Hana i Piotr

Hana i Piotr

czwartek, 4 września 2014

Pozór

Witajcie Kochani! :)
    Tak, wiem. Baardzo "cieszycie się", że to znowu ja i moje przydługaśne wywody. Mam dla Was, jeśli macie ochotę oczywiście przeczytać kolejne długie opowiadanie. :) Mam nadzieję, że będzie się Wam podobało. Liczę na Wasze opinie. :) Zapraszam też oczywiście do przeczytania i komentowania pozostałych, które są na blogu: 

http://hana-i-piotr-historia-by-agnes.blogspot.com/2014/07/blog-post.html
http://hana-i-piotr-historia-by-agnes.blogspot.com/p/gra-o-zycie.html
http://hana-i-piotr-historia-by-agnes.blogspot.com/p/magia-swiat.html

Serdecznie zapraszam! Będzie mi też niezmiernie miło, jeśli będziecie udostępniać bloga. :)

 Pisałam Wam w poprzednim poście o kolejnych planach- zapewniam biorę się za realizację. :)

A teraz UWAGA! To coś dla mnie baardzo ważnego!
      Ten tekst, który będziecie czytać poniżej, obiecałam komuś zadedykować- Komuś dla mnie baardzo ważnemu. M! Mam nadzieję, że Tym razem się nie zawiedziesz i  chociaż Tobie będzie się podobać. KC Dziewczyno Totalna obojętnie, co by się nie działo! <3 
   Wiem, że to nie idealne, ale mam nadzieję, że mimo wszystko będzie miał pozytywny oddźwięk. Wyraźnie początek odstaje od końca. Chyba spuściłam z tonu, ale obiecuję poprawę! :)  Zapraszam do czytania! :)





     Ocknął się. Otaczał go mrok. W dłoni trzymał szklankę z niedopitym whisky, w którym już dawno roztopiły się kosteczki lodu. Przetarł twarz dłonią. Chyba jednak przesadził dziś z alkoholem. Niemiłosiernie chciało mu się pić. Leniwie podniósł się z miejsca. Otarł pot spływający mu z czoła. Mieszkali w Izraelu już prawie rok, a on w dalszym ciągu nie potrafił przyzwyczaić się do duchoty i upałów, które nawet w nocy dawały się we znaki typowemu Europejczykowi.
     Po omacku ruszył w stronę kuchni w poszukiwaniu butelki wody mineralnej. Gdy stał oparty o blat łapczywie łykając zimny napój przed momentem wyciągnięty z lodówki, spojrzał przez okno. Ich domek mieścił się bezpośrednio przy plaży. Widok spokojnego Morza Śródziemnego skąpanego w blasku księżyca stwarzał jakiś magiczny nastrój. Wpatrywał się w pełną tarczę księżycową z uznaniem. Jego myśli znowu powędrowały w kierunku żony. Nie umiał pojąć, dlaczego nie powiedziała mu. Przecież to nic strasznego. Wręcz przeciwnie. Wydawało mu się, że są zgodnym małżeństwem. Stawali na szczerość. Fakt. Może on sam nie mówił jej wszystkiego, ale to akurat była kwestia fundamentalna. On sam nie potrafił przywyknąć do nowego miejsca. Nowi ludzie, inny klimat, kultura i niezrozumiały język. Nie odnajdywał się zbytnio w obecnej rzeczywistości. Starał się pracować normalnie, co nawet mu wychodziło. Chociaż bariera językowa jednak utrudniała mu to bardzo mocno. Wielokrotnie na sali, gdy operował z którymś z tutejszych chirurgów działał kompletnie nie wiedząc, co się dzieje. Współpracownicy choć życzliwi w sytuacjach podwyższonego ryzyka przechodzili niemal automatycznie z angielskiego na hebrajski. Denerwowało go to, ale nic na to nie mógł poradzić. W zasadzie nie dziwił im się skoro nieraz będąc z nimi w tej sytuacji wyrywało mu się niezbyt cenzuralne polskie słowo, którego oni nie rozumieli. Jechali na podobnym wózku.
   Westchnął głęboko. Przyjechał i znosił to wszystko dla Niej.  Ona czuła się tutaj jak ryba w wodzie. Była szczęśliwa. Wróciła do dawnych znajomych, przyjaciół. Miała blisko swoją rodzinę.  Problemy, które mieli w Polsce tam też pozostały. Jedynie tęsknił za córką. To był chyba jedyny mankament przeprowadzki, którego nie rekompensowały nawet wizyty dziewczynki przynajmniej na jeden weekend w przeciągu dwóch miesięcy.  Odstawił butelkę na blat i nie odrywał wzroku od nieba. Wszedł w głębszą analizę swojej sytuacji- tej obecnej i przyszłej. Musiał sam przed sobą przyznać, że targają nim sprzeczne uczucia. Z jednej strony ogromna radość, a z drugiej potworny strach. Nie był jednak do końca pewny, czy nie powinien takiego rozchwiania zwalić na alkohol buzujący mu w żyłach.
    Podjechała pod jeden z domków. Była już późna noc. Księżyc stał wysoko na niebie. Ani jednej chmury, która osłoniłaby ją od jego blasku. Zaparkowała standardowo przy bramie i wysiadła. Lubiła to wieczorno- nocne powietrze w Hajfie, które znała doskonale już od nastoletnich lat. Wdychała je teraz głęboko. Była zmęczona. Miała dyżur, którego ukoronowaniem był kilkugodzinny zabieg mający na celu podtrzymanie ciąży jednej z nowoprzyjętych przez nią na oddział pacjentek.  Zamknęła drzwi pilotem i leniwie ruszyła do drzwi wejściowych. Nie była pewna za bardzo, co za nimi zastanie dzisiaj. Od dłuższego czasu mijała się z Piotrem w szpitalu. Mieli dokładnie na przemian ustawione grafiki. Była z tego powodu bardzo niezadowolona. Obiecała sobie, że postara się go wprowadzić w ten świat, a to stanowczo było utrudnione. Miała świadomość, że jej mąż ma problem z tym, aby się odnaleźć, co skutkuje częstym zaglądaniem przez niego do kieliszka. Nie miała mu tego właściwie za złe. Fakt. Obawiała się zawsze, co zastanie po powrocie do domu. Nie, żeby był wobec niej agresywny, czy żeby się kłócili, gdy był w takim stanie. Wręcz przeciwnie. Gawryło reagował dokładnie odwrotnie. Był bardzo łagodny i wyciszony. Przenosił się w inny świat. Miała wrażenie, że w nim jest wszystko idealnie. Problemem było wtedy to, że nie mogła go sama dowlec do sypialni. Serce jej się krajało na samą myśl tego, jak będzie wyglądał na drugi dzień. Jego samopoczucie było wtedy okropne. Przepraszał ją zawsze i obiecywał, że więcej nie zaleje się tak w trupa bez powodu.  Powody jednak miał. Nie dziwiła mu się. Wiązała dokładnie to, co działo się w klinice z jego zachowaniem. Stąd miała pewność, że nie popadł w alkoholizm. Nie wpadał w ciąg. Poza tym czasami wystarczał mu łyk by padł jak długi. Miał słabą głowę, co zwyczajnie ją śmieszyło. Kładła się wtedy przy nim na kanapie i do rana spali na niej oboje. Nie umiała go zostawić ot tak samemu sobie. Nie była zwyczajnie na niego zła.
      Pogrążona w rozważaniach nad stanem swojego męża weszła do domu. Było ciemno tak jak zazwyczaj. Stwierdziła, że brunet już śpi, gdziekolwiek by był. Zdjęła swoje szpilki i cichaczem ruszyła w stronę kuchni. Weszła do salonu. Przeczesała wzrokiem pomieszczenie. Nie było go tam. Na fotelu wisiała jego koszulka, a na stoliku stała karafka z nietkniętym niemal trunkiem i szklaneczka z whisky. Niezły z niego alkoholik. Żeby tylko tacy na świecie byli.- zaśmiała się w myślach. Przeszła obok kanapy i z daleka widziała postać mężczyzny wspartego o szafkę kuchenną. Stał przodem zwrócony do okna. Nie mógł jej zauważyć. Oparła się o ścianę za nim obserwowała go chwilę.  Wyglądał naprawdę dobrze. Może nie był typem sportsmena, ale mimo wszystko nie można było o nim powiedzieć, że nie jest silny. Postawny brunet o mocnym, pewnym  uścisku. Dla niej filigranowej blondynki był dopełnieniem idealnym. Podeszła do niego i wtuliła się w jego plecy. Przymknęła oczy, a jej dłonie spoczęły na jego brzuchu. Poczuła, że napina mięśnie i lekko się wzdryga.
-Już jesteś.- stwierdził Piotr.
-Jestem.- odparła  nie odrywając się od niego.- Jak minął Ci dzień?
-Dobrze.- odpowiedział nieco nienaturalnym tonem.- Jak w pracy?
-W porządku. Dużo tego dzisiaj było.- musnęła wargami jego bark i dodała.- Na pewno wszystko dobrze, Piotr? Jesteś jakiś inny.  Znowu piłeś?- zadała ostatnie pytanie cicho się śmiejąc, bo znała odpowiedź.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?- odpowiedział pytaniem na pytanie.- Myślałem, że mamy być ze sobą szczerzy.
-O czym mówisz?- zmieszała się i odsunęła się na bezpieczną odległość. Nie była do końca pewna, czy nie skończy się to awanturą.
-O czymś, co wywróci nasze życie niedługo do góry nogami.- odparł niezrażony.
-Nie wiem, co masz na myśli.- odpowiedziała z nutą obojętności w głosie.- Ale jeśli już chcesz się bawić w szczerość to może zacznij od siebie? Dlaczego mi nie powiesz otwarcie, że coś jest nie tak?
-Hana nie zbijesz mnie z tropu i nie sprowadzisz tematu na mnie.- uciął stanowczo i odwrócił się w jej stronę. Patrzył na nią spokojnie i wyczekująco. Dodał.- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Pamiętaj, że razem mieszkamy.
-Piotr, ja naprawdę nie wiem o czym mówisz.- próbowała udawać oburzenie i uciekać wzrokiem.- Oskarżasz mnie o coś? Co takiego zrobiłam? O czym nie wiesz? Czego niby nie powiedziałam Ci?
