Witajcie,
Prawdę powiedziawszy po tak długim czasie nie sądziłam, że ktokolwiek tutaj jeszcze zagląda. Moja nieobecność tutaj, brak wątku w serialu. Myliłam się. Co jakiś czas pojawiają się komentarze pod postami. Liczba wyświetleń bloga też jest spora. Zdziwiło mnie to. Szanuję Was bardzo za to. Myślę, że gdybyście nie mieli powodu jakiekolwiek to byście tutaj nie zaglądali. Ale do rzeczy. W ostatnim czasie moje życie wywróciło się kompletnie do góry nogami. Zostałam zupełnie sama. Jest ciężko, ale nie o tym miało tutaj być. Czy jeszcze coś się tutaj pojawi? Szczerze mówiąc nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym. Na komputerze są zaczęte posty, ale niegotowe do publikacji. Czy zostaną kiedykolwiek dokończone? Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia, co zrobię z tym blogiem, historiami tutaj stworzonymi. Bardzo byłoby mi żal rozstać się z tym kawałkiem mojego życia, jakim jest ta strona, Wy- czytelnicy, ale może i na to pora? Zmiany, zmiany, zmiany, Czy kolejna? Całkiem - możliwe. Obiecuję Wam jedno. Jeśli podejmę jakąkolwiek decyzję- napiszę post. Nie usunę strony- ot tak. Tymczasem życzę Wam wszystkiego, co najlepsze. Dbajcie o siebie, o to kto Was otacza i co macie w życiu. Marzenia, uczucia i ludzie- to jest najważniejsze i taki macie ode mnie przekaz. Trzymajcie się ciepło.
Agnes
Hana i Piotr
piątek, 10 czerwca 2016
czwartek, 11 lutego 2016
You & me V
Obudziła się nad
ranem. Nie wiedziała, która dokładnie godzina, ale nie chciała kolejny raz
zasypiać. Tej nocy i poprzedniego wieczoru miała koszmary. Z tego też powodu
zamiast wypocząć nowy dzień powitała ze stanowczo mniejszą siła witalną.
Leżała skulona
wpatrując się w niebo. Wczoraj przepłakała samotnie niemal cały dzień. To
wszystko, co wydarzyło się między nią a Radwanem wydawało jej się jak
wyciągnięte z najgorszego snu. Nie umiała, a musiała sobie poradzić z tym sama.
Nie chciała mówić o niczym Piotrowi. Bała się, czy nie zrobiłby czegoś
głupiego. Zwłaszcza w czasie kiedy między nimi też nie mogło być jeszcze
idealnie. Kolejna awantura, problemy w tak krótkim czasie były złą wróżbą.
Musiała ogarnąć się jak najszybciej.
Poczuła, że Gawryło
zaczął wiercić się na łóżku. W jeden sekundzie na jej biodrze wylądowała ciężka
ręka męża.
Ogromna fala żalu
zalała w tej chwili jej serce. Łzy stanęły jej w oczach. Musiała wstać. Hamując
płacz delikatnie wyswobodziła się od bliskości chirurga i pospiesznie opuściła
łóżko, a następnie sypialnie. Udała się do kuchni i dała upust emocjom. Nie
umiała inaczej. Było dla niej to jeszcze za trudne, chociaż bardzo chciała się
uporać wszystkim w swojej głowie. Za wszelką cenę nie chciała znowu skrzywdzić
bruneta. Kochała go ponad wszystko i mimo wszystko potrzebowała go w swoim
życiu.
Opanowała łzy.
Powoli. Po chwili uspokoiła też swój oddech. Powietrze miarowo wpływało i
wypływało z jej ust. Skupiła się nad tym. Myśli, które wybiegały przez cały
czas w inne rejony jej życia, teraz uciekły z jej głowy. Zastąpił je spokój.
Wyłączyła się.
-Hana, już rano?- z letargu wyrwał ją cichy głosik Tosi.
Odwróciła się w
jej stronę. W progu ujrzała zaspaną dziewczynkę trącą oczy dłońmi.
Serce podeszło
jej do gardła. Patrząc na małą wszystko znowu zaczęło do niej wracać. Nie
chciała zmarnować w swoim życiu już żadnej szansy, ani chwili, aby naprawić
wszystko i ustabilizować swoje życie i uczucia. Zrobiła pierwszy krok. I w
przenośni, i dosłownie.
