Hana i Piotr

Hana i Piotr

czwartek, 11 lutego 2016

You & me V



        Obudziła się nad ranem. Nie wiedziała, która dokładnie godzina, ale nie chciała kolejny raz zasypiać. Tej nocy i poprzedniego wieczoru miała koszmary. Z tego też powodu zamiast wypocząć nowy dzień powitała ze stanowczo mniejszą  siła witalną.
          Leżała skulona wpatrując się w niebo. Wczoraj przepłakała samotnie niemal cały dzień. To wszystko, co wydarzyło się między nią a Radwanem wydawało jej się jak wyciągnięte z najgorszego snu. Nie umiała, a musiała sobie poradzić z tym sama. Nie chciała mówić o niczym Piotrowi. Bała się, czy nie zrobiłby czegoś głupiego. Zwłaszcza w czasie kiedy między nimi też nie mogło być jeszcze idealnie. Kolejna awantura, problemy w tak krótkim czasie były złą wróżbą. Musiała ogarnąć się jak najszybciej.
      Poczuła, że Gawryło zaczął wiercić się na łóżku. W jeden sekundzie na jej biodrze wylądowała ciężka ręka męża.
      Ogromna fala żalu zalała w tej chwili jej serce. Łzy stanęły jej w oczach. Musiała wstać. Hamując płacz delikatnie wyswobodziła się od bliskości chirurga i pospiesznie opuściła łóżko, a następnie sypialnie. Udała się do kuchni i dała upust emocjom. Nie umiała inaczej. Było dla niej to jeszcze za trudne, chociaż bardzo chciała się uporać wszystkim w swojej głowie. Za wszelką cenę nie chciała znowu skrzywdzić bruneta. Kochała go ponad wszystko i mimo wszystko potrzebowała go w swoim życiu.
       Opanowała łzy. Powoli. Po chwili uspokoiła też swój oddech. Powietrze miarowo wpływało i wypływało z jej ust. Skupiła się nad tym. Myśli, które wybiegały przez cały czas w inne rejony jej życia, teraz uciekły z jej głowy. Zastąpił je spokój. Wyłączyła się.
-Hana, już rano?- z letargu wyrwał ją cichy głosik Tosi.
        Odwróciła się w jej stronę. W progu ujrzała zaspaną dziewczynkę trącą oczy dłońmi.
         Serce podeszło jej do gardła. Patrząc na małą wszystko znowu zaczęło do niej wracać. Nie chciała zmarnować w swoim życiu już żadnej szansy, ani chwili, aby naprawić wszystko i ustabilizować swoje życie i uczucia. Zrobiła pierwszy krok. I w przenośni, i dosłownie.
-Nie, kochanie. Jest jeszcze bardzo wcześnie.- powiedziała nad wyraz dobrze kontrolując emocje i równocześnie zbliżyła się do dziewczynki kucając przy niej.
-To dlaczego nie śpisz?- padło kolejne pytanie w jej stronę.
-Wyspałam się już i nie mogłam więcej zasnąć, ale Ty możesz jeszcze iść pospać.- stwierdziła łagodnie.
-Nieee.- odpowiedziała przeciągle.- A mogę włączyć sobie bajkę na dvd?
-Możesz.- odparła Hana po dłuższym wahaniu. - Jesteś głodna?- dodała z troską głaszcząc blondyneczkę po twarzy.
- Tak!- odparła i już jej nie było.
        Po chwili Goldberg usłyszała cichy dźwięk telewizora dobiegający z salonu. Zwróciła też wreszcie uwagę na to, która jest godzina. Dochodziła 6.30. “To wcale nie tak najgorzej.”- pomyślała. Za oknem ujrzała już pięknie świecące poranne słońce. Wzięła się za robienie kanapek i tostów.
         Czuła się zobowiązana, żeby nadrobić jakoś ten wczorajszy dzień. Miała swoje powody, żeby zachować się tak jak zachowała, ale obietnica dla niej też była czymś ważnym. Koło 7 posiłek był już gotowy i zaczęła zanosić wszystko do salonu. Postanowiła, że będzie to dzień wyjątków. Przynosząc pierwsze talerze kątem oka zauważyła, że Antosia leży na kanapie. Odstawiła rzeczy i przyjrzała się jej dokładniej. Spała wtulona w stertę poduszek. Wróciła do kuchni nie chcąc obudzić małej. Po chwili poczuła dłonie na swoim brzuchu. Wezbrała w niej w tej chwili nagła fala mdłości.
-Widzę, że obie księżniczki dzisiaj wcześniej wstały.- stwierdził opierając delikatnie głowę na jej ramieniu całując czule obojczyk.
-Jakoś dzisiaj tak wyszło.- odparła pilnując się, aby w jej głosie było jak najwięcej ciepła. “Czy on zawsze tak okropnie pachniał?”- puściła pytanie w eter swojego mózgu i zaczęła intensywnie szukać odpowiedzi.
-Twoja komórka co chwile wibruje na tym stoliku w sypialni. Chyba ktoś bardzo chce się z Tobą skontaktować.- “Chyba nawet wiem kto, ale raczej tym faktem nie będziesz zadowolony”- pomyślała.