-Nie wiesz o co chodzi?- zapytał chwytając ją za ramiona, na co ona chcąc nie chcąc musiała spojrzeć mu w oczy. Nie było w nich gniewu. Wręcz przeciwnie spokój i miłość.- Chcesz udawać, Hana? Chyba sama widzisz, że jedyne czego chce to, żebyś powiedziała mi to sama, a nie coś kręciła. Nie jestem zły ani nic z tych rzeczy. Chcę, żebyś to Ty mi to powiedziała.
-Ale co mam Ci powiedzieć?- niemal wybuchła. Poczuła się trochę bezradna. Nie chciała mu nic powiedzieć. Nie teraz. Nie w tej chwili, gdy sama nie miała pewności i nie wiedziała, czy chce ją mieć. Grała na zwłokę.- Możesz mnie puścić?
-Hana, proszę zlituj się. Powiedz mi.- spojrzał na nią błagalnie.
     Patrzała na niego nieobecnym wzrokiem. Co miała mu powiedzieć? Nie Piotr. Nie mam Ci nic do powiedzenia. Coś sobie ubzdurałeś i ogólnie chyba jesteś na coś chory.  lub Nic Ci teraz nie powiem. Doskonale wiedziała o co pyta. Nawet szczególnie nie starała się ukryć w łazience testów, które zrobiła jakiś czas temu. Po prostu nie wierzyła im. Uznała, że nie ma czego sprawdzać. Skoro tak długo starali się o dziecko to nie mogło ono pojawić się ot tak. Całą swoją radość i siłę wkładała teraz w karierę i nie skupiała się na temacie ciąży. Nawet jeśli przez pracę zaniedbywała w jakiś sposób męża to i tak czuła, że są szczęśliwi w takiej rodzinie, jaką tworzą. Doceniali to, że mają siebie. Wahała się, co zrobić. Stała otępiała.
-Skoro wiesz to, co ja mam Ci jeszcze powiedzieć?- stwierdziła czując jak jakaś gula rośnie jej w gardle z trudem uwalniając kolejne słowa.
-No chyba sprawdzałaś, czy to prawda.
-Nie. Nie byłam się zbadać.- odparła.
-Co? Jak to nie byłaś? Dlaczego?- pytał zaskoczony.
-Po prostu. Uznałam, że to zbędne. Przecież i tak nie jestem w ciąży. To nierealne Piotr.
-Hana, sądzisz, że trzy testy dały pozytywny wynik i wszystkie się pomyliły? Pomyśl logicznie. Sama jako ginekolog powinnaś wiedzieć, że to trzeba sprawdzić. Nie jest możliwe, żeby bez przyczyny się pomyliły nawet jeśli to nie ciąża.
-Tym lepiej, że nie zareagowałam. Jeśli to coś poważnego to chociaż jeszcze pożyję. Sam powiedziałeś, że jestem ginekologiem i wiem, co może to oznaczać, więc może przestań mnie doszkalać w mojej specjalizacji.
-Nie drwij ze mnie, Hana. Oboje dobrze wiemy, że nie musi to oznaczać, że jesteś śmiertelnie chora.
-Ale oboje też dobrze wiemy, jak to wyglądało wcześniej. Kilkadziesiąt prób, setki testów, z których jedne wskazywały dwie kreski a inne jedną. W naszym przypadku nie wierzę w cuda. Nie mogę być w ciąży, a te testy mogą równie dobrze wskazać na jakąś infekcję, z którą mój organizm sam sobie poradzi.- powiedziała patrząc mu wprost w oczy. Widziała jak ich błękit przygasa. Musiała mocno ostudzić jego zapał swoją obojętnością.- Możesz mnie już puścić?
          Nic już nie powiedział. Posłusznie rozluźnił uścisk. Kobieta natychmiast odsunęła się od niego i wyszła z kuchni. Oparł się o blat. Nie tak wyobrażał sobie tą rozmowę. Miał nadzieję, że Goldberg po prostu powie mu, że zostanie tatą i będą mogli razem cieszyć się tym dzieckiem. Ona natomiast zareagowała zupełnie inaczej. Była oschła i obojętne wobec tego. Piekielnie racjonalna. Tak jakby zamienili się dotychczasowymi rolami.  Przeanalizował dokładnie jej zachowanie. Doszedł do wniosku, że znajdzie sposób, aby poszła się zbadać. Musiał ją tylko odpowiednio podejść. Czas w tym momencie działał na jego niekorzyść. Przy aktualnym trybie życia Pani doktor maluch może sporo pocierpieć.

I
     Ranek w szpitalu zapowiadał bardzo ciężki dzień dla Piotra. Przyjechał o czasie, a na izbie zastał już grono ludzi, którzy uważali, że akurat w tym momencie jest im najbardziej potrzebna pomoc. Minął cały ten tłum i ruszył z stronę pokoju lekarskiego położonego na pierwszym piętrze.  Klinika, w której pracowali była kompleksowym prywatnym ośrodkiem ochrony zdrowia  należącym do ojczyma doktor Goldberg. Doskonale wyposażona i gustownie urządzona przypominała może bardziej coś w rodzaju przytulnego hospicjum niż typowego szpitala w Polsce. Zawsze zastanawiał się, czy to właśnie ta aura czy nowoczesny sprzęt i najnowsze metody leczenia sprawiają, że pacjenci tutaj wracają do zdrowia szybciej niż Ci chorujący w Polsce na identyczne choroby.
      Dzisiaj jednak nie miał siły na takie przemyślenia. W jego głowie cały czas układał się plan przekonania Hany do badań. Wymyślił ich od wczoraj niemal kilkadziesiąt i w każdym był jakiś szkopuł, który sprawiał, iż z góry można było spodziewać się niepowodzenia. Dodatkowo strasznie bolała go głowa i był niewyspany. Po wczorajszej wymianie zdań z żoną nie chciał pokazywać jej się na oczy, więc kolejną już noc spędził na kanapie w salonie. Swoją drogą musiał przyznać, że coraz bardziej się do tego przyzwyczajał i  spanie przy otwartych drzwiach tarasowych całkiem dobrze wpływało na odczucie ciepła.  Chłód nocy pozwalał mu odrobinę odetchnąć i pomyśleć. Jak to wszystko się uspokoi pomyślimy o zamianie sypialni z salonem stwierdził luźno. Wyjątkowo Hana też nie zawędrowała do niego w nocy. Tak jak zawsze. Musiała być bardzo zła. Tym razem jednak postanowił, że to nie on odpuści. Chciał wskrzesić w niej tą zapodzianą nadzieję i optymizm.  Przebywszy całą drogę stanął pod drzwiami gabinetu. Wszedł pewnie do środka. Było pusto. Wziął swoje rzeczy i dokumentację potrzebną do operacji zaplanowanej na dzisiejszy dzień.  Jeden z trudniejszych przypadków tutaj. Kobieta chora na raka mająca przerzutu z macicy na wątrobę i żołądek. Niby niewielkie były zmiany widoczne w tomografii, ale umieszczone w trudnych miejscach i późniejsze leczenie będzie długie. Zabieg wycięcia guzów był zaplanowany na 10.30. Wtedy też miał się spotkać z żoną. Wyjątkowo zależało mu na tym, aby to właśnie ona z nim operowała. Długo walczyli o to, aby pokazać co wspólnie potrafią zdziałać. W Polsce stanowili jednej z najlepszych teamów, a tutaj zwłaszcza Piotr bardzo ograniczał swoje umiejętności i nie mógł w pełni przedstawić swoich talentów.
      Dobiegała 10.20. Gawryło mył się przed operacją. Weszła właśnie Hana. Wyczuł, że wczorajsze napięcie bynajmniej nie zniknęło. Na szczęście też nie zwiększyło się.
-Gotowa?- zagadnął.
-Gotowa.- odparła pewnie.
      Zaczęli. Mieli pewną świadomość, że tutaj, w klinice nie pracuje żadne małżeństwo poza nimi, więc byli poniekąd na cenzurowanym i zza szyby ich pracy przygląda się co najmniej kilka osób. Oni nie rozumieli zazwyczaj jak dwójka lekarzy może stworzyć rodzinę. Część z nich zazdrościła im tego, zwłaszcza, że Hana była pasierbicą ich pracodawcy i cieszyła się specjalnymi względami, chociaż nie wykorzystywała ich.  Może szukali jakiś błędów, aby podkopać ich opinię? Może sprawdzali tylko, czy faktycznie są tak dobrymi fachowcami? Starali się nie rozpraszać.
        Czas mijał szybko. Wszystko szło dobrze. Pacjentka stabilna. Usuwali po kolei wszystkie chore fragmenty. Milczeli. Skupili się wyłącznie na powierzonym zadaniu.  Pozostał moment najtrudniejszy.
-Hana, usuwamy czy nie?
-Piotr.- zaczęła po chwili zastanowienia.- Poczekajmy na wyniki histpatu. Może jest szansa, żeby uratować macicę. Ta kobieta jest jeszcze młoda.
-Nie możemy jej tak długo trzymać na stole.  Musimy podjąć decyzję teraz.
-Nie podejmę jej.- odpowiedziała hardo patrząc mu po raz pierwszy w oczy.- Nie odbiorę tej dziewczynie szansy na zostanie matką.  To zajmie chwilę. Możemy poczekać.
-Dobry moment na odezwanie się sentymentów.- zaryzykował.
-Co masz na myśli?
-Mówisz, że nie odbierzesz jej szansy na dziecko, a tymczasem marzysz o własnym i gdy jesteś w ciąży to nie chcesz iść się zbadać. Sama odbierasz sobie swoją szansę. Gubisz się Hana.- stwierdził wykorzystując moment refleksji żony.
-Przestań. To nie miejsce i czas na takie rozmowy.- ucięła stanowczo.
-Uświadom sobie coś- odparł niezrażony.- Popatrz na to tak samo. Co powiedziałabyś jej, kiedy byłaby w takiej sytuacji jak Ty? Żeby wierzyła? Miała nadzieję? A może, żeby zrezygnowała i przestała marzyć o gruszkach na wierzbie? Że nie ma szans? Pomyśl.
-Stop!- powiedziała, gdy w jej głowie zagościły dokładnie rozmowy, które odbyła by z tą dziewczyną. Z resztą w swojej praktyce wielokrotnie już spotykała dramatami kobiet, które były w podobnej sytuacji, co ona.- Zaraz będzie wynik. Poczekamy.
