Tak, wiem. Baardzo "cieszycie się", że to znowu ja i moje przydługaśne wywody. Mam dla Was, jeśli macie ochotę oczywiście przeczytać kolejne długie opowiadanie. :) Mam nadzieję, że będzie się Wam podobało. Liczę na Wasze opinie. :) Zapraszam też oczywiście do przeczytania i komentowania pozostałych, które są na blogu:
http://hana-i-piotr-historia-by-agnes.blogspot.com/2014/07/blog-post.html
http://hana-i-piotr-historia-by-agnes.blogspot.com/p/gra-o-zycie.html
http://hana-i-piotr-historia-by-agnes.blogspot.com/p/magia-swiat.html
Serdecznie zapraszam! Będzie mi też niezmiernie miło, jeśli będziecie udostępniać bloga. :)
Pisałam Wam w poprzednim poście o kolejnych planach- zapewniam biorę się za realizację. :)
A teraz UWAGA! To coś dla mnie baardzo ważnego!
Ten tekst, który będziecie czytać poniżej, obiecałam komuś zadedykować- Komuś dla mnie baardzo ważnemu. M! Mam nadzieję, że Tym razem się nie zawiedziesz i chociaż Tobie będzie się podobać. KC Dziewczyno Totalna obojętnie, co by się nie działo! <3
Wiem, że to nie idealne, ale mam nadzieję, że mimo wszystko będzie miał pozytywny oddźwięk. Wyraźnie początek odstaje od końca. Chyba spuściłam z tonu, ale obiecuję poprawę! :) Zapraszam do czytania! :)
Ocknął
się. Otaczał go mrok. W dłoni trzymał
szklankę z niedopitym whisky, w którym już dawno roztopiły się
kosteczki lodu. Przetarł twarz dłonią. Chyba jednak przesadził
dziś z alkoholem. Niemiłosiernie chciało mu się
pić. Leniwie podniósł się z miejsca. Otarł pot spływający
mu z czoła. Mieszkali w Izraelu już prawie rok, a on w dalszym ciągu
nie potrafił przyzwyczaić się do duchoty i upałów, które
nawet w nocy dawały się we znaki typowemu Europejczykowi.
Po omacku ruszył
w stronę kuchni w poszukiwaniu butelki wody mineralnej. Gdy stał
oparty o blat łapczywie łykając zimny napój przed
momentem wyciągnięty z lodówki, spojrzał przez okno.
Ich domek mieścił się bezpośrednio przy plaży. Widok
spokojnego Morza Śródziemnego skąpanego w
blasku księżyca stwarzał jakiś magiczny nastrój. Wpatrywał
się w pełną tarczę księżycową z uznaniem. Jego myśli
znowu powędrowały w kierunku żony. Nie umiał
pojąć, dlaczego nie powiedziała mu. Przecież to nic
strasznego. Wręcz przeciwnie. Wydawało mu się, że są zgodnym małżeństwem.
Stawali na szczerość. Fakt. Może on sam nie mówił
jej wszystkiego, ale to akurat była kwestia fundamentalna. On sam nie
potrafił przywyknąć do nowego miejsca. Nowi ludzie, inny
klimat, kultura i niezrozumiały język. Nie odnajdywał
się zbytnio w obecnej rzeczywistości. Starał się pracować normalnie, co nawet mu wychodziło.
Chociaż bariera językowa jednak utrudniała
mu to bardzo mocno. Wielokrotnie na sali, gdy operował z którymś
z tutejszych chirurgów działał kompletnie nie wiedząc,
co się dzieje. Współpracownicy choć życzliwi
w sytuacjach podwyższonego ryzyka przechodzili niemal
automatycznie z angielskiego na hebrajski. Denerwowało go to, ale
nic na to nie mógł poradzić. W zasadzie nie dziwił
im się skoro nieraz będąc z nimi w tej sytuacji wyrywało
mu się niezbyt cenzuralne polskie słowo, którego oni nie rozumieli. Jechali na
podobnym wózku.
Westchnął
głęboko.
Przyjechał i znosił to wszystko dla Niej. Ona czuła się tutaj jak ryba w wodzie. Była
szczęśliwa. Wróciła do dawnych znajomych, przyjaciół.
Miała blisko swoją rodzinę.
Problemy, które mieli w Polsce tam też
pozostały. Jedynie tęsknił za córką. To był chyba jedyny mankament przeprowadzki,
którego nie rekompensowały nawet wizyty dziewczynki przynajmniej
na jeden weekend w przeciągu dwóch miesięcy.
Odstawił butelkę na blat i nie odrywał
wzroku od nieba. Wszedł w głębszą analizę swojej sytuacji- tej obecnej i przyszłej.
Musiał sam przed sobą przyznać, że targają nim sprzeczne uczucia. Z jednej strony
ogromna radość, a z drugiej potworny strach. Nie był jednak do końca
pewny, czy nie powinien takiego rozchwiania zwalić na alkohol buzujący mu w żyłach.
Podjechała
pod jeden z domków. Była już późna noc. Księżyc stał
wysoko na niebie. Ani jednej chmury, która osłoniłaby ją od jego blasku. Zaparkowała
standardowo przy bramie i wysiadła. Lubiła to wieczorno- nocne powietrze w
Hajfie, które znała doskonale już od
nastoletnich lat. Wdychała je teraz głęboko. Była
zmęczona. Miała dyżur, którego ukoronowaniem był
kilkugodzinny zabieg mający na celu podtrzymanie ciąży
jednej z nowoprzyjętych przez nią na oddział
pacjentek. Zamknęła drzwi
pilotem i leniwie ruszyła do drzwi wejściowych. Nie
była pewna za bardzo, co za nimi zastanie dzisiaj. Od dłuższego
czasu mijała się z Piotrem w szpitalu. Mieli dokładnie
na przemian ustawione grafiki. Była z tego powodu bardzo niezadowolona.
Obiecała sobie, że postara się go wprowadzić
w ten świat, a to stanowczo było utrudnione. Miała świadomość,
że
jej mąż ma problem z tym, aby się odnaleźć, co skutkuje częstym zaglądaniem
przez niego do kieliszka. Nie miała mu tego właściwie
za złe. Fakt. Obawiała się zawsze, co zastanie po powrocie do
domu. Nie, żeby był wobec niej agresywny, czy żeby
się kłócili, gdy był w takim
stanie. Wręcz przeciwnie. Gawryło reagował dokładnie odwrotnie. Był
bardzo łagodny i wyciszony. Przenosił się w inny świat. Miała wrażenie, że w nim jest wszystko idealnie.
Problemem było wtedy to, że nie mogła go sama dowlec do sypialni. Serce jej
się krajało na samą myśl tego, jak będzie wyglądał
na drugi dzień. Jego samopoczucie było wtedy okropne. Przepraszał
ją
zawsze i obiecywał, że więcej nie zaleje się tak w trupa
bez powodu. Powody jednak miał.
Nie dziwiła mu się. Wiązała dokładnie to, co działo się
w klinice z jego zachowaniem. Stąd miała pewność, że nie popadł w alkoholizm.
Nie wpadał w ciąg. Poza tym czasami wystarczał
mu łyk by padł jak długi. Miał słabą głowę, co zwyczajnie ją śmieszyło.
Kładła
się wtedy przy nim na kanapie i do rana spali na niej oboje. Nie
umiała go zostawić ot tak samemu sobie. Nie była
zwyczajnie na niego zła.
Pogrążona
w rozważaniach nad stanem swojego męża weszła do domu. Było ciemno tak
jak zazwyczaj. Stwierdziła, że brunet już śpi,
gdziekolwiek by był. Zdjęła swoje szpilki i cichaczem ruszyła
w stronę kuchni. Weszła do salonu. Przeczesała
wzrokiem pomieszczenie. Nie było go tam. Na fotelu wisiała
jego koszulka, a na stoliku stała karafka z nietkniętym
niemal trunkiem i szklaneczka z whisky. „Niezły z niego alkoholik. Żeby
tylko tacy na świecie byli.”- zaśmiała się w myślach. Przeszła obok kanapy
i z daleka widziała postać mężczyzny wspartego o szafkę
kuchenną. Stał przodem zwrócony do okna.
Nie mógł jej zauważyć. Oparła się o ścianę za nim obserwowała go chwilę. Wyglądał naprawdę dobrze. Może nie był
typem sportsmena, ale mimo wszystko nie można było o nim powiedzieć, że
nie jest silny. Postawny brunet o mocnym, pewnym uścisku. Dla niej filigranowej blondynki
był dopełnieniem idealnym. Podeszła
do niego i wtuliła się w jego plecy. Przymknęła
oczy, a jej dłonie spoczęły na jego brzuchu. Poczuła,
że
napina mięśnie i lekko się wzdryga.
-Już jesteś.- stwierdził Piotr.
-Jestem.- odparła
nie odrywając się od niego.- Jak minął
Ci dzień?
-Dobrze.- odpowiedział nieco nienaturalnym tonem.- Jak w
pracy?
-W porządku. Dużo tego dzisiaj było.- musnęła
wargami jego bark i dodała.- Na pewno wszystko dobrze, Piotr?
Jesteś jakiś inny.
Znowu piłeś?- zadała ostatnie pytanie cicho się
śmiejąc,
bo znała odpowiedź.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?- odpowiedział pytaniem na
pytanie.- Myślałem, że mamy być ze sobą szczerzy.
-O czym mówisz?- zmieszała się
i odsunęła się na bezpieczną odległość.
Nie była do końca pewna, czy nie skończy
się to awanturą.
-O czymś, co wywróci nasze życie niedługo do góry nogami.- odparł niezrażony.
-Nie wiem, co masz na myśli.- odpowiedziała z nutą
obojętności w głosie.- Ale jeśli już
chcesz się bawić w szczerość to może zacznij od siebie? Dlaczego mi nie
powiesz otwarcie, że coś jest nie tak?
-Hana nie zbijesz mnie z tropu i nie sprowadzisz tematu na
mnie.- uciął stanowczo i odwrócił się w jej stronę. Patrzył
na nią spokojnie i wyczekująco. Dodał.- Nie udawaj, że nie wiesz o
co chodzi. Pamiętaj, że razem mieszkamy.
-Piotr, ja naprawdę nie wiem o czym mówisz.-
próbowała udawać oburzenie i uciekać
wzrokiem.- Oskarżasz mnie o coś? Co takiego zrobiłam?
O czym nie wiesz? Czego niby nie powiedziałam Ci?