           Gawryło puścił ją i oparł się o blat. Odetchnęła z ulgą, ale uczucie mdłości wcale jej nie opuszczało. “A może to jakieś objawy poczucia winy? Cholera wie.”- stwierdziła. On natomiast przyglądał się starannie ułożonym i pokrojonym  plasterkom warzyw na talerzach i całej reszcie smakołyków stojącym mu przed nosem. Jego żona była cholerną perfekcjonistką. Czasami go to wkurzało, ale w takich sprawach jak gotowanie jej perfekcjonizm był wręcz idealnym miejscem do znalezienia sobie upustu. “Dobrze, że czasami lubi zaszaleć, bo zaczął bym się martwić, że to druga Małgorzata Rozenek w moim domu, bez krzty luzu”- stwierdził i zaśmiał się w duchu.
-To jak jemy?- zagadnął.
- Tak. Jeśli możesz to zanieś wszystko do salonu. Sprawdzę ten telefon i zaraz przyjdę.- odparła i pospiesznie wyszła.
    Zdziwił się nieco, ale spuścił na to zasłonę milczenia uznając, że może to coś z pracy. Ruszył przygotowywać śniadanie i obudzić Tosię, która jak słusznie podejrzewał w dalszym ciągu smacznie spała na kanapie, tak samo jak wcześniej, gdy widział ją przemierzając mieszkanie w poszukiwaniu żony.
     To popołudnie w Warszawie było bardzo ciepłe. Dla Hany cały ten dzień był niezwykle gorący, nie tylko z powodu pogody.  Z Piotrem patrzyli na siebie spode łba niemal od samego rana. Co prawda nie pokłócili się o dziwo. Jeszcze. Ale słowo jeszcze wydaje się tutaj dość kluczowe. Napięcie między tym dwojgiem ewidentnie rosło z każdą chwilą. Blondynka świetnie wiedziała, że mąż jest na nią wściekły. Ba. Cały czas coraz bardziej. Uznała jednak, że woli znaleźć na rozmowę z nim taki moment, żeby byli sami i nikt im nie przeszkadzał. Do tego czasu postanowiła nie puszczać pary z ust, choć było to dość trudne. Piotr zdaje się podchwycił trochę myślenie żony, bo i on mimo, że spędzili nierozłącznie praktycznie cały dzień nie zapytał jej ani razu o nic, co wykraczało poza to, co aktualnie robili. Wymieniali zdawkowe pytania i odpowiedzi. W miarę możliwości unikali ze sobą nadmiernego kontaktu. Nie chcieli się wzajemnie krzywdzić swoją obecnością, wymownie wściekłymi spojrzeniami. To była konkretna nauka ze wszystkich wydarzeń w ich życiu. Jeśli kochasz to potrafisz skrzywdzić najmocniej, zranić najgłębiej i Ty sam staniesz się tego ofiarą, jeśli ktoś szczerze pokocha Ciebie.
     Pół dnia spędzili w Centrum Nauki Kopernik. Młoda Soszyńska biegała po każdym najmniejszym zakamarku i wypróbowała każdą funkcjonujące urządzenie. Hana w połowie już zrezygnowała z dalszego nadążania za dziewczynką. Sunęła powoli i obserwowała jedynie jak jej mąż sam zamienia się w małego chłopca- wiernego kompana do zabawy dla córki.
         Teraz leżała na kanapie. Jak na popołudnie było już dość późno. Obiad zjedli na mieście, więc tak na prawdę mogła sobie pozwolić na chwilę samotności. Chociaż czy można nazwać samotnością obecność Piotra i Antosi układających puzzle na ziemi? Z pewnością w tej chwili tak. W spokoju zaczęła analizować swoją sytuacje na nowo. Musiała przyznać, że ten dzień ją bardzo odprężył i jej myślenie nabrało nieco jasności.
     Weszła do sypialni zatrzaskując za sobą cicho drzwi. Nie chciała, żeby Piotr wszedł za nią, chociaż podejrzewała, że ufa jej tak bardzo, że tego nie zrobi. Towarzyszył jej irracjonalny strach, który w połączeniu z mdłościami stanowił dla niej niemal wybuchową mieszankę. Kobieta sięgnęła po komórkę. Panel powiadomień pokazywał kilka połączeń i kilka smsów. Odblokowała. Było dokładnie tak jak się spodziewała. Wszystko z tego samego numeru. wyświetliła wiadomości. Wszystkie o podobnej treści, ale im dalej w dół zjeżdżała tym było gorzej. Coraz więcej pojawiało się brutalności i żądania, nerwów i wściekłości. Ostatnie z nich były już przesycone groźbami, których do końca nie rozumiała. Wystraszyła się ich faktycznie. Rzuciła telefon na łóżko. Rozpłakała się. Nie chciała wracać teraz do Piotra, bo zauważył by, że coś jest nie tak. Nie mogła jednak znowu uciec. Poczekała chwilę aż się uspokoi. Gdy jej się to udało poszła do salonu. Jej mąż właśnie zaczynał jeść i dyskutował o czymś z Tosią. Gdy dziewczynka właśnie wygłaszała swoje racje brunet z zainteresowaniem spojrzał na nią. Jego spojrzenie pełne dezaprobaty mówiło jedno- To nie przejdzie. Już wtedy wiedziała, że zapowiada się chłodno- gorący dzień. Chłód w relacjach i gorąco w napięciach.