       Gawryło uśmiechnął się pod nosem. Bardzo dobrze znał swoją żonę i cieszył się zwyczajnie, bo wiedział, że kobieta łatwo złapała haczyk.  Od początku wiedział, że muszą poczekać na wynik, ale wykorzystał okazję, aby zagrać nieco na jej uczuciach. Nie miał jednak zbyt dużych wyrzutów sumienia. Cel uświęcał środki. Wiedział, że nawet jeśli w tej chwili będzie trochę na niego zła to później jej przejdzie, bo zrozumie, że to dla dobra jej i dziecka.
     Po kilkudziesięciu minutach stali już przy umywalkach i myli ręce. Operacja skończyła się pomyślnie dla młodej dziewczyny. Zgodnie z przewidywaniami ginekolog udało im się uniknąć usuwania całej macicy. Pacjentkę czekało jednak jeszcze długie leczenie farmakologiczne i częste wizyty kontrolne. Oni natomiast w tej chwili milczeli. Brunet był zadowolony z siebie. Zarówno z udanego zabiegu, jak i załatwienia sprawy z żoną. Znał ją na wylot. Była skupiona. Zmarszczona brew wskazywała na to, że myśli. Był pewny, że analizowała to, co powiedział jej przy stole. Nie pominęłaby tego i nie zostawi bez echa. Była typem osoby, która zawsze reagowała, gdy coś ją głęboko uderzało, a tak było w tym wypadku. Były dla niego może trzy najbardziej prawdopodobne reakcje blondynki, na które musiał się przygotowywać. Albo Hana zrobi mu awanturę w domu i wścieknie się na całego albo przemilczy to teraz, obrazi się na dłuższy czas i porozmawiają na spokojnie przy najbliższej okazji, o co on się postara. Ewentualnie, co dla niego jest chyba najbardziej prawdopodobne, zrobi te badania dla świętego spokoju bez jego wiedzy na złość mu i powie o wszystkim dopiero po fakcie. W każdym razie każdy ze scenariuszy był dla niego korzystny. Miał nad nią pewną przewagę dzięki temu. Miał pewność, że lekarka nie zbagatelizuje tego, co jej powiedział.
-Ja już skończyłam na dzisiaj. Zostanę przypilnować stan pacjentki. Możesz spokojnie wrócić na izbę.- stwierdziła Goldberg wyrzucając do kosza maseczkę.
-Nie ma takiej potrzeby. W zasadzie też już skończyłem. Myślałem, że zabieg zajmie nam mniej czasu. Zostanę i pomogę Ci.- odparł czynią to samo, co wcześniej żona.
-Nie musisz. Może lepiej będzie, jeśli pojedziesz do domu powalczyć z problemami w jedyny znany Ci sposób?- zapytała uszczypliwie.
-Twoja ironia nie robi na mnie wrażenia żono. odpowiedział z uśmiechem.- Mam teraz większe problemy.- dodał patrząc na nią rozbawionym wzrokiem.
-Zupełnie nie wiem, jakie. Nie mówisz mi o niczym.- powiedziała chłodno nachylając się nad dokumentacją i składając na niej swój podpis.
-Naprawdę nie wiesz, co mam na myśli?- zapytał uśmiechając się cwaniacko i drugim długopisem podpisał się obok niej.- Wydaje mi się, że dokładnie wiesz, o co mi chodzi. Nawet lepiej niż ja.- dodał i pochylając się naprzeciw niej szybko musnął ją w czoło.
     Chwilę później już go nie było. Lekarka stała dalej w jednym miejscu lekko zszokowana. Starała się go jakoś zniechęcić i dać do zrozumienia, że od wczoraj jest całkowicie mu obojętna. Chciała dać mu pstryczek w nos. Tymczasem było wręcz przeciwnie. Zirytował ją na Sali. Bardzo. I nie potrafiła jakoś szczególnie tego ukryć. Najgorsze jest jednak to, że miała świadomość, że jej ukochany zwyczajnie ją wrobił. Zbyt dobrze ją znał i wiedział, w który punkt uderzyć chcą uzyskać efekt. A i tak kochała go ponad wszystko i nie umiała się na niego gniewać.
   Poza tym uświadomił jej jaką jest hipokrytką. Mówi jedno, robi drugie, a myśli jeszcze trzecie.  Pokręciła przecząco głową. Była idiotką. Totalną. Śmiała się z samej siebie, że pozwoliła sobie wjechać na ambicję, a jeszcze bardziej z tego, że jej facet zrobił to tak trafnie. Westchnęła cicho.  Może rzeczywiście miał rację?  Z uśmiechem na twarzy wyszła ze strefy zabiegowej i udała się do pokoju lekarskiego.  Cały czas śmiała w duchu z siebie, ze swojej głupoty.
II
    Rozsiadł się na kanapie pokoju lekarzy. Trzymał w ręce kubek z kawą. Dochodziła już prawie 19.30. Dobry humor nie opuszczał chirurga od czasu skończenia operacji. Odebrał już z okazji powodzenia zabiegu kilkanaście gratulacji od współpracowników. Musiał przyznać, że rzeczywiście z Haną odwalili kawał niezłej roboty. Kobieta była w dobrym stanie. Nic nie zagrażało jej życiu, jak na razie. Z zadowoleniem myślał też o tym, jak rozegrał sprawę z lekarką. Dała się ograć niczym dziecko. Trochę chciało mu się śmiać, że łyknęła to, co działo się na Sali operacyjnej. Sam też dziękował losowi, że przyszło mu to tam do głowy, bo lepszej okazji raczej nie miałby. Od tamtego czasu też mijali się na korytarzach mimo, że oboje zostali w klinice, aby przypilnować pacjentkę.  Może faktycznie nieco przesadził ze swoim zachowaniem zważywszy na okoliczności, ale po prostu musiał to wykorzystać.
    Zaczął się nieco nudzić. W zasadzie mógłby już jechać do domu, ale nie chciał jednak zostawiać Goldberg samej. Chciał, aby mogła zrobić badania jak najszybciej, gdy tylko mu to oznajmi.  Zajął się grą na telefonie i popijał spokojnie ciepły napój.  Czekał.
      Ginekolog po przebraniu się w swój kitel i ubranie zajrzała do swoich pacjentek i co jakiś czas kontrolowała OIOM.  Co chwilę zaczepiali ją inni lekarze wyrażający się z pełnym podziwem na temat umiejętności państwa Gawryło,  tak jak to oni byli tutaj tytułowani.  Była już tym zmęczona. Poza tym dalej zastanawiała się nad tym, jak porozmawiać z Piotrem. Nie miała najmniejszej ochoty na kolejną kłótnię między nimi. Nie lubiła tego napięcia, które się wtedy wytwarzała. W prywatnych relacjach było po prostu bardzo łagodna, chociaż często skryta. Ukrywała swoje wnętrze pod pozorem przebojowości i ekspresywności.  Lubiła swój dualizm w sobie, bo często łapała się na tym, że gdzieś w głębi jest równie szalona, co stonowana.
      Przed 20 wkroczyła do lekarskiego, po drodze zahaczając o swój gabinet, skąd wzięła swoje rzeczy. Tak jak myślała w pokoju zastała swojego męża. Oparła się o futrynę i przez chwilę przyglądała się mu. Bawił się telefonem i był przy tym niezwykle skupiony. W pomieszczeniu byli tylko oni. Podeszła do niego i usiadła u jego bok opierając się o niego. Zignorował ją. Spojrzała na wyświetlacz komórki.
-Nie wiedziałam, że tak bardzo pochłania Cię gra w Snacka.- stwierdziła.
-Dobry sposób na zabicie czasu, gdy problemy rozwiązują się same.- powiedział nie odrywając  wzroku od ekranu.
-Dobry żart. Rozwiązują się same.- westchnęła.
-No same, same.- powtórzył usilnie nie zwracając najmniejszej uwagi na żonę.
-Nie rozśmieszaj mnie Piotr.- rzuciła lekko zirytowana jego zachowaniem.- Nic nie rozwiązuje się samo.
-Doprawdy? zapytał niezrażony.
-Przestań się zgrywać. Myślisz, że nie wiem, że zrobiłeś to specjalnie.- powiedziała oburzona i spojrzała na niego wzrokiem typu Zamorduję Cię kiedyś, kochanie!.- Za dobrze mnie znasz. To jest nie fair, że masz na mnie taki wpływ i zawsze znajdziesz na mnie sposób, żebym zrobiła to, co chcesz.
-Ja i zgrywać? Nigdy w życiu!-  odparł w geście obronnym unosząc lekko ramiona i odłożył komórkę.-Czyli co zrobisz?
-Nooo przestań Piotr!- powiedziała przeciągle.
-No co? Chcę wiedzieć do czego niby tym razem namówiłem swoją żonę?- brnął dalej z miną niewiniątka. Chciał mieć tą minimalną satysfakcję, że jego mały podstęp się udał.
-No daj spokój.- rzuciła. Nie lubiła przyznawać mu racji.- Nie wygram?
     Mężczyzna nie odpowiedział jedynie spojrzał na nią z zawadiackim uśmiechem.
-Nooo dobra. Już nie patrz tak na mnie.- dodała.- Może masz rację. Lepiej będzie, jeśli zrobię dla świętego spokoju te badania. Przynajmniej nie będę mogła sobie nic później zarzucić.
-Mądra dziewczyna.- stwierdził ciepło się do niej uśmiechając.
-Tylko, żebyś nie był zawiedziony, że znowu nie wyszło. Robię to tylko po to, abyś mi głowy dalej tym nie zawracał.- powiedziała grożąc mu palcem.
-Jasne!- rzucił i ucałował żonę w czoło.- Ale, że wątpisz w moją siłę sprawczą to powinienem się obrazić.
-Oj przestań. Dobrze wiesz, że bardzo chciałabym, żebyś miał rację, ale rzeczywistość wyzbyła mnie ze złudzeń.- spuściła nieśmiało głowę.
-Hej! Hana! Spójrz na mnie.- chwycił jej podbródek w dwa palce i zmusił, aby spojrzała mu w oczy.- Ja cały czas wierzę, że nam się  uda. Wierzę przede wszystkim w Ciebie. Kocham Cię i najważniejsze, że jesteśmy razem. Jestem pewny, że tam w Tobie teraz rozwija się nasz maluch. Przekonasz się.