-Nie wiesz o co chodzi?- zapytał chwytając
ją
za ramiona, na co ona chcąc nie chcąc musiała spojrzeć mu w oczy. Nie było
w nich gniewu. Wręcz przeciwnie spokój i miłość.- Chcesz udawać, Hana? Chyba
sama widzisz, że jedyne czego chce to, żebyś powiedziała mi to sama, a nie coś
kręciła. Nie jestem zły ani nic z
tych rzeczy. Chcę, żebyś to Ty mi to powiedziała.
-Ale co mam Ci powiedzieć?- niemal wybuchła. Poczuła
się trochę bezradna. Nie chciała
mu nic powiedzieć. Nie teraz. Nie w tej chwili, gdy sama nie miała
pewności i nie wiedziała, czy chce ją mieć.
Grała na zwłokę.- Możesz mnie puścić?
-Hana, proszę zlituj się. Powiedz mi.- spojrzał
na nią błagalnie.
Patrzała
na niego nieobecnym wzrokiem. Co miała mu powiedzieć? „Nie
Piotr. Nie mam Ci nic do powiedzenia. Coś sobie ubzdurałeś
i ogólnie chyba jesteś na coś chory.”
lub „Nic Ci teraz nie powiem.” Doskonale wiedziała
o co pyta. Nawet szczególnie nie starała się
ukryć w łazience testów, które
zrobiła jakiś czas temu. Po prostu nie wierzyła
im. Uznała, że nie ma czego sprawdzać.
Skoro tak długo starali się o dziecko to nie mogło
ono pojawić się ot tak. Całą swoją
radość i siłę wkładała teraz w karierę i nie skupiała
się na temacie ciąży. Nawet jeśli przez pracę
zaniedbywała w jakiś sposób męża to i tak czuła, że
są
szczęśliwi w takiej rodzinie, jaką tworzą. Doceniali to, że mają
siebie. Wahała się, co zrobić. Stała otępiała.
-Skoro wiesz to, co ja mam Ci jeszcze powiedzieć?-
stwierdziła czując jak jakaś gula rośnie jej w gardle z trudem uwalniając
kolejne słowa.
-No chyba sprawdzałaś, czy to prawda.
-Nie. Nie byłam się zbadać.- odparła.
-Co? Jak to nie byłaś? Dlaczego?- pytał zaskoczony.
-Po prostu. Uznałam, że to zbędne. Przecież i tak nie
jestem w ciąży. To nierealne Piotr.
-Hana, sądzisz, że trzy testy dały pozytywny
wynik i wszystkie się pomyliły? Pomyśl logicznie. Sama jako ginekolog powinnaś
wiedzieć, że to trzeba sprawdzić.
Nie jest możliwe, żeby bez przyczyny się
pomyliły nawet jeśli to nie ciąża.
-Tym lepiej, że nie zareagowałam. Jeśli
to coś poważnego to chociaż jeszcze pożyję.
Sam powiedziałeś, że jestem ginekologiem i wiem, co może
to oznaczać, więc może przestań mnie doszkalać w mojej
specjalizacji.
-Nie drwij ze mnie, Hana. Oboje dobrze wiemy, że
nie musi to oznaczać, że jesteś śmiertelnie chora.
-Ale oboje też dobrze wiemy, jak to wyglądało
wcześniej. Kilkadziesiąt prób, setki testów, z których
jedne wskazywały dwie kreski a inne jedną. W naszym przypadku nie wierzę
w cuda. Nie mogę być w ciąży, a te testy mogą
równie
dobrze wskazać na jakąś infekcję, z którą mój organizm sam sobie poradzi.- powiedziała
patrząc mu wprost w oczy. Widziała jak ich błękit przygasa.
Musiała mocno ostudzić jego zapał swoją obojętnością.- Możesz mnie już puścić?
Nic już
nie powiedział. Posłusznie rozluźnił
uścisk.
Kobieta natychmiast odsunęła się od niego i wyszła z kuchni.
Oparł się o blat. Nie tak wyobrażał
sobie tą rozmowę. Miał nadzieję, że Goldberg po prostu powie mu, że
zostanie tatą i będą mogli razem cieszyć
się tym dzieckiem. Ona natomiast zareagowała zupełnie
inaczej. Była oschła i obojętne wobec tego. Piekielnie racjonalna.
Tak jakby zamienili się dotychczasowymi rolami. Przeanalizował dokładnie jej zachowanie. Doszedł
do wniosku, że znajdzie sposób, aby poszła się
zbadać. Musiał ją tylko odpowiednio podejść.
Czas w tym momencie działał na jego niekorzyść. Przy
aktualnym trybie życia Pani doktor maluch może sporo pocierpieć.
I
Ranek w szpitalu
zapowiadał bardzo ciężki dzień dla Piotra. Przyjechał
o czasie, a na izbie zastał już grono ludzi, którzy uważali,
że
akurat w tym momencie jest im najbardziej potrzebna pomoc. Minął
cały ten tłum i ruszył z stronę pokoju lekarskiego położonego
na pierwszym piętrze. Klinika, w której
pracowali była kompleksowym prywatnym ośrodkiem ochrony zdrowia należącym do ojczyma doktor Goldberg.
Doskonale wyposażona i gustownie urządzona przypominała może
bardziej coś w rodzaju przytulnego hospicjum niż typowego
szpitala w Polsce. Zawsze zastanawiał się, czy to właśnie ta aura czy nowoczesny sprzęt
i najnowsze metody leczenia sprawiają, że pacjenci tutaj wracają
do zdrowia szybciej niż Ci chorujący w Polsce na identyczne choroby.
Dzisiaj jednak
nie miał siły na takie przemyślenia. W jego
głowie
cały czas układał się plan przekonania Hany do badań.
Wymyślił ich od wczoraj niemal kilkadziesiąt
i w każdym był jakiś szkopuł, który sprawiał, iż z góry można było spodziewać się
niepowodzenia. Dodatkowo strasznie bolała go głowa i był niewyspany. Po wczorajszej wymianie zdań
z żoną nie chciał pokazywać jej się na oczy, więc kolejną
już noc spędził na kanapie w salonie. Swoją
drogą musiał przyznać, że coraz bardziej się
do tego przyzwyczajał i
spanie przy otwartych drzwiach tarasowych całkiem dobrze wpływało
na odczucie ciepła. Chłód
nocy pozwalał mu odrobinę odetchnąć i pomyśleć. „Jak to wszystko się
uspokoi pomyślimy o zamianie sypialni z salonem” –
stwierdził luźno. Wyjątkowo Hana też nie zawędrowała
do niego w nocy. Tak jak zawsze. Musiała być bardzo zła. Tym razem jednak postanowił,
że
to nie on odpuści. Chciał wskrzesić w niej tą zapodzianą nadzieję i optymizm. Przebywszy całą drogę stanął pod drzwiami gabinetu. Wszedł
pewnie do środka. Było pusto. Wziął swoje rzeczy
i dokumentację potrzebną do operacji zaplanowanej na dzisiejszy
dzień. Jeden z trudniejszych
przypadków tutaj. Kobieta chora na raka mająca przerzutu z
macicy na wątrobę i żołądek. Niby niewielkie były
zmiany widoczne w tomografii, ale umieszczone w trudnych miejscach i późniejsze
leczenie będzie długie. Zabieg wycięcia guzów
był zaplanowany na 10.30. Wtedy też miał się spotkać z żoną. Wyjątkowo zależało mu na tym, aby to właśnie
ona z nim operowała. Długo walczyli o to, aby pokazać
co wspólnie potrafią zdziałać. W Polsce stanowili jednej z
najlepszych teamów, a tutaj zwłaszcza Piotr bardzo ograniczał
swoje umiejętności i nie mógł w pełni przedstawić swoich talentów.
Dobiegała
10.20. Gawryło mył się przed operacją. Weszła
właśnie
Hana. Wyczuł, że wczorajsze napięcie bynajmniej
nie zniknęło. Na szczęście też nie zwiększyło się.
-Gotowa?- zagadnął.
-Gotowa.- odparła pewnie.
Zaczęli.
Mieli pewną świadomość, że tutaj, w klinice nie pracuje żadne
małżeństwo poza nimi, więc
byli poniekąd na cenzurowanym i zza szyby ich pracy przygląda
się co najmniej kilka osób. Oni nie rozumieli zazwyczaj jak dwójka
lekarzy może stworzyć rodzinę. Część z nich zazdrościła
im tego, zwłaszcza, że Hana była pasierbicą ich
pracodawcy i cieszyła się specjalnymi względami, chociaż
nie wykorzystywała ich. Może
szukali jakiś błędów, aby podkopać ich opinię?
Może sprawdzali tylko, czy faktycznie są tak dobrymi
fachowcami? Starali się nie rozpraszać.
Czas mijał
szybko. Wszystko szło dobrze. Pacjentka stabilna. Usuwali po
kolei wszystkie chore fragmenty. Milczeli. Skupili się wyłącznie
na powierzonym zadaniu. Pozostał
moment najtrudniejszy.
-Hana, usuwamy czy nie?
-Piotr.- zaczęła po chwili zastanowienia.- Poczekajmy
na wyniki histpatu. Może jest szansa, żeby uratować
macicę. Ta kobieta jest jeszcze młoda.
-Nie możemy jej tak długo trzymać
na stole. Musimy podjąć
decyzję teraz.
-Nie podejmę jej.- odpowiedziała
hardo patrząc mu po raz pierwszy w oczy.- Nie odbiorę
tej dziewczynie szansy na zostanie matką.
To zajmie chwilę. Możemy poczekać.
-Dobry moment na odezwanie się sentymentów.- zaryzykował.
-Co masz na myśli?
-Mówisz, że nie odbierzesz jej szansy na dziecko,
a tymczasem marzysz o własnym i gdy jesteś w ciąży
to nie chcesz iść się zbadać. Sama odbierasz sobie swoją
szansę. Gubisz się Hana.- stwierdził wykorzystując
moment refleksji żony.
-Przestań. To nie miejsce i czas na takie
rozmowy.- ucięła stanowczo.
-Uświadom sobie coś- odparł
niezrażony.- Popatrz na to tak samo. Co powiedziałabyś
jej, kiedy byłaby w takiej sytuacji jak Ty? Żeby wierzyła? Miała nadzieję? A może, żeby zrezygnowała i przestała
marzyć o gruszkach na wierzbie? Że nie ma szans? Pomyśl.
-Stop!- powiedziała, gdy w jej głowie zagościły
dokładnie rozmowy, które odbyła by z tą dziewczyną. Z resztą w swojej praktyce wielokrotnie już
spotykała dramatami kobiet, które były w podobnej sytuacji, co ona.- Zaraz będzie
wynik. Poczekamy.