-Nie, kochanie. Jest jeszcze bardzo wcześnie.- powiedziała nad wyraz
dobrze kontrolując emocje i równocześnie zbliżyła się do dziewczynki kucając
przy niej.
-To dlaczego nie śpisz?- padło kolejne pytanie w jej stronę.
-Wyspałam się już i nie mogłam więcej zasnąć, ale Ty możesz
jeszcze iść pospać.- stwierdziła łagodnie.
-Nieee.- odpowiedziała przeciągle.- A mogę włączyć sobie bajkę
na dvd?
-Możesz.- odparła Hana po dłuższym wahaniu. - Jesteś głodna?-
dodała z troską głaszcząc blondyneczkę po twarzy.
- Tak!- odparła i już jej nie było.
Po chwili
Goldberg usłyszała cichy dźwięk telewizora dobiegający z salonu. Zwróciła też
wreszcie uwagę na to, która jest godzina. Dochodziła 6.30. “To wcale nie tak najgorzej.”- pomyślała. Za oknem ujrzała już
pięknie świecące poranne słońce. Wzięła się za robienie kanapek i tostów.
Czuła się
zobowiązana, żeby nadrobić jakoś ten wczorajszy dzień. Miała swoje powody, żeby
zachować się tak jak zachowała, ale obietnica dla niej też była czymś ważnym.
Koło 7 posiłek był już gotowy i zaczęła zanosić wszystko do salonu.
Postanowiła, że będzie to dzień wyjątków. Przynosząc pierwsze talerze kątem oka
zauważyła, że Antosia leży na kanapie. Odstawiła rzeczy i przyjrzała się jej
dokładniej. Spała wtulona w stertę poduszek. Wróciła do kuchni nie chcąc
obudzić małej. Po chwili poczuła dłonie na swoim brzuchu. Wezbrała w niej w tej
chwili nagła fala mdłości.
-Widzę, że obie księżniczki dzisiaj wcześniej wstały.-
stwierdził opierając delikatnie głowę na jej ramieniu całując czule obojczyk.
-Jakoś dzisiaj tak wyszło.- odparła pilnując się, aby w jej
głosie było jak najwięcej ciepła. “Czy on
zawsze tak okropnie pachniał?”- puściła pytanie w eter swojego mózgu i
zaczęła intensywnie szukać odpowiedzi.
-Twoja komórka co chwile wibruje na tym stoliku w sypialni.
Chyba ktoś bardzo chce się z Tobą skontaktować.- “Chyba nawet wiem kto, ale raczej tym faktem nie będziesz zadowolony”- pomyślała.
Gawryło puścił
ją i oparł się o blat. Odetchnęła z ulgą, ale uczucie mdłości wcale jej nie
opuszczało. “A może to jakieś objawy
poczucia winy? Cholera wie.”- stwierdziła. On natomiast przyglądał się
starannie ułożonym i pokrojonym
plasterkom warzyw na talerzach i całej reszcie smakołyków stojącym mu
przed nosem. Jego żona była cholerną perfekcjonistką. Czasami go to wkurzało,
ale w takich sprawach jak gotowanie jej perfekcjonizm był wręcz idealnym
miejscem do znalezienia sobie upustu. “Dobrze,
że czasami lubi zaszaleć, bo zaczął bym się martwić, że to druga Małgorzata
Rozenek w moim domu, bez krzty luzu”- stwierdził i zaśmiał się w duchu.
-To jak jemy?- zagadnął.
- Tak. Jeśli możesz to zanieś wszystko do salonu. Sprawdzę ten
telefon i zaraz przyjdę.- odparła i pospiesznie wyszła.
Zdziwił się nieco,
ale spuścił na to zasłonę milczenia uznając, że może to coś z pracy. Ruszył
przygotowywać śniadanie i obudzić Tosię, która jak słusznie podejrzewał w
dalszym ciągu smacznie spała na kanapie, tak samo jak wcześniej, gdy widział ją
przemierzając mieszkanie w poszukiwaniu żony.
To popołudnie w Warszawie było bardzo
ciepłe. Dla Hany cały ten dzień był niezwykle gorący, nie tylko z powodu
pogody. Z Piotrem patrzyli na siebie
spode łba niemal od samego rana. Co prawda nie pokłócili się o dziwo. Jeszcze.