     Nie wiedziała, co powiedzieć.  Patrzyła w jego błękitne oczy jak zaczarowana. Były spokojne, wesołe. Dawał jej niesłychaną pewność. Jeszcze niedawno była tak strasznie na niego zła. Miała ochotę dać mu nauczkę, a jednym spojrzeniem rozbrajał ją. Nie umiała się na niego gniewać.  Uśmiechnęła się.
-Ja w Ciebie nie wątpię, Piotr. Wątpię w siebie. To jest różnica.- zanim zdążył odpowiedzieć pocałowała go delikatnie w usta.- Jesteś okrutny, wiesz? Tak bardzo chciałabym się porządnie na Ciebie wściec i nie potrafię. Kocham Cię. Mocno. Całego.
      Przytuliła się do niego.  Wypiął dumnie pierś i objął mocniej żonę. Naprawdę ulżyło mu, że Hana tak łatwo uległa.  Sama w głębi serca musiała jednak wierzyć w te testy, ale bała się. Potrzebowała widocznie w tym momencie jego otuchy.  Sam trochę obawiał się, że jednak nie będą mieć dziecka. Zastanawiał się, czy są w stanie przetrwać kolejny zawód. Spojrzał na nią. Lekko odpłynęła myślami. Miał wrażenie, że w tej chwili jest bardzo bezbronna. Delikatna, wrażliwa kobieta. Bał się za nią i za siebie. Przejął jej obawy. Potrzebowała ostoi. Czuł to podświadomie. To on miał być nią dla niej. W tej chwili chyba mu się to udało. Rzadko to się zdarzało. Często spóźniał się ze swoim wsparciem. Miał tego pełną świadomość, nawet, gdy blondynka twierdziła, że jest inaczej. Była dla niego bardzo wyrozumiała. Wiele wybaczała. Dziwił się jej, ale to motywowało go do zmian. Starał się dla niej. Teraz będzie musiał wziąć pełną odpowiedzialność za nią i ich dziecko. Obiecał sobie, że od teraz nie będzie mógł jej zawieść. Nie skrzywdzi ani jej, ani maleństwa.
-Daj mi się napić.- z zamyślenia wyrwał go jej głos.
-Zostaw!- powiedział odruchowo odsuwając od niej kubek z zimną kawą, który trzymał w ręku.- Nie możesz pić kawy.
-Piotr, proszę. Chce mi się pić. Łyk kawy nie zaszkodzi dziecku nawet jeśli jestem w ciąży.
-Nie ma mowy. Wystarczająco dużo jej piłaś w ostatnim czasie. Od dziś prowadzisz zdrowy tryb życia i ja tego dopilnuję.
-Dobrze tatusiu!- powiedziała wystawiając język.
  -Kochanie, nie śmiej się. Mówię serio.- stwierdził wstając . Nalał jej wody do kubka i podał.- Przynajmniej do czasu aż się nie dowiemy.
-Ja już nic nie mówię.- stwierdziła kręcąc głową w głębi duszy zaimponował jej swoją troską. Tęskniła za właśnie takim Piotrem- opiekuńczym.
Ponownie przysiadł przy niej i objął. Teraz była już  w pełni pewna, że ułoży im się. Ten rok tutaj, chociaż wprowadził lekki zamęt w ich relacjach, doprowadził do szczęśliwego zakończenia. Była dumna z męża. Czuła, że wrócił do niej ten Piotr, którego poznała i pokochała- opiekuńczy, kochający, męski.
-Pani doktor! Pilne wezwanie do pacjentki doktora Rheinbauma.- intymną chwilę bliskości przerwała brutalnie pielęgniarka.
-Już idę.- powiedziała odruchowo Hana i wstała. Zwróciła się do bruneta.- Jedź do domu. Załatwię to w miarę szybko i też wracam.
-Poczekam na Ciebie.
-Nie ma sensu. I tak jesteśmy dwoma samochodami. powiedziała i dodała z uśmiechem.- Poza tym liczę na jakaś smaczną kolację i ciepłą kąpiel.
-Oj Hana, Hana.- pokręcił głową.
     Nachyliła się do niego i musnęła szybko jego wargi. Rzuciła szybkie Pa i opuściła pokój. Zaśmiał się w duchu. Dopił swój napój i odstawił kubek. Przebrał się szybko i wyszedł ze szpitala. Chciał zrobić swojej kobiecie małą niespodziankę. Musiał się pospieszyć.

III
     Morska bryza drażniła przyjemnie twarz chirurga.  Był już późny wieczór. Ściemniło się. Siedział na kocu rozłożonym na ich niewielkim fragmencie plaży wpatrzony w izraelskie niebo spowite niezliczoną ilością gwiazd. Podobnie, jak poprzedniego wieczora morze oświetlał blask księżyca.  Czekał na nią. Liczył na to, że faktycznie wróci z kliniki krótko po nim. Tymczasem nie było jej już przeszło trzy godziny.  Towarzyszyło mu dziwne uczucie niepokoju. Kątem oka obserwował stopiony już  w dużej części wosk z wysokich świec, które rozstawił w pobliżu.
    Kiedy przyjechali do Izraela Hana opowiadała mu jak właśnie tęskni za takim swobodnym przesiadywaniem na plaży do później nocy.  Robiła to już od czasów wczesnej młodości. To była jej metoda odpoczynku, czas rozważań. Czerpała energię z natury, która ją otaczała. Uspokajał ją szum morza. Podmuchy wiatru łagodziły jej uczucia.   Czuła się niesamowicie odprężona. Wolna od problemów.  Musiał przyznać, że rozumiał ją świetnie. Przymknął oczy. Oddychał głęboko.   
-Piotr.-usłyszał znajomy głos.
-Ooo. Jesteś już.-stwierdził uśmiechając się i przecierając dłonią oczy.
-Trochę się przedłużyło. Ale Ty widzę nie próżnowałeś.-dodała.
-Pamiętałem, że chciałaś....
-Widzę.-przerwała mu i usiadła tuż obok niego na kocu.
-Pójdę po wodę.-rzucił wstając.
-Zostań, proszę-odparła szybko i spojrzała mu w oczy zdeterminowana.
      Nie odpowiedział słowem. Został. Usiadł za nią i mocno przytulił. Oparła sie o niego praktycznie cała. W milczeniu przesiedzieli dobrych kilkanaście minut.
-Piotr? -zapytała nie odrywając wzroku od nieba.
-Mhm?
-Zostałam dłużej w szpitalu nie tylko ze względu na pacjenta. Zrobiłam też te badania.
-I jak?- spytał nieco niepewnie.
-Będziemy rodzicami.-powiedziała uśmiechnięta odchylając się tak by móc spojrzeć mu w oczy.
-A mówiłem.-odparł zadowolony pękając  z dumy.
-Noo miałeś rację.- stwierdziła i w tym  Piotr pocałował ją czule w usta.
     Całowali się wyjątkowo długo. Piotr leniwie pogłębiał pieszczotę. Drażnił się z nią. Dziką przyjemność sprawiało mu , gdy jego żona dawała mu się tak prowokować. Z resztą i dla niej była to frajda. Dowód dla obojga, że uczucie, pożądanie nie gasło w nich ani trochę. Wsunął dłonie pod jej koszulę i delikatnie gładził płaski jeszcze brzuch.  Muskając jej skórę wyczuwał delikatne dreszcze, które przechodziły przez jej ciało. Ustami zjechał na jej szyję. Przymknęła oczy. Było jej cholernie dobrze.
-Sprawdźmy Twoją pamięć, kochanie.-rzekła wstając. Tym razem ona postanowiła nieco podrażnić się z nim. Wstała i powoli zaczęła rozpinać guziki od spodnia, które wylądowały na piasku tuż obok niej. Następnie zajęła się guziczkami koszuli. Ponownie się odezwała.-Pamiętasz może co jeszcze chciałam, abyśmy zrobili?
      Nie odpowiedział. Zaśmiał się pod nosem. Wiedział bardzo dobrze, co blondynka miała w tym momencie na myśli. Stanął tuż obok niej z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Pokiwała głową i rzuciła w bok koszulę. Obdarzyła męża wyzywającym spojrzeniem.
-Skoro pamiętasz to może...-przerwała przybierając bardziej zalotny tembr głosu.- Wprowadzimy to w czyn, bo możemy już nie mieć tak dogodnej okazji?
       Milczał jak zaklęty, a z jego twarzy nie znikał uśmiech. W ślad za Haną zaczął zdejmować z siebie ubrania. Goldberg pozbyła się swojej bielizny i w skupieniu obserwowała Piotra. Oddychała głęboko świdrując silne ramiona i tors męża.  Zbliżyła się  do niego, gdy stał już zupełnie nagi. Stanęła na palcach i pocałowała w usta.  Szybko i namiętnie. Spuściła głowę zadowolona z siebie i puściła się pędem w stronę morza. Pobiegł za nią. Zanurzyli się w wodzie. Przepłynęli kawałek. Wypłynęła na powierzchnię. Przeczesała ręką mokre włosy. Powiewy wiatru przyjemnie przyprawiały ją o gęsią skórkę. Chwilę później dołączył do niej Gawryło. Przyciągnął ją do siebie. Odgarnął z jej twarzy kosmyki, które przykleiły się do jej policzków. Lubiła tą magiczną atmosferę nocy spędzonej pod gwiazdami. Pogładziła jego pierś. Oświetlony w blasku księżyca wyglądał jeszcze przystojniej niż zawsze. Pocałował ją dosadnie. Pogłębił pieszczotę kolejny raz tego wieczora drażniąc jej podniebienie. Ich języki toczyły niespieszną wojnę. Woda morska, choć ciepła, w tej chwili studziła ich rozgrzane ciała. Co chwile uderzały w nich delikatne fale wzburzonego morza. Było to jednak nic w porównaniu z buzującą w ich żyłach krwią. Przyciągnął ją maksymalnie do siebie. Zachłannie muskała jego wargi. Czuła jak brunet zsuwa swoja dłonie coraz niżej, wzdłuż jej kręgosłupa. Po chwili wylądowała na jego biodrach. Mocno obejmowała jego szyję i obdarowywała ją pocałunkami. Trzymał ją mocno przy sobie i ruszył w stronę brzegu.