Gawryło
uśmiechnął
się pod nosem. Bardzo dobrze znał swoją żonę i cieszył się zwyczajnie, bo wiedział,
że
kobieta łatwo złapała haczyk. Od początku wiedział, że
muszą poczekać na wynik, ale wykorzystał
okazję, aby zagrać nieco na jej uczuciach. Nie miał
jednak zbyt dużych wyrzutów sumienia. Cel uświęcał
środki.
Wiedział, że nawet jeśli w tej chwili będzie trochę
na niego zła to później jej przejdzie, bo zrozumie, że
to dla dobra jej i dziecka.
Po kilkudziesięciu
minutach stali już przy umywalkach i myli ręce. Operacja skończyła
się pomyślnie dla młodej dziewczyny. Zgodnie z
przewidywaniami ginekolog udało im się uniknąć usuwania całej macicy.
Pacjentkę czekało jednak jeszcze długie
leczenie farmakologiczne i częste wizyty kontrolne. Oni natomiast w
tej chwili milczeli. Brunet był zadowolony z siebie. Zarówno
z udanego zabiegu, jak i załatwienia sprawy z żoną.
Znał ją na wylot. Była skupiona.
Zmarszczona brew wskazywała na to, że myśli. Był pewny, że analizowała to, co
powiedział jej przy stole. Nie pominęłaby tego i nie zostawi bez echa. Była
typem osoby, która zawsze reagowała, gdy coś ją głęboko uderzało, a tak było
w tym wypadku. Były dla niego może trzy najbardziej prawdopodobne reakcje
blondynki, na które musiał się przygotowywać. Albo Hana
zrobi mu awanturę w domu i wścieknie się na całego albo przemilczy to teraz, obrazi się
na dłuższy czas i porozmawiają
na spokojnie przy najbliższej okazji, o co on się
postara. Ewentualnie, co dla niego jest chyba najbardziej prawdopodobne, zrobi
te badania dla świętego spokoju bez jego wiedzy na złość
mu i powie o wszystkim dopiero po fakcie. W każdym razie każdy ze
scenariuszy był dla niego korzystny. Miał nad nią pewną przewagę dzięki temu. Miał pewność,
że
lekarka nie zbagatelizuje tego, co jej powiedział.
-Ja już skończyłam na dzisiaj. Zostanę
przypilnować stan pacjentki. Możesz spokojnie wrócić
na izbę.- stwierdziła Goldberg wyrzucając
do kosza maseczkę.
-Nie ma takiej potrzeby. W zasadzie też
już skończyłem. Myślałem, że zabieg zajmie nam mniej czasu. Zostanę
i pomogę Ci.- odparł czynią to samo, co wcześniej żona.
-Nie musisz. Może lepiej będzie, jeśli pojedziesz do domu powalczyć
z problemami w jedyny znany Ci sposób?- zapytała uszczypliwie.
-Twoja ironia nie robi na mnie wrażenia żono.
–
odpowiedział z uśmiechem.- Mam teraz większe
problemy.- dodał patrząc na nią rozbawionym wzrokiem.
-Zupełnie nie wiem, jakie. Nie mówisz
mi o niczym.- powiedziała chłodno nachylając się
nad dokumentacją i składając na niej swój podpis.
-Naprawdę nie wiesz, co mam na myśli?-
zapytał uśmiechając się cwaniacko i drugim długopisem
podpisał się obok niej.- Wydaje mi się,
że
dokładnie wiesz, o co mi chodzi. Nawet lepiej niż
ja.- dodał i pochylając się naprzeciw niej szybko musnął
ją
w czoło.
Chwilę
później
już go nie było. Lekarka stała dalej w
jednym miejscu lekko zszokowana. Starała się go jakoś zniechęcić i dać do zrozumienia, że od wczoraj jest
całkowicie mu obojętna. Chciała dać mu pstryczek w nos. Tymczasem było
wręcz przeciwnie. Zirytował ją na Sali. Bardzo. I nie potrafiła
jakoś szczególnie tego ukryć. Najgorsze
jest jednak to, że miała świadomość, że jej ukochany zwyczajnie ją
wrobił. Zbyt dobrze ją znał i wiedział, w który punkt uderzyć chcą
uzyskać efekt. A i tak kochała go ponad wszystko i nie umiała
się na niego gniewać.
Poza tym uświadomił
jej jaką jest hipokrytką. Mówi jedno, robi drugie, a myśli
jeszcze trzecie. Pokręciła
przecząco głową. Była idiotką. Totalną. Śmiała się z samej siebie, że pozwoliła
sobie wjechać na ambicję, a jeszcze bardziej z tego, że
jej facet zrobił to tak trafnie. Westchnęła cicho. Może rzeczywiście miał rację?
Z uśmiechem na twarzy wyszła ze strefy zabiegowej i udała
się do pokoju lekarskiego.
Cały czas śmiała w duchu z siebie, ze swojej głupoty.
II
Rozsiadł
się na kanapie pokoju lekarzy. Trzymał w ręce
kubek z kawą. Dochodziła już prawie 19.30. Dobry humor nie opuszczał
chirurga od czasu skończenia operacji. Odebrał
już z okazji powodzenia zabiegu kilkanaście gratulacji
od współpracowników. Musiał przyznać, że rzeczywiście z Haną odwalili kawał niezłej
roboty. Kobieta była w dobrym stanie. Nic nie zagrażało
jej życiu, jak na razie. Z zadowoleniem myślał
też o tym, jak rozegrał sprawę z lekarką. Dała się ograć niczym dziecko. Trochę
chciało mu się śmiać, że łyknęła to, co działo się
na Sali operacyjnej. Sam też dziękował losowi, że przyszło mu to tam do głowy, bo
lepszej okazji raczej nie miałby. Od tamtego czasu też
mijali się na korytarzach mimo, że oboje zostali w klinice, aby
przypilnować pacjentkę.
Może faktycznie nieco przesadził ze swoim zachowaniem zważywszy
na okoliczności, ale po prostu musiał to wykorzystać.
Zaczął
się nieco nudzić. W zasadzie mógłby
już jechać do domu, ale nie chciał
jednak zostawiać Goldberg samej. Chciał, aby mogła zrobić badania jak najszybciej, gdy tylko mu
to oznajmi. Zajął się
grą na telefonie i popijał spokojnie ciepły napój. Czekał.
Ginekolog po przebraniu
się w swój kitel i ubranie zajrzała
do swoich pacjentek i co jakiś czas kontrolowała OIOM. Co chwilę zaczepiali ją inni lekarze
wyrażający się z pełnym podziwem na temat umiejętności
państwa Gawryło,
tak jak to oni byli tutaj tytułowani.
Była już tym zmęczona. Poza tym dalej zastanawiała
się nad tym, jak porozmawiać z Piotrem. Nie miała
najmniejszej ochoty na kolejną kłótnię między nimi. Nie lubiła
tego napięcia, które się wtedy wytwarzała. W
prywatnych relacjach było po prostu bardzo łagodna,
chociaż często skryta. Ukrywała
swoje wnętrze pod pozorem przebojowości i ekspresywności. Lubiła swój dualizm w sobie, bo często
łapała
się na tym, że gdzieś w głębi jest równie szalona, co stonowana.
Przed 20 wkroczyła
do lekarskiego, po drodze zahaczając o swój gabinet, skąd wzięła
swoje rzeczy. Tak jak myślała w pokoju zastała swojego męża.
Oparła się o futrynę i przez chwilę przyglądała
się mu. Bawił się telefonem i był przy tym
niezwykle skupiony. W pomieszczeniu byli tylko oni. Podeszła
do niego i usiadła u jego bok opierając się o niego. Zignorował
ją.
Spojrzała na wyświetlacz komórki.
-Nie wiedziałam, że tak bardzo pochłania Cię
gra w Snacka.- stwierdziła.
-Dobry sposób na zabicie czasu, gdy problemy rozwiązują
się same.- powiedział nie odrywając wzroku od ekranu.
-Dobry żart. Rozwiązują się same.- westchnęła.
-No same, same.- powtórzył usilnie nie zwracając
najmniejszej uwagi na żonę.
-Nie rozśmieszaj mnie Piotr.- rzuciła
lekko zirytowana jego zachowaniem.- Nic nie rozwiązuje się samo.
-Doprawdy? – zapytał niezrażony.
-Przestań się zgrywać. Myślisz, że nie wiem, że zrobiłeś
to specjalnie.- powiedziała oburzona i spojrzała
na niego wzrokiem typu „Zamorduję Cię kiedyś, kochanie!”.- Za dobrze
mnie znasz. To jest nie fair, że masz na mnie taki wpływ
i zawsze znajdziesz na mnie sposób, żebym zrobiła to, co chcesz.
-Ja i zgrywać? Nigdy w życiu!-
odparł w geście obronnym unosząc
lekko ramiona i odłożył komórkę.-Czyli co zrobisz?
-Nooo przestań Piotr!- powiedziała
przeciągle.
-No co? Chcę wiedzieć do czego niby tym razem namówiłem
swoją żonę?- brnął dalej z miną niewiniątka.
Chciał mieć tą minimalną satysfakcję, że
jego mały podstęp się udał.
-No daj spokój.- rzuciła. Nie lubiła przyznawać
mu racji.- Nie wygram?
Mężczyzna
nie odpowiedział jedynie spojrzał na nią z zawadiackim uśmiechem.
-Nooo dobra. Już nie patrz tak na mnie.- dodała.-
Może masz rację. Lepiej będzie, jeśli zrobię dla świętego spokoju te badania. Przynajmniej
nie będę mogła sobie nic później zarzucić.
-Mądra dziewczyna.- stwierdził
ciepło się do niej uśmiechając.
-Tylko, żebyś nie był zawiedziony, że znowu nie
wyszło. Robię to tylko po to, abyś
mi głowy dalej tym nie zawracał.- powiedziała grożąc
mu palcem.
-Jasne!- rzucił i ucałował żonę w czoło.- Ale, że wątpisz w moją siłę
sprawczą to powinienem się obrazić.
-Oj przestań. Dobrze wiesz, że bardzo chciałabym,
żebyś
miał rację, ale rzeczywistość wyzbyła
mnie ze złudzeń.- spuściła nieśmiało głowę.
-Hej! Hana! Spójrz na mnie.- chwycił
jej podbródek w dwa palce i zmusił, aby spojrzała mu w oczy.-
Ja cały czas wierzę, że nam się
uda. Wierzę przede wszystkim w Ciebie. Kocham Cię i najważniejsze,
że
jesteśmy razem. Jestem pewny, że tam w Tobie teraz rozwija się
nasz maluch. Przekonasz się.
