Wiesz dobrze, że nawet jakbyś miała więcej ciała wyglądałabyś obłędnie?
     Uśmiechnęła się. Rozsiadła się i wyciągnęła nogi na ławce. Zrzuciła szpilki.
-Zmęczona?
-Na pewno mniej niż nasze dziecko.- odparła przyglądając się przytulonemu chłopcu, który zasypiał w jej ramionach.
-Hana wiesz dobrze, że teraz musisz się oszczędzać.
-Piotr wiem. Przecież jestem bądź co bądź tylko ordynatorem ginekologii w Leśnej Górze.
-A ja jestem tylko Twoim mężem i ojciec Twoich dzieci, w tym jednego, które jeszcze nosisz, więc mogłabyś się czasami posłuchać.- powiedział.
    Zaśmiała się kolejny raz tego wieczoru. Kolejny raz złożyła mu czuły pocałunek na ustach.
-Słucham się Ciebie cały czas, Kochanie.
    Wtuliła się zadowolona w jego ramię i spojrzała w gwiazdy.  Dokładnie dwa lata temu jej życie wyglądało zupełnie inaczej. Tyle się w nim wydarzyło. Tak bardzo wszystko się zmieniło. Kariera, małżeństwo, pojawienie się Mikołaja i teraz druga ciąża. Była szczęściarą. Jakkolwiek miało by się jej życie teraz potoczyć nie miała obaw. Cieszyła się w pełni chwilą i nie rozpamiętywała złego. Miała do rozegrania jeszcze bardzo długą grę przed sobą. Grę z losem o szczęśliwe życie. Wszystko zależało od niej.

3 komentarze:

  1. Świetny ostatni rozdział, cudowne opowiadanie, bosko! <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne te twoje opowiadania :) Masz świetny styl pisania. Bardzo przyjemnie się czyta i wciąga :D PS miałam czytać Lalkę :/ Liczę, że nie długo coś napiszesz dla nas ;)

    OdpowiedzUsuń