       Kilkanaście minut później leżeli na kocu. Bez sił, bez tchu, ale szczęśliwi. Leżała całą sobą na nim. Nie miała ochoty podnieść się z niego. Obejmował ją ramieniem, a drugi podłożył pod głowę. Patrzyli w gwiazdy. Gładził powoli jej biodro. Hana wpatrywała się natomiast w księżyc, który w oddali łączył się ze swoim odbiciem w wodzie. Mocniej przytuliła policzek do jego torsu. Palcami muskała jego brzuch. Byli sami. Chcieli wykorzystać maksymalnie ten moment intymności. Brakowało im chyba właśnie czegoś takiego. Uczucia między nimi nie opadły z siły, ale ich życie było rutyną od pewnego momentu. Brakowało żaru , gdy okazywali sobie uczucia.
-Piotr wiesz, że nasze życie się zmieni. Trochę się tego boję.-wyznała szeptem.
-Wiem. Ja też się boję. Dziecko, przy którym będę od początku. Nasze pierwsze dziecko. To będzie wyzwanie.
-Ogromne.-zgodziła się.-Tak pomyślałam. Może... Wrócimy do Polski?
IV
    Tydzień minął im dość szybko. W ich życiu zapanował ład. Wspólnie doszli do wniosku, że pomysł powrotu jest idealny. Lepiej będzie jeśli maluch będzie pod ich opieką tam niż tutaj, zwłaszcza, że wróciliby do Leśnej Góry. Będą mogli tam liczyć na pomoc przyjaciół i rodziny Gawryły. Państwo Goldberg mimo wszystko oboje pracują, więc nie mieli by większej możliwości, aby ich czasami odciążyć. Do Warszawy mieli lecieć przed Bożym Narodzeniem. Zaplanowali, że w weekend wybiorą się do rodziców lekarki. Chcieli im przekazać nowiny w bardziej oficjalny sposób. W piątek krótko przed zakończeniem dyżuru ginekolog zajrzała do gabinetu ojczyma. Porozmawiali krótko i umówili się sobotni obiad. Wychodząc w drzwiach minęła się z wysokim, dość przystojnym i mocno umięśnionym mężczyzną. Wyglądał na dość bogatego. Przywitał się z nią i uśmiechnął się czarująco. Mógł podobać się kobietom. Jednak na jej palcu błyszczała już obrączka, która była symbolem miłości jej i Piotra. Nieznajomy jednak nie miał prawa jej zauważyć. Miała nieodparte wrażenie, że skądś kojarzy jego twarz. Przystanęła, gdy drzwi gabinetu pana Goldberg zamknęły się za owym mężczyzną. Zadzwonił jej telefon. Odebrała. Zza drzwi dało usłyszeć się podniesione głosy. Nie przysłuchiwała się zbytnio kłótni. Nie chciała wnikać o co może chodzić. Doszła do wniosku, że może zapytać o to następnego dnia. Była pewna, że jeśli Aaron będzie mieć jakiś problem to się z tym jutro podzieli.
     Rodzice Hany mieszkali niedaleko nich. Postanowili, więc zrezygnować z podróży samochodem na rzecz spaceru. Muszą się nacieszyć ciepłem Izraela, bo nie wiadomo, kiedy znowu tutaj przyjadą. Gdy dochodzili już do posiadłości rodziców lekarki zobaczyła wychodzącego z nie faceta. Tego samego, z którym jej ojczym kłócił się dzień wcześniej. Wsiadł do sportowego, czarnego Mercedesa zaparkowanego na podjeździe i odjechał. Musiał być zdenerwowany, gdyż ruszył gwałtownie i pomknął ulicą szybko znikając za zakrętem. Podświadomość podpowiedziała jej, że ten facet nie jest przyjacielem ich rodziny, a jego pojawienie może sprowadzić nań kłopoty.
     Nie myliła się. Już w drzwiach można było wyczuć nerwową atmosferę. Matka ginekolog bez słowa wprowadziła ich do salonu, gdzie przez telefon silnie wzburzony rozmawiał jej ojczym. Oboje z Piotrem patrzeli na siebie zdezorientowani. Atmosfera była bardzo nerwowa. Aaron krzyczał na swojego rozmówcę. Hana rozumiejąca hebrajski nie nadążała za słowami starszego mężczyzny. Wyłapała jedynie, że chodzi o spłatę jakiegoś długu, że to ważne i coś o jakimś Ryanie. Gawryło przysiadł na kanapie i miejsce obok niego zajęła teściowa. Blondynka z założonymi rękoma oparła się o stół.
-O jaki dług chodzi?- zapytała bez ogródek, gdy mężczyzna skończył rozmawiać.
   Aaron ciężko opadł na krzesło stojące obok niej. Chwilę zastanawiał się, co ma odpowiedzieć. Mierzył wzrokiem otoczenie.
-Kiedy tworzyłem klinikę to fundusze do niej włożył mój przyjaciel.- zaczął- Miał przez to połowę udziałów. Kilka lat później potrzebował pieniędzy na wykończenie domu. Nam powodziło się całkiem dobrze, więc postanowiłem mu pożyczyć. Zachorował, ciężko i postanowił, że w zamian za te pieniądze odda mi swoje udziały. Podpisaliśmy wszystkie dokumenty itd. Przez wszystkie lata wszystko było ok. Myślałem, że nie ma żadnego problemu. Niedawno przyszedł do mnie jego syn. Pojawił się po śmierci Ariela i próbuje mnie szantażować, że odbierze mi klinikę, bo bezprawnie jego zdaniem odebrałem udziały jego ojcu. Nie wiem, co z tym zrobić.
-A ma powody do tego, aby mógł to zrobić?- zapytał Piotr, który jako jedyny patrzał na sytuację trochę z boku.
-Przyniósł dokumenty, z których wynika, że rzeczywiście na konto Ariela nie trafiła cała kwota.
-Masz pewność, czy te papiery są prawdziwe?- kontynuował Gawryło.
-Wygląda na to, że tak. Mój prawnik też stara się sprawdzić ich autentyczność.
-Czyli nie jest kolorowo. Co chcesz z tym zrobić?- włączyła się Hana, która do tej pory jedynie analizowała sytuację.
-Nie wiem.
-Najgorsze jest to, że on chce zmusić do ślubu jedną z Was.-dopowiedziała matka lekarki, po której widać było .
-Jak to zmusić jedną z Nas do ślubu?- zapytała zdezorientowana ginekolog.
-Powiedział, że odpuści pozew, jeśli w zamian za to jedna z Was zostanie jego żoną. W praktyce oznacza to, że i tak przejmie klinikę. Tylko później i będzie mógł mieć roszczenia wobec Was po mojej śmierci.
-To jakiś absurd. Przecież on nie może tego zrobić.- rzuciła oburzona blondynka.
-Najwidoczniej może i to wykorzystuje.- stwierdził skruszony mężczyzna.-Ale nie przejmujcie się. Z różnych opresji już , wiec z tym też sobie poradzimy.
     Atmosfera po tym stwierdzeniu trochę się rozluźniła. Kilkanaście minut później zasiedli do obiadu. Po nim małżeństwo oznajmiło rodzicom dziewczyny, że zostaną dziadkami. Mama Hany nawet nie kryła wzruszenia. Wyściskała córkę i zięcia. Była naprawdę szczęśliwa, że wreszcie im się układa. Znała całą historię ich związku. Hana zasadniczo nigdy nie była nazbyt wylewna wobec niej, dlatego poniekąd czuła, że odzyskiwała na nowo swoje dziecko. Była z niej w pełni dumna. Ojczym Goldberg również. Cieszył się mocno, że mógł obserwować i pomagać w wychowaniu tak dobrej dziewczyny, a teraz widzieć, że jest rzeczywiście spełniona. Humorów nie zepsuła im nawet informacja, że małżonkowie zdecydowali się na powrót do Polski. Popołudnie zleciało im bardzo szybko. Gawryło z żoną wrócili do domu dość późnym wieczorem. Lekarka po szybkim prysznicu zasiadła na tarasie. Z głowy nie wychodziła jej sytuacja jej rodziców. Martwiła się, czy uda im się to załagodzić. Poza tym sama była udziałowcem kliniki, więc facet może chcieć też czegoś od niej. Myślała nad rozwiązaniem tej sprawy.
-A co Ty taka zamyślona?- jej uszu dobiegł głos męża.- Znając Ciebie martwisz się tym gościem.
-Dokładnie. Chciałabym im jakoś pomóc to rozwiązać.-powiedziała czując obejmujące ją ramiona bruneta.
-Wiesz byłoby to łatwe do załatwienia, gdyby ten facet chciał wziąć np kasę. Można by go było spłacić i tyle.
-Otóż to. Wiem, że moich rodziców nie stać na proces, a znowu zmuszenie, którejś z moich sióstr do ślubu z nim po prostu mija się z czymkolwiek.
-Masz rację, ale i tak trzeba poczekać, czy rzeczywiście to wszystko jest prawdą.
-Mam nadzieję, że ten facet tylko blefuje.
     Pocałował ją w głowę. Oparła się o niego mocniej. Po krótkiej chwili zmorzył ją sen. Była bardzo zmęczona.
     V
      Dni zaczęły im mijać spokojnie. Piotr zajął się załatwieniem spraw w Warszawie, a Hana skupiła się na zobowiązaniach, które mieli tutaj. Czuła się bardzo dobrze. Póki co nie dawały o sobie znać żadne objawy ciążowe. Maluch też rozwijał się dobrze. Od wydarzeń związanych z synem Ariela minęło trochę ponad tydzień. Facet ani razu nie pojawił się w klinice ani w jej rodzinnym domu.
     Była środa. Dochodziła już 15. Miała do uzupełnienia jeszcze ostatnią dokumentację. Nawet nie zauważyła, że od dłuższej chwili ktoś oprócz niej jest jeszcze w gabinecie. Wzdrygnęła się nieco, gdy poczuła dłonie na swojej szyi.
-Piotr, ładnie to się tak tutaj zakradać.-zapytała męża, którego perfumy poznałaby wszędzie.
-Tylko i wyłącznie, dlatego że uwielbiam robić Ci niespodzianki.-odparł szarmancko-Dużo Ci jeszcze zostało? Chciałbym Cię już porwać do domu.
-Jeszcze ostatni podpis i skończone.-odpowiedziała z przymkniętymi oczyma odchylając głowę nieco w tył.