Nie wiedziała,
co powiedzieć. Patrzyła
w jego błękitne oczy jak zaczarowana. Były spokojne, wesołe. Dawał
jej niesłychaną pewność. Jeszcze niedawno była
tak strasznie na niego zła. Miała ochotę dać mu nauczkę, a jednym spojrzeniem rozbrajał
ją.
Nie umiała się na niego gniewać. Uśmiechnęła się.
-Ja w Ciebie nie wątpię, Piotr. Wątpię w siebie. To jest różnica.-
zanim zdążył odpowiedzieć pocałowała
go delikatnie w usta.- Jesteś okrutny, wiesz? Tak bardzo chciałabym
się porządnie na Ciebie wściec i nie
potrafię. Kocham Cię. Mocno. Całego.
Przytuliła
się do niego. Wypiął
dumnie pierś i objął mocniej żonę. Naprawdę ulżyło mu, że Hana tak łatwo uległa. Sama w głębi serca musiała jednak
wierzyć w te testy, ale bała się. Potrzebowała widocznie w
tym momencie jego otuchy. Sam trochę
obawiał się, że jednak nie będą
mieć dziecka. Zastanawiał się, czy są w stanie przetrwać
kolejny zawód. Spojrzał na nią. Lekko odpłynęła
myślami. Miał wrażenie, że w tej chwili jest bardzo bezbronna.
Delikatna, wrażliwa kobieta. Bał się za nią i za siebie. Przejął
jej obawy. Potrzebowała ostoi. Czuł to podświadomie.
To on miał być nią dla niej. W tej chwili chyba mu się
to udało. Rzadko to się zdarzało. Często spóźniał się ze swoim wsparciem. Miał
tego pełną świadomość, nawet, gdy blondynka twierdziła,
że
jest inaczej. Była dla niego bardzo wyrozumiała. Wiele wybaczała. Dziwił
się jej, ale to motywowało go do zmian. Starał
się dla niej. Teraz będzie musiał wziąć pełną odpowiedzialność za nią
i ich dziecko. Obiecał sobie, że od teraz nie będzie mógł
jej zawieść. Nie skrzywdzi ani jej, ani maleństwa.
-Daj mi się napić.- z zamyślenia wyrwał go jej głos.
-Zostaw!- powiedział odruchowo odsuwając
od niej kubek z zimną kawą, który trzymał w ręku.- Nie możesz pić
kawy.
-Piotr, proszę. Chce mi się pić.
Łyk
kawy nie zaszkodzi dziecku nawet jeśli jestem w ciąży.
-Nie ma mowy. Wystarczająco dużo jej piłaś w ostatnim czasie. Od dziś
prowadzisz zdrowy tryb życia i ja tego dopilnuję.
-Dobrze tatusiu!- powiedziała wystawiając język.
-Kochanie, nie śmiej
się. Mówię serio.- stwierdził
wstając . Nalał jej wody do kubka i podał.-
Przynajmniej do czasu aż się nie dowiemy.
-Ja już nic nie mówię.- stwierdziła kręcąc
głową
w głębi duszy zaimponował jej swoją troską. Tęskniła za właśnie takim Piotrem- opiekuńczym.
Ponownie przysiadł przy niej i objął. Teraz była
już w pełni
pewna, że ułoży im się. Ten rok tutaj, chociaż
wprowadził lekki zamęt w ich relacjach, doprowadził
do szczęśliwego zakończenia. Była dumna z męża. Czuła,
że
wrócił do niej ten Piotr, którego
poznała i pokochała- opiekuńczy, kochający, męski.
-Pani doktor! Pilne wezwanie do pacjentki doktora
Rheinbauma.- intymną chwilę bliskości przerwała brutalnie pielęgniarka.
-Już idę.- powiedziała odruchowo
Hana i wstała. Zwróciła się do bruneta.- Jedź do domu. Załatwię
to w miarę szybko i też wracam.
-Poczekam na Ciebie.
-Nie ma sensu. I tak jesteśmy dwoma samochodami. –powiedziała
i dodała z uśmiechem.- Poza tym liczę
na jakaś smaczną kolację i ciepłą kąpiel.
-Oj Hana, Hana.- pokręcił głową.
Nachyliła
się do niego i musnęła szybko jego wargi. Rzuciła
szybkie „Pa” i opuściła pokój. Zaśmiał się w duchu. Dopił swój
napój i odstawił kubek. Przebrał się
szybko i wyszedł ze szpitala. Chciał zrobić swojej kobiecie małą
niespodziankę. Musiał się pospieszyć.
III
Morska bryza drażniła
przyjemnie twarz chirurga. Był
już późny wieczór. Ściemniło się. Siedział na kocu rozłożonym
na ich niewielkim fragmencie plaży wpatrzony w izraelskie niebo spowite
niezliczoną ilością gwiazd. Podobnie, jak poprzedniego
wieczora morze oświetlał blask księżyca.
Czekał na nią. Liczył na to, że faktycznie wróci z kliniki
krótko po nim. Tymczasem nie było jej już przeszło trzy godziny. Towarzyszyło mu dziwne uczucie niepokoju. Kątem
oka obserwował stopiony już
w dużej części wosk z wysokich świec,
które rozstawił w pobliżu.
Kiedy przyjechali
do Izraela Hana opowiadała mu jak właśnie tęskni za takim swobodnym przesiadywaniem
na plaży do później nocy. Robiła to już od czasów wczesnej młodości.
To była jej metoda odpoczynku, czas rozważań.
Czerpała energię z natury, która ją
otaczała. Uspokajał ją szum morza. Podmuchy wiatru łagodziły
jej uczucia. Czuła się
niesamowicie odprężona. Wolna od problemów.
Musiał przyznać, że rozumiał ją świetnie. Przymknął oczy.
Oddychał głęboko.
-Piotr.-usłyszał znajomy głos.
-Ooo. Jesteś już.-stwierdził uśmiechając
się i przecierając dłonią oczy.
-Trochę się przedłużyło. Ale Ty widzę nie próżnowałeś.-dodała.
-Pamiętałem, że chciałaś....
-Widzę.-przerwała mu i usiadła tuż
obok niego na kocu.
-Pójdę po wodę.-rzucił wstając.
-Zostań, proszę-odparła szybko i spojrzała
mu w oczy zdeterminowana.
Nie odpowiedział
słowem.
Został. Usiadł za nią i mocno przytulił. Oparła
sie o niego praktycznie cała. W milczeniu przesiedzieli dobrych
kilkanaście minut.
-Piotr? -zapytała nie odrywając wzroku od
nieba.
-Mhm?
-Zostałam dłużej w szpitalu nie tylko ze względu
na pacjenta. Zrobiłam też te badania.
-I jak?- spytał nieco niepewnie.
-Będziemy rodzicami.-powiedziała
uśmiechnięta
odchylając się tak by móc spojrzeć mu w oczy.
-A mówiłem.-odparł zadowolony pękając z dumy.
-Noo miałeś rację.- stwierdziła i w tym Piotr pocałował ją czule w usta.
Całowali
się wyjątkowo długo. Piotr leniwie pogłębiał
pieszczotę. Drażnił się z nią. Dziką przyjemność sprawiało mu , gdy jego żona dawała
mu się tak prowokować. Z resztą i dla niej była to frajda.
Dowód dla obojga, że uczucie, pożądanie nie gasło
w nich ani trochę. Wsunął dłonie pod jej koszulę
i delikatnie gładził płaski jeszcze brzuch. Muskając jej skórę wyczuwał delikatne dreszcze, które
przechodziły przez jej ciało. Ustami zjechał na jej szyję.
Przymknęła oczy. Było jej cholernie dobrze.
-Sprawdźmy Twoją pamięć, kochanie.-rzekła wstając.
Tym razem ona postanowiła nieco podrażnić
się z nim. Wstała i powoli zaczęła rozpinać
guziki od spodnia, które wylądowały na piasku tuż obok niej.
Następnie zajęła się guziczkami koszuli. Ponownie się
odezwała.-Pamiętasz może co jeszcze chciałam,
abyśmy zrobili?
Nie odpowiedział.
Zaśmiał się pod nosem. Wiedział
bardzo dobrze, co blondynka miała w tym momencie na myśli.
Stanął tuż obok niej z zawadiackim uśmiechem
na twarzy. Pokiwała głową i rzuciła w bok koszulę. Obdarzyła
męża
wyzywającym spojrzeniem.
-Skoro pamiętasz to może...-przerwała przybierając
bardziej zalotny tembr głosu.- Wprowadzimy to w czyn, bo możemy
już nie mieć tak dogodnej okazji?
Milczał
jak zaklęty, a z jego twarzy nie znikał uśmiech. W ślad za Haną zaczął zdejmować z siebie ubrania. Goldberg pozbyła
się swojej bielizny i w skupieniu obserwowała
Piotra. Oddychała głęboko świdrując silne ramiona i tors męża. Zbliżyła się
do niego, gdy stał już zupełnie nagi. Stanęła na palcach
i pocałowała w usta. Szybko i namiętnie. Spuściła głowę zadowolona z siebie i puściła
się pędem w stronę morza. Pobiegł
za nią. Zanurzyli się w wodzie. Przepłynęli
kawałek. Wypłynęła na powierzchnię. Przeczesała
ręką
mokre włosy. Powiewy wiatru przyjemnie przyprawiały
ją
o gęsią skórkę. Chwilę później dołączył do niej Gawryło. Przyciągnął
ją
do siebie. Odgarnął z jej twarzy kosmyki, które przykleiły się
do jej policzków. Lubiła tą magiczną atmosferę nocy spędzonej pod gwiazdami. Pogładziła
jego pierś. Oświetlony w blasku księżyca
wyglądał jeszcze przystojniej niż
zawsze. Pocałował ją dosadnie. Pogłębił
pieszczotę kolejny raz tego wieczora drażniąc jej podniebienie. Ich języki
toczyły niespieszną wojnę. Woda morska, choć
ciepła, w tej chwili studziła ich rozgrzane ciała.
Co chwile uderzały w nich delikatne fale wzburzonego morza. Było
to jednak nic w porównaniu z buzującą
w ich żyłach krwią. Przyciągnął ją maksymalnie do siebie. Zachłannie
muskała jego wargi. Czuła jak brunet zsuwa swoja dłonie
coraz niżej, wzdłuż jej kręgosłupa. Po chwili wylądowała
na jego biodrach. Mocno obejmowała jego szyję i obdarowywała
ją
pocałunkami. Trzymał ją mocno przy sobie i ruszył
w stronę brzegu.