Ale słowo jeszcze wydaje się tutaj dość kluczowe. Napięcie między tym dwojgiem
ewidentnie rosło z każdą chwilą. Blondynka świetnie wiedziała, że mąż jest na
nią wściekły. Ba. Cały czas coraz bardziej. Uznała jednak, że woli znaleźć na
rozmowę z nim taki moment, żeby byli sami i nikt im nie przeszkadzał. Do tego
czasu postanowiła nie puszczać pary z ust, choć było to dość trudne. Piotr
zdaje się podchwycił trochę myślenie żony, bo i on mimo, że spędzili
nierozłącznie praktycznie cały dzień nie zapytał jej ani razu o nic, co wykraczało
poza to, co aktualnie robili. Wymieniali zdawkowe pytania i odpowiedzi. W miarę
możliwości unikali ze sobą nadmiernego kontaktu. Nie chcieli się wzajemnie
krzywdzić swoją obecnością, wymownie wściekłymi spojrzeniami. To była konkretna
nauka ze wszystkich wydarzeń w ich życiu. Jeśli kochasz to potrafisz skrzywdzić
najmocniej, zranić najgłębiej i Ty sam staniesz się tego ofiarą, jeśli ktoś
szczerze pokocha Ciebie.
Pół dnia spędzili w
Centrum Nauki Kopernik. Młoda Soszyńska biegała po każdym najmniejszym
zakamarku i wypróbowała każdą funkcjonujące urządzenie. Hana w połowie już
zrezygnowała z dalszego nadążania za dziewczynką. Sunęła powoli i obserwowała
jedynie jak jej mąż sam zamienia się w małego chłopca- wiernego kompana do
zabawy dla córki.
Teraz leżała na kanapie. Jak na popołudnie
było już dość późno. Obiad zjedli na mieście, więc tak na prawdę mogła sobie
pozwolić na chwilę samotności. Chociaż czy można nazwać samotnością obecność
Piotra i Antosi układających puzzle na ziemi? Z pewnością w tej chwili tak. W
spokoju zaczęła analizować swoją sytuacje na nowo. Musiała przyznać, że ten
dzień ją bardzo odprężył i jej myślenie nabrało nieco jasności.
Weszła do sypialni zatrzaskując za sobą cicho drzwi. Nie chciała, żeby
Piotr wszedł za nią, chociaż podejrzewała, że ufa jej tak bardzo, że tego nie
zrobi. Towarzyszył jej irracjonalny strach, który w połączeniu z mdłościami
stanowił dla niej niemal wybuchową mieszankę. Kobieta sięgnęła po komórkę.
Panel powiadomień pokazywał kilka połączeń i kilka smsów. Odblokowała. Było
dokładnie tak jak się spodziewała. Wszystko z tego samego numeru. wyświetliła
wiadomości. Wszystkie o podobnej treści, ale im dalej w dół zjeżdżała tym było
gorzej. Coraz więcej pojawiało się brutalności i żądania, nerwów i wściekłości.
Ostatnie z nich były już przesycone groźbami, których do końca nie rozumiała.
Wystraszyła się ich faktycznie. Rzuciła telefon na łóżko. Rozpłakała się. Nie
chciała wracać teraz do Piotra, bo zauważył by, że coś jest nie tak. Nie mogła
jednak znowu uciec. Poczekała chwilę aż się uspokoi. Gdy jej się to udało
poszła do salonu. Jej mąż właśnie zaczynał jeść i dyskutował o czymś z Tosią.
Gdy dziewczynka właśnie wygłaszała swoje racje brunet z zainteresowaniem
spojrzał na nią. Jego spojrzenie pełne dezaprobaty mówiło jedno- To nie
przejdzie. Już wtedy wiedziała, że zapowiada się chłodno- gorący dzień. Chłód w
relacjach i gorąco w napięciach.