     Chirurg wykorzystał chwilę rozluźnienia ukochanej i skradł jej całusa. Była to rzadkość u nich akurat tutaj. Nie pozwalali sobie na okazywanie uczuć w pracy. Ich współpracownicy niezbyt przychylnie na to patrzą.
       Wtem usłyszeli głośne pukanie do drzwi. Równocześnie obrócili się w ich stronę. Do pomieszczenia wszedł Aaron. Nie krył wściekłości.
-Nie uwierzycie.- stwierdził patrząc na parę i napotkał ich pytające spojrzenia. Kontynuował.- Dostałem pismo od prawnika syna Ariela.
-Co w nim jest?- zapytał przytomnie Gawryło.
-W poniedziałek ma trafić pozew do sądu. Chyba, że przystanę na warunki ugody, które rzekomo przedstawił mi podczas ostatniej rozmowy.
-On ugodą nazywa ten szantaż, z którym był u Was w domu? Chyba kpi.-podsumowała lekarka.
-Nie wiem Hana. Nie mam pojęcia, co robić.
-Może jedź do domu i zadzwoń po Waszego prawnika. Ja z Piotrem do was zajedziemy.-zaproponowała Hana.
       Tak też zrobili. Ojczym lekarki opuścił klinikę kilkanaście minut później. Tuż po nim oni. Zarówno w samochodzie, jak i u rodziców dziewczyny toczyły się burzliwe dyskusje na temat tej patowej sytuacji. Nie umieli jednak znaleźć mądrego wyjścia. Przegadali całe popołudnie. Jedyne czego się dowiedzieli to to, że nie będą wstanie nic zdziałać jeśli pozew trafi do sądu. Musieliby znaleźć jakiś sposób, aby to opóźnić do czasu otrzymania ekspertyzy potwierdzającej autentyczność. Ginekolog wraz z mężem wrócili do domu dopiero w okolicach północy. Cały czas dziewczyna analizowała w myślach różne rozwiązania.
-Piotr chyba coś wymyśliłam.-stwierdziła, gdy leżeli już w łóżku.
-Co to za pomysł?
-Przystańmy na jego warunki przynajmniej do czasu, gdy okaże się, czy rzeczywiście jest się czym martwić. Opóźni się złożenie pozwu.
-Masz na myśli ten ślub?
-Tak. Tylko problem jest taki, że moje młodsze siostry nie mogą tego zrobić.-stwierdziła siadając na łóżku i przyglądała się mężowi badawczo.
-Czy Ty w tym momencie usiłujesz mi powiedzieć, że chcesz się podłożyć? No Ty chyba zwariowałaś!- powiedział zdenerwowany.
-Ale Piotr popatrz. To jest jedyne wyjście, żeby ten facet na razie odpuścił.
-Sądzisz, że dobrowolnie pozwolę, aby obcy gościu dobierał się do mojej żony?
-Wiesz dobrze, że nie pozwolę, aby przekroczyło to pewne granice. Poza tym to nie potrwa długo.
-Ja chyba oszalałem, że się na to godzę.-odparł zrezygnowany widząc determinację w jej oczach. Przetarł twarz dłonią.-Ale pamiętaj, że ja mu obiję twarz jeśli coś Ci zrobi.
-Domyślam się, kochanie. Dziękuję. Wszystko zorganizujemy razem. Mamy mało czasu.
   Usiadła na nim okrakiem i pocałowała.
-Mam nadzieję, że wiesz na co się piszemy.-dopowiedział i przyciągnął ukochaną do siebie. Chciał się nią nacieszyć, bo nie wiadomo, kiedy będzie mieć ku temu kolejną okazję.
Następnego dnia wszystko ustalili z rodzicami lekarki. Podobnie jak Gawryło nie byli do końca zadowoleni z decyzji córki, bo woleli ich w to nie mieszać, ale wszyscy musieli przyznać, że nic mądrzejszego nie można w tej chwili wymyślić. Pani doktor zgodnie z planem przeprowadziła się do rodziców, a następnego dnia poznała Aljasza. Nie zrobił na niej jednak zbyt dobrego wrażenia. Rozbierał ją swoim spojrzeniem, ewidentnie czując się zbyt swobodnie wobec niej. Już miała go dość i w głowie przeklinała się za ten pomysł na odciągnięcie sądu. Plus tego, że okazało się to skuteczne.
     Czas zaczął umykać im w zastraszającym tempie. Objawy ciążowe zaczęły się nasilać i z pewnością Aljasz będzie musiał coś zauważyć. Dla niej cudem było i tak to, że nie dowiedział się o Piotrze. Dzięki pracy w jednej klinice widywali się codziennie. Widziała, że Gawryle w tej sytuacji było bardzo ciężko. Chodził mocno przygnębiony. Starał się maksymalnie wykorzystać czas, który mieli dla siebie właśnie za murami szpitala, których nie przekraczał Ajlasz. Często podczas nocnych dyżurów spotykali się sam na sam w jego lub w jej gabinecie. Zamykali się na klucz, aby nikt nie naruszył tej ważnych dla nich chwil intymności. Snuli cały czas plany na przyszłość. Brunet cały czas starał się ukryć swój brak entuzjazmu. Miał może nieco wyrzuty sumienia w tej całej sytuacji, bo powinien Hanie nie pozwalać na to, aby męczyła się tym dupkiem. Do tego nie mówiła mu na pewno wszystkiego. Gdyby wiedział, że ma racje z pewnością cała intryga okazałaby się fiaskiem. Hana dla jego własnego dobra przemilczała, że młody Szewach najzwyczajniej w świecie chciał zaciągnąć ją do łóżka. Dobierał się do niej. Całował. Próbował rozebrać. Lekarka miała pełną świadomość, że wpadła mu w oko. Nie krył tego, że obcowanie akurat z nią a nie z inną z jej sióstr sprawia mu przyjemność. Zaczęła się go nawet obawiać, bo miewał napady zazdrości. Wychodzili do restauracji. Nocnych klubów unikała jak ognia. Cieszyła się nawet, że na rękę było mu zostawanie w domu niż wieczorne wychodzenie. Nie musiała wymyślać wymówek, dlaczego nie chce tam iść.
          Z upływem czasu coraz trudniej było jej udawać, że jest zadowolona. Stwierdzili, że łatwiej będzie jeśli uwierzy w czyste chęci wyjścia za mąż i odciągnięcie w czasie będzie bardziej skuteczne. Po miesiącu Aljasz zaczął poważnie na nią naciskać i czynić pierwsze kroki w kierunku ślubu. Prawnik państwa Goldberg czekał na ostatnie dokumenty. Jednak sytuacji nie poprawiał fakt, że wszystko póki co wskazywało, że Szewach rzeczywiście ma podstawy do roszczeń. Nie mogli znaleźć planu awaryjnego. Do tej pory miała praktycznie codzienny kontakt z mężem i rodzicami, ale odkąd zmuszona była przeprowadzić się do fikcyjnego narzeczonego uległo to zmianie. Kontrolował ją niemal na każdym kroku. Sprawdzał komórkę i maile. Bardzo uważała. Przez co jej kontakt z Piotrem ograniczył się właśnie do spotkań w klinice.
      Tego dnia też się umówili. Gawryło miał mieć nocny dyżur. Ona pod identycznym pretekstem miała do niego dojechać z domu, choć w rzeczywistości miała wolne. Czekała na niego w swoim gabinecie. Był już późny wieczór. Siedziała skulona na kozetce. Nie zapaliła nawet światła. Przymknęła oczy i odwróciła twarz do ściany. Łzy swobodnie raz po raz skapywały jej po policzku. Nie hamowała ich. Lekkie dreszcze przechodziły przez jej ciało. Po dłuższym czasie poczuła dłonie-jedną na biodrze, a drugą głaszczącą jej głowę.
-Hana wszystko ok?- usłyszała kojący głos męża.
    Nieśmiało odwróciła się w jego stronę. Wyglądała źle. Podkrążone oczy i rozmazany od łez makijaż był niczym w porównaniu z rozbitą wargą i siniakami na rękach.
-Ten sukinsyn Cię pobił?- zapytał wściekle. Uzyskując potwierdzającą odpowiedź kontynuował w podobnym tonie.-Zabiję gnoja!
      Ścisnął dłonie w pięści. Spuścił głowę chcąc opanować emocje. Odetchnął głęboko. Podniósł wzrok. Spojrzał w jej zaszklone oczy. Nie miał prawa jej obwiniać. Pocałował ją w czoło.
-Zrobisz mi USG?- spytała nieśmiało pociągając nosem.
-Zrobię. Połóż się.
      Posłusznie wykonała wszystkie polecenia męża. Kilkanaście minut później leżała w niego wtulona. Była już spokojna. W pełni. Z maleństwem było ok. A tego właśnie obawiała się najbardziej. Młody Szewach był wobec niej bardzo agresywny.
-Piotr, on wie.-zaczęła nieobecna myślami lekarka.
-Co wie?-
-Że jesteśmy małżeństwem i że jestem z Tobą w ciąży. Wściekł się.
-I dlatego Cie pobił.
-Nie tylko dlatego. On ma świadomość, że mój związek z nim to fikcja tylko po to, aby opóźnić proces. Groził mi.
-Czym?
-Powiedział, że jeśli się z Tobą nie rozwiodę to zniszczy Ciebie i moją rodzinę.
-Chyba mu w to nie wierzysz?
-Nie wiem. Kazał mi Cię zwolnić z kliniki i zmusić do powrotu do Polski po rozwodzie.
-On chyba śni sądząc, że mu na to pozwolę. Nie boję sie go i nie pozwolę zrobić  więcej krzywdy Tobie ani Twoim rodzicom. 
-Co z tym zrobimy?
-Dobre pytanie.-dodał po chwili zastanowienia.-Rozmawiałem dzisiaj z Twoim ojczymem i jego prawnikiem.
-Czego się dowiedziałeś?
-Udało mu się skompletować wszystkie dokumenty.
-I jak?- drążyła zniecierpliwiona.
-To jest prawda. Aljasz może żądać od Was pieniędzy, zwrotu udziałów a nawet w ramach rekompensaty przejąć pełną kontrolę nad kliniką.
-To jest kpina. Nie wierzę w to.- zdenerwowana podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała mu w oczy.