Kilkanaście
minut później leżeli na kocu. Bez sił,
bez tchu, ale szczęśliwi. Leżała całą sobą na nim. Nie miała ochoty
podnieść się z niego. Obejmował
ją
ramieniem, a drugi podłożył pod głowę. Patrzyli w gwiazdy. Gładził
powoli jej biodro. Hana wpatrywała się natomiast w księżyc, który
w oddali łączył się ze swoim odbiciem w wodzie. Mocniej
przytuliła policzek do jego torsu. Palcami muskała jego brzuch.
Byli sami. Chcieli wykorzystać maksymalnie ten moment intymności.
Brakowało im chyba właśnie czegoś takiego. Uczucia między
nimi nie opadły z siły, ale ich życie było
rutyną od pewnego momentu. Brakowało żaru , gdy okazywali sobie uczucia.
-Piotr wiesz, że nasze życie się zmieni. Trochę się
tego boję.-wyznała szeptem.
-Wiem. Ja też się boję. Dziecko, przy którym
będę
od początku. Nasze pierwsze dziecko. To będzie wyzwanie.
-Ogromne.-zgodziła się.-Tak pomyślałam. Może... Wrócimy do Polski?
IV
Tydzień
minął im dość szybko. W ich życiu zapanował
ład.
Wspólnie doszli do wniosku, że pomysł powrotu jest idealny. Lepiej będzie
jeśli maluch będzie pod ich opieką
tam niż tutaj, zwłaszcza, że wróciliby do Leśnej Góry.
Będą
mogli tam liczyć na pomoc przyjaciół i rodziny Gawryły. Państwo
Goldberg mimo wszystko oboje pracują, więc nie mieli by większej możliwości,
aby ich czasami odciążyć. Do Warszawy mieli lecieć
przed Bożym Narodzeniem. Zaplanowali, że w weekend wybiorą
się do rodziców lekarki. Chcieli im przekazać
nowiny w bardziej oficjalny sposób. W piątek krótko przed zakończeniem dyżuru
ginekolog zajrzała do gabinetu ojczyma. Porozmawiali krótko i umówili
się sobotni obiad. Wychodząc w drzwiach minęła się
z wysokim, dość przystojnym i mocno umięśnionym mężczyzną. Wyglądał na dość bogatego. Przywitał
się z nią i uśmiechnął się czarująco. Mógł podobać się kobietom. Jednak na jej palcu błyszczała
już obrączka, która była symbolem miłości
jej i Piotra. Nieznajomy jednak nie miał prawa jej zauważyć.
Miała nieodparte wrażenie, że skądś kojarzy jego twarz. Przystanęła,
gdy drzwi gabinetu pana Goldberg zamknęły się za owym mężczyzną. Zadzwonił jej telefon. Odebrała.
Zza drzwi dało usłyszeć się podniesione głosy. Nie przysłuchiwała
się zbytnio kłótni. Nie chciała wnikać
o co może chodzić. Doszła do wniosku, że może
zapytać o to następnego dnia. Była pewna, że
jeśli Aaron będzie mieć jakiś problem to się z tym jutro
podzieli.
Rodzice Hany
mieszkali niedaleko nich. Postanowili, więc zrezygnować z podróży
samochodem na rzecz spaceru. Muszą się nacieszyć ciepłem Izraela, bo nie wiadomo, kiedy znowu
tutaj przyjadą. Gdy dochodzili już do posiadłości rodziców lekarki zobaczyła wychodzącego
z nie faceta. Tego samego, z którym jej ojczym kłócił
się dzień wcześniej. Wsiadł do
sportowego, czarnego Mercedesa zaparkowanego na podjeździe i odjechał.
Musiał być zdenerwowany, gdyż
ruszył gwałtownie i pomknął ulicą
szybko znikając za zakrętem. Podświadomość podpowiedziała jej, że
ten facet nie jest przyjacielem ich rodziny, a jego pojawienie może
sprowadzić nań kłopoty.
Nie myliła
się. Już w drzwiach można było
wyczuć nerwową atmosferę. Matka ginekolog bez słowa
wprowadziła ich do salonu, gdzie przez telefon silnie wzburzony rozmawiał
jej ojczym. Oboje z Piotrem patrzeli na siebie zdezorientowani. Atmosfera była
bardzo nerwowa. Aaron krzyczał na swojego rozmówcę.
Hana rozumiejąca hebrajski nie nadążała za słowami starszego mężczyzny. Wyłapała
jedynie, że chodzi o spłatę jakiegoś długu, że to ważne i coś o jakimś Ryanie. Gawryło przysiadł
na kanapie i miejsce obok niego zajęła teściowa. Blondynka z założonymi
rękoma
oparła się o stół.
-O jaki dług chodzi?- zapytała
bez ogródek, gdy mężczyzna skończył
rozmawiać.
Aaron ciężko
opadł na krzesło stojące obok niej. Chwilę
zastanawiał się, co ma odpowiedzieć.
Mierzył wzrokiem otoczenie.
-Kiedy tworzyłem klinikę to fundusze do niej włożył
mój
przyjaciel.- zaczął- Miał przez to połowę
udziałów. Kilka lat później potrzebował pieniędzy
na wykończenie domu. Nam powodziło się całkiem dobrze, więc postanowiłem
mu pożyczyć. Zachorował, ciężko
i postanowił, że w zamian za te pieniądze
odda mi swoje udziały. Podpisaliśmy wszystkie
dokumenty itd. Przez wszystkie lata wszystko było ok. Myślałem, że nie ma żadnego problemu. Niedawno przyszedł
do mnie jego syn. Pojawił się po śmierci Ariela i próbuje
mnie szantażować, że odbierze mi klinikę,
bo bezprawnie jego zdaniem odebrałem udziały jego ojcu. Nie wiem, co z tym zrobić.
-A ma powody do tego, aby mógł to zrobić?- zapytał Piotr, który jako jedyny patrzał
na sytuację trochę z boku.
-Przyniósł dokumenty, z których wynika, że
rzeczywiście na konto Ariela nie trafiła cała kwota.
-Masz pewność, czy te papiery są
prawdziwe?- kontynuował Gawryło.
-Wygląda na to, że tak. Mój prawnik też stara się
sprawdzić ich autentyczność.
-Czyli nie jest kolorowo. Co chcesz z tym zrobić?-
włączyła
się Hana, która do tej pory jedynie analizowała
sytuację.
-Nie wiem.
-Najgorsze jest to, że on chce zmusić do ślubu
jedną z Was.-dopowiedziała matka lekarki, po której
widać było .
-Jak to zmusić jedną z Nas do ślubu?- zapytała
zdezorientowana ginekolog.
-Powiedział, że odpuści pozew, jeśli w zamian za
to jedna z Was zostanie jego żoną. W praktyce oznacza to, że
i tak przejmie klinikę. Tylko później i będzie mógł mieć roszczenia wobec Was po mojej śmierci.
-To jakiś absurd. Przecież on nie może
tego zrobić.- rzuciła oburzona blondynka.
-Najwidoczniej może i to wykorzystuje.- stwierdził
skruszony mężczyzna.-Ale nie przejmujcie się. Z różnych opresji już , wiec z tym
też sobie poradzimy.
Atmosfera po tym
stwierdzeniu trochę się rozluźniła. Kilkanaście minut później zasiedli
do obiadu. Po nim małżeństwo oznajmiło rodzicom
dziewczyny, że zostaną dziadkami. Mama Hany nawet nie kryła
wzruszenia. Wyściskała córkę i zięcia. Była naprawdę szczęśliwa, że wreszcie im się układa.
Znała całą historię ich związku. Hana zasadniczo nigdy nie była
nazbyt wylewna wobec niej, dlatego poniekąd czuła, że odzyskiwała na nowo
swoje dziecko. Była z niej w pełni dumna. Ojczym Goldberg również.
Cieszył się mocno, że mógł obserwować i pomagać w wychowaniu tak dobrej dziewczyny, a teraz
widzieć, że jest rzeczywiście spełniona.
Humorów nie zepsuła im nawet informacja, że
małżonkowie zdecydowali się na powrót do Polski. Popołudnie zleciało
im bardzo szybko. Gawryło z żoną wrócili do domu dość późnym
wieczorem. Lekarka po szybkim prysznicu zasiadła na tarasie. Z głowy nie
wychodziła jej sytuacja jej rodziców. Martwiła się, czy uda im się to załagodzić.
Poza tym sama była udziałowcem kliniki, więc facet może
chcieć też czegoś od niej. Myślała
nad rozwiązaniem tej sprawy.
-A co Ty taka zamyślona?- jej uszu dobiegł
głos
męża.-
Znając Ciebie martwisz się tym gościem.
-Dokładnie. Chciałabym im jakoś
pomóc to rozwiązać.-powiedziała czując
obejmujące ją ramiona bruneta.
-Wiesz byłoby to łatwe do załatwienia, gdyby ten facet chciał
wziąć np kasę. Można by go było spłacić
i tyle.
-Otóż to. Wiem, że moich rodziców
nie stać na proces, a znowu zmuszenie, którejś
z moich sióstr do ślubu z nim po prostu mija się
z czymkolwiek.
-Masz rację, ale i tak trzeba poczekać,
czy rzeczywiście to wszystko jest prawdą.
-Mam nadzieję, że ten facet tylko blefuje.
Pocałował
ją
w głowę. Oparła się o niego mocniej. Po krótkiej
chwili zmorzył ją sen. Była bardzo zmęczona.
V
Dni zaczęły
im mijać spokojnie. Piotr zajął się załatwieniem spraw w Warszawie, a Hana
skupiła się na zobowiązaniach, które mieli
tutaj. Czuła się bardzo dobrze. Póki co nie dawały
o sobie znać żadne objawy ciążowe. Maluch
też rozwijał się dobrze. Od wydarzeń
związanych z synem Ariela minęło trochę ponad tydzień. Facet ani
razu nie pojawił się w klinice ani w jej rodzinnym domu.
Była
środa.
Dochodziła już 15. Miała do uzupełnienia jeszcze ostatnią
dokumentację. Nawet nie zauważyła, że od dłuższej chwili ktoś oprócz
niej jest jeszcze w gabinecie. Wzdrygnęła się nieco, gdy poczuła dłonie
na swojej szyi.
-Piotr, ładnie to się tak tutaj
zakradać.-zapytała męża, którego perfumy poznałaby
wszędzie.
-Tylko i wyłącznie, dlatego że uwielbiam
robić Ci niespodzianki.-odparł szarmancko-Dużo Ci jeszcze
zostało? Chciałbym Cię już porwać do domu.