Myślała właśnie o
tej sytuacji z rana i o całej reszcie. Nie umiała znaleźć jakiegoś złotego
środka. Cieszyła się w sumie z jednego- mdłości trochę osłabły. To raczej
kwestia tego, że trzymali się z Piotrem na dystans dzisiaj. Przysnęła. Obudziła
się, gdy za oknem już było ciemno. Spojrzała na zegarek dochodziła 22. “Pewnie już śpią.”- uznała. Chirurg
musiał szczelnie nakryć ją kocem, bo trudno było jej się spod niego odkopać, a
nie pamiętała, żeby się pod nim kładła. Mijając przedpokój zauważyła, że nie ma
butów Gawryły. Przestraszyła się. Czyżby
znowu chciał jej zgotować powtórkę z rozrywki? Zajrzała do Tosi. Mała smacznie
spała w łóżku. “Nie zostawiłby dziecka,
jeśli chciałby mnie zostawić.”- uspokoiła sama siebie. Poszła wziąć
prysznic. Ciepłe kropelki wody rozluźniły jej mięśnie. Gorąca woda była dla
niej prawdziwą terapią. Wkroczyła w końcu do sypialni. Nie chciało jej się
spać. Zapaliła lampkę nocną i postanowiła zaczekać na Piotra. Stanęła koło okna
z założonymi rękami. W międzyczasie
sprawdziła też swój telefon, który cały dzień leżał na szafce w sypialni i maila.
Wszędzie były te same, a nawet gorsze wiadomości. Niepokoiło ją to. Groźby
stały się bardziej dobitne i nie dotyczyły już tylko jej.
Zaczęła myśleć nad
tym, jak powiedzieć mężowi o tym wszystkim i od czego zacząć. Wiedziała, że
może wywiązać się z tego wielka kłótnia, ale liczyła, że ona opanuje swoją
złość wtedy i uda jej się go uspokoić. To, że Gawryło się wkurzy było dla niej
pewne.
Nie zwróciła
najmniejszej uwagi na to jak długo tak stała. Poczuła nagle na sobie czyjś
wzrok. Świdrujący. Odwróciła się. Wzrokiem mierzył ją Piotr. W dalszym ciągu
zły i zawzięty. Patrzeli sobie w oczy bez słowa.
-Gdzie byłeś? - zapytała nie wytrzymując napięcia.
-Przejść się.- odparł, chociaż chciał powiedzieć coś innego i
strzelić tekstem w stylu “Od kiedy się
martwisz?” , ale ugryzł się w język- kochała go i martwiła się i nie mógł
sobie pozwolić, żeby w to wątpić nawet jeśli był na nią wściekły. Był
identyczny.- Kupiłem przy okazji to.
Jej oczom ukazała się
paczka prezerwatyw. Przez myśl przebiegło ją, od kiedy stał się tak dosadny.
Ale uznała to za jednorazowe. Utkwiła spojrzenie w jego oczach pełnych
gwałtowności i pożądania. Przełknęła ślinę. Nie było w tej chwili szans na
żadną rozmowę. Zbliżył się do niej ściągając sweter. Stanął naprzeciw niej.
Poczuła niesamowite motyle w brzuchu. O dziwo ten zapach, który rano wydawał
jej się tak dziwacznie ohydny, teraz na nowo stał się przyjemnie pociągający.
Pocałował ją zachłannie. Oddała mu pocałunek. Pozwoliła przycisnąć się do
ściany. Przyciągnęła go mocno do siebie. Mdłości przeszły jej jak ręką odjął.
Poddała mu się. Mógł z nią zrobić wszystko. I dokładnie tak się stało.
Począwszy od pozbawienia wszelkiej garderoby poprzez finał marzeń. Było jej
idealnie. Po wszystkim zatopieni w mocnym uścisku odpłynęli w sen. Goldberg
odebrała to jako dobry prognostyk. Ale wiedziała, że rozmowa ich nie ominie...
Witajcie! Czy ktoś się spodziewał? Bo ja sama chyba nie myślałam, że jeszcze coś uda mi się tutaj napisać, a jak się okazało powstała nie tylko ta część, ale ogromna część kolejnej. Jestem ciekawa, czy ktoś tutaj jeszcze zagląda i zajrzy. Co jakiś czas pojawiały się komentarze od Was, drodzy czytelnicy i nie ukrywam, że przypominały mi o istnieniu tej historii, która jest dla mnie strasznie trudna do kontynuowania. Ale nic się nie poradzi- jesteście, chcecie czytać, więc ku podzięce i zachęcie do dalszego śledzenia losów bohaterów ta część! Miłej lektury! Wasza Agnes
Subskrybuj:
Posty (Atom)