-Obiecuję Ci, że coś wymyślę tylko się nie denerwuj.- odparł i również usiadł przytulając ją do siebie.-Wiesz dobrze, że mamy dziwne życie, ale z gorszych opresji wychodziliśmy wspólnie obronną ręką.
-Wiem, ale boję się, bo nie mamy żadnego planu.
-Nie martw się tym. Sprawdzę możliwości i Wasz prawnik też coś doradzi.
          Położył się ponownie ciągnąc z sobą blondynkę. Serce miała pełne obaw. Poza tym nie wiedziała, co powiedzieć Szewachowi. Miała jednak to szczęście, że po powrocie do domu miała go w nim nie zastać. Wyjechał na dwa dni w sprawach służbowych. W tym czasie ona miała spełnić jego żądania. Takie było ultimatum, o którym nie wspomniała Piotrowi. Tą noc spędzili wyjątkowo spokojnie. Gawryło mimo wszystko miał dobry humor. Cieszył się, że praktycznie wszystko wyszło na jaw, bo nie będą musieli dłużej tego ciągnąć. Pozostał tylko problem jak pozbyć się tego dupka, ale dla Piotra był to już pikuś. Ograniczą tą szopkę już do minimum. Będą mogli zająć się swoim powrotem do Polski.
Cały następny dzień praktycznie też spędzili wspólnie. Rozstali się z ogromnym bólem serca następnego wieczora. Zaryzykowali. Doszli do wniosku, że nikt im nic nie zrobi. Nawet jeśli dali przez to argument Szewachowi  Piotr obiecał Hanie, że jeśli ten będzie chciał jej znowu coś zrobić to zjawi się u nich i obije mu twarz. Praktycznie po odwiezieniu żony Gawryło zaczął działać. Skonsultował się z adwokatem rodziców Goldberg, a następnie porozmawiał z kilkoma przyjaciółmi, którzy zajmują się w Polsce takimi sprawami. Myślał intensywnie nad tym całą noc. Udało mu się wpaść na jakieś rozwiązanie. Musiał zaryzykować, bo mogło się to okazać jedynym wyjściem z tej sytuacji. Wysłał nad ranem wiadomość do ginekolog i przedstawił jej pokrótce plan. Załatwił też niezbędne formalności. Zasnął, gdy już za oknem świtało. Wszystko miało zacząć się popołudniu.
      Do kliniki dotarł przed 14. Na parkingu zauważył dobrze znanego sobie Mercedesa należącego do niby narzeczonego swojej żony. Zawsze śmiał się z tego określenia.  Spotkał się z pielęgniarką, która miała pomóc im zrealizować plan. Następnie poszedł jak gdyby nigdy nic do bufetu. Zastał tam Szewacha. Zaszył się, więc w rogu i obserwował go uważnie. Kilka minut później dostał sms i wyszedł pospiesznie z pomieszczenia. Gawryło dopił swoją kawę i również je opuścił.
     Stanął przed drzwiami gabinetu. Starał się przybrać neutralny wyraz twarzy. To wszystko go śmieszyło, a już najbardziej fakt, że sam to wymyślił. Ale jak to mówią-cel uświęca środki. Dla Hany i jej dobra jest w stanie zrobić wszystko, nawet jeśli to mega głupie, szalone, niebezpieczne czy dla któregoś z nich bolesne. Zależy mu na niej, i tylko dlatego bierze udział jeszcze w tym teatrzyku-sam mając na niego czynny wpływ. Był jednak pewny, że sposób na pozbycie się Szewacha  z ich życia jest skuteczny. Zapukał do gabinetu i spokojnie wszedł.
-Byliśmy umówieni?- zapytał na wstępie Hanę siedzącą za biurkiem.
      Przy oknie stał Aljasz mierząc bruneta od stóp do głów badawczym spojrzeniem.  Nie zrobił sobie z tego nic. Tak naprawdę była to ich pierwsza konfrontacja bezpośrednia. Do tej pory jeszcze się nie widzieli.
-Tak, tak. Siadaj.-rzuciła i poczekała aż usiądzie naprzeciw niej. Zawiesiła wzrok na jego oczach-pełne ciepła, czułości. Radosne. Cholernie jej tego brakowało.- Piotr,  nie wiem od czego zacząć.
-Najlepiej od początku.- stwierdził opierając się wygodniej na krześle krzyżując mięśnie na wysokości klatki piersiowej.
-Piotr musimy się rozstać.
-Słucham?- zapytał zdziwiony.
-Nie kocham Cię Piotr. Za dużo stało się między nami. Nie jestem już taka jaką mnie poznałeś.  Twój brak wsparcia jeszcze w Polsce sprawił, że już Ci nie ufam. Zawiodłam się na Tobie bardzo mocno.-mówiąc to zbierały jej się w oczach łzy, a głos łamał się.
     Mówiła szczerze. To, co czuła, co bolało ją długi czas i nie umiała mu tego wyznać wcześniej nie chcąc go krzywdzić. Teraz miała ku temu okazję. Zależało jej na nim i chciała, aby wiedział. Miała nadzieję, że zrozumie. Postawi się w jej sytuacji. Tym bardziej, że on ma świadomość tego, iż pod względem wylewności dobrali się identycznie. Duszą wiele spraw w sobie i przelewa się to później na całokształt ich życia. Kłótnie, sprzeczki, utarczki były częste i później dręczyły ich wyrzuty sumienia. Ciężko im było sobie wiele wytłumaczyć. Teraz, kiedy coś, a właściwie ktoś staje między nimi mają taką możliwość. Paradoksalna sytuacja. Stara się ułożyć swoje relacje z mężem, a za chwile będzie musiała znowu zagrać przed nim. Była pewna swoich uczuć i nie odpuści. Dla niego, dla dziecka, dla siebie. Miała świadomość, że zadała mu ból. Na dowód miała jego wyraz twarzy-wyrażający więcej niż słowa.
-Nie potrafię być z człowiekiem, który nie jest wobec mnie szczery i mnie nie rozumie. To jest oszukiwanie i siebie i jego. Przykro mi Piotr. Przepraszam Cię za wszystko. Lepiej będzie jeśli się rozstaniemy. Oboje będziemy szczęśliwsi. -kończyła nawet na niego nie patrząc.
     Powiedziała może za dużo. Może przesadziła ze szczerością. Może nie powinna mu tego mówić, a już na pewno nie w takich okolicznościach, ale będzie lepiej jeśli będzie wiedział. Da mu pole do decyzji, czy dalej chce z nią być. Muszą być z sobą szczerzy, a akurat to po jej powrocie do niego po ucieczce do Izraela przemilczała aż do teraz.
     Siedział lekko zszokowany takim obrotem sprawy. Nie wiedział za bardzo jak się zachować, co powiedzieć. Był pewny, że druga część jej wypowiedzi była kłamstwem, ale pierwsza bardzo go uderzyła. Zabolała. Bardzo mocno. Zachował jednak zimną krew, chociaż niewątpliwie go to podłamało.
-Naprawdę chcesz sie rozstać? Zostawić mnie dla niego?- kiwnął w stronę Szewacha.- A nasze plany? Nasz przyszłość? To nie ma znaczenia? Nieważne jest nasze dziecko?
-Nie słyszałeś, co powiedziała? Nie kocha Cię, więc sobie odpuść te gadkę. Ona jest zdecydowana i będzie ze mną szczęśliwa.-wtrącił się Ajlasz zaskakując oboje płynną, czystą polszczyzną.- Podpisz te dokumenty i znikaj z naszego życia.
-Nie wtrącaj się lepiej.-rzucił w jego stronę wściekły Gawryło. Spojrzał na nią. Oboje byli zaskoczeni przebiegiem tej rozmowy.- Rozmawiam ze swoją żoną, nie z Tobą.
-Piotr on ma rację.-szła w zaparte z drżącym sercem.- Podpisz te papiery i pozwól mi odejść.
-To boli Hana po tym wszystkim, co razem przeszliśmy. Nie wierzę, że chcesz to tak przekreślić. Kocham Cię i chcę, żebyś była szczęśliwa nie będę Cię ograniczać. Podpiszę to.
-Przykro mi. Naprawdę. - dodała skruszona.- Jest coś jeszcze. Oprócz dokumentów rozwodowych mam jeszcze dla Ciebie zwolnienie z kliniki za porozumieniem stron. Oczywiście będziesz mógł widywać się z dzieckiem.
-Z chęcią też je podpisze. Nie będę patrzeć jak marnujesz sobie życie.
     Bez mrugnięcia okiem złożył swoje podpisy w odpowiednich miejscach. Patrzył na nią rozżalonym wzrokiem. Nie było tak jak być miało. Zgarnęła wszystko do teczki.  Ajlasz zbliżył się do niej z wyrazem zwycięstwa na twarzy. Pocałował ją. Gawryłę ukuła zazdrość. Pospiesznie pożegnał się i wyszedł. Przemierzył korytarze i wyszedł na zewnątrz. Usiadł na ławce w pobliżu samochodu. Nie umiał się uspokoić. Sytuacja go przerosła. Poniosło go bardzo mocno. Nie spodziewał się, że Hana akurat ten argument wyciągnie. Myślał, że już jej przeszło, ale chyba tak nie było. Skotłowało się w niej. Wróciły do niego wspomnienia i uczucia z tamtego czasu. Nie rozumiał jej wtedy. Ona może trochę nie rozumiała jego. Niby to ona uciekła od problemu. Był na nią zły, ale to było pokłosie jego zachowania. Nie umiał z nią rozmawiać. Postawić się w jej sytuacji, więc oddalali się od siebie. Oboje udawali, że jest ok, chociaż tak naprawdę nie było. Próbował z nią rozmawiać tłumaczyć, ale nie powinien stawiać ją przed czymś, co wyglądało jak atak na nią, jej uczucia i potrzeby. Chyba trochę myślał, że coś przysłoniło jej zdolność racjonalnego myślenia. Tymczasem ją po prostu to przerosło. Presja z otoczenia i ta wewnętrzna mocno ją zblokowała, a postawa najbliższych z nim na czele doprowadziła do tego, że straciła siłę, przygasła. Wyrzucał sobie, że obiecał jej wsparcie, a stawiał ją pod ścianą. Ona z pewnością wiedziała, że może na niego liczyć, ale gdy próbowała jakoś z nim porozmawiać to reagował alergicznie. Była zraniona i zrażona. Musiała to w sobie odbudować. To wiedział i nie musiała o tym mówić. Wybaczył jej tą ucieczkę. Zrozumiała błędy, a on swoje. Żałował jedynie, że dopiero w takich okolicznościach musiał usłyszeć to w twarz. Widocznie krążyło to cały czas w jej głowie i musiała to w końcu powiedzieć. Jednak mocno zabolało. Bardzo. Włączył telefon dostał wiadomość. Od Hany.