-Jeszcze ostatni podpis i skończone.-odpowiedziała
z przymkniętymi oczyma odchylając głowę nieco w tył.
Chirurg
wykorzystał chwilę rozluźnienia ukochanej i skradł
jej całusa. Była to rzadkość u nich
akurat tutaj. Nie pozwalali sobie na okazywanie uczuć w pracy. Ich
współpracownicy niezbyt przychylnie na to patrzą.
Wtem usłyszeli
głośne
pukanie do drzwi. Równocześnie obrócili się w ich stronę. Do
pomieszczenia wszedł Aaron. Nie krył wściekłości.
-Nie uwierzycie.- stwierdził patrząc na parę i napotkał ich pytające spojrzenia. Kontynuował.-
Dostałem pismo od prawnika syna Ariela.
-Co w nim jest?- zapytał przytomnie Gawryło.
-W poniedziałek ma trafić pozew do sądu.
Chyba, że przystanę na warunki ugody, które
rzekomo przedstawił mi podczas ostatniej rozmowy.
-On ugodą nazywa ten szantaż,
z którym był u Was w domu? Chyba kpi.-podsumowała
lekarka.
-Nie wiem Hana. Nie mam pojęcia, co robić.
-Może jedź do domu i zadzwoń po Waszego
prawnika. Ja z Piotrem do was zajedziemy.-zaproponowała Hana.
Tak też
zrobili. Ojczym lekarki opuścił klinikę kilkanaście minut później. Tuż
po nim oni. Zarówno w samochodzie, jak i u rodziców dziewczyny
toczyły się burzliwe dyskusje na temat tej patowej
sytuacji. Nie umieli jednak znaleźć mądrego wyjścia. Przegadali całe
popołudnie. Jedyne czego się dowiedzieli to to, że
nie będą wstanie nic zdziałać
jeśli pozew trafi do sądu. Musieliby znaleźć
jakiś sposób, aby to opóźnić
do czasu otrzymania ekspertyzy potwierdzającej autentyczność. Ginekolog
wraz z mężem wrócili do domu dopiero w okolicach północy.
Cały czas dziewczyna analizowała w myślach różne rozwiązania.
-Piotr chyba coś wymyśliłam.-stwierdziła, gdy leżeli
już w łóżku.
-Co to za pomysł?
-Przystańmy na jego warunki przynajmniej do
czasu, gdy okaże się, czy rzeczywiście jest się
czym martwić. Opóźni się złożenie pozwu.
-Masz na myśli ten ślub?
-Tak. Tylko problem jest taki, że moje młodsze
siostry nie mogą tego zrobić.-stwierdziła siadając
na łóżku i przyglądała się mężowi badawczo.
-Czy Ty w tym momencie usiłujesz mi powiedzieć,
że
chcesz się podłożyć? No Ty chyba zwariowałaś!-
powiedział zdenerwowany.
-Ale Piotr popatrz. To jest jedyne wyjście,
żeby
ten facet na razie odpuścił.
-Sądzisz, że dobrowolnie pozwolę,
aby obcy gościu dobierał się do mojej żony?
-Wiesz dobrze, że nie pozwolę, aby
przekroczyło to pewne granice. Poza tym to nie potrwa długo.
-Ja chyba oszalałem, że się na to godzę.-odparł
zrezygnowany widząc determinację w jej oczach. Przetarł
twarz dłonią.-Ale pamiętaj, że ja mu obiję twarz jeśli
coś Ci zrobi.
-Domyślam się, kochanie. Dziękuję.
Wszystko zorganizujemy razem. Mamy mało czasu.
Usiadła
na nim okrakiem i pocałowała.
-Mam nadzieję, że wiesz na co się
piszemy.-dopowiedział i przyciągnął ukochaną do siebie. Chciał się
nią nacieszyć, bo nie wiadomo, kiedy będzie
mieć ku temu kolejną okazję.
Następnego dnia wszystko ustalili z rodzicami
lekarki. Podobnie jak Gawryło nie byli do końca zadowoleni
z decyzji córki, bo woleli ich w to nie mieszać, ale wszyscy
musieli przyznać, że nic mądrzejszego nie można w tej
chwili wymyślić. Pani doktor zgodnie z planem
przeprowadziła się do rodziców, a następnego dnia poznała Aljasza. Nie
zrobił na niej jednak zbyt dobrego wrażenia. Rozbierał ją
swoim spojrzeniem, ewidentnie czując się zbyt swobodnie wobec niej. Już
miała go dość i w głowie przeklinała się
za ten pomysł na odciągnięcie sądu. Plus tego, że okazało
się to skuteczne.
Czas zaczął
umykać im w zastraszającym tempie. Objawy ciążowe
zaczęły się nasilać i z pewnością Aljasz będzie musiał coś zauważyć. Dla niej cudem było
i tak to, że nie dowiedział się o Piotrze. Dzięki pracy w
jednej klinice widywali się codziennie. Widziała,
że
Gawryle w tej sytuacji było bardzo ciężko. Chodził
mocno przygnębiony. Starał się maksymalnie wykorzystać
czas, który mieli dla siebie właśnie za murami szpitala, których
nie przekraczał Ajlasz. Często podczas nocnych dyżurów
spotykali się sam na sam w jego lub w jej gabinecie. Zamykali się
na klucz, aby nikt nie naruszył tej ważnych dla nich chwil intymności.
Snuli cały czas plany na przyszłość. Brunet cały czas starał
się ukryć swój brak entuzjazmu. Miał
może nieco wyrzuty sumienia w tej całej sytuacji,
bo powinien Hanie nie pozwalać na to, aby męczyła
się tym dupkiem. Do tego nie mówiła mu na pewno wszystkiego. Gdyby wiedział,
że
ma racje z pewnością cała intryga okazałaby się
fiaskiem. Hana dla jego własnego dobra przemilczała,
że
młody
Szewach najzwyczajniej w świecie chciał zaciągnąć
ją
do łóżka. Dobierał się do niej. Całował.
Próbował rozebrać. Lekarka miała pełną
świadomość,
że
wpadła mu w oko. Nie krył tego, że obcowanie akurat z nią
a nie z inną z jej sióstr sprawia mu przyjemność.
Zaczęła się go nawet obawiać, bo miewał
napady zazdrości. Wychodzili do restauracji. Nocnych klubów
unikała jak ognia. Cieszyła się nawet, że na rękę było mu zostawanie w domu niż
wieczorne wychodzenie. Nie musiała wymyślać wymówek, dlaczego nie chce tam iść.
Z upływem
czasu coraz trudniej było jej udawać, że
jest zadowolona. Stwierdzili, że łatwiej będzie jeśli uwierzy w czyste chęci
wyjścia za mąż i odciągnięcie w czasie będzie bardziej
skuteczne. Po miesiącu Aljasz zaczął poważnie
na nią naciskać i czynić pierwsze kroki w kierunku ślubu.
Prawnik państwa Goldberg czekał na ostatnie dokumenty. Jednak sytuacji
nie poprawiał fakt, że wszystko póki co wskazywało,
że
Szewach rzeczywiście ma podstawy do roszczeń. Nie mogli znaleźć planu
awaryjnego. Do tej pory miała praktycznie codzienny kontakt z mężem
i rodzicami, ale odkąd zmuszona była przeprowadzić
się do fikcyjnego narzeczonego uległo to zmianie. Kontrolował
ją
niemal na każdym kroku. Sprawdzał komórkę i maile. Bardzo uważała.
Przez co jej kontakt z Piotrem ograniczył się właśnie do spotkań w klinice.
Tego dnia też
się umówili. Gawryło miał
mieć nocny dyżur. Ona pod identycznym pretekstem miała
do niego dojechać z domu, choć w rzeczywistości miała
wolne. Czekała na niego w swoim gabinecie. Był już późny wieczór. Siedziała skulona na kozetce. Nie zapaliła
nawet światła. Przymknęła oczy i odwróciła
twarz do ściany. Łzy swobodnie raz po raz skapywały
jej po policzku. Nie hamowała ich. Lekkie dreszcze przechodziły
przez jej ciało. Po dłuższym czasie poczuła dłonie-jedną
na biodrze, a drugą głaszczącą jej głowę.
-Hana wszystko ok?- usłyszała kojący głos męża.
Nieśmiało odwróciła się w
jego stronę. Wyglądała źle.
Podkrążone oczy i rozmazany od
łez makijaż był niczym w porównaniu z rozbitą wargą i siniakami na rękach.
-Ten sukinsyn Cię pobił?- zapytał wściekle. Uzyskując
potwierdzającą odpowiedź kontynuował w podobnym tonie.-Zabiję gnoja!
Ścisnął dłonie w pięści. Spuścił głowę chcąc opanować emocje. Odetchnął głęboko. Podniósł wzrok. Spojrzał w
jej zaszklone oczy. Nie miał
prawa jej obwiniać.
Pocałował ją w czoło.
-Zrobisz mi USG?- spytała nieśmiało pociągając nosem.
-Zrobię. Połóż się.
Posłusznie
wykonała wszystkie polecenia męża. Kilkanaście minut później leżała w niego wtulona. Była
już spokojna. W pełni. Z maleństwem było ok. A tego właśnie obawiała
się najbardziej. Młody Szewach był wobec niej bardzo agresywny.
-Piotr, on wie.-zaczęła nieobecna myślami lekarka.
-Co wie?-
-Że jesteśmy
małżeństwem i że jestem z Tobą w ciąży. Wściekł się.
-I dlatego Cie pobił.
-Nie tylko dlatego. On ma świadomość, że mój związek z nim to fikcja tylko po to,
aby opóźnić proces. Groził mi.
-Czym?
-Powiedział, że jeśli
się z Tobą nie rozwiodę to zniszczy Ciebie i moją rodzinę.
-Chyba mu w to nie wierzysz?
-Nie wiem. Kazał mi Cię zwolnić z kliniki i zmusić do powrotu do Polski po
rozwodzie.
-On chyba śni sądząc, że
mu na to pozwolę.
Nie boję sie go i nie pozwolę zrobić
więcej krzywdy Tobie ani
Twoim rodzicom.
-Co z tym zrobimy?
-Dobre pytanie.-dodał po chwili
zastanowienia.-Rozmawiałem
dzisiaj z Twoim ojczymem i jego prawnikiem.
-Czego się dowiedziałeś?
-Udało mu się
skompletować
wszystkie dokumenty.
-I jak?- drążyła zniecierpliwiona.
-To jest prawda. Aljasz może żądać
od Was pieniędzy,
zwrotu udziałów
a nawet w ramach rekompensaty przejąć
pełną kontrolę nad kliniką.