       Myślała właśnie o tej sytuacji z rana i o całej reszcie. Nie umiała znaleźć jakiegoś złotego środka. Cieszyła się w sumie z jednego- mdłości trochę osłabły. To raczej kwestia tego, że trzymali się z Piotrem na dystans dzisiaj. Przysnęła. Obudziła się, gdy za oknem już było ciemno. Spojrzała na zegarek dochodziła 22. “Pewnie już śpią.”- uznała. Chirurg musiał szczelnie nakryć ją kocem, bo trudno było jej się spod niego odkopać, a nie pamiętała, żeby się pod nim kładła. Mijając przedpokój zauważyła, że nie ma butów Gawryły. Przestraszyła się.  Czyżby znowu chciał jej zgotować powtórkę z rozrywki? Zajrzała do Tosi. Mała smacznie spała w łóżku. “Nie zostawiłby dziecka, jeśli chciałby mnie zostawić.”- uspokoiła sama siebie. Poszła wziąć prysznic. Ciepłe kropelki wody rozluźniły jej mięśnie. Gorąca woda była dla niej prawdziwą terapią. Wkroczyła w końcu do sypialni. Nie chciało jej się spać. Zapaliła lampkę nocną i postanowiła zaczekać na Piotra. Stanęła koło okna z założonymi rękami.  W międzyczasie sprawdziła też swój telefon, który cały dzień leżał na szafce w sypialni i maila. Wszędzie były te same, a nawet gorsze wiadomości. Niepokoiło ją to. Groźby stały się bardziej dobitne i nie dotyczyły już tylko jej.
     Zaczęła myśleć nad tym, jak powiedzieć mężowi o tym wszystkim i od czego zacząć. Wiedziała, że może wywiązać się z tego wielka kłótnia, ale liczyła, że ona opanuje swoją złość wtedy i uda jej się go uspokoić. To, że Gawryło się wkurzy było dla niej pewne.
      Nie zwróciła najmniejszej uwagi na to jak długo tak stała. Poczuła nagle na sobie czyjś wzrok. Świdrujący. Odwróciła się. Wzrokiem mierzył ją Piotr. W dalszym ciągu zły i zawzięty. Patrzeli sobie w oczy bez słowa.
-Gdzie byłeś? - zapytała nie wytrzymując napięcia.
-Przejść się.- odparł, chociaż chciał powiedzieć coś innego i strzelić tekstem w stylu “Od kiedy się martwisz?” , ale ugryzł się w język- kochała go i martwiła się i nie mógł sobie pozwolić, żeby w to wątpić nawet jeśli był na nią wściekły. Był identyczny.- Kupiłem przy okazji to.
    Jej oczom ukazała się paczka prezerwatyw. Przez myśl przebiegło ją, od kiedy stał się tak dosadny. Ale uznała to za jednorazowe. Utkwiła spojrzenie w jego oczach pełnych gwałtowności i pożądania. Przełknęła ślinę. Nie było w tej chwili szans na żadną rozmowę. Zbliżył się do niej ściągając sweter. Stanął naprzeciw niej. Poczuła niesamowite motyle w brzuchu. O dziwo ten zapach, który rano wydawał jej się tak dziwacznie ohydny, teraz na nowo stał się przyjemnie pociągający. Pocałował ją zachłannie. Oddała mu pocałunek. Pozwoliła przycisnąć się do ściany. Przyciągnęła go mocno do siebie. Mdłości przeszły jej jak ręką odjął. Poddała mu się. Mógł z nią zrobić wszystko. I dokładnie tak się stało. Począwszy od pozbawienia wszelkiej garderoby poprzez finał marzeń. Było jej idealnie. Po wszystkim zatopieni w mocnym uścisku odpłynęli w sen. Goldberg odebrała to jako dobry prognostyk. Ale wiedziała, że rozmowa ich nie ominie...


Witajcie! Czy ktoś się spodziewał? Bo ja sama chyba nie myślałam, że jeszcze coś uda mi się tutaj napisać, a jak się okazało powstała nie tylko ta część, ale ogromna część kolejnej. Jestem ciekawa, czy ktoś tutaj jeszcze zagląda i zajrzy. Co jakiś czas pojawiały się komentarze od Was, drodzy czytelnicy i nie ukrywam, że przypominały mi o istnieniu tej historii, która jest dla mnie strasznie trudna do kontynuowania. Ale nic się nie poradzi- jesteście, chcecie czytać, więc ku podzięce i zachęcie do dalszego śledzenia losów bohaterów ta część! Miłej lektury! Wasza Agnes