"Piotr. Wiesz dobrze, że musiałam to powiedzieć, chociaż wiedziałam, że zaboli to i Ciebie i mnie. Proszę uważaj na siebie. Kocham Cię. Pamiętaj o tym. Musimy później o tym wszystkim porozmawiać. H".
    Nie za bardzo wiedział, co zrobić. Nie odpisał. Przeczytał tą wiadomość kilka razy. Pewny był tego, że doprowadzi tą sprawę do końca. Później będzie martwił się resztą. Po chwili przyszła kolejna wiadomość.
-Trzeba zacząć działać.-szepnął i skierował się dok samochodu.
    Odjechał spod kliniki z piskiem opon.
VI
      Od czasu ostatniej wizyty Piotra w klinice minęły już prawie trzy dni. Wtedy też ostatni raz miała kontakt z ukochanym. Widziała, że był na nią cholernie wściekły. Miała wyrzuty sumienia. Zamiast wywlekać ich rzeczywiste problemy mogła wymyślić coś mniej bolesnego dla ich obojga, ale wtedy Szewach mógłby nie uwierzyć. W tej sytuacji stało się lepiej, że Piotr się o wszystkim dowiedział. Nie będą już musieli więcej udawać. Wierzyła, że Gawryło ją zrozumie i złość mu przeszła. Martwiła się i tęskniła, a nie dawał znaku życia. Trzymała się planu. Oznajmiła Aljaszowi, że wraca do rodziców do czasu rozwodu. Niby nie chciał się zgodzić, ale argument, że przy rozwodzie, jeśli okaże się, że ona już kogoś ma to  Piotr może przejąć jej udziały w klinice, był bardzo skuteczny. Tym bardziej, że poparty jej urokiem osobistym. Tym sposobem siedziała w swoim starym pokoju. Lubiła samotnie przesiadywać na parapecie przy otwartym oknie czując wszystkie podmuchy powietrza. Jej prawa dłoń spoczywała swobodnie na brzuchu. Zastanawiała się nad przyszłością. Wpatrywała się w żółtą teczkę z niedawno podpisanymi przez Piotra dokumentami. Czekała sama chyba do końca nie wiedziała na co. Miała nadzieję, że to wszystko po prostu już się skończy i znowu znajdzie się w ramionach męża, a tymczasem była umówiona z młodym Szewachem. Zauważyła, że podjechał i wszedł do domu. Już miała schodzić, gdy spostrzegła dobrze znany samochód, który właśnie miał wjeżdżać w bramę. Myślała, że chyba serce wyskoczy jej z piersi. Chwyciła w ręce teczkę i pobiegła w dół. Pod schodach do wyjścia z domu. Aljasz stał już na podjeździe i czekał aż niespodziewany gość opuści samochód. Minęła go i biegła dalej. Próbował zatrzymać ja krzykiem. Piotr widząc biegnącą żonę wysiadł. Wpadła mu w ramiona. Szczęśliwa, stęskniona. Pieprzyła to, że Ajlasz na to patrzy. Pocałowała go. Uniósł ją ostrożnie w górę i obkręcił dookoła.
-Cieszę się, że jesteś.-wyszeptała z uśmiechem na twarzy.
-Nie sam.- odparł tajemniczo.
   Chwycił żonę za rękę i poprowadził do drzwi od strony pasażera. Otworzył je i wyszła młoda dziewczyna. Ładna. Podobna do Szewacha.
-Nie przywitasz się z siostrą, Ajlasz?- rzuciła nieznajoma.
-Właśnie. Przyjechała tyle drogi, żeby załatwić sprawy po śmierci ojca, a Ty się z nią nawet nie przywitasz? W sumie się nie dziwię, skoro się jej wyparłeś. Na szczęście pomogłem jej już to i owo zrobić.
-Jak mogłeś ich szantażować? Nawet nie wiesz, ile oni pomogli ojcu. Jesteś draniem. Nie dziwię się, że ojciec Cię wydziedziczył.
-A skoro wydziedziczył to nie masz prawa niczego od nas żądać. W takiej sytuacji będzie lepiej, jeśli stąd pójdziesz, bo może skończyć się to nieprzyjemnie.- podsumował triumfalnie Piotr.
-Pożałujecie jeszcze tego.-odparł zdenerwowany.
-Dziękuję, że się zgodziłaś.- powiedziała Goldberg.
-Nie ma za co. Ojciec nigdy by nie pozwolił na to, aby za tyle dobra, które od Was otrzymał stałby się wam coś przykrego. Muszę już wracać. Dziękuję wam za wszystko. Pozdrów rodziców Hana.
-To my jesteśmy Twoimi dłużnikami. Mam nadzieję, że te pieniądze pomogą Twojemu synkowi.-stwierdził chirurg.
-Na pewno. Pa!
    Pożegnali się z nią i zajęli się sobą. W pierwszej kolejności zniszczyli teczkę. Nie będzie im ona już potrzebna. Następnie postanowili wszystko sobie wyjaśnić. To była kolejna już sytuacja, która uświadomiła im, że się kochali. Wyjaśnili sobie niedomówienia. Podzielili się swoimi obawami, żalami, wzajemnymi pretensjami i problemami. Zajęło  im to sporo czasu. Było trudne, bolesne, ale szczere i potrzebne.
      Z powrotu Piotra cieszyli się ogromnie rodzice kobiety. Byli mu ogromnie wdzięczni i dumni z takiego zięcia. Ulżyło im. Bali się, że jednak coś pójdzie nie tak, ale jednak się udało.
       Od tamtych wydarzeń życie państwa Gawryło nabrało nowego wymiaru. Skupili się na ciąży i wrócili do Polski. Czas im przyspieszył. Wszystko im się układało. Szło swoim torem. Z maluchem było wszystko w porządku i oboje wrócili do Leśnej Góry. Była już końcówka kwietnia. Termin porodu zbliżał się nieubłaganie. Hana z Piotrem nie przypuszczali nawet, że przez cały ten czas byli obserwowani. Nie inaczej było tym razem. Stali akurat na poboczu. Gawryło kończył zmieniać koło. Wkładał właśnie lewarek i klucz do bagażnika, gdy poczuł silny cios w tył głowy. Upadł bezwładnie na ziemię. Nie stracił przytomności, mimo, że zanim odzyskał względną świadomość to napastnik zdążył już odjechać samochodem i jego skarbami w środku.
      Kilka minut minęło zanim odzyskał siły na tyle, aby wstać. Bolała go głowa. Usłyszał głuchy trzask. Odruchowo pobiegł w stronę, z której dobiegał. Zgadzała się ona z tą, w którą zabrano Hanę. Gdy dotarł do zakrętu nie wierzył własnym oczom. Ich Toyota wylądowała na drzewie, w rowie. Zapomniał kompletnie, że cokolwiek go boli i pobiegł co sił w to miejsce. Chciał stamtąd wyciągnąć żonę. Znalazł się tuż obok niej. Była jeszcze przytomna. Patrzała na niego załzawionymi oczyma.
-Ratuj nasze dziecko Piotr.-po tych słowach zamknęła oczy.
    Nie poruszyła się. Na oko jej stan był ciężki. Miał nadzieję, że maleństwu nic się nie stało. Gorzej na pewno od kobiety wyglądał porywacz. Przyjrzał się jego twarzy. Znał ją bardzo dobrze. Podszedł do niego. Nie żył. Bez większych wyrzutów sumienia wrócił do żony. Po chwili zjawiło się pogotowie. Zabrali ich do Leśnej Góry. Tam na Piotra czekały długie godziny oczekiwań. Bał się, że coś jej się stanie. Prosto z OIOMu zabrali ją na blok. Następne kilka godzin po operacji czuwał przy jej łóżku na pooperacyjnej.  Obudził się nad ranem. Był jednak w gabinecie lekarskim przykryty kocem. Dochodziła 5.  Przetarł oczy palcami i wstał. Postanowił zajrzeć do Goldberg.
      Gdy doszedł do drzwi sali pooperacyjnej stanął jak słup soli. Wszedł po cichu do środka i przysiadł na jej łóżku. Na jej piersiach leżała ich córka. Nakrywała ją swoją zdrową dłonią i tuliła do siebie. Musiała przysnąć przy karmieniu. Pogłaskał małą po główce i ucałował ją w czoło. Obudziła się i spojrzała na niego pogodnie.
-Już nie śpisz?- zapytała.
-Już nie. Kiedy się wybudziłaś?
-W nocy. Nie chciałam, żeby Cię budzili.
-Cieszę się, że nic Wam nie jest.
      Uśmiechnęła się na jego słowa. Pocałowali się. W milczeniu obserwowali córeczkę.
-Piotr, co z Szewachem?
-Zginął na miejscu.
-Przynajmniej już nam nic nie zrobi.- stwierdziła kiwając głową.
-Nie pozwolę, żeby Wam się coś stało.
-Wierzę Ci. Ufam.- odparła.
     Kilka dni później Hana wróciła do domu. Razem z córą. Dziewczyna była mocno poobijana. Cudem było jednak to, że miała jedynie złamaną rękę. Przez to większość obowiązków rodzicielskich musiał przejąć Piotr. Nie obyło się przy tym bez śmiechu, zwłaszcza gdy mała miała kolkę, wymiotowała albo trzeba ją było przebrać. Ciężko było jej się pohamować obserwując jego poczynania. Mężczyzna starał się jak mógł. Musiała z dumą stwierdzić, że spełniły się jej marzenia. Toczyła życie u boku ukochanego mężczyzny wraz z wymarzoną pociechą w otoczeniu przyjaciół. Teraz musiała tylko wrócić do pełnej sprawności po wypadku, by móc dalej pracować jako lekarz. Nic więcej nie było jej potrzeba. Dla niej było idealnie, mimo drobnych kłótni i upadków. Wszystkie pokonywali wspólnie-prawdą, szczerością i kompromisem.