-To jest kpina. Nie wierzę w to.- zdenerwowana podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała mu w oczy.
-Obiecuję Ci, że coś wymyślę tylko się
nie denerwuj.- odparł i
również usiadł przytulając ją do siebie.-Wiesz dobrze, że mamy dziwne życie, ale z gorszych opresji
wychodziliśmy wspólnie obronną ręką.
-Wiem, ale boję się, bo nie mamy żadnego planu.
-Nie martw się tym. Sprawdzę możliwości i Wasz prawnik też coś doradzi.
Położył się ponownie ciągnąc z sobą
blondynkę. Serce miała pełne obaw. Poza tym nie wiedziała, co powiedzieć Szewachowi. Miała jednak to szczęście, że po powrocie do domu miała go w nim nie zastać. Wyjechał na dwa dni w sprawach służbowych. W tym czasie ona miała spełnić jego żądania. Takie było ultimatum, o którym nie wspomniała Piotrowi. Tą noc spędzili wyjątkowo spokojnie. Gawryło mimo wszystko miał dobry humor. Cieszył się, że praktycznie wszystko wyszło na jaw, bo nie będą musieli dłużej tego ciągnąć. Pozostał tylko problem jak pozbyć się tego dupka, ale dla Piotra był to już pikuś. Ograniczą tą szopkę
już do minimum. Będą mogli zająć
się swoim powrotem do
Polski.
Cały następny
dzień praktycznie też spędzili wspólnie. Rozstali się z ogromnym bólem serca następnego wieczora. Zaryzykowali.
Doszli do wniosku, że
nikt im nic nie zrobi. Nawet jeśli
dali przez to argument Szewachowi Piotr
obiecał Hanie, że jeśli ten będzie chciał jej znowu coś zrobić to zjawi się u nich i obije mu twarz. Praktycznie
po odwiezieniu żony
Gawryło zaczął działać. Skonsultował
się z adwokatem rodziców Goldberg, a następnie porozmawiał z kilkoma przyjaciółmi, którzy zajmują się w Polsce takimi sprawami. Myślał intensywnie nad tym całą noc. Udało
mu się wpaść na jakieś rozwiązanie. Musiał zaryzykować, bo mogło się to okazać jedynym wyjściem z tej sytuacji. Wysłał nad ranem wiadomość
do ginekolog i przedstawił
jej pokrótce plan. Załatwił też niezbędne formalności. Zasnął, gdy już za oknem świtało. Wszystko miało zacząć się popołudniu.
Do kliniki dotarł przed 14. Na parkingu zauważył dobrze znanego sobie Mercedesa należącego do niby narzeczonego
swojej żony. Zawsze śmiał się z tego określenia. Spotkał
się z pielęgniarką, która miała pomóc im zrealizować plan. Następnie poszedł jak gdyby nigdy nic do bufetu.
Zastał tam Szewacha. Zaszył się, więc w rogu i obserwował go uważnie. Kilka minut później dostał sms i wyszedł pospiesznie z pomieszczenia.
Gawryło dopił swoją kawę i również je opuścił.
Stanął
przed drzwiami gabinetu. Starał
się przybrać neutralny wyraz twarzy. To
wszystko go śmieszyło, a już najbardziej fakt, że sam to wymyślił. Ale jak to mówią-cel uświęca środki.
Dla Hany i jej dobra jest w stanie zrobić
wszystko, nawet jeśli
to mega głupie, szalone,
niebezpieczne czy dla któregoś z nich bolesne. Zależy mu na niej, i tylko dlatego
bierze udział
jeszcze w tym teatrzyku-sam mając
na niego czynny wpływ.
Był jednak pewny, że sposób na pozbycie się Szewacha z ich życia
jest skuteczny. Zapukał
do gabinetu i spokojnie wszedł.
-Byliśmy umówieni?- zapytał na wstępie Hanę siedzącą za biurkiem.
Przy oknie stał Aljasz mierząc bruneta od stóp do głów badawczym spojrzeniem. Nie zrobił sobie z tego nic. Tak naprawdę była to ich pierwsza konfrontacja
bezpośrednia. Do tej pory
jeszcze się nie widzieli.
-Tak, tak. Siadaj.-rzuciła i poczekała aż usiądzie naprzeciw niej. Zawiesiła wzrok na jego oczach-pełne ciepła, czułości. Radosne. Cholernie jej tego brakowało.- Piotr, nie wiem od czego zacząć.
-Najlepiej od początku.- stwierdził opierając się wygodniej na krześle krzyżując mięśnie
na wysokości klatki piersiowej.
-Piotr musimy się rozstać.
-Słucham?- zapytał
zdziwiony.
-Nie kocham Cię Piotr. Za dużo stało się między nami. Nie jestem już taka jaką mnie poznałeś. Twój brak wsparcia jeszcze w Polsce
sprawił, że już Ci nie ufam. Zawiodłam się na Tobie bardzo mocno.-mówiąc to zbierały
jej się w oczach łzy, a głos łamał się.
Mówiła szczerze. To, co czuła, co bolało ją długi czas i nie umiała
mu tego wyznać
wcześniej nie chcąc go krzywdzić. Teraz miała ku temu okazję. Zależało jej na nim i chciała,
aby wiedział.
Miała nadzieję, że zrozumie. Postawi się w
jej sytuacji. Tym bardziej, że
on ma świadomość tego, iż pod względem wylewności dobrali się identycznie. Duszą wiele spraw w sobie i przelewa
się to później na całokształt ich życia. Kłótnie, sprzeczki, utarczki były częste i później dręczyły ich wyrzuty sumienia. Ciężko im było sobie wiele wytłumaczyć. Teraz, kiedy coś, a właściwie ktoś
staje między nimi mają taką możliwość. Paradoksalna sytuacja. Stara
się ułożyć
swoje relacje z mężem,
a za chwile będzie
musiała znowu zagrać przed nim. Była pewna swoich uczuć i nie odpuści. Dla niego, dla dziecka, dla
siebie. Miała świadomość, że zadała mu ból. Na dowód miała jego wyraz twarzy-wyrażający więcej
niż słowa.
-Nie potrafię być z człowiekiem, który nie jest wobec mnie szczery i
mnie nie rozumie. To jest oszukiwanie i siebie i jego. Przykro mi Piotr.
Przepraszam Cię
za wszystko. Lepiej będzie
jeśli się rozstaniemy. Oboje będziemy szczęśliwsi. -kończyła nawet na niego nie patrząc.
Powiedziała może
za dużo. Może przesadziła ze szczerością. Może
nie powinna mu tego mówić, a już na pewno nie w takich okolicznościach, ale będzie lepiej jeśli będzie wiedział. Da mu pole do decyzji, czy
dalej chce z nią
być. Muszą być z sobą szczerzy, a akurat to po jej
powrocie do niego po ucieczce do Izraela przemilczała aż do teraz.
Siedział lekko zszokowany takim obrotem sprawy. Nie wiedział za bardzo jak się zachować, co powiedzieć. Był pewny, że druga część jej wypowiedzi była kłamstwem, ale pierwsza bardzo go
uderzyła. Zabolała. Bardzo mocno. Zachował jednak zimną krew, chociaż niewątpliwie go to podłamało.
-Naprawdę chcesz sie rozstać? Zostawić mnie dla niego?- kiwnął w stronę Szewacha.- A nasze plany? Nasz
przyszłość? To nie ma znaczenia? Nieważne jest nasze dziecko?
-Nie słyszałeś, co powiedziała?
Nie kocha Cię,
więc sobie odpuść te gadkę. Ona jest zdecydowana i będzie ze mną szczęśliwa.-wtrącił się
Ajlasz zaskakując
oboje płynną, czystą polszczyzną.- Podpisz te dokumenty i znikaj
z naszego życia.
-Nie wtrącaj się lepiej.-rzucił w jego stronę wściekły
Gawryło. Spojrzał na nią. Oboje byli zaskoczeni
przebiegiem tej rozmowy.- Rozmawiam ze swoją żoną, nie z Tobą.
-Piotr on ma rację.-szła w zaparte z drżącym sercem.- Podpisz te papiery
i pozwól mi odejść.
-To boli Hana po tym wszystkim, co
razem przeszliśmy.
Nie wierzę, że chcesz to tak przekreślić. Kocham Cię i
chcę, żebyś była szczęśliwa nie będę Cię
ograniczać. Podpiszę to.
-Przykro mi. Naprawdę. - dodała skruszona.- Jest coś jeszcze. Oprócz dokumentów rozwodowych mam jeszcze dla
Ciebie zwolnienie z kliniki za porozumieniem stron. Oczywiście będziesz mógł widywać
się z dzieckiem.
-Z chęcią też
je podpisze. Nie będę patrzeć jak marnujesz sobie życie.
Bez mrugnięcia okiem złożył swoje podpisy w odpowiednich miejscach. Patrzył na nią rozżalonym wzrokiem. Nie było tak jak być miało. Zgarnęła wszystko do teczki. Ajlasz zbliżył
się do niej z wyrazem zwycięstwa na twarzy. Pocałował ją. Gawryłę
ukuła zazdrość. Pospiesznie pożegnał się i wyszedł. Przemierzył korytarze i wyszedł na zewnątrz. Usiadł na ławce w pobliżu samochodu. Nie umiał się uspokoić. Sytuacja go przerosła. Poniosło go bardzo mocno. Nie spodziewał się, że Hana akurat ten argument wyciągnie. Myślał, że
już jej przeszło, ale chyba tak nie było. Skotłowało się w niej. Wróciły do niego wspomnienia i uczucia z tamtego czasu. Nie
rozumiał jej wtedy. Ona może trochę nie rozumiała jego. Niby to ona uciekła od problemu. Był na nią zły, ale to było
pokłosie jego zachowania.
Nie umiał z nią rozmawiać. Postawić się w jej sytuacji, więc oddalali się od siebie. Oboje udawali, że jest ok, chociaż tak naprawdę nie było. Próbował z nią rozmawiać tłumaczyć,
ale nie powinien stawiać ją przed czymś, co wyglądało jak atak na nią,
jej uczucia i potrzeby. Chyba trochę
myślał, że coś
przysłoniło jej zdolność racjonalnego myślenia. Tymczasem ją po prostu to przerosło. Presja z otoczenia i ta wewnętrzna mocno ją zblokowała, a postawa najbliższych z nim na czele doprowadziła do tego, że straciła siłę, przygasła. Wyrzucał sobie, że obiecał jej wsparcie, a stawiał ją pod ścianą. Ona z pewnością wiedziała,
że może na niego liczyć, ale gdy próbowała jakoś z nim porozmawiać to reagował alergicznie. Była zraniona i zrażona. Musiała to w sobie odbudować. To wiedział i nie musiała o tym mówić. Wybaczył
jej tą ucieczkę. Zrozumiała błędy, a on swoje. Żałował
jedynie, że dopiero w takich
okolicznościach musiał usłyszeć to w twarz. Widocznie krążyło to cały
czas w jej głowie
i musiała to w końcu powiedzieć. Jednak mocno zabolało. Bardzo. Włączył telefon dostał wiadomość. Od Hany.
"Piotr. Wiesz dobrze, że musiałam
to powiedzieć, chociaż
wiedziałam, że zaboli to i Ciebie i mnie.
Proszę uważaj na siebie. Kocham Cię.
Pamiętaj o tym. Musimy później o tym wszystkim
porozmawiać. H".
Nie za bardzo wiedział,
co zrobić. Nie odpisał. Przeczytał tą wiadomość
kilka razy. Pewny był
tego, że doprowadzi tą sprawę do końca. Później będzie martwił się resztą. Po chwili przyszła kolejna wiadomość.
-Trzeba zacząć działać.-szepnął
i skierował się dok samochodu.
Odjechał
spod kliniki z piskiem opon.
VI
Od czasu ostatniej wizyty Piotra w
klinice minęły
już prawie trzy dni. Wtedy
też ostatni raz miała kontakt z ukochanym. Widziała, że był na nią cholernie wściekły. Miała wyrzuty sumienia. Zamiast
wywlekać ich rzeczywiste
problemy mogła
wymyślić coś mniej bolesnego dla ich obojga,
ale wtedy Szewach mógłby nie uwierzyć. W tej sytuacji stało się lepiej, że Piotr się o wszystkim dowiedział. Nie będą już
musieli więcej udawać. Wierzyła, że Gawryło ją zrozumie i złość mu przeszła.
Martwiła się i tęskniła, a nie dawał znaku życia. Trzymała się planu. Oznajmiła Aljaszowi, że wraca do rodziców do czasu rozwodu. Niby nie
chciał się zgodzić, ale argument, że przy rozwodzie, jeśli okaże się, że ona już
kogoś ma to Piotr może
przejąć jej udziały w klinice, był bardzo skuteczny. Tym bardziej,
że poparty jej urokiem
osobistym. Tym sposobem siedziała
w swoim starym pokoju. Lubiła
samotnie przesiadywać
na parapecie przy otwartym oknie czując
wszystkie podmuchy powietrza. Jej prawa dłoń spoczywała swobodnie na brzuchu.
Zastanawiała się nad przyszłością.
Wpatrywała się w żółtą teczkę z niedawno podpisanymi przez
Piotra dokumentami. Czekała
sama chyba do końca
nie wiedziała
na co. Miała nadzieję, że to wszystko po prostu już się
skończy i znowu znajdzie się w ramionach męża, a tymczasem była umówiona z młodym Szewachem. Zauważyła, że
podjechał i wszedł do domu. Już miała schodzić, gdy spostrzegła dobrze znany samochód, który właśnie miał
wjeżdżać w bramę.
Myślała, że chyba serce wyskoczy jej z
piersi. Chwyciła
w ręce teczkę i pobiegła w dół. Pod schodach do wyjścia z domu. Aljasz stał już na podjeździe i czekał aż niespodziewany gość
opuści samochód. Minęła go i biegła dalej. Próbował zatrzymać ja krzykiem. Piotr widząc biegnącą żonę wysiadł. Wpadła mu w ramiona. Szczęśliwa, stęskniona. Pieprzyła to, że Ajlasz na to patrzy. Pocałowała go. Uniósł ją
ostrożnie w górę i obkręcił dookoła.
-Cieszę się, że jesteś.-wyszeptała z uśmiechem na twarzy.
-Nie sam.- odparł tajemniczo.
Chwycił żonę za rękę i poprowadził do drzwi od strony pasażera. Otworzył je i wyszła młoda dziewczyna. Ładna. Podobna do Szewacha.
-Nie przywitasz się z siostrą, Ajlasz?- rzuciła nieznajoma.
-Właśnie.
Przyjechała tyle drogi, żeby załatwić sprawy po śmierci ojca, a Ty się z nią nawet nie przywitasz? W sumie
się nie dziwię, skoro się jej wyparłeś. Na szczęście
pomogłem jej już to i owo zrobić.
-Jak mogłeś ich szantażować? Nawet nie wiesz, ile oni
pomogli ojcu. Jesteś
draniem. Nie dziwię
się, że ojciec Cię wydziedziczył.
-A skoro wydziedziczył to nie masz prawa niczego od
nas żądać. W takiej sytuacji będzie lepiej, jeśli stąd pójdziesz, bo może skończyć się to nieprzyjemnie.- podsumował triumfalnie Piotr.
-Pożałujecie
jeszcze tego.-odparł
zdenerwowany.
-Dziękuję, że się zgodziłaś.- powiedziała
Goldberg.
-Nie ma za co. Ojciec nigdy by nie
pozwolił na to, aby za tyle
dobra, które od Was otrzymał stałby się wam coś przykrego. Muszę już wracać. Dziękuję wam za wszystko. Pozdrów rodziców Hana.
-To my jesteśmy Twoimi dłużnikami. Mam nadzieję, że te pieniądze pomogą Twojemu synkowi.-stwierdził chirurg.
-Na pewno. Pa!
Pożegnali się z nią i zajęli się sobą. W pierwszej kolejności zniszczyli teczkę. Nie będzie im ona już potrzebna. Następnie postanowili wszystko sobie
wyjaśnić. To była kolejna już sytuacja, która uświadomiła im, że się kochali. Wyjaśnili sobie niedomówienia. Podzielili się swoimi obawami, żalami, wzajemnymi pretensjami i
problemami. Zajęło im to sporo czasu. Było trudne, bolesne, ale szczere i
potrzebne.
Z powrotu Piotra cieszyli się ogromnie rodzice kobiety. Byli
mu ogromnie wdzięczni
i dumni z takiego zięcia.
Ulżyło im. Bali się, że jednak coś pójdzie nie tak, ale jednak się udało.
Od tamtych wydarzeń życie państwa
Gawryło nabrało nowego wymiaru. Skupili się na ciąży i wrócili do Polski. Czas im
przyspieszył.
Wszystko im się
układało. Szło swoim torem. Z maluchem było wszystko w porządku i oboje wrócili do Leśnej Góry. Była już końcówka kwietnia. Termin porodu zbliżał się
nieubłaganie. Hana z Piotrem
nie przypuszczali nawet, że
przez cały ten czas byli
obserwowani. Nie inaczej było
tym razem. Stali akurat na poboczu. Gawryło
kończył zmieniać koło. Wkładał właśnie
lewarek i klucz do bagażnika,
gdy poczuł silny cios w tył głowy. Upadł
bezwładnie na ziemię. Nie stracił przytomności, mimo, że zanim odzyskał względną świadomość to napastnik zdążył już
odjechać samochodem i jego
skarbami w środku.
Kilka minut minęło zanim odzyskał siły na tyle, aby wstać. Bolała go głowa. Usłyszał głuchy trzask. Odruchowo pobiegł w stronę,
z której dobiegał. Zgadzała się ona z tą, w którą zabrano Hanę.
Gdy dotarł do zakrętu nie wierzył własnym oczom. Ich Toyota wylądowała
na drzewie, w rowie. Zapomniał
kompletnie, że
cokolwiek go boli i pobiegł
co sił w to miejsce. Chciał stamtąd wyciągnąć żonę. Znalazł się tuż obok niej. Była jeszcze przytomna. Patrzała na niego załzawionymi oczyma.
-Ratuj nasze dziecko Piotr.-po
tych słowach zamknęła oczy.
Nie poruszyła
się. Na oko jej stan był ciężki. Miał nadzieję, że maleństwu
nic się nie stało. Gorzej na pewno od kobiety wyglądał porywacz. Przyjrzał
się jego twarzy. Znał ją bardzo dobrze. Podszedł do niego. Nie żył. Bez większych wyrzutów sumienia wrócił do żony.
Po chwili zjawiło
się pogotowie. Zabrali ich
do Leśnej Góry. Tam na Piotra czekały długie godziny oczekiwań. Bał się, że coś
jej się stanie. Prosto z OIOMu
zabrali ją na blok. Następne kilka godzin po operacji
czuwał przy jej łóżku na pooperacyjnej. Obudził
się nad ranem. Był jednak w gabinecie lekarskim
przykryty kocem. Dochodziła
5. Przetarł oczy palcami i wstał.
Postanowił zajrzeć do Goldberg.
Gdy doszedł do drzwi sali pooperacyjnej stanął jak słup soli. Wszedł po cichu do środka i przysiadł na jej łóżku. Na jej piersiach leżała ich córka.
Nakrywała ją swoją zdrową dłonią i
tuliła do siebie. Musiała przysnąć przy karmieniu. Pogłaskał małą po główce i ucałował ją w czoło.
Obudziła się i spojrzała na niego pogodnie.
-Już nie śpisz?-
zapytała.
-Już nie. Kiedy się
wybudziłaś?
-W nocy. Nie chciałam, żeby Cię budzili.
-Cieszę się, że nic Wam nie jest.
Uśmiechnęła się na jego słowa. Pocałowali się. W milczeniu obserwowali córeczkę.
-Piotr, co z Szewachem?
-Zginął na miejscu.
-Przynajmniej już nam nic nie zrobi.- stwierdziła kiwając głową.
-Nie pozwolę, żeby Wam się
coś stało.
-Wierzę Ci. Ufam.- odparła.
Kilka dni później Hana wróciła do domu. Razem z córą. Dziewczyna była mocno poobijana. Cudem było jednak to, że miała jedynie złamaną rękę.
Przez to większość obowiązków rodzicielskich musiał
przejąć Piotr. Nie obyło się przy tym bez śmiechu, zwłaszcza gdy mała miała kolkę, wymiotowała albo trzeba ją było przebrać. Ciężko było jej się pohamować obserwując jego poczynania. Mężczyzna starał się jak mógł. Musiała
z dumą stwierdzić, że spełniły się jej marzenia. Toczyła życie u boku ukochanego mężczyzny wraz z wymarzoną
pociechą w otoczeniu przyjaciół. Teraz musiała tylko wrócić do pełnej
sprawności po wypadku, by móc dalej pracować jako lekarz. Nic więcej nie było jej potrzeba. Dla niej było idealnie, mimo drobnych kłótni i upadków. Wszystkie pokonywali wspólnie-prawdą, szczerością i kompromisem.